Mariusza usatysfakcjonowała reakcja Mateusza, choć nie ominął on zaczepki wewnątrz ładnie wplecionej. – Panie Leszczyński wspaniały z Pana werbownik. Zda się sam hetman winien u Pana o pomoc prosić. Choć… nie wiem czy waszmość nie zbytnio wygadany. Znam takich szlachty co za podobne słowa nawet w nieznajomość zamiarów szablą by Pana poszczerbili. Czego nie życzę jako katolik. Bo nie po bożemu działać tak w niezrozumieniu czy afekcie. Dobrze mówię Panie Leszczyński?
Na to pytanie, jak na przekór nie doczekał się odpowiedzi. Mariuszowi daleko było do samochwalstwa, tak jak to często w zwyczaju innych szlachciców bywało. A walka stoczona tuż przed tą dyskusją wystarczająco wykazywała iż nie tylko językiem biegle włada. W duchu przyznał jednak prawdę Mateuszowi, za podobne słowa nie z jednym by pojedynek toczył, ale też uważał, iż lepiej się stało iż teraz padły i taki obrót przybrały, niżby później miało dojść do niedomówień pojedynkiem zakończonych. - Dobrze jest w zrozumieniu i zgodzie prowadzić znajomość. Zwłaszcza z osobą która w jakiś sposób dowiodła iż szable choć trzymać umie i w boju nie zasłania się towarzyszami. Dlatego piję Twoje zdrowie i nie szukam zwady! Napijmy się Panie Mariuszu. A jak waszmość w istocie tak gotów wojska dla Pana Starosty szukać, to… niech będzie! gotowym pomóc z czystego serca i mej miłości dla Pana Wolskiego, co to w trudnej sytuacji się odnajduje.
- I ja piję Waszmościa, rad żem mądre słowa do mądrych uszu trafiły. Wybacz mi Waszmość jak przez chwilę choć urażony się poczułeś, nie to było moją intencją. Panie Wolski, Panie Mateuszu – podniósł przed każdym gąsiorka nim toast spełnił.
Uspokojony rozsiadł się wygodniej i na bieg wydarzeń czekał. |