Mirela patrzyła matowym wzrokiem na współlokatorkę, która rozebrała się przy niej, po czym poszła do łazienki.
„Faktycznie jest za chuda. Spokojnie mogłybyśmy się podzielić tym, czego ja mam za dużo, a ona za mało. I wtedy wyszłyby dwie zgrabne dupy! A tak? A tak są dwa dziwadła... Co to kurwa było?!”
Przez chwilę obszukiwała swój płaszcz, lecz widać nie tu musiała położyć fajki. Westchnęła ciężko, po czym wzięła papierosa z paczki
Kornelii.
„Chyba mi wybaczy...”
Kiedy już podjęła decyzję, by skrócić swe życie i odpaliła potencjalnego sprawcę raka płuc, spojrzała na przeciwległą ścianę. To za nią znajdowało się zamknięte pomieszczenie...
"...Cholerna graciarnia z wirującą klamką. Na dodatek Kornelia wspomniała o jakimś cieniu. No po prostu pięknie... tylko nam tam jakiegoś zboczeńca brakowało..."
Stojąc tak i starając się przekonać, że to najwyżej jakiś menel się rozpanoszył na ich piętrze, mimo woli nasłuchiwała. Jak jednak wyłowić jakieś dźwięki spośród bzyczenia prądu, kłótliwych sąsiadów i techniawki dzieciaków z bloku naprzeciw?
„Kocham to miasto...”
Nagle zamarła. Czyżby... czy ktoś ją wołał? Papieros omal nie upadł na wykładzinę.
-
Nie chcę być sama! Błagam przyjdź do mnie! Mirela, tak bardzo się boję!
„To Kornelia! To Nela mnie woła z łazienki. Może coś ją...?!”
Pospiesznie wyrzuciła niedopałek do pudełeczka po fistaszkach i pobiegła do łazienki. Nawet nie pukając, otwarła szeroko drzwi i zobaczyła...
Jej współlokatorka siedziała w wodzie, mokre włosy opadały na ramiona i piersi, lepiąc się do ciała. Siedziała skulona, chlipiąc żałośnie.
„Jak dziecko...” Mira odetchnęła ciężko i zdjęła z siebie koszule, żeby się nie zmoczyć. Podeszła do wanny i zaczęła uspokajająco głaskać kobietę po głowie.
-
Już dobrze, jestem tutaj. – starała się mówić ciepłym, matczynym tonem -
Nie ma co krzyczeć głuptasie... To był tylko zły sen. Chodź już, położę cię spać. Kornelia jak bezwolny robot dała się wytrzeć, a następnie – opatulona w ręcznik – grzecznie podreptała do swojego pokoju.
Ani poduszka, ani kołdra nie były jeszcze ubrane w poszewki, ale wyraźnie jej to nie przeszkadzało. Od razu zanurkowała pod pierzynę.
-
Nie chcę być sama... – mamrotała wciąż, coraz bardziej sennym głosem.
Druga z kobiet nie bardzo wiedziała jak się zachować. W końcu właściwie tej dziewczyny nie znała, mimo że... mimo że czuła z nią dziwną więź.
-
Zostanę z tobą. – zadecydowała w końcu.
Na zewnątrz było coraz ciemniej. Rzadki deszcz siąpił i stukał monotonnie o szybę, spływając po niej niczym łzy po policzkach. Co można robić w taką pogodę? Złe pytanie. Zwykłych ludzi to przecież nie ruszało. Kłócili się, śmiali i kochali. A co w taką pogodę mogły robić dwie samotne kobiety z dziwnymi urojeniami? Spać. Tak po prostu.
Mirela zdjęła z siebie przemoczone jeansy i podkoszulek. Również wgramoliła się pod kołdrę. Nieśmiało, jakby na próbę, dotknęła dłoni
Kornelii. Była zimna niczym trup.
-
Nie chce być sama...
- Już nie jesteś. – powiedziała, tuląc do siebie dygoczące ciało.
Wszelka obyczajowość była jej już zupełnie obojętna. Chciała tylko podzielić się ciepłem z tą dziewczyną, która niczym czołg ruski wtargnęła w jej życia. I chciała też spać. Spać gdy w szyby deszcz dzwonił, deszcz dzwonił jesienny i pluskał jednaki, miarowy, niezmienny...