Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2008, 23:35   #14
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Co to? - rzuciła od progu Mirela.

Kornelia oderwała wzrok od pożółkłych kartek i spojrzała na nią zagadkowo.

- To mój stary pamiętnik. Przeleżał pod deskami podłogi w tym pokoju przez ostatnie jedenaście lat. Aż dziw, że nie rozsypał mi się w dłoniach. Chodź, usiądź obok mnie. Chcę ci coś przeczytać – skinieniem wskazała miejsce obok siebie.

Kornelia wpatrywała się w nią przez chwilę szeroko otwartymi oczami. Wyraz twarzy miała nieodgadniony, niedostępny. Otworzyła pamiętnik i zaczęła czytać cicho, drżącym głosem.

- 13 lipiec 96 roku. W środku nocy usłyszałam dziwny trzask. Przeszukałam mieszkanie ale nie dostrzegłam niczego niezwykłego. Dźwięk się powtórzył i wtedy dopiero zauważyłam, że drzwi wejściowe są lekko uchylone. Wyszłam na korytarz i przemierzając ciemności dotarłam do składu staroci. Przez szparę w podłodze sączyło się delikatne światło. Pomyślałam, że pewnie ojciec jak zwykle nie może spać i znowu coś tam naprawia. Otworzyłam drzwi - zaczerpnęła głęboki oddech.

- W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że staje przed drzwiami, których nigdy nie powinien był otwierać. To były „moje” drzwi. Otwierając je dałam demonom dostęp do własnej głowy, rozwarłam na oścież wrota, których już nigdy nie zdołam zamknąć - głos jej zamarł. Chrząknęła i kontynuowała czytanie.

- Pokój tonął w świetle kilku świec rozmieszczonych po starych meblach z jakąś parszywą rozmyślnością aby żaden szczegół nie mógł umknąć mojej uwadze i widok jaki się przede mną rozciągał był w pełni wyeksponowany, nic nie pozostało w cieniu, nic nie zostało niedopowiedziane. Najpierw zauważyłam krew. Dużo krwi. Całą, pieprzoną rzekę krwi. A potem dwa spore kartony na podłodze, z których wystawały ludzkie kończyny. Zakrwawione, poszarpane, upiornie ułożone w schludne stosy. Dłoń, stopa, udo zakończone wystającą kością, rozprute kawałki mięsa... W pierwszej chwili makabryczny widok wstrząsnął mną tak dalece, że upadłam na kolana i zwymiotowałam gwałtownie. A potem dotarło do mnie coś jeszcze. Coś niezmiernie ważnego, co umknęło mi w pierwszym momencie. Fakt, że nie byłam tam sama. Kątem oka dostrzegłam ruch. - zerknęła przelotnie na Mirę aby ocenić jaka reakcja maluje się na jej twarzy. Spuściła głowę i mówiła dalej, ale już nie czytała. Zatopiła się we wspomnieniach i pozwalała słowom płynąć swobodnie, odtwarzała tą noc z pamięci.

- Ciało mojego ojca wisiało na kablu przywiązanym do żyrandola. Nogi podrygiwały miarodajnie, w jakiś komicznych konwulsjach. Oczy miał nadal otwarte, wlepione wprost we mnie. Miotał się szaleńczo i próbował rękoma rozerwać pętlę na szyi, jakby nagle jego samobójcze zamiary straciły na aktualności. Jego usta się poruszały, jednak żaden dźwięk nie opuścił gardła. Ale domyśliłam się co chce powiedzieć. Ruch jego warg podpowiadał to jednoznacznie. „Pomóż mi... Pomóż mi...” Ale ja stałam tylko jak widz w teatrze podziwiający perfekcyjnie odegrany akt, w którym świętokradztwem byłoby zmienić choć drobny gest czy kwestię aktora. Powaga sytuacji wciąż do mnie nie docierała. Co tu się właściwie wydarzyło? To nie było teraz istotne. Ta makabra zauroczyła mnie na swój chory sposób. Widziałam tylko walory estetyczne tego widowiska, postrzegałam je jakoby w kategoriach niekonwencjonalnej sztuki. Dzieło. To słowo wydawało się odpowiednie. Plamy krwi zdawały się być w idealnie dobranych miejscach, jakby pracował nad ich rozmieszczeniem cały sztab scenografów. Wzorzyste rozbryzgi na ścianach, pedantycznie ułożone na stole narzędzia – piła, norze, wiertła - oblepione zakrzepłą posoką, krzesło niechlujnie przewrócone na podłodze, a nad nim jedyny aktor, wkładający wszelkie starania w oddanie realności tej sceny. Intensywna, powalająca, teatralna gra! O Melpomeno! Musiałaś maczać w tym swoje nieziemskie palce! Jakież to dramatyczne, ujmujące, zapierające dech! Gdybym tylko zdołała to nakręcić krytycy byli bezradni, obsypano by mnie nagrodami i wywyższono na twórczy panteon - jak zahipnotyzowana wpatrywała tępo się w jakiś niewidoczny punk na ścianie. Pamiętnik wyślizgnął jej się z dłoni.

- Znaleziono mnie rano. Wciąż stałam w tym samym miejscu i wpatrywałam się w martwe ciało wiszące bezwładnie na kawałku kabla. Mówiono, że byłam w szoku. A potem nastały godziny bezproduktywnych rozmów z psychologiem, pustych, nic nie znaczących słów i moje relacje powtarzane w kółko przeróżnym ludziom. Policja, lekarze, prawnicy. Ostateczna wersja nie pozostawiała złudzeń. Jestem córką psychopaty. Mordercy. Zimnego bezwzględnego tyrana, który poszatkował niewinną kobietę w składzie staroci na dwunastym piętrze wieżowca, gdzie sam zamieszkiwał. Tuż obok spała spokojnie jego żona i dwójka dzieci zupełnie nic nie podejrzewając. Wynaturzony potwór, diabeł wcielony, obdarta z wszelkiej moralności bestia, nikczemna aż do szpiku kości, bezduszna szumowina – w kółko powtarzali ludzie. I ich okrutny wzrok. Oceniali mnie po czynach mojego rodziciela. „Ma zaczątki na wariatkę, zupełnie jak on” - szeptali po kątach sąsiedzi. Mój ojciec okazał się rzeźnikiem? Może istotnie nim był. Ale nie wtedy gdy zabierał mnie na spacer, huśtał na placu zabaw przed blokiem, czytał mi przed snem czy porywał w ramiona i podrzucał wysoko, aż do samego nieba. A ja zawsze miałam naturalną pewność, że jego silne ręce złapią mnie tuż nad ziemią, że z nim jestem bezpieczna i nic mi nie grozi. Córka potwora. Sama nie okazała się wiele lepsza. Patrzyłam jak ojciec umiera i nie zrobiłam nawet jednego kroku żeby go ratować. Patrzyłam jak uchodzi z niego życie i nie czułam zupełnie nic.

Skończyła. Szybkim ruchem podniosła zeszyt i nerowo zwinęła w rulon. Wciąż nie otwierała oczu jakby bała się wzroku Mireli. Przerażała ją konieczność konfrontacji, która teraz musi nastąpić.

- A teraz żyję z tą świadomością każdego dnia. Myślę, że powinien wrócić i się na mnie zemścić za to co wtedy zrobiłam. Za to, że nic nie zrobiłam. I znając tatę, tak właśnie zrobi. On nigdy nie zostawiał niedokończonych spraw ...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 03-04-2008 o 11:04.
liliel jest offline