Nicolas Noiret
Sytuacja grupy pogarszała się coraz bardziej a kulminacją złych wydarzeń była jakże szaleńczo odważną samobójcza śmierć zakładnika. Nikt nie chciał do tego wracać i również ksiądz nie odczuwał takiej potrzeby.
Podróż już w mniejszym gronie, bowiem Daniłłowicz udał się w innym kierunku, pozwoliła na odprężenie i zebranie myśli. Jedynie Fitzpatrick marudził pod nosem z powodu rzekomego opóźnienia.
Sur Le Lagne okazało się mniejsze niż Nicolas podejrzewał co niewątpliwie ułatwiało znalezienie właściwej osoby i jednocześnie kompletnie pozbawiało szans na przybycie niezauważonym.
- Jedziemy. Spokojnie, nie budząc podejrzeń. Broń ukryta. Szukamy karczmy. W drogę!
Teraz czekała ich najważniejsza i najniebezpieczniejsza część zadania choć czasami lepiej nie zakładać z góry tak dobrego przebiegu wydarzeń. Miasteczko wydawało się tak spokojne i bezpieczne aż ciężko było przypuszczać, że może na nich czaić się tam jakiekolwiek niebezpieczeństwo. „Pozory mogę mylić, trzeba mieć się na baczności…” – podsumował swoje myśli Noiret i również spokojnych i płynnym ruchem wskoczył na konia.
-Panno Le Blanc, panie Wymierski – skinął głową towarzyszom na pożegnanie – Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.
To powiedziawszy ruszył za Fitzpatrickiem rozglądając się w poszukiwaniu karczmy. Jeśli agenci na nich czekają to lepszej okazji nie mogli sobie wymarzyć… |