Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2008, 19:58   #620
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny świątyni Jaśniejącego

- No, ale nie traćmy czasu na pogaduszki. Trochę drogi przed nami.

Dziewczyna przytaknęła słowom staruszki, poczym ruszyła za przewodniczką, na ramieniu której siedział wierny ptak. Dłoń zaciśnięta na kosturze i sieć zmarszczek przecinających twarz kobiety, mogły sugerować, że będzie miała znaczne problemy z poruszaniem. A to oznaczałoby, że Aeterveris będzie musiała dostosować do niej swoje tępo. Z jednej strony oznaczało to stratę czasu, a z drugiej... po paru ostatnich dniach ciągłego uciekania, dziewczyna z ulgą przyjęłaby odmianę w postaci spokojnego, spacerowego kroku.

Szybko okazało się jednak, że obawy albo nadzieje nimfy były nie uzasadnione. Liircha radziła sobie nadzwyczaj dobrze, choć Aeterveris zdawało się, że coraz częściej na twarzy towarzyszki dostrzega ukrywane zmęczenie. Trudno jednak było powiedzieć, czy to wysiłek fizyczny wywołał taki efekt. A może bardzo długa samotność, życie wspomnieniami i obowiązkami, które zostały nałożone na staruszkę przed wiekami?

Jakkolwiek by nie było, Aeterveris nie miała zamiaru wypytywać staruszki. Jeszcze nie nadszedł właściwy czas na zwierzenia. Przy odrobinie szczęścia będzie jeszcze okazja na dłuższą i szczerą rozmowę. Oczywiście, o ile Liircha sama tego zechce.

I znowu dziewczyna szła, pośród zimny, kamiennych murów, które dawniej były częścią wspaniałej twierdzy. Nimfa wręcz czuła, jak z każdej strony, z mroku, docierają do niej szepty. Szepty kamienni opowiadających dawne historię o wielkich wydarzeniach, krwi, która spłynęła po ich gładkich powierzchniach, bitwach, zwycięstwach i klęskach. Gdyby tylko Aeterveris potrafiła zrozumieć mowę kamienni... z chęcią usiadła by na jednym z głazów i spędziła wiele długich godzin wsłuchując się w te opowieści z przed wieków, o dawnych herosach.

Jednak Liircha nie zostawiły Aeterveris czasu na jakiekolwiek odpoczywanie. Staruszka uparcie podążała przed siebie, bardzo rzadko zatrzymując się na krótką chwilę, by na rozdrożach wybrać właściwy kierunek. Dziewczynie podążającej za przewodniczką nie pozostało nic innego, jak podziwianie pamięci staruszki. Choć po tylu latach życia, trudno było nie wyrobić pewnej znajomości swojego „domu”, to jednak Liircha znacznie zaimponowała Aeterveris.

Podróż była nadzwyczaj spokojna i cicha. Najwyraźniej staruszka nie miała ochoty na rozmowę albo była zbyt zajęta badaniem drogi prze sobą. Dziewczynie w pełni to odpowiadało, bo dzięki temu miała czas, by zastanowić się nad tym, co zrobi, gdy dotrze już na miejsce. Równocześnie zamyślenie w jakie popadła Aeterveris było idealnym powodem do nie rozglądania się naokoło. Nimfa już dawno zauważyła, że gdy nogi same niosły ją do celu, a umysł jest zajęty rozważaniem jakiś ważnych rzeczy, to oczy nie dostrzegały wielu szczegółów. Obecnie dziewczyna bardzo starannie dbała, żeby jej wzrok nie padł na żadną z płaskorzeźb przedstawiających okropne sceny, ani na resztki jakie pozostały z rozkładających się zwłok.

Milcząca wędrówka trwała już od kilkunastu minut, gdy naglę ptak siedzący na ramieniu Liirchy zakrakał donośnie i zaczął tłuc powietrze skrzydłami, jakby dopadł go najprawdziwszy obłęd. W tym samym momencie do uszu Aeterveris doszedł groźnie brzmiący dźwięk, który dziewczynie kojarzył się tylko z jednym... żmiją szykującą się do ataku. Miecz nimfy samoistnie wskoczył do jej dłoni, podczas, gdy jego właścicielka obracała się dookoła siebie w poszukiwaniu małego, jadowitego przeciwnika. Nawet nie zauważyła, że Liircha też się zatrzymała i spokojnie stoi, jakby na coś czekając.

Nim Aeterveris zdołała zlokalizować węża, syczenie nagle przerodziło się w słaby, jakby odległy śmiech, który z każdą chwilą nabierał siły. Zaraz potem niewidoczny napastnik zaczął mówić, a jego głos, przypominający syk węża, odbijał się od kamiennych ścian, nie pozwalając rozpoznać skąd tak naprawdę dochodzi.

- Sprowadziłaś posiłki Liircho? Zabawne... Nie powstrzymasz mnie. Więzy które nałożyli na mnie arkaniści, słabną. Pieczęć pęka. To robactwo natury nic ci nie pomoże... Wkrótce będę wolny, a świat ugnie się przed wybrańcami Ourobosa!
- Zamknij paszczę stary pyszałku! Jedyne co potrafisz , to pleść głupoty. Chciałaś wiedzieć, co kryje świątynia? To już wiesz... A teraz chodźmy. Statua już blisko.


Odpowiedź staruszki była równie gwałtowna i niespodziewana, jak nagłe ujawnienie obecności „wybrańca Ourobosa”, czymkolwiek ta istota by nie była. Aeterveris przez dłuższą chwilę stała i wpatrywała się w Liirche z wyraźnym zaskoczeniem widocznym na twarzy. Dziewczyna tak naprawdę nie do końca rozumiała co się właściwie stało. Zasadniczo zauważyła jedynie, że „coś”, co kiedyś uwięziono w tych ruinach, przed chwilą nazwało ją „robactwem natury”.

W innej sytuacji z wielką chęcią odpyskowałaby tej przeklętemu wybrańcowi, jednak stanowczy głos staruszki, nakazujący ruszenie w dalszą drogę, odwiódł Aeterveris od zrobienia czegoś takiego. Prychnęła jedynie, niczym obrażona kotka i ruszyła dalej. Nie miała teraz czasu na zajmowanie się czymś, co najwyraźniej cierpi na kompleks niższości i próbuje podbudować swoje malutkie ego, „straszliwym” śmiechem i bajaniem o swojej potędze.

Bagna Zapomnianego Boga
“Zniszczony plac”

W końcu kobiety dotarły do celu podróży. Ku miłemu zaskoczeniu Aeterveris podłóż nietrwała aż tak długo, jak z początku się spodziewała. Spokojnie rozglądając się po kwadratowym dziedzińcu, dziewczyna niby obojętnym tonem zapytała Liirchę:

- Jak myślisz pani, ile jeszcze czasu zostało nam do przybycia jaszczuroludzi?
- Wiele, moja droga, bardzo wiele.


Aeterveris skinęła głową i wolnym krokiem podeszła do dwumetrowego pomnika przedstawiającego węża. Posąg sprawiał bardzo ponure wrażenie, jakby czekał na kolejne ofiary. Dziewczyna przykucnęła przy niewielkim postumencie, na którym postawiono pomnik. Czerwone, zaschnięte ślady były wyraźnym dowodem, że wielokrotnie w tym miejscu przelano krew... I to najpewniej ludzką. Nawet na pomniku, gdzie niegdzie, żółty kamień nabrał szkarłatnego odcienia.

Dziewczyna ostatni raz obróciła się wokoło siebie, dokładnie przyglądając otoczeniu, wyszukując dróg ewentualnej ucieczki, kryjówek, czy osłon. Miała złowrogie uczucie, że wkrótce ta ziemia znów zasmakuje krwi i wolała być na ten moment przygotowana. Gdy już dokonała wstępnych oględzin, nimfa podeszła ponownie do staruszki, która usiadła na niewielkim głazie. Dziewczyna usiadła ze skrzyżowanymi nogami u stóp Liirchy i po chwili zastanowienia zapytała.

- Pani, skoro mamy tak wiele czasu, czy nie zechciałabyś opowiedzieć mi historii tego miejsca? Z tak starym miejscem musi być związanych wiele ciekawych historii, a ja uwielbiam ich słuchać.

Liircha z powagą spojrzała na Aeterveris. Przez chwilę milczała, jakby nad czymś się zastanawiając, poczym rozpoczęła swoją opowieść...

***

Aeterveris naprawdę uwielbiała opowieści, a historia twierdzy naprawdę ją zainteresowała. Ale gdzieś z oddali dochodziły już dźwięki wydawane przez zbliżającą się gromadę. Tu na bagnach, w kompletnej ciszy, wszystko było bardzo dobrze słyszalne i prawdopodobnie tylko dzięki temu Aeterveris w ogóle zorientowała się, że nadszedł czas działania.

Dziewczyna podniosła się na nogi, otrzepując spodnie, którym i tak już nic nie mogło pomóc, poczym uśmiechnęła się do staruszki i ruszyła w kierunku upatrzonej wcześniej kryjówki. Nimfa dobrze wiedziała, że Liircha zdoła o siebie zadbać i ukryć się przez wzrokiem oddziału jaszczuroludzi. Aeterveris znalazła swoją osłonę w załomie utworzonym przez dwa kamienne mury, które dawniej stanowiły wewnętrzne ściany twierdzy. Dziewczyna przykucnęła w ciemności i cierpliwie czekała, jak myśliwy zaczajony na zdobycz. Tak, jak uczyła się w odległej przeszłości, gdy nie miała pojęcia o życiu poza rozległymi lasami. Zbyt dobrze Aeterveris wiedziała, jak wielka będzie cena jaką przyjdzie jej zapłacić, jeżeli popełni choćby najdrobniejszy błąd. Musiała się postarać i zrobić wszystko idealnie... miała tylko jedną szanse.

Aeterveris w napięciu wsłuchiwała się w odgłos stóp grupy jaszczuroludzi. Byli już bardzo blisko i teraz nie pozostawało już nic, tylko czekać aż zbliżą się do posągu. Z jedną dłonią opartą o rękojeść broni i drugą czubkami palców dotykającą cieniutkich strun instrumentu, nimfa próbowała zmusić umysł do koncentracji.

Cisza i ponury spokój, jaki do tej chwili niepodzielnie panowały w świątyni, teraz ustąpiły miejsca ciężkim krokom, których brzmienie odbijało się wśród kamiennych ścian i dziwacznemu, niezrozumiałemu językowi jaszczuroludzi. Czułe ucho Aeterveris podpowiadało, że grupa minęła jej kryjówkę i już znajdowała się niebezpiecznie blisko posągu.

Aeterveris wzięła głęboki wdech i wyprostowała się, starając się przy tym, by żaden najdrobniejszy dźwięk nie przykuł uwagi nowoprzybyłych. Dziewczyna zamknęła oczy pozwalając, by palce same odnajdywały właściwe struny. Pierwsze, drobne dźwięki uleciały w powietrze, tak ciche i subtelne, jak promienie wschodzącego słońca. Jednak muzyka była jakaś dziwna... chaotyczna. Jakby nie posiadała żadnej melodii, rytmu, tylko była bezsensownym, zbiorem dźwięków.

Niewiele brakowałoby, a Aeterveris już na samym początku straciłaby kontrolę nad zaklęciem. Całym wysiłkiem woli zmusiła palce, by wprowadziły porządek do melodii, by poukładały rozpierzchnięte na wszystkie strony dźwięki. Palce początkowo nie chciały słuchać nimfy, zachowując się, jak osobne istoty obdarzone własną świadomością, ale stopniowo dziewczyna zmuszała je do posłuszeństwa.

Melodia w końcu stała się prawdziwą melodią, uporządkowaną jak należy. Cicha i subtelna, zdawała się kroplami wody spadającymi z drzew. Muzyka oderwała się od instrumentu i szybowała wolna, jak ptak po całym placu. Przypominała małe, roześmiane dziecko, które wybiegło na deszcz, i które teraz z radością chwyta spadające krople. Zdawała się być zarówno wszędzie, dochodząc z każdego kierunku, jak i nigdzie, jakby brzmiała jedynie w umysłach zdumionych słuchaczy.

Aeterveris pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Czuła, jak moc przepływa przez jej ciało wprost do instrumentu. Zaklęcie błyskawicznie nabierało energii i już prawie dało się wyczuć jego subtelny wpływ, gdy nagle pomiędzy dźwięki wdarł się inny, fałszywy. Palce nimfy znów zaczęły gubić się i potrącać niewłaściwe struny. Aeterveris rozpaczliwie próbowała zapanować nad muzyką, podczas, gdy zaklęcie szarpało się w jej umyśle, targane podmuchami dzikiej magii.

***

„A teraz spójrz mi w oczy. No dalej dziewczyno, przecież nic ci nie zrobię. A teraz zagraj. Zapomnij o strunach i zagraj dla mnie własną melodie. Pozwól, żeby ta muzyka płynęła wprost z twojego serca.”


***

Aeterveris przestała walczyć ze strunami, nie mogła przecież pokonać muzyki. Zamiast tego pozwoliła by jej dłonie same wybierały drogę, by grały nie to kazał im umysł, lecz to co nakazywało serce. Tak, jak nakazywał jej Eskel.

Znów w muzyka nabrała właściwego rytmu, choć teraz nagle stała się głośniejsza, nabierała tępa. To nie była już wesoła piosnka o małym dziecku tańczącym na deszczu. Każdy kolejny dźwięk przypominał jęk przemocą wydzierany z konającego ciała. Zdezorientowani jaszczuroludzi rozglądali się dookoła, choć zlokalizować źródło dźwięku, ale ten zdawał się dochodzi ze wszystkich stron. Jakby sama ziemia wydawała agonalne jęki, a potępione duszę wróciły na ten świat, by śpiewać swoją żałosną pieśń skazanych na wieczne cierpienie.

I wtedy rozległ się krzyk bólu... krzyk godny rozrywanego na strzępy człowieka. I muzyka ustała, jak ucięta mieczem. Jaszczuroludzi stali z bronią gotową na odparcie ewentualnego ataku. Tylko jeden z nich wydawał się bardziej zaciekawiony, niż przestraszony. Ssaa'goth spojrzał na swoich podwładnych i nie znoszącym sprzeciwu głosem, warknął w ich kierunku:

- Sprawdźcie to!

W tym samym czasie Aeterveris stała w swojej kryjówce, z zamkniętymi oczami szepcząc jakieś słowa, tak cicho, że sama ledwo je słyszała. Czuła, jak moc zaklęcia krąży dookoła tylko czekając na wykorzystanie. Musiała się spieszyć...

Czwórka jaszczuroludzi z ociąganiem ruszyła w kierunku brzegów placu. Szli powoli, nie na tyle wolno, żeby wywołać napad szału przywódcy, ale z drugiej strony, nie na tyle szybko, by nieostrożnie wpaść na jakiegoś ducha. Kto wie, co mogło się tu czaić? Szczególnie, że tyle razy składaną na tym placu ofiary z żywych, myślących istot?

Zanim wojownicy zdołali przejść choćby cztery kroki, znów śmiertelną ciszę przerwał dźwięk. Tym razem był to syk węża. Węża, któremu ktoś bardzo nierozsądnie wpychał patyk do legowiska, by zbadać jak zwierze na to zareaguje. A chwilę potem syk zmienił się w głos. Zimny, nienawistny, wściekły i potężny jak krzyk dwudziestu ludzi. Był niczym rozwścieczona żmija wstrzykująca jad schwytanej ofierze. Ofierze, która chwilę temu tak dobrze się bawiła, dźgając węża patykiem.

- JAK ŚMIECIE?! JAK ŚMIECIE TU PRZYCHODZIĆ I PRZERYWAĆ MÓJ SPOCZYNEK?! CZY TAK BARDZO PRAGNIECIE ODDAĆ MI SWOJĄ KREW, BYM MÓGŁ NASYCIĆ SWÓJ GŁÓD?! NĘDZNI GŁUPCY. ZNISZCZE WAS ZA WASZA AROGANCJE!

Jeden z mniej odważnych i bardziej naiwnych jaszczuroludzi, wypchnął więźniów przed szereg. Najwyraźniej miał nadzieje, że bóstwo nasyci się niewolnikami i okaże łaskę swoim wyznawcą.

- Mamy ofiary Panie! Przynieśliśmy ofiary!...

- OFIARY! TO OŚMIELASZ SIĘ NAZYWAĆ OFIARĄ?! TO KOŚCI Z NAWLECZONĄ NA NIE SKÓRĄ! JA CHCĘ KRWI I SERC! CHCĘ ZOBACZYĆ MOICH WROGÓW, JAK NA KOLANACH SKOMLĄ O LITOŚĆ! TYLKO KREW WOJOWNIKÓW ZAPOKOI MÓJ GŁÓD, TYLKO ONA UŚMIERZYU MÓJ GNIEW. CZUJĘ ICH SMRÓD... SMRÓD TYCH PRZEKLĘTYCH ISTOT. IDĄ TU... ZMIERZAJĄ WPROST W MOJĄ PASZCZE! A WY MI ICH PORZYPROWADZICIE! UDOWODNICIE SWOJĄ WARTOŚCI I PRZYNIESIECIE PRAWDZWIĄ OFIARĘ. MOŻE WTEDY DARUJE WAM WASZE WINY I OKAŻE ŁASKĘ? MOŻE... TYLKO TY SSAA'GOTH ZOSTANIESZ TU I OCZYŚCISZ TO MIEJSCE W KRWI TYCH NIEWOLNIKÓW, KTÓRYCH MI PRZYPROWADZLILIŚCIE. A JEŻELI TWOI WSPÓŁPLEMIEŃCY ZAWIODĄ... WTEDY ZASPOKOJĘ SWÓJ GŁÓD TOBĄ!

Aeterveris cicho wypuściła powietrze, czekając na efekty. Miała nadzieje, że jaszczuroludzi dadzą się nabrać. Jeżeli by się udało, mogłaby spróbować podkraść się do samotnego Ssaa'gotha i przywalić mu w łeb tak, żeby stracił przytomność. A jeżeli mistyfikacja zostanie przejrzana... wtedy nie pozostanie już nic poza wykorzystaniem zaskoczenia. Przy takim obrocie sytuacji, dziewczyna będzie jedynie mogła wyskoczyć ze swojej kryjówki, cisnąć nóż w kierunku grupy, poczym wziąć nogi za pas. Przy odrobinie szczęścia, może większość jaszczuroludzi rzuci się za nią w pościg, a tymi pozostałymi do pilnowania więźniów zajmie się Liircha.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 12-04-2008 o 13:47.
Markus jest offline