Yerald zamyślił się. Ta pogoda sprawiła, ze obraz Sophie stał się bardzo wyraźny. Cholernie wyraźny. Ale to coś w postaci dziewczyny. To były chyba oczy. Albo te "nowe", krótsze włosy. Sam nie wiedział.
-Co to było, u diabła?-zapytał sie głośno.
Odpowiedział mu potężny grzmot. -Ach tak, szałas-przypomniał sobie.
Zaczął zbierać potężne, bogate w liście gałęzie. Za każdym podniesieniem gałęzi, z każdym krokiem, z każdym grzmotem słyszał głos Sophie. Widział jej postać, czuł jej zapach. -Mówiła, że to jaśmin-wspomniał z cichym westchnieniem.
Zaledwie po 15 minutach miał już odpowiednią ilość gałęzi, by wybudować szałas. Dokładnie według "przepisu" mistrza Yarugi. -A to Nil się zdziwi-pomyślał, rad z siebie.
Plaies ouvertes de mon cœur blessé,
Mutilé, je crois pour toujours...
Przesłyszało mu się, czy usłyszał głos Sophie? Zdębiał. Rzucił wszystkie gałęzie i pobiegł w kierunku głosu ile tylko miał sił. |