Mateusz z radością i fantazyjnym uśmiechem śledził wymianę zdań. Co rusz spoglądał na mówcę i radował się jakby na jakim weselu był. Szczęśliwy i zadowolony. Nie bacząc na niedawne wojenne okoliczności.
Takoż jak Pan Leszczyński perorował o warchołach, typach spod ciemnej gwiazdy i rabowaniu, Mateusz uśmiechał się jeszcze szerzej. Widocznie rozbawiony czy wręcz upojony wypowiedzią lub bukłaczkiem trzymanym w prawicy i raz po raz hołubionym ustami rycerza. - A jak! – zakrzyknął głośniej niż winien – Dobrze mówi! Jako przegoni hultajstwa, nauczy się pijaków jak szable trzymać, a rębajłów do szabli i porządku przyuczy. Tak się sprawie przysłużyć!
Mateusz mówiąc to wymachiwał bukłaczkiem ochoczo i spoglądał w koło. Nagle jednak spoważniał i spojrzał okrutnym, a wyzywającym wzrokiem na Pana Leszczyńskiego. - Ale ja tu żadnych rębajłów nie widzę! Nie widzę tu takich co mieli by rabować jako Różyński. Nie widzę tu takich co pod ciemną gwiazdą chowani. Może waszmość myśli jednak o kimś konkretnym? Ozwij się waszmość i nie każ mi tonąć w domysłach!
Zrobił się mniej przyjemnie, bo Mateusz wprost obrócił się do Leszczyńskiego i spojrzał ku niemu gniewnie. A iskry aż sypały się z jego oblicza, kiedy ten zastygł czekając na reakcję Pana Mariusza.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |