Scott zauważył że czterech kolesi zaczęło się zbierać i wychodzić z baru. Sam z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął ciemne okulary, które założył na nos i spokojnym krokiem podszedł do okna. Opony w Jaguarze właśnie były przebijane. Nie chciał włączać się do czegoś takiego. Uśmiechnął się pod nosem. "No cóż nie każdy ma farta." Sam nie rozumiał takich zachowań. "W jakim to było celu? Czy na tym coś skorzystali? Przecież koleś i tak nie miał paliwa. Daleko by nie zajechał. Chyba lepiej by było zabrać sobie te koła. Mogli by za nie dostać całkiem przydatne rzeczy." Ludzie wskoczyli do Jeepa i odjechali. Za nimi odjechał jeszcze sedan. Scott odwrócił się do właściciela popsutego auta. Już chciał coś powiedzieć kiedy usłyszał dwa strzały. Popatrzył jeszcze raz na samochód i powiedział do otyłego, długowłosego kolesia:
- Widzę że nie masz farta stary. A teraz to nawet transportu.
Scott wyjął Deserta z kabury zawieszonej na szelkach taktycznych pod marynarką i podszedł do młodego kolesia który chwilę temu prosił ich i odszukanie zaginionych dzieci.
- My jedziemy z tobą - powiedział swoim twardym głosem trzymając w ręku zimny kawał stali.
__________________ What do you see in the dark, when the Demons come for you? |