Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2008, 23:52   #23
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przez całą drogę podtrzymywali Szona, który choć starał się nie dać tego po sobie poznać z pewnością musiał być skrajnie osłabiony i wyczerpany. Brnął jednak uparcie do przodu jakby sam diabeł stąpał mu po piętach. ~Ciekawe do czego mu tak śpieszno. A może raczej do kogo?~

Ramiona zaczęły ją już boleć, nogi uginały się i słabły z każdym krokiem. Była potwornie zmęczona. I śpiąca, tak niewiarygodnie wręcz senna. Widać jej odmienny stan rządził się własnymi prawami. Tymczasem nie skarżyła się ani słowem. Nie miała w zwyczaju narzekać. Spojrzała jedynie wymownie na brata. Reilly skinął porozumiewawczo i chwycił w silny uścisk Szona odsuwając ją lekko na bok. Podziwiała lekkość z jaką podtrzymywał ciało chłopaka. A ona? Jej fizyczna powłoka jest taka wątła i pełna ułomności. Sam duch i dobra wola nie wystarczą. Nigdy im nie dorówna, zawsze będzie dla nich jedynie balastem. Niby trwa razem z nimi a jednak wciąż jest gdzieś obok. Tak bardzo chciałaby dotrzymać im we wszystkim kroku. Ale już dawno spojrzała prawdzie w oczy. Jest tylko człowiekiem. I nigdy nie stanie się niczym więcej.

Po pół godzinie byli na miejscu. Dzielnica robiła wrażenie niebyt zamożnej, ale mieszkanie Deidre także nie należało do komfortowych. Ot, przeciętny widok, przeciętny blok i przeciętne mieszkanie. Odpowiednie otoczenie by czuć się swobodnie. Na schodach napotkali długowłosego mężczyznę ubranego dość ekstrawagancko. Dla Deidre był aż nazbyt oryginalny. Wszyscy tutaj wyglądali dość nietypowo. Trochę jak trupa cyrkowa. Byli jej zupełnym przeciwieństwem. Jej zabrakłoby odwagi na takie szaleństwo. Całe życie starała się być rozważna i odpowiedzialna. Jej strój tylko to potwierdzał. Ubrana bardzo pospolicie. W szarą kurtkę, jeansy i tenisówki. To była jej dewiza. Nie zwracać na siebie uwagi, starać się wtopić w tło, wmieszać się w tłum.

Na drzwiach wejściowych do mieszkania Szona dostrzegła głębokie podłużne ślady, bez wątpienia od pazurów. ~Ciekawe czy wszyscy tutaj to wilkołaki?~ Nie miała co do tego pewności a i nie posiadała umiejętności żeby to stwierdzić w jakikolwiek sposób. Uważała jednak, że byłoby jakieś niestosowne zapytać o to Szona wprost. Ciągnąć go za język tylko po to aby zaspokoić jej głupią ciekawość.

W środku zastali kilkoro dzieciaków. Deidre przyglądała im się bacznie gdy usłyszała za plecami radosny okrzyk:
- Szon, Szon jesteś na reszcie pobaw się ze mną - mała dziewczynka zerwała się z podłogi i rzuciła się radośnie na Szona.
Chłopak wyraźnie zachwiał się na nogach, pobladł jeszcze bardziej i twarz przeszył mu grymas bólu i znużenia.
- Dobrze Dana za chwilę, kręcił się tu ktoś obcy Devon?

Deidre podtrzymała Szona i pomogła mu usiąść. Mimo iż rany wyglądały znacznie lepiej wciąż nie wrócił do sił. Nie powinna go jeszcze zostawiać. Jest zbyt wycieńczony. Musi odpocząć.

Przykucnęła przy dziewczynce i posłała jej promienny uśmiech.
- Witaj młoda damo. Jestem Deidre – puściła jej oko i zawadiacko zwichrzyła dłonią jej włosy – Szon jest zmęczony, musi odrobinę odpocząć. Dziś się z tobą nie pobawi ale może ja mogłabym go zastąpić w tym zaszczytnym zajęciu? Chociaż z drugiej strony czy dziewczynka w twoim wieku nie powinna już spać o tej porze?

Spojrzała jeszcze na brata.
- Reilly, wygląda na to, że wszystko tutaj w porządku. Może powinnam posiedzieć z Szonem do rana i zobaczyć czy wrócą mu siły i w pełni wydobrzeje? A ty wracaj do swoich spraw, w razie potrzeby wiem jak cię znaleźć.

Na koniec zwróciła się do siedzącego na krześle Szona:
- Co ty na to? Mogłabym zostać, wiesz? To dla mnie żaden kłopot. Nie chcę co prawda się narzucać. Jeśli wolisz zostawię ci numer na moją komórkę. W razie potrzeby dzwoń w dzień i w nocy. Nie krępuj się, możesz mnie prosić o wszelką pomoc.

Była gotowa doglądać go przez całą noc. Kto wie, może nawet udałoby jej się zdrzemnąć jakiś czas w fotelu. Oczy lepiły się nieznośnie, powstrzymywała się żeby nie ziewnać ostentacyjnie. Ale nie byłaby sobą gdyby nie zaoferowała mu asysty.

~Pewnie mieszkają tutaj sami. Piątka wyrostków, bez opieki dorosłego. Jak dają sobie radę? Aż strach pomyśleć. Nawet jeśli są w pobliżu Garou, nic nie zastąpi dzieciom ich rodziców~ Poczuła smutek i współczucie dla tych młodych ludzi. Chciała zapytać Szona czy jest w pobliżu ktoś dorosły kto się nimi stale zajmuje ale nie chciała się zbytnio wtrącać. Mogliby źle odczytać jej intencje. Skoro Szon jest wilkołakiem to zapewne zmuszony był szybko wydorośleć. Psychicznie pewnie jest bardziej dojrzały niż ona sama. Czasem bywała kompletnie infantylna i naiwna.

Mimo wszystko w jej oczach Szon był nadal dzieckiem. Poczuła się za niego odpowiedzialna w chwili gdy Reilly wniósł go na rękach do jej mieszkania. Nie chciała zostawiać go samemu sobie. Nie, zanim będzie miała pewność, że jest cały, zdrowy i zupełnie bezpieczny.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-03-2008 o 23:56.
liliel jest offline