Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2008, 14:16   #211
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Wypadek z jeńcem sprawił, że Matylda pozieleniała i zrobiło jej się słabo. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczyma w wykrzywioną twarz przypominającą teraz maskę, wybałuszone gałki, pianę toczoną z ust. Trwała tak kilkanaście uderzeń serca, w geście przerażenia, z krzykiem uwiązanym w gardle, z dłonią zastygłą w połowie ruchu by zakryć twarz, nie widzieć. Gdy poczuła, że robi jej się niedobrze, zerwała się i pobiegła w zarośla. Odbiegła na tyle daleko, aby nikt nie mógł jej dostrzec. Gdy torsje przeszły, dziewczyna upadła na kolana i zaszlochała głośno. Nie mogła już tego wszystkiego znieść, nie mogła już na to patrzeć! Jakże bardzo pragnęła stąd uciec, zostawić to wszystko i biec, biec, biec... ale dokąd? Co miałaby dalej robić, gdzie się udać? Wszystko już było stracone. A śmierć była już tylko o krok za nimi...

Matylda wróciła na miejsce obozowiska, szara i zgaszona. Wyglądała już tylko jak cień tamtej dziewczyny, która w Londynie pozwoliła się wmieszać w te igraszki z losem. Pozwoliła wydać się na pewną śmierć. Jedna myśl nie dawała jej spokoju. Czy pani Lajolais wiedziała? Czy świadomie kazała jej wyruszyć zamiast siebie, bo doskonale wiedziała, że ta wyprawa to wyrok śmierci? Nie mogła w to uwierzyć, a jednak... Jednak wszystko wskazuje właśnie na to. Czy na tym świecie nie ma już uczciwych, honorowych i szlachetnych ludzi?

Bez słowa zebrała swoje rzeczy, wsiadła na konia i ruszyła na rozkaz Fitzpatricka. Czasem próbowała złowić wzrok generała Wymierskiego. Trzymała się blisko niego i dałaby wszystko, żeby wiedzieć co teraz myśli, co zamierza dalej zrobić i co kierowało jego postępowaniem. Co teraz będzie?
 
Milly jest offline  
Stary 15-03-2008, 18:50   #212
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Jan Wymierski

Generał widząc jak jeniec umiera, zaklął głośno w swoim ojczystym języku. Zmarnowali tyle czasu na przekrzykiwanie się i wzajemne oskarżanie, a nie dość, że praktycznie nic nie ustalili, to jeszcze ich jedyne źródło informacji, leżało przed nimi i nie było do niczego przydatne. W oczach Wymierskiego, wiezień zasłużył sobie na szacunek swoim oddaniem dla sprawy jak i lojalnością, nie zmieniało to jednak faktu, że z drugiej strony Polak był wściekły na jeńca, choć wiedział, iż powinien winić tylko i wyłącznie samego siebie.

Panu, panie generale proponuję nasze towarzystwo, zaopiekuje się pan panią le Blanc. Do wioski wchodzę tylko z Noiretem. Mam nadzieję, że uda nam się bez przeszkód przesłuchać karczmarza. Jeśli nie decyzja, co robić dalej, pozostaje w rękach pana, panie generale. Po wykonaniu zadania udamy się do Au Biserte, skąd powinniśmy ewakuować się do Anglii. Aha, panie generale, niechże pan coś zrobi ze swoim człowiekiem. Ranny jest, nie chciałbym, by nas zdekonspirował. - Fitzpatrick szybko wrócił do rzeczywistości i zaczął wydawać polecenia. Zyskał tym nieco respektu w oczach Wymierskiego.

- Proszę się Lordzie nie martwić, Pierre na pewno nie sprowadzi na nas pościgu, potrzebował tylko nieco odpoczynku. A co do pańskiego planu, to jak już mówiłem, nie będę negował rozkazów i podporządkuje się wydawanym przez pana poleceniom. - mówił Generał, jednocześnie patrząc jak młoda kobieta, wysłana przez pułkownikową, odbiega od ich skupiska. Widok trupa nie podziałał na nią zbyt dobrze. Po kilku chwilach Wymierski zebrał wszystkie swoje rzeczy i pomógł Pierrowi w pozbieraniu się. Następnie podszedł do jedynego rodaka w tej grupie i skupiwszy jego uwagę na sobie powiedział w swoim języku:
- Żałuje, że tak szybko nasze drogi się rozchodzą, jednakże mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i gdy kolejnym razem się spotkamy, będziemy mogli porozmawiać dłużej. Powodzenia panie Daniłłowicz. - Gdy skończył, podał swojemu rozmówcy rękę.

Gdy byli już na koniach, Jan podjechał bliżej Matyldy i nie zważając czy inni go słyszą, rzekł:
- Widziałem dziecko jak zareagowałaś widząc, śmierć tamtego człowieka. Wiem, że to musi być trudne dla ciebie, ale obawiam się, że możesz zobaczyć jeszcze więcej potworności. Musisz to wszystko jakoś przełknąć, pamiętaj, że wykonując tą misję, możemy pomóc w obaleniu Korsykanina. robisz to więc dla swojego kraju. Rozumiem, że możesz mieć już dość i się boisz, dlatego trzymaj się blisko mnie i mojego człowieka. My już zadbamy aby nie stała ci się żadna krzywda.
 
Van jest offline  
Stary 16-03-2008, 10:08   #213
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wybrzeże - ok godziny 16.30

Droga okazała się niezbyt trudna i choć prowadziła z początku wąska klifową ścieżka, była jednak równa i pozbawiona przeszkód. Wkrótce dotarł do leżącej w małej niecce wioski rybackiej.
Kilkanaście chłopskich chałup, krzywy i rozpadający sie pomost, do cumowania łodzi nie wyglądały na cel jego podróży. Krzywa tabliczka z rozmytym przez słony wiatr i deszcze napisem "Au Biserte" utwierdziło go w tym.
Ominął szerokim łukiem miejscowość i tuż za nią wjechał na szeroki i równy trakt. Popędził wierzchowca. Droga zataczała łuk i niebawem wśród zielonych pól, żywopłotów i kamiennych murków ujrzał wysoką dzwonnicę kościoła.
Zapytany wieśniak potwierdził jego przypuszczenia.

To było Brasanscon. Nie forsując wierzchowca, rozglądając sie ciekawie wjechał między pierwsze zabudowania i wąskimi uliczkami dotarł do niewielkiego rynku.
Na środku w otoczeniu kilku klombów stał opustoszały cokół, ma środku placu niewielki kwadratowy budynek przyozdobiony był tabliczką "Merostwo". Kilku starszych mężczyzna pykając fajki leniwie raczyło sie miejscowym winem przed zajazdem i patrzyło ciekawie na przybysza.

Polak poczuł na sobie czyjś wzrok i odwrócił się. Ze skromnego budyneczku ze skrytym w cieniu napisem "Genderme" wyszedł wąsaty osobnik z trójkolorową kokarda i przyłożywszy dłoń do czoła obserwował Daniłłowicza.

Brasanscon




Okolice Sur la Legne około godz 18.00

Droga z początku będąca dość szeroka dróżką z w miarę posuwania coraz bardziej sie zwężała.

Wkrótce zostali zmuszeni do prowadzenia wierzchowców i poruszania się gęsiego. Uniemożliwiało to wszelkie rozmowy poruszali się więc wolno i w milczeniu.

Ścieżka, a raczej ścieżynka wciąż meandrowała o mijając liczne wykroty i parowy i Fitzpatrick klął pod nosem na opóznienie. Powoli jednak las przerzedzał sie i po wspięciu się na niewielki pagórek spomiędzy rzadkich już drzew ujrzeli leżącą poniżej łagodnego stoku wioskę.

Pola okoliczne zieleniły się trawami i złociły zbożem, na nich zaś pracowali grupkami miejscowi. Liczne żywopłoty wskazywały, gdzie biegły miedze.

Domy z nieodłącznymi ogródkami rozrzucone wydawało by się bez ładu i składu jaśniały bielą ścian w majowym słońcu.

Po przeciwnej stronie drogi tkwił zda sie opustoszały wiatrak, spośród budynków stojących przy trakcie wyróżniał się tylko jeden - postawiony z ciosanego kamienia, pomalowany jaskrawą czerwienią, z czymś co przypominało miniaturowa dzwonnicę z zapaloną, widoczną nawet w dzień zielona latarnią.


Lord przez chwile studiował mapę, po czym popatrzył na innych.
- To Sur Le Lagne.


Sur Le Lagne


 
Arango jest offline  
Stary 18-03-2008, 21:16   #214
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Daniłłowicz posłał krótkie, ciężkie do zauważenia spojrzenie w kierunku żandarma. Faktycznie, nie wyglądał na zwykłego podróżnika- nawet nie chodziło o jego czarny płaszcz i charakterystyczną twarz, a o juki przy jego siodle. Nie mógł bowiem brać ze sobą walizki, ale i na to był przygotowany- przed wyjazdem w kierunkuBrasanscon przełożył większość swego arsenału do odpowiednich pokrowców przyczepianych do juków właśnie, część zaś tylko biorąc do podręcznego plecaka. Wjeżdżając więc do miasta, mimo starannego zamaskowania większości z broni, wyglądał jak jednoosobowa armia.

Chociaż, co by nie mówić, w rzeczywistości nią był.

Miał godzinę. Jadąc tu wyobrażał sobie ten czas jako sześćdziesiąt minut obserwowania dzieci bawiących się na urokliwym, wiejskim rynku, popijając przy tym jakieś okoliczne wino, nalewane przez piersiastą córkę barmana. W tej chwili jednak doskonale wiedział, że ten czas może mu nawet nie wystarczyć...

Zerknął na zegarek. Równo za godzinę ma się stawić u aptekarza. Może być ciężko, ale... Cóż, powinien dać radę.

Wjechał powoli do stajni znajdującej się nieopodal zajazdu "Pod Rybakiem", nie dając nawet dotknąć swojego konia wychudzonemu stajennemu- w zamian za to rzucił mu na wjeździe monetę, przez co- mógł być pewien- zyskał sobie wdzięczność małego chłopca. W stosownej chwili zapomni rysopisu darczyńcy, albo w ogóle ta chwila wyleci z jego pamięci. Co by nie mówić złego o francuskim chłopstwie, byli to ludzie dobrzy.

Zeskoczył z konia, szybko odpiął od siodła pakunki z bronią i co ważniejszymi przedmiotami- nie zostawi ich w końcu jak pierwszy głupi w tym budynku. Podziękował Bogu za drzwi prowadzące ze stajni do wnętrza zajazdu- szybko z nich skorzystał, zatrzaskując je za sobą. Oczami wyobraźni już widział zbliżającego się żandarma i problemy, które mogą wyniknąć ze spotkania z nim.

- Pokój dla strudzonego wędrowca, panienko!- zawołał do młodej brunetki stojącej za ladą- Byle nie od strony rynku, strasznie drażnią mnie te odgłosy- dodał po chwili, uśmiechając się przy tym- ale nie tak szkaradnie jak zwykle, grzeczniej, "normalniej".

Dziewka pobiegła na zaplecze, poszukać odpowiedniego klucza, Samuel zaś rozejrzał się po salce, gdzie większość osób zajadała najtańszą tutaj kaszę ze skwarkami, zapijając podłym winem. Z pewnością nie była to knajpa dla bogatych- to zresztą dobrze, bo żołnierz szukał tu pewnej osoby, która powinna być przede wszystkim zwykła... I po chwili ją znalazł.

- Do tego dzban wina, co macie.- dorzucił po chwili, wpatrując się w postać wysokiego chudzielca o twarzy spalonej słońcem.

Siadł dwa stoliki od niego, gdzie zaczął powoli sączyć wino. Sączył i dyskretnie wpatrywał się w swój cel. Gdy mężczyzna wstał i poszedł w kierunku piętra, gdzie znajdowały się pokoje, Samuel odczekał jeszcze chwilę i ruszył za nim- tak, by nie budzić specjalnych podejrzeń. Wszedł na piętro w chwili, w której śledzony przez niego człowiek przekroczył próg swojego pokoju.

Drzwi już nie zdążył domknąć. Upadł na ziemię, ogłuszony uderzeniem ciężkim kluczem do drzwi w potylicę.

Daniłłowicz wiedział, że zostało mu mało czasu. Prędko zdjął z mężczyzny jego ubranie i przymierzył na siebie- nadawało się, wyglądał w nim jak przeciętny, trochę wyższy rolnik. No, przynajmniej póki ktoś nie spojrzy na jego twarz. Prędko skrępował swą ofiarę i zamknął drzwi do pokoju na klucz. Następnie popędził do swojego, gdzie rzucił na łóżko swoje rzeczy, do skórzanej torby skradzionej rolnikowi wrzucił zaś cztery pistolety oraz nóż- na miejskie starcia z żandarmerią był całkiem nieźle przygotowany.

Zerknął na zegarek. Piętnaście minut. Wyskoczył przez okno- szczęśliwie trafił na daszek- i wychodząc przez podwórze ruszył w boczne uliczki miasteczka, gdzie co rusz pytał się przechodniów o drogę do tutejszej apteki.

W końcu trafił na miejsce.

- Witam.- rzucił, wchodząc do środka- odrobinę kulawo, trochę nieporadnie- Przepraszam, nie mogłem doczytać z szyldu... Czy wypycha pan również sowy?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 25-03-2008, 17:39   #215
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Okolice Sur la Legne około godz 18.00

- Pan, panie generale zostanie z panną le Blanc. Ja z Noiretem jedziemy do wioski. Niech pan uważnie obserwuje otoczenie. Tu mogą już być wywiadowcy Napoleona.

Fitzpatrick mówił, wciąż obserwując spokojną wioskę. Szukał śladów bytności żołnierzy francuskich lub w ogóle czegoś, co wzbudziłoby jego niepokój. Potem dosiadł konia i rzucił w stronę byłego księdza:

- Jedziemy. Spokojnie, nie budząc podejrzeń. Broń ukryta. Szukamy karczmy. W drogę!

Przejechali na przełaj pole, wjeżdżając na wiejską, polną drogę. Minęli parterowy, stary domek, na którym upływ czasu odcisnął niezatarte piętno. Fitzpatrick przelotnie spojrzał na starca, który siedział na werandzie. Mężczyzna lekko kiwnął głową, pozwalając nieśmiałemu uśmiechowi rozjaśnić ciemne, pokryte zmarszczkami oblicze. Lord również się uśmiechnął, lecz chłodno i dystyngowanie.

Wjechali wreszcie między główne zabudowania Sur le Legne. Fitpzatrick zeskoczył z konia rozejrzał się po okolicy. Otaksował wielką, drewnianą stodołę, która być może pamiętała jeszcze czasy Andegawenów. Ładny, pobielony domek, kilka zabudowań gospodarczych. Szukał budynku, który przypominałby karczmę. Być może był opatrzony wiszącym szyldem? Fiztpatrick nie chciał mitrężyć czasu, obawiając się, że już wkrótce może wpaść w łapy wywiadu Napoleona.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 26-03-2008, 00:30   #216
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Nicolas Noiret


Sytuacja grupy pogarszała się coraz bardziej a kulminacją złych wydarzeń była jakże szaleńczo odważną samobójcza śmierć zakładnika. Nikt nie chciał do tego wracać i również ksiądz nie odczuwał takiej potrzeby.

Podróż już w mniejszym gronie, bowiem Daniłłowicz udał się w innym kierunku, pozwoliła na odprężenie i zebranie myśli. Jedynie Fitzpatrick marudził pod nosem z powodu rzekomego opóźnienia.

Sur Le Lagne okazało się mniejsze niż Nicolas podejrzewał co niewątpliwie ułatwiało znalezienie właściwej osoby i jednocześnie kompletnie pozbawiało szans na przybycie niezauważonym.

- Jedziemy. Spokojnie, nie budząc podejrzeń. Broń ukryta. Szukamy karczmy. W drogę!


Teraz czekała ich najważniejsza i najniebezpieczniejsza część zadania choć czasami lepiej nie zakładać z góry tak dobrego przebiegu wydarzeń. Miasteczko wydawało się tak spokojne i bezpieczne aż ciężko było przypuszczać, że może na nich czaić się tam jakiekolwiek niebezpieczeństwo.

„Pozory mogę mylić, trzeba mieć się na baczności…” – podsumował swoje myśli Noiret i również spokojnych i płynnym ruchem wskoczył na konia.

-Panno Le Blanc, panie Wymierski – skinął głową towarzyszom na pożegnanie – Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.

To powiedziawszy ruszył za Fitzpatrickiem rozglądając się w poszukiwaniu karczmy. Jeśli agenci na nich czekają to lepszej okazji nie mogli sobie wymarzyć…
 
mataichi jest offline  
Stary 26-03-2008, 12:43   #217
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Matylda wdzięczna była generałowi za słowa otuchy, których tak bardzo potrzebowała. Postarała się nawet o uśmiech, który wypadł blado na zmęczonej twarzy dziewczyny. Nie znalazła jednak sił by podtrzymać rozmowę, tym bardziej, że warunki jazdy utrudniały wszelką komunikację.

Jednak słowa Wymierskiego zasiały pewne ziarno niepewności w jej młodym umyśle. Czy zdecydowała się na tą misję dla swojego kraju, dla swojej ojczyzny? Początkowo myślała, że tak. A teraz... Wszak póki śmierć nie zabrała jej braci w okrutnych bitwach nie myślała o polityce, o Napoleonie, o wolności i uciśnieniu. Dopóki bieda nie zajrzała jej głęboko w oczy kochała swój dom, swoją ojcowiznę. Ale czy myślała o miłości do Francji? Czy była to raczej miłość do skrawka ziemi, lasu, do domu, w którym została wychowana. Miłość do braci i matki. Czy nienawiść do Napoleona, który odebrał jej rodzinę, przez którego skończyło się jej beztroskie dzieciństwo, była powodowana pobudkami patriotycznymi? Czy chciała walczyć za wolność Francji, czy też kierowała się własną, egoistyczną naturą, chęcią ukarania tego, przez kogo zginęli jej bracia? W końcu - dlaczego zgodziła się tu wyruszyć? Pani Lajolais zaopiekowała się nią, dała jej dach nad głową i umożliwiła utrzymanie, za co Matylda serdecznie ją pokochała. I znowu nie były to pobudki bezinteresowne. Ta myśl niemal przygwoździła zagubioną dziewczynę - robiła wszystko z powodu własnego egoizmu, z powodu prywatnej nienawiści, ba! nawet tu wyruszyła, bo jej pierwszym pragnieniem było odnalezienie matki, a być może także ostatniego z braci. Tymczasem powinna być patriotką, oddać życie za Francję, walczyć w jej obronie! Jakże grzeszną i nikczemną duszę miała! Jakże bardzo musiała być wstrętną w oczach Boga!

Resztę drogi spędziła na żarliwej modlitwie, powtarzanej raz po raz, bez przerwy, niemal do utraty tchu. Dałaby wszystko za możliwość spowiedzi, za rozmowę z kimś, kto powie jej co powinna robić, jak odpokutować swoje winy. Wydawało się jednak, że jest już za późno. Że przyjdzie jej umrzeć z tak ciężkimi grzechami na sumieniu. A co gorsza - czeka ją piekło i potępienie, nigdy nie spotka już swych braci, których Bóg z pewnością trzyma po swej prawicy. Och, biada jej, biada!

Wreszcie udało im się dotrzeć do Sur Le Lagne. Miejsca przeznaczenia. Fitzpatrick zarządził, że ruszy tam tylko z panem Noiretem, co w głębi duszy szalenie ucieszyło dziewczynę. Nie dlatego, że bałaby się zrobić to, co wcześniej zaproponowała. A dlatego, że dłuższy czas będzie mogła pozostać z generałem Wymierskim i wreszcie porozmawiać szczerze z kimś, kto jest jej przychylny.

-Panno Le Blanc, panie Wymierskipan Noiret skinął głową towarzyszom na pożegnanie – Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.

- Niech Bóg ma Was w swojej opiece - powiedziała patrząc tylko na księdza - A Jego aniołowie osłaniają Was od wszelkiego złego. Będę się za Was modlić.

Dłuższą chwilę stali w milczeniu obserwując oddalających się jeźdźców. Gdy byli już daleko Matylda wbiła swój wzrok w generała szukając w jego obliczu odpowiedzi na nie zadane jeszcze pytania. Wreszcie odezwała się:

- Panie generale... Proszę nie zbywać mnie jak pan Fitzpatrick i potraktować poważnie. Dlaczego nie oddał mu pan listu? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam jego treść, ale... grozi nam przecież śmiertelne niebezpieczeństwo! Lajolais miał nas wszystkich zabić! Tu gra toczy się chyba o coś więcej, niż naszą misję. Samobójczą misję! Niestety jesteśmy w to wciągnięci wszyscy. Może nie darzę szczerą sympatią Fitzpatricka, ale ten list to także wyrok śmierci na niego, na każdego z nas, więc niestety zdaje się stoimy po tej samej stronie barykady. Jeśli pan wie coś więcej, proszę mi powiedzieć. A może to ja źle odczytałam to pismo?
 
Milly jest offline  
Stary 27-03-2008, 13:40   #218
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Wymierski

Generał, podczas drogi musiał przemyśleć wiele spraw. był bardzo niezadowolony z dotychczasowego przebiegu ich misji. Nie dość, że zmarł pułkownik, to jeszcze przez ich własną głupotę stracili cenne źródło informacji w postaci jeńca. Jeżeli chcieli przeżyć dłużej jak do wieczora, musieli być od teraz bardzo uważni. I nie powinni więcej pozwolić, aby ponosiły ich emocje.

- Pan, panie generale zostanie z panną le Blanc. Ja z Noiretem jedziemy do wioski. Niech pan uważnie obserwuje otoczenie. Tu mogą już być wywiadowcy Napoleona.

- Oczywiście Lordzie.

-Panno Le Blanc, panie Wymierski. Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.

- I ja mam taką nadzieję panie Noiret. Powodzenia.

Generał, poczekał, aż podjadą bliżej wioski, po czym zaczął jeszcze uważniej obserwować wioskę wypatrując czego bądź kogoś dziwnego czy nie wzbudzającego zachowania.
- Pierre - powiedział do swojego rannego towarzysza - Odpocznij chwile, ja tymczasem będę obserwował czy nie dzieje się nic dziwnego. - Wymierski wpatrzony w dal usłyszał nagle głoś Matyldy.

- Panie generale... Proszę nie zbywać mnie jak pan Fitzpatrick i potraktować poważnie. Dlaczego nie oddał mu pan listu? Nie wiem czy dobrze zrozumiałam jego treść, ale... grozi nam przecież śmiertelne niebezpieczeństwo! Lajolais miał nas wszystkich zabić! Tu gra toczy się chyba o coś więcej, niż naszą misję. Samobójczą misję! Niestety jesteśmy w to wciągnięci wszyscy. Może nie darzę szczerą sympatią Fitzpatricka, ale ten list to także wyrok śmierci na niego, na każdego z nas, więc niestety zdaje się stoimy po tej samej stronie barykady. Jeśli pan wie coś więcej, proszę mi powiedzieć. A może to ja źle odczytałam to pismo?

- Widzisz panienko -
zwrócił do niej Generał, ściszając głos tak by nie słyszał ich rozmowy jego ranny towarzysz - jestem całkowicie pewien, że o śmierci pułkownika, do którego ten list miał trafić, wie tylko sześć osób. Lord Fitzpatrick, pan Noiret, pan Daniłłowicz i nasza trójka. Nikt więcej. Ludzie którzy wysłali list uważają, że jest on teraz w rękach adresata, dlatego też nie będą robili nic szczególnego, dopóki nie będą wiedzieć, że list nie trafił tam gdzie powinien. A jeżeli wszystko dobrze pójdzie, nikt nie dowie się o tym, dopóki nie będziemy bezpieczni. Jeżeli Bóg pozwoli i wyjdziemy z tej misji cało, wrócimy do Anglii i powiadomimy panią pułkownikową o śmierci jej męża, już po tym jak otrzymał list. Co do Lorda, nie powiedziałem mu o niczym, ponieważ jestem pewien, że zrodziłoby to u niego dużo nieufności w stosunku do ciebie i mnie. Oprócz tego jest jeszcze Pierre, który mimo wszystko wcześniej współpracował z Lajolaisem i to jemu był i najprawdopodobniej dalej jest wierny. Nie mamy pojęcia jakby sie zachował. Ale jeżeli dalej nalegasz by pokazać reszcie list, uczynię to, jeżeli oczywiście wszystko pójdzie teraz zgodnie z planem, w stosownym momencie. - Generał, który co chwilę patrzył to na swoją rozmówczynię to na wioskę, powrócił do spokojnej obserwacji.
 
Van jest offline  
Stary 27-03-2008, 14:07   #219
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
- Z całym szacunkiem, panie generale - odezwała się półgłosem - Nie rozumiem pana optymizmu. Ludzie, którzy napisali ten list i później dowiedzą się o naszym powrocie i śmierci pułkownika i tak nas zabiją. Tu chodzi o coś ważniejszego niż my, niż pułkownik, niż ta misja. Nie wiem jak pan myśli, ale jak dla mnie praca dla ludzi, którzy chcą mnie poświęcić i po wszystkim z zimną krwią zamordować jest... - nie potrafiła nawet znaleźć odpowiednich słów, była zbyt bardzo wzburzona - Do tej pory wszystko wydawało mi się proste. Są ludzie, którzy chcą obalić Napoleona i są jego zwolennicy. Obie strony walczą ze sobą o zwycięstwo. Ale nie! Okazuje się, że przeciwnicy Napoleona knują między sobą, zdradzają się, spiskują i mordują tych, którzy są oddani sprawie. Mordują nas! Przecież wieści o śmierci pułkownika rozejdą się szybko. Ile możemy mieć czasu nim "tamci" się o tym dowiedzą? I może mnie pan nazwać zdrajczynią, może nie jestem patriotką - ale jeśli tak ma wyglądać walka o wolność, to ja podziękuję. Dlaczego pani Lajolais wysłała mnie z tym listem? Bo doskonale wiedziała o co chodzi. Doskonale wiedziała, że doręczając ten list, doręczę wyrok śmierci na nas wszystkich. Mam dość tajemnic, szyfrów, intryg i knucia. I wie pan co? Jeśli Fitzpatrick wróci stamtąd żywy i dopiero teraz pokażemy mu list, to on nas zastrzeli. Dobrze pan o tym wie. Więc jesteśmy w sytuacji patowej, cokolwiek zrobimy będzie źle. Jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy, to uciekać. Po prostu zostawić to wszystko, wszystkich tych obłudnych, zakłamanych osób bez sumienia i serca. Niech pozabijają się nawzajem sami. Ale sumienie nie pozwala mi zostawić za sobą nawet takiego drania jak Fitzpatrick! Bo i on dał się w to wciągnąć, wykonuje ślepo rozkazy i wierzy, że robi dobrze! Bo i jego zdradzono... Nie widzi pan, że nie mamy w tym kraju żadnych sprzymierzeńców? O naszym przybyciu wiedzą nasi wrogowie, a nasi przyjaciele otrzymują polecenie zamordowania nas. Nie rozumiem jak pan w tej chwili może uważać, że wszystko jest w porządku i powinniśmy dalej grać swoje role. Zdradzono nas! Wszyscy nas zdradzili!
 
Milly jest offline  
Stary 28-03-2008, 14:59   #220
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bresanscon - Apteka "Pod Jagnięciem"

Aptekarz, mały, łysy człowieczek spojrzał na niego oczami powiększonymi przez szkła binokli. Wyraznie zalękniony patrzył na dziwnego, bladego przybysza.
Po chwili odpowiada jednak głosem spokojnym i zdecydowanym.

- Sowy są dla Bretończyka święte, wypycham puchacze.

- Dobrze że pan przyjechał.
- Od kilku dni kręcą się tu agenci Fouchego i szaserzy Savaryego, wybuchła ponoć między nimi już raz awantura. Wojskowymi dowodzi ten rudy pies...

Podchodzi do okien i zasłania je żaluzjami. Miły półmrok zapada w pomieszczeniu. Gospodarz wskazuje uprzejmie drzwi wiodące na zaplecze zapraszając tam Polaka.
Gdy Daniłłowicz przekracza próg ciemnego magazynu w jego nozdrza uderza zapach kurzu, preparatów chemicznych i Bóg jeden wie czego jeszcze...

Sur le Lagne

Krajobraz zda sie iście sielski, niosący zapach dojrzewającego zboża i świeżo ściętego siana.
Jechali wolno kierując się w stronę budynku z dziwaczną dzwonnicą.
Mijani wieśniacy, zresztą nieliczni nie zwracali na nich uwagi. Widać było, że kierują się albo na pola, albo właśnie z nich wracają.

Jakiś burek wyskoczył spod płotu i zaniósł się cienkim jazgotem. Patyk ciśnięty celnie przez może 5 letniego berbecia uciszył go na chwilę.

Nie widząc niczego co przypominałoby choć z grubsza zajazd dojechali do ostatniego budynku we wsi. Wbrew ich przekonaniu nie musieli jednak się wracać. Oto przed karczmą (jak się okazało) nazwanej szumnie "Pod Damą i Huzarem" siedzial zażywny jegomość pykając fajeczkę.
Solidny, zbudowany z szarego kamienia budynek posiadał jedno piętro, na drogę wychodziły dwa duże okna z mocnymi okiennicami, wejścia zaś strzegły niskie drzwiczki. Całość pokryte soczyście czerwoną dachówkę, zdobiła to wszystko zaś ni to mała dzwonnica, ni wieżyczka usytuowana na jednym z końców dachu.
Widać że budowano tu solidnie i na lata, jeśli nie wieki.

Właściciel, wygrzewający sie dotąd do słońca na kamiennej ławeczce, na ich widok poderwał się i śmiesznie kiwając na boki niczym kaczka podszedł do wędrowców.

- Oui monseure

Generał i Matylda mimo rozgorączkowania dyskusją starali się wypatrzyć miedzy zabudowaniami Lorda i Noireta.
Mając zaś naprawdę piękny widok mogli również obserwować drogę przed i za wsią jak i pobliska okolicę gdzie królowały pola.
Tego obrazu nie mąciło jednak nic co nie pasowałoby do wiejskiego, majowego krajobrazu. Gdyby nie pytania, które ich nurtowały mogliby się poczuć naprawdę bezpiecznie..
 
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172