Krasnolud z niedowierzaniem spojrzał na młodzieńca. Chciał pomóc, chciał dobrze. Właśne tego uczył się przez całą młodość w świątyniach, Gdyby był krasnoludem z krwii i kości, wziąłby chłopaka, zarzucił na plecy i odszedłby razem z nim. Chociaż z drugiej strony, gdyby był pełnym krasnoludem wcale by nie pomgół, a z pewnością zacząłby grozić sprzedawcy lub chłopcu. "Dobrze się to nie zakończy...ach ta zapalczywa młodzież - westchnął Thrulir, poczym wolnym krokiem udał się dalej w uliczkę z kolejnymi stoiskami. Atmosfera na rynku była badzo napięta. Zewsząd było słuchać krzyki kupców, handlarzy. Tu i ówdzie strażnicy ganiali się ze złodziejami, a temu wszystkiemu towarzyszyła przyjemna muzyka. Krasnolud przemierzał już ostatni rząd sklepików. Jako, że było to jedno z wyjść, nagle przed kapłanem przebiegła jakaś postać, instynktownie Thrulir wyciągnął nogę. Tak..był dobry pod tym względem. Dziwna postać z hukiem legła 2 metry dalej. Leżała bez ruchu dłuższą chwilę, zza krasnoluda wyłoniło się dwóch zasapanych strażników. -No...krasnoludzie...dobra..robota-ledwo wydyszał strażnik-urwanie..głowy.. z tymi..złodziejami..pójdziesz z nami..odpowiesz za..współpracę przy..kradzieży..butów..
Thrulir nie protestował. Widział, że większego pecha mieć nie można, i po króciutkim pobycie w celi wróci za wolność, przecież nigdzie mu się nie spieszy. |