Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2008, 13:02   #11
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Matt zastanawiał się nad tym co zrobił.
-Należało mu się. W ten sposób nie załatwia się interesów. – myślał, usprawiedliwiając się w duchu.
Jeszcze chwilę siedział na krześle, przyglądając się ludziom w karczmie. Z dworu usłyszał delikatny ryk silnika, już wiedział, że mechanik przynajmniej po części wywiązał się z umowy.
Przez chwilę jeszcze przyglądał się swojej ślicznotce, jak zwykł nazywać swój samochód, by zaraz zwrócić się do karczmarza.

-Masz może leki na światłowstręt? – zapytał poważnym głosem.
Ale karczmarz odpowiedział mu tylko:
-„Dziś rano przyjechał chłopak z Budbury, osady, na zachód stąd. Był strasznie zmęczony, zamówił tylko pokój i od razu poszedł w kimę. Z tego, co zrozumiałem to mają jakiś problem dotyczący dzieci. Nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale mówią, że to Moloch!”
-Moloch? - pogrążył się w myślach Matt, już nie słuchając karczmarza.
-Ciekawe ile w tym prawdy. – myślał.
Po kilku minutach z góry zszedł młody, może siedemnastoletni chłopak o długich blond włosach.

-„Jestem Scott i szukam kilku najemników… eee…znaczy się kilku ludzi, którzy są w stanie zrobić coś z pewną sprawą…eee…”- Ten to ma gadane – myślał Matt, delikatnie się uśmiechając.
Po wypiciu szklaneczki whisky chłopcowi szło znacznie lepiej:
-„Tak, więc w mojej miejscowości, Budbury, na zachód stąd dzieją się dziwne rzeczy. Jakiś sukinsyn porywa nasze dzieci! Obecnie nie ma już czwórki, ale kto wie, co będzie później! Jeśli jesteście zainteresowani, to więcej informacji udzieli wam szeryf w Budbury. Ja mogę was tam pokierować. Eeee… Jakieś pytania?”

-Tak, chłopcze. – rzekł Matt.
-Ja mam pytanie. –ciągnął.
-Widzisz to cudo przed karczmą? Nie dojedzie do Budbury na pustym baku. Dobijemy interesu, jeśli dasz mi paliwa chociaż na dojazd tam. – mówił, oceniając młodzieńca.
-Wybór należy do ciebie. – rzekł i usiadł na krześle niedaleko karczmarza.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."
mjl jest offline  
Stary 05-04-2008, 13:24   #12
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Scott siedział przy swoim stoliku czekając na reakcję pozostałych osób. Położył na blacie swoją aluminiową walizkę i otworzył ją tak, że tylko on mógł widzieć jej zawartość. Wyjął z niej dyskretnie parę zdjęć, podarł je, włożył do popielniczki leżącej na stoliku i podpalił. Dyskretnie z walizki wyjął swojego wiernego D. Eagle'a i włożył go do kabury zawieszonej na szelkach taktycznych pod marynarką. Zamkną walizkę i położył ją przy nodze. Kontem oka zauważył jak koleś z mieczem się na nie lampi. Może szuka jakiejś zaczepki? Ale z tym mieczem to chyba za dużo nie zawojuje. Wystarczy tylko jeden strzał żeby któryś z tych palantów osunął się bez życia na podłogę z dziesięcioma gramami ołowiu w przedziurawionej czaszce. Ale oczywiście Scott musiał być ostrożny. Musiał wyrzec się porywczości. Dobrze pamiętał zasadę którą mu tak długo wpajano. Atakował tylko wtedy, gdy był pewny że to się uda. Uśmiechnął się pod nosem.

Po paru chwilach z górnego piętra zszedł koleś z jakąś dziwną propozycją. Scott nie patrzył się na niego, tylko próbował prześwietlić wzrokiem myśli zgromadzonych w knajpie. Po chwili jeden z frajerów wstał i przyjął propozycję chłopaka. "No jednego już mam z bańki" - pomyślał. Ciekawe co zrobią inni? Człowiek w garniturze dobrze wiedział że wszyscy zgłoszą się do zadania, lecz sam podniósł rękę dopiero wtedy, gdy wszyscy to zrobili.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?

Ostatnio edytowane przez Blady : 05-04-2008 o 13:28.
Blady jest offline  
Stary 05-04-2008, 23:50   #13
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
John

Mężczyzna siedział przy stole rzucając ukradkowe spojrzenie kelnerce, która "przypadkowo" na niego wpadła obdarzając Ją raz po raz promiennym uśmiechem. Jakież ona ma biodra - myślał. Przez głowę przebrnęła mu niczym błyskawica pewna wizja. Wolał nie dzielić się tym, co sobie wyobraził, tym bardziej, że obok siedziała CJ. Sok, który zamówił wciąż nie przychodził, ba nawet się na to nie zanosiło. Postanowił więc wstać i podejść do baru przy, którym stała właśnie kelnerka. Spoglądając jej prosto w oczy przemówił zawadiackim głosem:

- Niechciał bym pani przeszkadzać, ale zamawiałem niedawno sok pomarańczowy. Nie rozmyśliłem się do tego czasu i dalej chciałbym zrealizować zamówienie - mówił łagodnie ukazując jej swoje białe zęby.

Kobieta szybko nalała szklankę soku, odebrała zapłatę i powiedziała: Bardzo przepraszam. Fieldstone odpowiedział krótko: Nie ma za co i na odchodnym spojrzał jeszcze w dekolt kobiety. "Uhu hu... To ja się teraz poważnie zastanawiam czy nie spędzić tu nocy" - myślał śmiejąc się w duchu. Ponownie usiadł przy stole i sącząc swój napój spostrzegł wzrokową walkę swego towarzysza z jakimś gościem przy sąsiednim stole. Przypomniał sobie bójkę w jakiejś knajpie pod Detroit. Pęknięta warga, złamane żebra - to były urazy fizyczne, które po pewnym czasie się zagoiły. Te gorsze - psychiczne pozostawiły swoje piętno. Od tego czasu Romeo jeszcze bardziej nie lubił bójek i za wszelką cenę starał się je przerywać lub wogóle do niech nie dopuszczać. Jako jeden z nielicznych potrafił uspokoić brata. Wiedział, że lepiej siedzieć spokojnie i mieć gdzie pić, jeść i spać niż dostać wpierdól od tutejszych. Zaczął uspokajać Backera i przypomniał mu nawet ten przykry incydent, o którym przed chwilą myślał. To jeszcze nie pomogło. Malcolm dalej upierał się przy swoim:

- No, ale teraz jest tylko jeden. Jeśli tamci mu pomogą, to będzie trzech na trzech. Damy radę. No chyba, że właściciel się włączy, ale wtedy ty mu wyjaśnisz.

- Pamiętasz jak ostatnio się biłem? Jakich trzech na trzech? Ja jestem z wami to jest dla naszej ekipy - dwóch ludzi. Wychodzi trzech na jednego - mówił z nieukrywanym rozbawieniem. Spokój i tyle - skończył już ostrzej. W tym momencie z góry zszedł jakiś młodzian i zaczął opowiadać coś o zadaniu, które widniało na słupie ogłoszeń. Chłopakowi plątał się język, więc postawiono mu whisky. Alkohol, każdego zmusi do mówienia. Każdego ośmieli i każdego rozweseli. Gdy do tego dojdzie młody wiek spożywającego to efekt ten jest murowany. Tak też było w tym wypadku. Młody zaczął mówić zrozumiale i na tyle głośno by wszyscy słyszeli. Gdy skończył mężczyzna, który "pojedynkował" się z drumerem wstał i zaproponowałby zebrać grupę i razem rozwiązać tajemnicę znikających dzieci. Chwilę po tym wstał i wyszedł. Przy chłopaku, który obwieszczał zadanie zakręcił się grubszy człowiek. Stolik drużyny był na tyle blisko, że słyszeli rozmowę. John słysząc o braku paliwa zaśmiał się pod nosem i podszedł do prowadzących rozmowę przerywając:

- Kolego - mówił do młodzika - my mamy paliwo na dojazd i odjazd i na różne pierdoły. Po co tracić czas na kombinowanie paliwa temu miłemu panu? - tu wskazał na długowłosego. Patrzył pytająco, lecz nie dostając odpowiedzi rzucił na odchodnym: Niech każdy robi to, co chce...

Udał się szybko do CJ i Malcolma. Spojrzał na nich znacząco, nawet bardzo znacząco, ale tak by tylko oni mogli dostrzec tez wzrok i szeptem powiedział: Musimy wyjść, bardzo proszę. Opuścili karczmę. Fieldston tym razem wykazał się większym refleksem niż pałkarz i otwarł drzwi przed CJ przepuszczając ją przed sobą. Zaraz po wyjściu zwrócił się do niej podając kluczyki:

- Odpal samochód i czekaj w pogotowiu. Bardzo Cię proszę. Wpadł mi do głowy pewien głupi pomysł. Jak zwykle - mówił z rozbawioną miną. Szybko podbiegł do samochodu wyciągnął śrubokręt i kucając ta by ciężej było go zauważyć z okien baru zbliżył się do Jaguara. Malcolm też się skapnął co chodzi po głowie przyjacielowi. Majstrował już przy drugim kole gdy, ku zdziwieniu wszystkich zaczął im pomagać nie kto inny jak facet, który wcześniej "walczył" z Backerem. Bardzo zdziwiony, ale i ucieszony Romeo przebił trzecią oponę i nie chcąc się bardziej narażać powiedział do pomocników uciekając do odpalonego samochodu:

Ok spadamy - tu zwrócił się tylko do nieznajomego - spotkamy się w Budbury przed szeryfem. Nie wiem gdzie to jest, ale ludzie będą wiedzieć.

Dotarł do auta pierwszy. Na szybkości wpakował się na tył by biegnący za nim pałkarz mógł szybciej wejść. Gdy ruszyli Fieldstone wystawił jeszcze głowę przez szybę, wyciągnął pistolet i oddał dwa strzały celując mniej więcej w maskę Jaguara. Nie patrzył czy trafił. Schował się szybko i przemówił:

- I to kocham. Zabawa pierwsza klasa. CJ ty następnym razem przebijasz a ja czekam w aucie. Wiesz, każdy musi mieć po równo opon na głowę. Nie chciałem, żeby nagrodę dzielono na sześć. Lepiej na trzy, chociaż po tym jak pomógł nam ten gość dobrze będzie i na cztery...

Jechali w stronę Budbury...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline  
Stary 06-04-2008, 13:23   #14
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Scott zauważył że czterech kolesi zaczęło się zbierać i wychodzić z baru. Sam z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął ciemne okulary, które założył na nos i spokojnym krokiem podszedł do okna. Opony w Jaguarze właśnie były przebijane. Nie chciał włączać się do czegoś takiego. Uśmiechnął się pod nosem. "No cóż nie każdy ma farta." Sam nie rozumiał takich zachowań. "W jakim to było celu? Czy na tym coś skorzystali? Przecież koleś i tak nie miał paliwa. Daleko by nie zajechał. Chyba lepiej by było zabrać sobie te koła. Mogli by za nie dostać całkiem przydatne rzeczy." Ludzie wskoczyli do Jeepa i odjechali. Za nimi odjechał jeszcze sedan. Scott odwrócił się do właściciela popsutego auta. Już chciał coś powiedzieć kiedy usłyszał dwa strzały. Popatrzył jeszcze raz na samochód i powiedział do otyłego, długowłosego kolesia:
- Widzę że nie masz farta stary. A teraz to nawet transportu.
Scott wyjął Deserta z kabury zawieszonej na szelkach taktycznych pod marynarką i podszedł do młodego kolesia który chwilę temu prosił ich i odszukanie zaginionych dzieci.
- My jedziemy z tobą - powiedział swoim twardym głosem trzymając w ręku zimny kawał stali.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?
Blady jest offline  
Stary 06-04-2008, 14:32   #15
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Malcolm, John, CJ i Leo

Kelnerka oczywiście podała sok dla Johna. Zapomniała o tym wcześniej, zwracając uwagę na niego, a nie na jego zamówienie. W każdym razie teraz lekko zarumieniona uśmiechała się do Johna. Baker chyba już się uspokoił o spokojnie siedział przy stoliku rzucając od czasu do czasu groźne spojrzenie w głąb sali. Jon usłyszał jak ten lekko pulchny mężczyzna coś mówi o benzynie chłopakowi i wyraził swój sprzeciw. Chłopak coś mruknął pod nosem i kiwnął z aprobatą głową. Po tych słowach cała trójka wyszła na zewnątrz. CJ zdążyła jeszcze dopić swoją whisky i odpaliła silnik samochodu, tak jak jej powiedział John, który wpadł na wspaniały pomysł wyłączenia jednego z rywali z gry. Wraz z Leo i Malcolmem zaczęli majstrować przy oponach przebijając trzy z nich. Ochroniarz, który stał przy drzwiach wejściowych uśmiechnął się i odwrócił głowę pogwizdując. Gdy wszystko było już gotowe i wsiedli do swoich wozów John odwrócił się i otwierając w szybę oddał jeszcze dwa strzały ze swojej Berety. Pierwszy z nich trafił w boczną część maski samochodu Matta, ale zostawił po sobie tylko wgłębienie. Natomiast drugi strzał przebił szybę Jaguara rozpryskując ją na mnóstwo kawałków i zostawił dziurę w miejscu, gdzie powinna być głowa kierowcy na fotelu. Po chwili dwa samochody odjechały.

Scott

Zgłosiłeś się jako ostatni i bez zbędnych pytań wyszedłeś. Gdy wychodziłeś jako przedostatni usłyszałeś, jak Matt kłóci się z chłopakiem. Wyszedłeś i zobaczyłeś, jak trójka, która wyszła przed tobą majstruje coś w wozie Matta. Nie reagowałeś. Gdy wróciłeś do baru, zobaczyłeś Matta wciąż pogrążonego w rozmowie. Usłyszałeś dwa strzały i odgłosy odjeżdżających samochodów. Początek nie zapowiadał się dobrze. Zapytałeś chłopaka o podwiezienie ten odpowiedział:
-Oczywiście mogę was zabrać. Jedyne, co musicie to dorzucić mi się troszkę na benzynę, nic więcej. Ta broń nie będzie potrzebna. – dokończył odpychając lekko od siebie twojego Deserta.

Matt

Niestety, sam mam tylko benzyny na dojazd do Budbury, nic ponad to. – odpowiedział na twoje pytanie chłopak. Mimo, iż byłeś dobrym negocjatorem nie udało ci się nic osiągnąć. Coś musiałeś zrobić, przecież twój wspaniały wóz nie pojedzie bez benzyny. Na pewno jakaś resztka znajdowała się w baku, w końcu mechanik musiał go tu przywieźć. Nagle twoje rozważania przerwał odgłos strzałów i dźwięk tłuczonej szyby. Prawie potykając się na lodzie przed wejściem najszybciej jak tylko mogłeś wybiegłeś spodziewając się najgorszego. Istotnie. Przednia szyba twojego wspaniałego wozu była całkowicie rozbita! Oprócz tego trzy, z czterech opon były poprzebijane. Cóż, problem benzyny zszedł na dalszy plan. Byłeś niesamowicie wściekły. Zobaczyłeś tylko dwa samochody gości z karczmy, którzy również podjęli się tego zadania i śmiejącego się z ciebie ochroniarza.
 
maciek.bz jest offline  
Stary 06-04-2008, 19:14   #16
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Przyglądając się nastolatkowi, Matt powiedział.
-Nie zostawię swojego samochodu tutaj. Musimy wymyślić coś, żeby go tam zaholować.
Nagle zza karczmy dał się słyszeć odgłos strzałów i tłuczonej szyby. Matt pobiegł w kierunku samochodu, by zobaczyć, że jego opony są przebite, a szyba rozsypała się w drobny mak.
-Nie ma sensu strzelać. – myślał Matt, patrząc za odjeżdżającym jeepem.
Podchodząc do swego Jaguara zauważył, że kula, trafiła idealnie w miejsce, na którym znajdowałaby się jego głowa.
-Cóż, miałem szczęście… - mruknął.
W całym tragizmie sytuacji nie zauważył śmiejącego się z niego ochroniarza.
-Słuchaj, siedziałem w karczmie, mój wóz stał przed nią, więc twoim pieprzonym obowiązkiem jest pilnować go. – mówił podchodząc do ochrony.
-Lepiej mnie nie denerwuj, psie. – powiedział wskazując na swojego gnata.
-Ktoś tu dzisiaj może nie tylko stracić pracę, ale i życie. – mówił, przez zaciśnięte zęby.
Nie czekając na odpowiedź, wszedł znowu do karczmy. Kierował się w kierunku karczmarza, nie wiedział czemu to robi, ale po prostu chciał się na kimś wyżyć.
-Twój pieprzony ochroniarz był świadkiem, jak rozwalili mi wóz i nie śmiał nawet ruszyć swojego parszywego dupska. – krzyczał w jego kierunku.
-Chcę, abyś pokrył szkody, jakie ta trójka mi wyrządziła. – darł się już na całą karczmę.
W między czasie jego ręka bezwiednie spoczęła na swym gnacie, ale tego miał zamiar użyć tylko w ostateczności.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."
mjl jest offline  
Stary 09-04-2008, 17:44   #17
 
maciek.bz's Avatar
 
Reputacja: 1 maciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skałmaciek.bz jest jak klejnot wśród skał
Matt

Gdy groziłeś ochroniarzowi, przestał się śmiać. Widać, że twoja przemowa zrobiła na nim wrażenie, bo tylko mruknął coś pod nosem i odszedł na bok. Jak to dobrze mieć dobre gadane. Wszedłeś do baru, żądając od karczmarza zwrotu kosztów, ale ten tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Sam z resztą podświadomie stwierdziłeś, że twoja prośba raczej nie ma sensu. Barman na nią się odezwał:

-Zadaniem mojego ochroniarza jest tylko selekcja gości i pilnowanie porządku wewnątrz sali. Jeśli chcesz, żeby twój wóz był bezpieczny, to postaw go sobie na parkingu strzeżonym, o ile taki jeszcze gdziekolwiek znajdziesz. – dodał śmiejąc się.

Widząc, że kładziesz rękę na gnacie, on również sięgnął do kabury przy pasie, gdzie miał popularnego „Peacemaker’a”.

-Wypierdalaj stąd, albo poleje się krew. Twoja krew.- momentalnie spoważniał.

Rozejrzałeś się po pomieszczeniu. Ławki to potencjalna osłona, podobnie jak krzesła i stoliki. Tylko czy warto mieszać się w kłopoty? W dodatku słysząc zamieszanie do baru wparował ochroniarz, trzymając w ręku kij bejsbolowy.

Scott

Krótko mówiąc, niewesoła sytuacja. Matt wkurzył się na barmana i ochroniarza, w ruch poszły nawet pistolety. Scott patrzył na ciebie oczekując jakiejś reakcji. Liczył na to, że załagodzisz jakoś tą sytuację.

Malcolm, CJ, John

Ottawa stawała się coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu zniknęła w oddali. Jechaliście ciesząc się ze zwycięstwa. Właściwie sami nie wiedzieliście, czy jedziecie w dobrą stronę, tu nie było żadnych znaków drogowych, ale kto by się tym przejmował. Śnieg przestał padać i wyjrzało słońce. Zapowiadał się piękny dzień. Jakąś godzinę później dalej wydawało wam się, że jedziecie dobrze, ale drogi w sumie nie widać, niezbyt znaliście te strony i coraz bardziej realna stała się szansa zgubienia drogi. Po kolejnych dwóch godzinach stawaliście się coraz bardziej głodni. Przypomnieliście sobie również, że czas na zażycie leku. Niestety Budbury jak nie było, tak nie ma. Zaraz! Tam chyba coś jest. W oddali zobaczyliście jakieś zabudowania. Gdy podjechaliście bliżej zobaczyliście coś na kształt bunkra. Ten bunkier to budynek wysoki na pięć metrów i szeroki na dwadzieścia. Cały teren ogrodzony jest siatką poprzecinaną w niektórych miejscach. Wygląda na zamieszkany, ale póki co nikogo nie zauważyliście...
 
maciek.bz jest offline  
Stary 09-04-2008, 18:44   #18
mjl
 
mjl's Avatar
 
Reputacja: 1 mjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwumjl jest godny podziwu
Matt uśmiechnął się nieznacznie. Popatrzył po ludziach w karczmie, by ocenić szanse ewentualnej walki. Ochroniarz stał w drzwiach, barman przed nim, nawet na kimś takim jak on, potrafiło to zrobić pewne wrażenie.
-„Jeśli uda mi się sprzątnąć barmana, to dostanę przez łeb z baseballa…” – myślał sobie.
-„Lepiej odpuścić” – dumał.
-Po co te nerwy mój drogi? - ciągnął monotonnie w kierunku barmana.
-Rozlew krwi jest tu zbędny… - kontynuował uśmiechając się głupio i przyglądając się swojemu rozmówcy.
Odłożył rękę z broni i odszukał spojrzeniem młodzieńca.
-Zbierajmy się, na nas już czas. Musimy dogonić pewne łajzy.
-Nasza rozmowa została gwałtownie przerwana, ale myślę że możemy ją dokończyć na zewnątrz.

I rzucając krótkie, wściekłe spojrzenie barmanowi wyszedł. Odwrócił się do niego plecami, nie chciał widzieć wrednego uśmieszku na jego parszywym ryju. Na dzisiaj już miał dość upokorzeń i nie chciał w przypływie złości zrobić coś głupiego.
Przechodząc koło postaci w garniturze, rzekł:
-Jestem Matt Smith. – powiedział, wyciągając w jej kierunku rękę.
I wyszedł na mroźne powietrze. Jego Jaguar, jego ukochany samochód został zniszczony…
-Zapłacą mi za to. – rzekł mściwym tonem.
Czekał na swych towarzyszy oglądając samochód z każdej strony i myśląc nad wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji.
-Mam. – rzekł prawie się śmiejąc.
-CHŁOPCZE, CZEKAM NA CIEBIE! – krzyknął ile sił w płucach.
 
__________________
Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala...
Jaki z tego morał?
"Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty."
mjl jest offline  
Stary 09-04-2008, 19:46   #19
 
Blady's Avatar
 
Reputacja: 1 Blady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemuBlady to imię znane każdemu
Scott przez cały czas stał jakieś trzy metry od drzwi przyglądając się całej sytuacji. Gruby, długo włosy koleś zaczynał rżnąć cwaniaka. Nienawidził takich typków. Co miał barman do jego samochodu? Miał się sam postawić czterem kolesiom? A może miał wziąć ze sobą ochroniarza z baseballem? No we dwóch to by za dużo nie zdziałali. Samemu trzeba dbać o swoje interesy. Kto ma pilnować wozu jak nie sam jej właściciel? W tych czasach samemu trzeba dbać o swe interesy. Koleś myślał że jest cwańszy od samego Boga. O ile ten drugi w ogóle gdzieś jeszcze był na tym zasranym świecie. Scott cały czas trzymał w ręku swego, można powiedzieć, wiernego Deserta. Ale nie lubił mówić o nim jak o psie. Tylko psy i suki mogły być wierne, ale też nie koniecznie musiały być zwierzętami. Przez czarną, skórzaną rękawiczkę nie czuł jego zimna. Musiał być przygotowany do walki. Z takimi trzema frajerami pod jednym dachem to jakaś masakra. Wszystko się teraz mogło wydarzyć. W głowie w razie czego miał już wszystko zaplanowane. Najpierw strzał w czaszkę barmana, i gdy ochroniarz dojdzie na jakiś metr od niego też osunie się bez życia na ziemię. Gruby koleś na pewno by spękał w takiej sytuacji. Nie lubił tego robić, ale trzeba było chronić swoje życie. Usłyszał jak barman zaczyna się odgrażać cwaniakowi. Miał już tego dość. Powoli wyszedł z baru i zaczekał na zewnątrz. Słyszał stamtąd tylko strzępki ich rozmowy, ale dobrze wiedział że za moment albo usłyszy głośny strzał, albo któryś z frajerów wyjdzie na zewnątrz. Tak też się stało. Nie trzeba było długo czekać. Z knajpy wyszedł gruby koleś, który podszedł do niego, podał mu rękę i przedstawił się. Lekko uśmiechnął się na jego widok.
- Ja jestem Scott Stricker.
Szybkim krokiem wszedł z powrotem do knajpy. Podszedł do młodego kolesia i lewom ręką zaczął gładzić po ramieniu.
- Ty lepiej wyjdź na dwór.
Następnie poczekał aż młodzik wyjdzie na zewnątrz i podszedł do barmana po drodze chowając do kabury broń.
- Ale klienci. O wszystko się będą kłócić. Czy ma pan może jakąś zużytą plastikową butelkę? Przydała by mi się.
 
__________________
What do you see in the dark, when the Demons come for you?
Blady jest offline  
Stary 12-04-2008, 23:22   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
CJ podobał się ten wyczyn z samochodem, sama pamiętała, jak była trochę młodsza, jak przebijała z kumplami wozy klubowiczów w jakimś mieście, a nastepnie robili niezłą wrzawę wewnątrz. Oczywiście wszyscy byli troszkę zawiedzeni, nawet bardziej, ale czego nie robi się dla adrenaliny. Prowadziła samochód przez śnieżne ostępy, nieraz coś zarzuciło, bo wjechała na pobocze, ale ogólnie jazda byłą dość miękka. Jechali przynajmniej na jakiejś równinie, co jednak niezbyt dobrze wróżyło, nie wiedzieli, dokąd naprawdę jechać. Zauważyła przed nimi wielki, betonowy budynek. Nie zastanawiając się długo, skierowała nań samochód. Może ktoś tam mieszkał, może nie, w każdym bądź razie kałach leżał oparty o jej nogi i siedzenie. Wjechała na „podwórze”, przez jakąś lukę w płocie, i gwałtownie naciskając hamulec, wyhamowała prawym bokiem w stronę konstrukcji, narobiła tym trochę hałasu, oraz rozrzuciła piasek ze śniegiem dookoła.
-Co teraz? – spytała niewinnie.
 
Revan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172