Kuba wertował 'Poradnik'. Robił to tak zapamiętale, że zdawało się, że nic nie słyszał z toczącej się wokół niego dyskusji. Ci, którzy na niego patrzyli, widzieli, że jego mina staje się coraz bardziej ponura. W końcu zamknął księgę i podniósł głowę. Na jego twarzy ciągle widniało niezadowolenie.
Wstał powoli i spojrzał na Misię.
- Zacznę od końca... Piotrek-skrzypek zniknął na terenie Chatek Trzech Świnek. Chyba. Tam w każdym razie znalazłem futerał od jego skrzypiec. I choć go wołałem... To znaczy Piotrka, nie futerał - poprawił się - to mi nie odpowiedział, ani nigdzie go nie zobaczyłem. Wilk go raczej nie zjadł, w raciczki Świnek też nie miał kiedy wpaść. Może udało mu się uciec do Prawdziwego Świata - dodał tonem pełnym wątpliwości. "A już myślałem, że on was nic nie obchodzi" - pełna mieszanych uczuć myśl na moment pojawiła się w oczach Kuby. Ale ujrzeć ją mogła najwyżej Monisia, w stronę której Kuba właśnie patrzył. Jeśli akurat nie mrugnęła...
- Co do reszty - zmienił temat. - Moje źródełko wiedzy - czułym gestem pogładził grzbiet książki - jest wyjątkowo oszczędne w słowach. I ma równie mało pomyślnych wieści.
Podniósł plecak, schował 'Poradnik' i mówił dalej.
- W Ponurych Krainach pojęcie 'bezpieczna droga' nie jest znane. Istnieją tylko dróżki mniej i bardziej niebezpieczne. I, rzecz jasna - spojrzał z krzywym uśmiechem na jedną i drugą ścieżkę - pozory mogą mylić. Nie należy sugerować się wyglądem. "Na miejscu każdego rozbójnika czy porządnego smoka" - pomyślał z przekąsem - "czatowałbym na skraju eleganckiej drogi, która samym swoim widokiem przyciągnie kolejnego frajera. Ba... Nawet dbałbym o utrzymanie tej drogi..."
- Podobnie wygląda sprawa ze schronieniem... - kontynuował. - Bezpieczne istnieją tylko w teorii. Czasami można zaufać ludziom z Szachownicowych Królestw, ale tylko czasami. Większość z nich panicznie lęka się Zgniłego Króla, więc nawet jeśli sami nic nam nie zrobią, to mogą sprowadzić na nas ludzi Wielkiego Zbuka. A gdzie indziej - tym razem przedstawiał własne przypuszczenia - cóż... Łatwo się domyślić, że to co było w bajkach złe, z pewnością nie stało się dobre, a to, co było dobre, w wielu przypadkach stało się złe...
- Na pocieszenie mogę dodać, że jedzenie jest tutaj takie, jak w Naszym Świecie. To znaczy są owoce, grzyby, jagody... Śmierć z głodu nam nie grozi - dodał, wyraźnie ignorując fakt, że jak na razie nie widzieli ani jednego drzewka owocowego. - I to już koniec dobrych wiadomości. Nie ma co liczyć na czarodziejskie jabłonki czy zaczarowane piece, które w zamian za pomoc obdarują nas jedzeniem. Jabłonka z pewnością obrzuci nas zgniłkami, a piec... - nie dokończył i machnął z rezygnacją ręką.
Przyjrzał się po kolei każdemu z dzieci, a potem powiedział:
- Większość jest za prawą ścieżką. I Staś, i ja, choć chcielibyśmy ruszyć w lewo, pójdziemy z wami. Skoro Mi... - zaciął się uzmysławiając sobie, że Michaś, pewnie ciągle czujący do niego urazę, nie spełnił jego prośby i nie przyjrzał się ścieżce. - Skoro mimo różnic w poglądach nie rozstajemy się, to możemy ruszać.
- Powiedziałbym, zgodnie z zasadami dobrego wychowania, 'Panie przodem' - uśmiechnął się lekko - ale w tej Ponurej Krainie ta zasada nie ma racji bytu. Może - spojrzał na Jasia - ruszysz pierwszy w charakterze przedniej straży? Jesteś najszybszy...
Ciągle miał wrażenie, że nie powinni iść w prawo, ale nie miał zamiaru zostawiać reszty. Nawet gdyby Babilon był za pierwszym zakrętem lewej ścieżki... |