Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2008, 15:50   #18
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Drzwi celi otworzyły się z hukiem. W pomieszczeniu był pół-mrok więc Thoden szystko widział całkowicie wyraźnie. Za drzwiami stali strażnicy, trzymający krasnoluda. Bez słowa wrzucili go do celi. Po tym, Długi Język usłyszał za sobą głos.
-„To dwuosobowa cela a nie trzy.” – powiedział to staruszek dzielący z krasnalami celę.
-"Nie mamy już miejsc a złodziei jest coraz więcej. Jutro odchodzi transport na wisielcze wzgórze to się zrobi miejsce." – A więc tak zginę… - myślał krasnolud.

-Zawsze myślałem, że polegnę w boju… A tu proszę co za niespodzianka. – dumał długobrody.
-Witaj, przyjacielu. – zwrócił się w końcu do przybysza.
-Co przeskrobałeś?! – zapytał z uśmiechem na ustach.
-Dziwne to miasto, w którym krasnolud wiedzie życie bardziej plugawe od niziołka… - rzekł jakby w zamyśleniu.
Na wspólnych rozmowach przegadali pół nocy. Długiemu Językowi rozmawiało się wtedy wyjątkowo dobrze. – W końcu znalazł kogoś z jego rasy. Rozmawiając z przybyszem uznał, że w końcu trafił na osobę, którą mógłby obdarzyć uczuciem przyjaźni. Krasnolud był inny, niezwykle spokojny, wykształcony i pobożny. Thoden niewiele o nim wiedział, ale dostrzegł jedno. Rozmawiając z nim czuł, że obecność jego towarzysza go uspokaja. Wydało mu się to dość dziwne, ale był na tyle zmęczony, że marzył tylko o jednym.
-Ach., ten krasnoludki temperament. – mruknął i położył się spać.
Rano do celi przybył kapitan straży w swojej wyróżniającej się ładnej skórzanej zbroi, dwóch strażników w kolczugach i jakiś człowieczek.
Ten ostatni zaczął mówić:
-„Sąd osądził że wy krasnoludy jesteście winni zarzuconych wam czynów i zdecydował się że dołączycie do transportu na wisielcze wzgórze, a tam wiadomo co będzie.” - No to już, miło było ale się skończyło. – myślał gorączkowo.

-„Ale dostojny pan Sokół zaproponował żeby dać wam jeszcze jedną szansę. Wykonacie dla niego pewną pracę, a właściwie trzy zlecenia. W trakcie wykonywania zadań otrzymacie pełne wyżywienie i nocleg.” – To niemożliwe! Chcą mnie uwolnić i jeszcze utrzymywać? – myślał.
-„Po wykonaniu 1000 ZK na głowę.” – kontynuował człowieczek.
-To jakiś żart? – myślał krasnolud.
Po długiej chwili milczenia otrząsnął się z zadumy. Nie słuchał reszty przemówienia człowieka, to co usłyszał w zupełności mu wystarczało, aby knuć swe marzenia, a i podejrzewał co może usłyszeć w dalszej części mowy. Po skończonym przemówieniu człowiek wyszedł, a jego i tego drugiego krasnoluda uwolniono.

Podczas ubierania swego ekwipunku Thoden zapytał się swego towarzysza.
-Mówiłeś, jak masz na imię?
Po chwili prowadzono ich w kierunku zamku. Już z oddali dobrze widoczna była jego ogromna postura i krasnolud łatwo mógł się domyśleć, że tam mieszka osoba, która mogłaby tyle zapłacić za jakąś głupią usługę.
Wprowadzono ich do środka. Thoden ujrzał tam jasnowłosego elfa, ale nie było czasu na dokuczanie mu. Tym zajmie się o wiele później. Teraz jego uwagę przykuła taca z owocami i ciastem.
-Wyżerka. –szepnął i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku stołu.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."
mjl jest offline