Cela była zimna i mroczna co dodatkowo potęgowało beznadziejną sytuacje Andresa i Tomasa. Woźnica spojrzał popatrzył na towarzysza i rzucił się w kierunku krat. - Wypuśćcie nas! Co wam zrobiliśmy?!
Arcymag odprowadził wzrokiem Maxa, który udał się na zewnątrz. Janna podeszła do krat. - Zanim zginiecie, będzie patrzyć jak w mieście nastaje nowy porządek.
Arcymag zaczął się śmiać i również ruszył schodami do góry. Janna została czekając na ostatnie słowa więźniów nim pójdzie za swym mistrzem.
* * *
Uliczka tak wąska, że z ledwością przejechały by dwa wozy, teraz stała się placem boju. Ludzie Bernardta w mundurach zaszli z dwóch stron odcinając drogę ucieczki. Bernardt uśmiechnął się. - Janna Eberhauer drogo ceni wasze głowy. To ona wynajęła nas żeby was sprzątnąć. Wiedziała, że wybuch was zwabi. Teraz zginiecie tu jak nędznicy w rynsztoku.
Felix z lekkim zdziwieniem spojrzał na żołnierza i dla pewności zapytał. - Mnie też chcesz zabić? Śmiałe słowa jak na kogoś, kto nie ceni swego życia…
Calien srogim wzrokiem spojrzała na Bernardta. Uczucie złości powoli zaczęło w niej rosnąć. Dała się tak łatwo podejść...
- Eh... tak łatwo wam nie pójdzie...Widzę , że ślepo ufacie tej kobiecie...W końcu i was będzie chciała się pozbyć.- Calien z ironicznym uśmiechem odpowiedziała mężczyźnie. Ale Felix?? On jest z nimi?? Od samego początku nas oszukiwał... To niemożliwe...
Joachim patrzy z mieszaniną złości i zdziwienia, w końcu zniecierpliwiony niejasnością sytuacji wyciągnął pistolet i strzelił do jednego z kuszników. W tym momencie wszystko zaczęło się dziać dosyć szybko. Kula wbiła się w łeb przeciwnika, zatapiając się gdzieś w mózgu. Jednak zdążył wypuścić bełta, który niefortunnie trafił nad kolano Joachima. Zwadźca padł na kolano z bólem w nodze. Calien nie czekając wyciągnęła rękę w stronę Bernardta i szepcząc pod nosem ledwo słyszalne słowa chciała ułożyć inkantację, jednak siły jakby ją opuściły i w tym samym momencie, Felix podłożył jej błyskawicznie nóż pod gardło. - Spokojnie… Nie chce, żeby komuś stała się krzywda. – Powiedział niespokojnym głosem Felix.
- Janna? JANNA? A kto nas wsadził do ciężkiej cholery do więzienia, wcześniej oskarżając o morderstwo i włamanie? Kurwa! - Joachim starał się stanąć na nogi. -A ci tu, którzy zamierzają nas zabić, to niby mają świadczyć o jej pokojowym nastawieniu! Co?!- Wyciągnął miecz. - Nikt nie zmusi mnie do wierzenia w kłamstwa!!- Calien wykrzyknęła w stronę mężczyzny.
Drugi kusznik wypuścił bełt, który zatopił się w drugiej nodze Joachim wchodząc głęboko w udo. Kolejna fala bólu powaliła go na ziemię.
- Pożałujesz tego Felixie... Wy też pożałujecie swojego wyboru... Życie się na was zemści – Z nosa Calien popłynęła stróżka krwi. Ciało kobiety drżało, jakby ból przeszywał je całe.
Bernardt zaczął się zbliżać i podniósł miecz do walki. - Rzućcie broń… Bo źle się to skończy… - Powiedział ze stoickim spokojem żołnierz. - Aaaaah - Okrzyk bólu wydarł się z gardła Joachima klęczącego na ziemi. - To ma być zachęta do tego życia? Cholera! - Joachim spojrzał wściekle na Felixa a zaraz potem na Bernardta, przez chwilę mierzył go wzrokiem, ale w końcu odrzucił miecz na bok. -Niech cię szlag Felix, niech cię szlag! Wydajesz nas w ręce potwora w ludzkiej skórze.
Ubrania Calien zaczęły wirować, lecz nikt nie wyczuł wiatru, krew ściekła jej z nosa po ustach. Bernardt cofnął się do tylu i podniósł miecz do obrony. - Co ona robi!! - Wykrzyczał.
- Calien co robisz?! Uspokój się?! - Felix nacisnął na jej szyję dłońmi.
Joachim wyciągnął ukradkiem lewak. Calien nagle zaczęła krzyczeć, co wywołało okropny ból w uszach. Krzyk był tak potężny, że zaczęły sypać się ściany. Felix zrobił krok w tył. W powietrzu nagle zawirował dosyć mocny wiatr mieniący się odcieniami purpury. Potężna fala wiatru uderzyła w Felixa wgniatając go głęboko w ścianę. Joachim padł na ziemię i zauważył jedynie chaos jaki rozpętał się w uliczce. Tak szybko jak się wszystko zaczęło, równie szybko się skończyło. Joachim z trudem podniósł się na czworaka, próbując opanować ból w nogach. Krew ściekała z jego ran. Felix opadł w konwulsjach na bruk i jęczał z bólu pod nosem.
- Dlaczego to zrobiłaś... Przecież nikt nie musiał zginąć… - Krew spłynęła w kąciku ust Felixa.
Joachim podczołgał się do Calien, rozglądając się po okolicy. Nie zauważył nigdzie Bernardta, za to jego kompani leżeli bez ducha na ziemi. Wszędzie pełno gapiów. -Calien. Calien! Żyjesz? Cholera, gdybym tak mógł wstać o własnych siłach. Zaraz się tu zleci cała straż miejska, do diabła! Felix zamknij pysk, jeszcze się z tobą policzę, niech tylko wyjmę to draństwo z nóg, to popamiętasz!
W tłumie ktoś zaczął nawoływać mundurowych. Joachim szybko zrozumiał ich beznadziejną sytuację. Na ziemi leżeli ludzie w mundurach. Pewnie pierwszymi podejrzanymi mianują ich trójkę. Kot – jedyny, który wyszedł bez szwanku podbiegł do Joachima i polizał go po dłoni. |