Cały upocony Kane wracał do celi z nadzieją na szybkie umycie sobie twarzy i położenie się na łożku, aby odpocząć po meczu w kosza. Był ciężki i wykończający. Kane stracił wiele energii, ale był zadowolony że jego całe ciało pulsowało z wymęczenia.
"Jutro też tam wrócę i będe coraz lepszy, muszę..." - myślał.
Patrzył się po innych z jego celi. Widzę, że nic dzisiaj nie robili, bo mają dziwne miny - szara masa. Dziwił się, że nikt na nich nie patrzy. Nikt nie zwraca uwagi na ich ruchy, czyny i powrót do celi. O! właśnie dochodzili do celi. Kane wszedł pierwszy i zamurowało go.
"Totalna demolka" - pomyślał a zobaczył poniszczone prycze, podarty koc i opluty kibel. Nasza cela została zniszczona. Do tego ci przeklęci strażnicy którzy kazali im posprzątać celę. Kane razem z Wacko podnieśli jedne łóżko a Oko i Zero drugie znajdując mały prezent w postaci kota.
"O kurwa, to z tego tak tu śmierdzi." - pomyślał schylając się i zobaczył napis na karteczce: Nie każdy kotek zdąży uciec na drzewo.
"Nie każdy kotek zdąży uciec na drzewo." - pomyślał - "Dziwne, dziwne..."
Wyrzucił kota przez kraty pod kątem aby poleciał jakąś odległość od celi wcześniej biorąc kartkę, a potem usiadł na pryczy i powiedział do innych:
- Słuchajcie, nie wiem w co pogrywacie, ale ja chcę żyć, więc jak mam przez was zginąć to ja dziękuje. Nie pakujcie się od razu w kłopoty, pamiętacie co wam mówiłem, nasz plan? No więc powoli, aż do sukcesu.
- Co robiliście cały dzień? - zapytał się - Bo ja byłem po naszym rozstaniu na boisku i grałem w kosza z braćmi, widziałem jak te typy ze stołówki kręciły się wokół. - powiedział - A i jeszcze jedno, nazywam się od teraz Jamal |