Karczma… Znowu są głodni… pomyślał Volodni. Było to dla niego uciążliwe, stratą czasu i lekko irytujące, że te istoty potrzebowały tyle jedzenia i marnowały tyle czasu na odpoczynek. Niestety nie mógł nic innego zrobić w tej chwili jak pójść z nimi, miał zamiar się im przyjrzeć i przekonać do czego ta historia ich zaprowadzi.
Gospoda wydawała się schludna, nieco kiczowata być może, jak i sama jej nazwa „Dumny Paw”, ale nie przyszli tu, aby podziwiać miejscową sztukę i kulturę w końcu… a szkoda… gdyż Volodni chciał przecież zbadać ludzki ród.
Wtem pojawił się elf wraz z małą świtą, wydawał się on znać jego i jego towarzyszy.. Drzewo-mózgi… wyjątkowo grzeczna oblega.
Elf był bardzo dumny, naśladował styl arystokratyczny, lecz czy był arystokratą tego Uru nie wiedział. Było pewne jednak, że nie lubił go i reszty, czego nie śmiał nie okazywać. Jednak Volodni było to obojętne, zwyczajnie go zignorował, obrócił się plecami i zauważył wchodzącego Bena.
Złożył on im ofertę sprawdzenia co z karawaną, choć wiadomym było już jaki los ją spotkał i co ich czeka…. Więc przygarnął nas, abyśmy darmo zajmowali się ochroną jego interesów… Volodnii nie wątpił, że takie sytuacje się powtórzą w przyszłości… ale z braku alternatywy i chęci wydostania się z tego paskudnego miasta…. - Chodźmy…- te słowa wydostały się z gardła Uru. Chciał opuścić to miasto i cos w końcu zrobić, rozprostować gałęzie i pochodzić po lesie, poczuć jego słodki smak w ustach i liściaste pieśni w swoich uszach zamiast kurzu i gwaru tysięcy głosów przekrzykujących się, jakby najgłośniejszy miał tylko rację. Dart chciał się dowiedzieć kim byli ci osobnicy z elfem na czele… lecz Uru nie miał ochoty już dłużej czekać… a opowieści o nich mogą zająć zbyt dużo czasu… - Dowiemy się tego Darcie kiedy wrócimy z wyprawy, dajmy Benowi odpocząć, a sami zajmijmy się karawaną… mogła być napadnięta, a ktoś z jej członków wzięty w niewolę lub ranny… Chodźmy…- znowu musiał użyć więcej słów niżby chciał… ale była to konieczność, aby w końcu opuścić te kamienne więzienie… |