Zdziwił się Fengrin troszkę słysząc słowa zwiadowcy, cichego zabójcy wśród traw chciał jeszcze zobaczyć patrząc do góry, nad trawy czy go dojrzy. Mylił się jednak i nie zobaczył nikogo..
Wyszli z traw, a już z daleka było widać zabudowania i płytki bądź strzechę domów wioski/miasta. Fengrin ocenił możliwości walki i obrony tej wioski w myślach:
"Hmm, padli by przy pierwszym lepszym taranie, potem zbrojni wpadają do środka i rzeź." - Widzicie jakie zabudowania? Ciężkie czasy nastały i teraz każda wioska to inny świat i inne prawa. Musimy uważać, ale na pewno znajdziemy coś na rozgrzanie i coś na ząb. - powiedział Fengrin i unosząc hardo głowę do góry pomyślał:
"Ciepłe żarcie, kominek i może jakieś piwko by się znalazło, no dobrze, zobaczymy"
Wtedy usłyszał złowrogi głos strażnika stojącego nad bramo-drzwiami. Fengrin uniósł głowę jeszcze wyżej i zobaczył jak dzierży w dłoni włócznię i krzyczy na nas: -HEJ WY TAM! ZATRZYMAĆ SIĘ! BROŃ NA ZIEMIE I STAĆ SPOKOJNIE!
"Człeku jeden nie krzycz bo jesteś głośniejszy niż piszcząca rozgrzana stal w kuźni" - pomyślał przypomniając sobie dawny zawód, który musiał przerwać przez prześladowania nie-ludzi.
- Witaj dobry człeku - zaczął spokojnie opierając jednocześnie młot o ziemię - jesteśmy podróżnikami, jam kowal Urgrim a to moi współtowarzysze. Daj nam wejść do środka i napoić nasze ciała po trudnej przeprawie. - mówił spokojnie nie ruszając się z ziemi.
Czekał na zejście strażnika i sprawdzenie ich rzeczy i broni. Nie chciał kłopotu, ponieważ to nie w jego stylu. Mieli zadanie do wykonania... |