Szczęśliwy skierował swoje kroki do karczmy "Dumny paw", przeciskając się raz po raz przez tłumy przechodniów różnej maści ras Przydałby się Aldo, on ma gabaryty, lecz ku swojemu zaskoczeniu zręcznie i z istną intuicją omijał co pokaźniejsze gabaryty jakiegoś człowieka, bądź co rzadsze, orka.
Przestąpił próg karczmy i z niemałym trudem dopatrzył się swoich kompanów. Powitał wszystkich i złożył zamówienie na kurczaka i kufel piwa, nie lubił nalewek, więc wstrzymał się od delektowania trunku. Z entuzjastycznej rozmowy wyrwała ich grupka osób, która postanowiła ich zaczepić. Celerus siedział tyłem, więc nie zdążył ich odpowiednio szybko spostrzec. -Kogo my tu mamy?- powiedział nieznajomy, niziołek obrócił się i ujrzał w pełni grupę. W spokoju wysłuchał przemawiającego, patrząc na niego z podniesionymi brwiami i z ironicznym wyrazem twarzy. -Wiecie co, ogólnie pojęcia nie mamy co z was za patałachy, ale wiem jedno, nie macie chyba zbyt wiele rozumu i taktu, he?- bardziej stwierdził Celerus, aniżeli zapytał- Ale dość tego, bo się wasze rozumki pogubią w tej konwersacji- zwrócił się teraz do kobiety, która się śmiała- Kochana, nie rechoczemy w towarzystwie, wykwit... wykwit ust!- wykrzywił usta w geście uśmiechu demonstrując ów wykwit.
Cała drużyna się oburzyła i już miała przejść do konkretniejszych środków perswazji, gdy do szynku wszedł sir Benthed. Zmieszali się tym faktem i wyszli, rzucając na odchodnym "Do zobaczenia".
Tymczasem dosiadł się do nich Ben, który już został obrzucony salwą pytań. Niziołkowi nie pozostało nic jak przysłuchiwać się i z wolna zająć się dokańczaniem posiłku.
Ostatnio edytowane przez Verax : 03-04-2008 o 16:30.
|