Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2008, 21:47   #612
rasgan
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Rasgan właśnie miał opuścić budynek i udać się na swe poranne ćwiczenia. Był milczący i tajemniczo zadowolony. Może właśnie nadszedł ten dzień, w którym opowiada się po stronie dobra, by jutro znów stanąć po przeciwnej stronie barykady?
Wschodzące słońce, zapach poranka i omletu dodawały tylko chęci do życia i ochoty na podjęcie kolejnych trudów dnia. Jednak nie wpadające przez okna promyki napawały elfa radością. Nie zapach pieczonych jaj czy widok żywego Berianda. To co najbardziej cieszyło elfa to usmiech Luinëhilien - uśmiech na który czekał od bardzo dawna. Teraz już nic nie mogło wytrącić elfa z dobrego nastroju. Choćby nawet świat się zawalił, on umrze (albo i nie) z uśmiechem na twarzy żegnając ostatni wschód słońca. Nic innego się już nie liczyło. Nie dziś.

Optymizm i dobry nastrój oraz chęć zatrzymania go na dłużej zakończyły się fiaskiem. Rasgan właśnie zrozumiał znaczenie przysłowia: Nie chwal dnia przed zachodem słońca. To co właśnie uczynił człowiek, którego chciał darzyć zaufaniem, którego traktował jako przyjaciela było nie do pomyślenia. Kapłan chciał zabić niewinnego krasnoluda, w dodatku krasnoluda, który był im potrzebny. Na to szlachcic nie mógł się godzić. Gdyby to był elf, z całą pewnością jeszcze by przymknął oko na ten wybryk. Może nawet by się przyłączył i sam zabił kogoś jeszcze. Przecież nie godzi się umierać samemu. Rasgan lubił się dzielić i nie był samolubny, dlatego uważał, że umierać powinno się grupowo.

-Mi Raaz, posłuchaj...- przemówił czarodziej- Wiem że nie chcesz zabić Turama, bo jest ci on potrzebny. Mi to pasuje. Ale pomyśl! Kiedy ktoś zejdzie z góry i zastanie cię ze sztyletem przy gardle krasnoluda... może wywiązać się walka. A tego nie chcemy. Więc może załatwimy to inaczej?
- Nikt nie zejdzie i nie wywiąże się walka!
– rzucił gniewnie elf dobywając jednego z mieczy. Plecami odwrócił się do kapłana ostrzem wskazał na obecnych, na Berianda.Mi Raaz przejdź z naszym gospodarzem tak, żebyśmy widzieli schody i mieli ścianę za plecami. Wolę nie mieć niespodzianek. A wy – teraz już spokojnie przemówił do wszystkich w kuchni – niczego nie próbujcie. Czas odkryć karty. I ja i klecha jesteśmy źli, źli do szpiku kości i gówno nas interesuje życie takich jak wy. W dupie mam życie krasnoluda czy człowieka, a życiem każdego elfa gardzę. – mówiąc to elf przechadzał się po kuchni wciąż trzymając wyciągnięte ostrze i bacznie obserwując innych. Miał nadzieję, że którekolwiek z nich się poruszy dając mu tylko pretekst do wykonania cięcia. Liczył na to, a wręcz marzył o tym by było to czarodziej. - Klecha chce berła, ja chcę śmierci elfów. My możemy sobie dać to czego chcemy, – kroki elfa znów skierowały się w stronę kapłana. Zbliżeniem do niego chciał podkreślić znaczenie swoich słów. Chciał pokazać, że jest po jego stronie. Zbliżając się do niego elf jeszcze raz dokładnie przyjrzał się swemu przyjacielowi i schował miecz. – wy nie możecie mi dać nic. A za nic to ja zabijam. – Elf stał już przy swym towarzyszu. Popatrzył z pogardą na krasnoluda, nawet podszedł bliżej by go kopnąć za brak zaufania. Właściwie to Rasgan nie widział powodu by tego nie robić, poczęstował więc inżyniera kopniakiem w kostkę, a następnie błyskawicznym ruchem uderzył kapłana w jabłko Adama. Zaraz po tym drugą ręką starał się złapać go za rękę tak, by nie mógł wyrządzić krzywdy swojemu zakładnikowi.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline