Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2008, 17:30   #18
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Pierwsze dni szkolenia minęły nie wiadomo kiedy. Turgas był jeszcze zmęczony podróżą, ale nie robiło to wrażenia na jego nauczycielach, a w szczególności na El Tornado, dlatego niezbyt miał czas i siły, aby zintegrować się z resztą towarzystwa, które zamieszkiwało karczmę. Zaraz po powrocie z ćwiczeń zjadał lekką kolację i szedł odpocząć do swojego pokoju. Przelewał również zgromadzoną przez cały dzień energię magiczną, jakże potrzebną do wszelkich rytuałów, do swojego amuletu. Wtedy właśnie zwrócił uwagę na człowieka, który również najwyraźniej mieszkał u Zorteka. Jego twarz wydawała się znajoma, jednak w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach spotkał się z nim. Postanowił więc wrócić do swojego pierwotnego planu znalezienia pracodawcy.

Pewnego ranka pod koniec pierwszego tygodnia, wykorzystując pustkę na sali (albo wszyscy już wyszli, albo jeszcze się nie obudzili) zagadnął właściciela:

- Zortek, powiedz mi, co wiesz o innych gościach. - wywalił prosto z mostu - Wiesz, szukam jakiegoś sensownego pracodawcy. - dodał porozumiewawczo.

- Wybacz Panie, lecz nie jest mi zbyt wiele wiadomo na temat gości „Złocistego Bażanta”. Jeden wygląda mi na rycerza, ale nie chciałbym zgadywać profesji czy zajęcia pozostałych osób.

- Nie panuj mi tutaj, Zortek. - półork obruszył się - A który to? Czyżby ten człowiek?

- Tak mi się wydaje.

- Dzięki. Pogadam z nim, bo wydaje mi się, że gdzieś go spotkałem.

- Zawsze do usług.

Turgas szybko zjadł przepyszne, jak zwykle, śniadanie i szybko wyszedł z karczmy na następny dzień treningu. Na szczęście był to ostatni dzień przed weekendem, więc nareszcie będzie mógł troszkę odpocząć. Granmur zapowiedział mu, że musi wziąć udział w ceremoniach, ale gwardzista okazał się starym wyjadaczem i zarządził krótką przerwę regeneracyjną przed ćwiczeniami sprawnościowymi. Również dlatego ćwiczenia, które zaaplikował tego dnia, były lżejsze od poprzednich. A może ciało ćwiczącego już przyzwyczaiło się do takich wysiłków. Pomimo wszystko uczeń był młodym i silnym osobnikiem, więc szybko adaptował się do nowych wymagań. Tym niemniej wieczorem Turgas miał więcej sił niż zazwyczaj po ćwiczeniach z El Tornado.

Wróciwszy do "Złocistego Bażanta" poszedł się przebrać do swojego pokoju, po czym zszedł do sali zjeść kolację. W jej trakcie zauważył człowieka, który wydawał mu się znajomy i w tym właśnie momencie siedział samotnie. Po chwili wahania zdecydował, że być może lepsza okazja się nie trafi.

- Przepraszam, czy mogę zająć chwilkę? - zapytał .....

..... - Do rychłego zatem el Turgasie.

Zatem szczęśliwie trafił na wyznawcę Morglitha i to w dodatku Czarnego Rycerza.

Nie wyjawił w czasie rozmowy wszystkiego o sobie, bo chciał mieć jakąś kartę przetargową na tę ważniejszą część rozmowy - negocjacje warunków najęcia. W dobrym humorze (tym lepszym, że tym razem wypił trzy kufle Mózgotrzepa) wrócił do swojego pokoju, rozebrał się, wszedł do łóżka i usnął.

Następnego dnia wcześnie poszedł do świątyni na szkolenie u naczelnego kapłana. Postanowił dobrze się przygotować na wieczorne spotkanie, więc sumiennie studiował wszystkie nauki i księgi, które zostały mu zlecone przez przełożonego. W szczególności zwrócił uwagę na rytuały i szczegóły ceremonii modlitewnych, aby jak najlepiej wypaść w oczach przybyłego pracodawcy.

Słońce dotknęło dolną krawędzią swojej tarczy dachy domów Bogenhofen, gdy Turgas zmierzał do zakrystii przygotować się do modlitwy wieczornej, którą miał poprowadzić. Co prawda robił już to, ale tym razem chodziło o coś więcej niż tylko prawidłowe jej odprawienie. Chciał zrobić jak najlepsze wrażenie na rycerzu, który miał się na niej zjawić. Dlatego założył świeżą szatę i w myślach szybko przypomniał sobie cały porządek ceremonii. O wyznaczonej porze wyszedł do ołtarza i z zadowoleniem stwierdził, że Tan Walnar jest obecny. Sama uroczystość minęła bez większych problemów i dość szybko, gdyż nauczony doświadczeniem z poprzednich razów, kapłan wiedział, że wyznawcy Morglitha w tym mieście są niecierpliwi. Tym bardziej, że o tej porze zaczynali właśnie pracę. Po zakończonej modlitwie odprawiający ją skinął porozumiewawczo do obecnego szlachcica, po czym zniknął w zakrystii. Po kilku minutach pojawił się przebrany w swój zwykły strój, podszedł do czekającego człowieka i zagaił:

- Witaj Tan Walnarze. - powiedział półork kłaniając się lekko i podchodząc do rycerza.

- Witam El Turgasie.

- Cieszę się, że znalazłeś czas, aby uczestniczyć w modlitwie. - stwierdził dyplomatycznie kapłan kierując się do wyjścia ze świątyni.

- Można by rzec, że modlitwa każdemu jest potrzebna. Od czasu do czasu. - rzucił Walnar.

- Być może niektórym bardziej niż innym, ale nie będę Cię przekonywał o wadze modlitwy. Poza tym modlitwa to nie tylko ta ceremonia. Są rożne sposoby wielbienia naszego Pana.

- Przypomnienie złożonych przyrzeczeń, ślubów. Wspomnienie danych obietnic sobie -
dodał, odlatując gdzieś myślami na chwilę.

- Tak. - Turgas pokiwał głową zapamiętując to zdanie. - Chciałbym wrócić do naszej wczorajszej rozmowy w karczmie i zapytać Cię, Panie, jak znajdujesz moją przydatność dla Ciebie.

- Rzec można wielce przydatny się wydajesz. Tak jako gwardzista jak i kapłan.


Szli niespiesznie pustymi ulicami miasteczka w kierunku "Złocistego Bażanta" rozmawiając ze sobą. Mieszkańcy wrócili właśnie do swoich domów i jedli kolację, więc było dość pusto i nie musieli się obawiać, że ich rozmowę usłyszą niepowołane uszy.

- Jednak muszę od razu ostrzec, że tutejszy przełożony świątyni wyznaczył mi pewną misję do wypełnienia, więc bez żadnych ograniczeń będę do Twoich usług za około miesiąc.

- A jakaż to misja, jeśli wolno wiedzieć?

- Myślę, że również coś o tym słyszałeś, gdyż plotki krążą po całym Bogenhofen. Otóż poproszony zostałem o sprawdzenie, cóż się dzieje w Kurtowym Dworze.


Rycerz uśmiechnął się pod nosem - Jak widzę jesteś kolejną osobą, która ma jakiś zatarg z Kurtem. Ja również zmierzam w tamtym kierunku, więc twoja misja pokrywa się z moimi planami. Nie będzie zatem żadnych przeciwwskazań jak na mój gust.

- Wyśmienicie. Już się zastanawiałem, cóż mam z tym zrobić. Wspomniałeś, Panie, że jestem kolejną osobą. Czyżby było ich więcej niż Ty i ja? Obiło mi się co prawda o uszy imię Kurta w karczmie, ale sądziłem, że ma to związek z plotkami na jego temat.

- Licząc ciebie i mnie to w sumie pięć chyba.


Turgas uniósł wysoko brwi w zdziwieniu - Aż tyle? To musi być jakaś ważna osobistość, skoro wzbudza aż takie zainteresowanie. I oni wszyscy wybierają się do niego?

- Z tego co się dowiedziałem to tak.

- Zatem wiesz, kto to. Może moglibyśmy wszyscy połączyć siły, żeby załatwić nasze sprawy? Niestety do tej pory byłem zbyt zaangażowany w świątyni, żeby zdobyć jakieś bliższe informacje na mieście. Czy sądzisz, że byłoby to możliwe?

- Nie widzę przeciwwskazań.

- A inni? Kto to jest?

- Z tego co wiem Kurt podobno ma jakiej konszachty z demonami. Sporo uzbierał skradzionych przedmiotów też i ma długi. -
rzekł i kontynuował po chwili - A co do innych. Jak na moje oko to mag, kupiec i dawna ukochana mego wuja, również czarnego rycerza.

- To całkiem spore i ciekawe towarzystwo. Sądzisz, że dałoby się ich namówić na wspólną wyprawę?

- Sądzę, że to całkiem możliwe.

- Świetnie. Ja będę gotów do drogi za około tydzień. Kiedy będziesz chciał wyruszyć, Panie?

- Za tydzień. Mam jeszcze trochę nauki.

- Zatem będziemy mogli wyruszyć razem. Chciałby więc ustalić warunki naszej współpracy.

- Co miesięczna wypłata żołdu wysokości 3 sztuk złota. W zamian wymagam całkowitego poświęcenie w niesieniu pomocy, obronie, eskorcie i wykonywaniu rozkazów oraz dyscyplinie.

- Rozumiem. Przyrzekam dyscyplinę, jednak chcę zachować prawo do zwierzchnictwa w sprawach wiary. A co z ewentualnymi łupami? Chciałbym mieć w nich udział.


Rycerz zmarszczył czoło zastanawiając się nad tak postawioną propozycją. Jednak po chwili rozchmurzył się i pokiwał głową - Zgoda na udział w łupach. Co zdobędziesz własną walką należy do ciebie, chyba że zainteresuje mnie. Poza tym procent z całej zdobyczy.

- Jaki procent?

- Powiedzmy piątą część. Zgoda na zwierzchnictwo w sprawach wiary.


Kapłan wiedział, że w tym wypadku ma jedynie pomagać Walnarowi, ale piąta część to było czyste złodziejstwo.

- Tak nisko mnie oceniasz? - rzucił lekko poirytowany - A co powiesz, Panie, na dwie piąte? To mniej niż połowa.

- Powiem tak. Dwie piąte, gdy zobaczę cię w walce. Zgoda?
- uśmiechnął się lekko, gdyż nie liczył, że kapłan tak łatwo da za wygraną. Jednak nie mógł podać wyższej propozycji, gdyż wtedy nie miałby żadnego pola manewru w negocjacjach. No i ten mieszczanin nie może się równać ze szlachtą.

- Zgoda. Nie zapominaj, że jestem również kapłanem.
"A tę rozmowę potraktuję, jako usługi gwardyjskie, ale o tym dowiesz się, mości rycerzu, w odpowiednim czasie" pomyślał Turgas.
- A na potrzeby naszej wyprawy do Kurta, powiedzmy innym, że mam równy udział w łupach.

- Niech tak będzie.

- Zatem ustalone.
- półork wyciągnął rękę do człowieka, żeby przybić umowę - Wybacz mi teraz, gdyż muszę jeszcze asystować przy głównej ceremonii o północy. Może spotkajmy się jutro przy kolacji. Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o naszych ewentualnych współtowarzyszach.

- Jeśli tylko będę miał trochę czasu. -
Tan Walnar uścisnął wyciągniętą rękę zadowolony z ubitego interesu. Za niezbyt wygórowany żołd będzie miał do pomocy gwardzistę i w dodatku kapłana Morglitha.

- Zatem do zobaczenia. - Turgas skłonił się lekko i wrócił do świątyni.

- Do zobaczenia- rycerz odwrócił się i skierował ku karczmie.

W czasie głównej ceremonii na cześć Morglitha, która jak zwykle odbywała się o północy, akolita cały czas rozważał zakończone niedawno spotkanie. Na szczęście nie była to pierwsza taka posługa z jego strony, gdyż wszystko odbyło się bez problemów. Po zakończonej uroczystości i sprzątnięciu ołtarza, zmęczony półork wrócił do karczmy i natychmiast poszedł spać.

Następny dzień miał wolny, więc pozwolił sobie na późne śniadanie. Zaś po nim wyszedł na miasteczko rozejrzeć się trochę, gdyż do tej pory nie miał na to czasu. W ten świąteczny dzień widać było, że pomimo schludnego wyglądu Bogenhofen jest jednak niewielką mieściną i nie ma tylu atrakcji, co większe miasta. Turgas przypomniał sobie Wielki Festiwal w Tagarze Szarej dwa lata temu. Tam to się działo! W zabawie na głównym placu brało udział pewnie dziesięć razy więcej osób niż liczy sobie całe to miasteczko. Uśmiechnął się rzewnie na wspomnienie tej balangi, a w szczególności kapłana Asteriusza, który stanął z nim do zawodów w piciu Mózgotrzepa. Cienias spadł pod stół w połowie drugiej baryłki.

Dzień wolny minął bez specjalnych atrakcji. Udało się odnaleźć sprzedawcę koni, który był oczywiście zamknięty tego dnia, sklepik z osprzętem do jazdy konnej i miejskie więzienie. Wszędzie jednak było wolne, więc po godzinnym spacerze, w czasie którego zwiedził praktycznie całe miasteczko, Turgas wrócił do karczmy, żeby zastanowić się nad swoją wyprawą do Kurta.

Następny tydzień rozpoczął znów od ostrej fizycznej zaprawy u El Tornado, ale teraz lepiej rozłożył siły albo już na tyle się wzmocnił, że po treningu mógł jeszcze asystować w wieczornych modłach. Po ich zakończeniu, gdy pomagał Granmurowi rozebrać się z szat liturgicznych, zapytał się:

- Chciałbym się jeszcze zapytać, co więcej wiadomo na temat Kurta?

- Nie wiadomo mi nic, słyszałem jedynie pogłoski o tym, że coś się tam dzieje
- odpowiedział kapłan.

- A skąd wiadomo, że w ogóle coś się tam dzieje? Pogłoski, to troszkę ogólne stwierdzenie. Ale mogą nieść jakieś informacje. Np. znikają w pobliżu ludzie albo słychać nocami wycie.

- Któryś z modlących się w świątyni przejeżdżał przez okolice Kurtowego dworu i ponoć słyszał nieziemskie wycie

- Czy to był ktoś miejscowy, czy przyjezdny.
- "On chce mnie zniechęcić, czy po prostu pozbyć? Żadnych informacji i mam jechać do tego Kurta, po co?" pomyślał lekko zirytowany półork.

- Przejezdny.

- Może można by było wypytać go troszkę dokładniej. Jak dawno przejeżdżał, o jakiej porze było to wycie, czy to było pojedyncze wycie, czy raczej sfora/stado?

- Tak dokładnych informacji nie posiadam, ale o dziwnych zjawiskach w pobliżu Kurtowego Dworu opowiadał też chłop ze wsi Altaren. Też go już nie ma,
- dodał szybko, uprzedzając pytanie - ale jak był to coś wspominał o kłopotach. Nikt się jednak tym zbytnio wówczas nie interesował. Historię tę przekazał mi jeden z wiernych. Z nim porozmawiaj, powinien być na ceremonii o 18. Jest codziennie, więc jutro będziesz mógł go odnaleźć.

- Dziękuję. Mogę liczyć, że mi go wskażesz?

- Oczywiście. Po zakończeniu mszy poproszę, żeby na chwilę został w świątyni


Jak kapłan powiedział, tak zrobił i następnego dnia Turgas rozmawiał już z owym wiernym. Miał przed sobą człowieka, który nie wyróżniał się specjalnie, ale prawdopodobnie to był jego atut, gdyż nikt nie podejrzewał go o podwójne życie. Ale nawet półork nie wiedział o jego drugim zajęciu, co nie przeszkadzało mu wypytać go o informacje na temat Kurtowego Dworu. Nie było ich wiele. Raptem jakiś chłop skarżył się pewien czas temu, że bydło zaczęło im ginąć, a w kurtowym dworku straszy. Jednak zapamiętał jego imię - Wiesiek i podał przybliżony rysopis i wiek - ok. 30 lat. Powiedział również, że do wioski, skąd pochodził ów wieśniak jest ok. tygodnia konno, zaś pieszo na pewno więcej.

Następnego dnia miał być dzień szkolenia u El Granmura, więc półork, przestraszony trochę koniecznością przejścia pieszo całej drogi do Kurta, zwrócił się do niego z prośbą:

- Dowiedziałem się, że do Kurtowego Dworu jest ok. tygodnia konno. To nie jest blisko, a ja nie mam wierzchowca. Czy świątynia nie mogłaby na czas tej misji udostępnić mi jakiegoś?

- W świątyni nie mamy koni, ale możemy pokryć koszty wynajmu. Musisz tylko podpisać zobowiązanie, że w wypadku jakichkolwiek uszkodzeń, pokrywasz koszty kupna.

- Oczywiście. Będę dbał o niego bardziej niż o własnego.
- "Którego nie mam" pomyślał kwaśno Turgas. - A gdzie mogę znaleźć wypożyczalnię?.

- Zapytaj El Tornado, on jest najlepiej zorientowany. Aha, i przed wizytą tam wpadnij do kancelarii, wypełnij formularz wypożyczenia, potwierdzenie wzięcia środka trwałego ze świątyni i zobowiązanie do pokrycia kosztów wynikających z twoich zaniedbań. Jeszcze dorzuć ubezpieczenie NNW, tak na wszelki wypadek. Chodź ze mną, to dam Ci upoważnienie, żebyś nie musiał wracać z papierami z wypożyczalni.

- Czy jest to konieczne?
- - zapytał lekko przerażony czekającymi go zadaniami akolita.

- Absolutnie! Przecież doskonale wiesz, że biurokracja motorem postępu! Poza tym chyba nie sądziłeś, że świątynia załatwi Ci wierzchowca na ładne oczy? Masz, oto upoważnienie. I nie próbuj wyciągnąć nic oprócz konia do jazdy, bo tam jest dokładnie napisane, do czego jesteś upoważniony.

Półork rzucił okiem na podany pergamin i rzeczywiście, było napisane na samym środku:

"W CELU WYPOŻYCZENIA WIERZCHOWCA"

- Masz jeszcze 10 sztuk złota, żebyś od razu zapłacił. - Kapłan z sakiewki wyciągnął kilka złotych monet, zaś drugą ręką podsunął następny kawałek papieru - Podpisz pokwitowanie. I resztę zwracasz!

Turgas natychmiast zauważył, że na podsuniętym formularzu nie było wpisanej kwoty, więc natychmiast uzupełnił odpowiednią rubrykę formularza.

"Jeszcze stary cwaniak wpisze ze 200 sztuk złota i co ja później zrobię? Jest do tego zdolny. Zresztą sam bym tak zrobił, cóż, kochajmy się jak bracia, a liczmy się, jak krasnoludy."

Po wypełnieniu wszystkich papierków i zebraniu pozostawionych przez Granmura pieniędzy, dziarskim krokiem udał się do El Tornado, aby ten wskazał mu, gdzie można wypożyczyć wierzchowca.

- Świetnie się składa. Przeszkolę cię trochę w rozpoznawaniu dobrego wierzchowca. To zawsze ci się przyda.

Zabrał więc zaraz młodzieńca poza miasteczko, do stadniny, gdzie można było wypożyczyć dobre wierzchowce.

- No dobrze. Najpierw ty wybierz jakiegoś konia.

Turgasowi od razu rzucił się w oczy piękny, kary ogier, który biegał samotnie po wybiegu. Jednak doskonale wiedział, że cena za takiego konia wielokrotnie przewyższa to, co dostał od tego skąpca ze świątyni. Więc spokojnie rozglądał się po stadninie oceniając jakość przedstawianych mu wierzchowców. W końcu jego wybór padł na czteroletniego, karego wałacha, który może nie wyglądał najpiękniej, ale na pewno był silny i łatwy w utrzymaniu, gdyż miał krótko przystrzyżoną grzywę i ogon z prostych, grubych włosów.

- No, nieźle, nieźle. - El Tornado pokiwał z uznaniem głową oglądając wybór - O ile chcesz mieć dobrego konia do bryczki. Widzisz, ma grube pęciny. To koń pociągowy, a nie pod siodło. Poczekaj chwilę.

Zniknął na chwilę w stajni i wrócił ze szczuplejszym, również karym koniem, ale zupełnie innym od tego, którego wybrał jego uczeń. Ten był wyższy, miał długie, silne nogi i piękną, błyszczącą sierść. Był całkowicie czarny.

- Weź tego. Już jest przeszkolony, więc nic tylko wsiadać i jechać.

Trochę zawstydzony półork odprowadził poczciwą szkapę, którą wybrał, do jej boksu, po czym udał się do kancelarii stadniny, aby dopełnić formalności. Już się bał, że zajmie mu to z godzinę, bo to taki kwit, za chwilę inny, ale na szczęście El Tornado miał tu znajomości z właścicielem, więc wszystko poszło nadzwyczaj sprawnie. Po podpisaniu co najmniej 4 różnych dokumentów, przedstawieniu swoich umiejętności obchodzenia się ze zwierzętami (nie był w tym mistrzem, ale potrafił zadbać o wierzchowca) i ustaleniu ceny za wynajem, odebrał osprzęt tego konia (siodło, wędzidło i narzędzia do czyszczenia), osiodłał go i wierzchem, z El Tornado za plecami, wrócił do świątyni. Po drodze El Tornado przeszkolił go, w jaki sposób wybrać dobrego wierzchowca i na co zwracać uwagę. Po dojechaniu do świątyni Turgas pozostawił konia w stajni świątynnej, zwykle używanej jedynie dla gońców, a teraz pustej. Oczywiście Jego srogi nauczyciel nie pozwolił mu odejść od wierzchowca przed solidnym wyszczotkowaniem i podaniem obroku.

- Zapamiętaj, zawsze utrzymuj swojego wierzchowca w dobrej kondycji i dbaj o niego, bo od tego może zależeć twoje życie

Jeszcze tylko rozliczenie się z Granmurem i robotę papierkową na dziś zakończy.

W końcu szkolenie się zakończyło. Ostatniego dnia przed wyjazdem Turgas zabrał całe oporządzenie swojego wierzchowca oraz konia ze stajni świątynnej w celu przetransportowania go do karczmy, skąd rano mieli wyruszyć z Czarnym Rycerzem.

Na odchodnym przeor rzucił tylko:

- Nie uszkodź go. Mam tu inne, ważne wydatki.

- Bez obaw, nie mam zamiaru na nim szarżować ma hordy nieprzyjaciół. Ma mnie jedynie dowieźć do Kurta i z powrotem
- odparł półork.

Odwrócił się i dziarskim krokiem pomaszerował do swojej noclegowni. Ostatnie dwa tygodnie były bardzo pracowite, ale dzięki solidnemu treningowi, który mu zaaplikował El Tornado i nowych wiadomościom, które mu udostępnił tutejszy proboszcz, czuł się dużo pewniej. No i nie będzie podróżował samotnie. A dodatkowo znalazł pracodawcę, co może się przydać na przyszłość.

Po powrocie do karczmy przygotował swoje rzeczy do wyruszenia w podróż, zakupił od Zorteka trochę świeżej żywności na pierwsze kilka dni i żelazne racje na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że nie uda się znaleźć jakiejś dobrej duszy, która ich nakarmi.

Następnego dnia wstał wcześnie rano, uregulował należności z karczmarzem, zjadł ostatnie ciepłe śniadanie, zabrał wszystkie swoje rzeczy z pokoju, który był mu domem przez ostatnie dwa tygodnie. W głównej sali poczekał na swojego nowego pracodawcę i razem z nim udał się do stajni, gdzie oporządził konia mocując do siodła sakwy z jedzeniem i bukłak z wodą, po czym ubrał się w swoją zbroję, zarzucił tarczę na plecy, umocował włócznię do siodła, wskoczył na konia i razem z Tan Walnarem wyruszyli wraz z resztą tego dziwnego towarzystwa, które wybierało się w tym samym, co oni kierunku. Ponieważ jego przełożony nie uznał za stosowne przedstawienie go reszcie, więc spokojnie jechał za nim rozglądając się czujnie po okolicy. W końcu był właśnie w pracy.
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 23-04-2008 o 20:40.
Smoqu jest offline