Krasnolud ze spokojem i dystansem przyjął słowa strażnika. Właśnie tego nauczył się przez te lata w klasztorze. Nie sądził, że krasnoludy są tutaj sprawcami problemów, puścił te słowa w niepamieć i wszedł spokojnym krokiem na rynek. Sakwę z pieniędzmy wsadził głęboko w fałdy jego czerwonej szaty. Nie przynależał do żadnego z klasztorów, ale formalnie był kapłanem Sigmara. Zaczyna wierzyć i oddawać mu cześć we własny sposób, nie jest ograniczony tymi 'głupcami' i ich zachciankami. Na targ przyszedł popatrzeć, porozglądać się. Lada dzień chciał zabrać wszystko i opuścić Rybi Brzeg, i wyruszyć w szeroki świat. Na wszelki wypadek lepiej 'rzucić okiem' niż cierpieć w długiej podróży. Spokojnym krokiem minął kilka pierwszych straganów. Przy następnym stoisku zaintrygowała go sytuacja z pewnym mężczyzną. Przypadkiem usłyszał dość odważne słowa tego młodzieńca i krzyki sprzedawców. Thrulir podszedł bliżej, widział zbliżającą się straż. "- Masz pecha - powiedział zimno. - Nie trafiłeś na kmiotka ze wsi... Jestem Cliff Diamond, i to jest moje rodzinne miasto... Nie mówiąc już o tym, że drogo cię będzie kosztować to oskarżenie... Grzywna za takie bezpodstawne oskarżenie jest nad wyraz wysoka..."
W głowie krasnoluda zaczął świtać plan..Szybkim krokiem podszedł do straganu i rzekł pospiesznie: - Jestem tutejszym klerykiem Sigmara...Świątynia wyznaczyła mnie do pomocy straży. Zabieram chłopaka, idziemy do strażnicy! W ramach rekompensaty proszę wziąć oto te monety. Chłopak zapłaci za swoje postępowanie.- rzucił kilka złotych monet na lade po czym pchnął chłopaka w stronę najbliższej, mniej zatłoczonej uliczi i rzekł szeptem: -Szybko..biegiem! |