Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2008, 19:32   #21
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cliff miał wrażenie, że oczy kupca rozszerzają się nieco, a szczęka ciut opada. Widać było, że nazwisko Diamond coś mu mówi. A może nawet nieco więcej, niż coś...
Nagle Cliff poczuł na ramionach ciężkie dłonie strażników. Trzeci stał z boku, czujnie obserwując całą sytuację.
- Co on zrobił? – zapytał jeden ze strażników.
- On nic. Chciał kupić buty - wyjaśnił szybko kupiec - ale ktoś je ukradł, a pomagał mu taki krasnolud, poszedł w tamtą stronę – wskazał palcem i szybko opisał wygląd krasnoluda, który przed chwilą rzucił pieniądze na ladę i usiłował odciągnąć Cliffa.
Cliff nie skomentował tej zdecydowanie niezgodnej z prawdą wypowiedzi. Był pewien, że strażnicy i tak nikogo nie znajdą, a nawet gdyby, to nie było żadnych dowodów na to, że krasnolud jest winien. W razie czego on sam mógł zaświadczyć o niewinności krasnoluda.
Strażnicy ruszyli do akcji. W tym samym momencie Cliff poczuł, że ktoś wsuwa mu do ręki kawałek papieru. Rozejrzał się dokoła, ale nikogo szczególnego nie zauważył. Z obojętną miną schował papier do kieszeni.
Spojrzał na kupca.
- Szkoda, że butów nie ma - powiedział, przesuwając w stronę kupca leżące na ladzie monety. Uważał, ze skoro krasnolud dał je kupcowi...
- Ale mam jeszcze jedne - powiedział szybko kupiec, węsząc okazję na zarobek. - Nawet lepsze... Ale ciemnobrązowe...

Buty faktycznie okazały się idealne. W dodatku wiadome było, że kupiec nie wciśnie Cliffowi żadnej tandety, bo negatywna opinia wystawiona przez kogoś ze znanego kupieckiego rodu bardzo źle wpłynęłaby na jego interesy.
W nowych butach Cliff pospacerował jeszcze po targu, a potem skierował się do straganu brata. Dopiero tam przeczytał list.
"Sokół" - zdziwił się. - "Jaki Sokół...?"
Cały problem polegał na tym, ze nie znał żadnego Sokoła.
- Co tam masz za kartkę? - spytał Jonatan.
Cliff machnął ręką.
- Porozmawiamy wieczorem - powiedział.
- Mam nadzieję, że nie jest w to wplątana jakaś dziewczyna - uśmiechnął się Jonatan.
Cliff z trudem powstrzymał się, by nie pokazać mu języka...

- Znacie może jakiegoś Sokoła? - spytał, gdy w trójkę siedzieli przy kolacji.
Jonatan pokręcił głową, ale Hilda aż podskoczyła.
- Jak to nie?! - zawołała. - To z pewnością TEN Sokół!
Cliff spojrzał na nią pytająco.
- Ten? Czyli jaki?
- Pamiętasz te ruiny na północ od miasta? - spytał Jonatan. Widać domyślał się, o kim mówiła Hilda.
Cliff pokiwał głową. Jakby mógł nie pamiętać. Te parę wiorst to żadna odległość dla młodych chłopaków, którzy w ruinach poszukiwali skarbów i bawili się w rycerzy czy piratów.
- Jakieś dwa miesiące temu - tym razem mówiła bratowa - ktoś kogo zwą Sokołem odkupił te ruiny, a w miesiąc później zamek był odbudowany. Bardzo szybko, więc ludzie mówią, że to czarodziej.
- Taaa... Gadają też - wtrącił Jonatan - że przekupił urzędników i strażników miejskich, dzięki czemu jest bezkarny. Nikt go nie widział na oczy, nic nikomu nie zrobił, na życie ludzi w mieście w żaden sposób nie wpływa, ale sam wiesz - wzruszył ramionami - ludzie uwielbiają plotki...
- A czemu pytasz o niego? - zainteresowała się Hilda.
- Zaoferował mi pracę - powiedział Cliff. - Chyba się tam jutro wybiorę...

Chociaż zarówno brat, jak i bratowa namawiali go, by zrezygnował z szalonego, ich zdanie, pomysłu, Cliff zdecydował się porozmawiać z Sokołem. Co prawda stawka była dziwnie wysoka, ale... Zawsze mógł zrezygnować...
Uzbrojony jak na wyprawę wojenną wyszedł z domu na tyle wcześnie, by bez większego pośpiechu móc dotrzeć do zamku zanim słońce stanie w zenicie.
Nim dotarł do bramy miejskiej minął kilka osób, w tym paru znajomych, natomiast trakt północny był raczej wyludniony.
"Każdy, kto chciał coś załatwić w mieście zrobił to wczoraj" - pomyślał, w gruncie rzeczy niezbyt zdziwiony tym, ze po drodze nie spotkał nikogo.
Dopiero niedaleko zamku ujrzał siedzącego przy drodze człowieka, który na nogach miał wyglądające dziwnie znajomo czarne buty.
"Masz szczęście ptaszku" - pomyślał - "że to nie mi je ukradłeś."
Ale i tak postanowił zapamiętać tą twarz.

Zamek był wspaniały. Co tym bardziej można było docenić pamiętając kupę ruin, jaka tu się znajdowała parę lat temu.
"Bez trudu uwierzę, ze to magia" - pomyślał oglądając wspaniałe wnętrze, gdy służący prowadził go do sali.
Po chwili zatrzymał ich kamerdyner.
- Pan Cliff Diamond? - spytał z uprzejmym ukłonem, równocześnie gestem odsyłając służącego, który bez słowa zawrócił w stronę wejścia.
Mimo pytania widać było, że wie, z kim ma do czynienia.
- Parę osób już przyszło - mówił dalej kamerdyner.
Weszli do dużej, z przepychem urządzonej sali, w której czekał już elf i dwa krasnoludy. W tym jeden znajomy.
- Proszę spocząć - kamerdyner wskazał kanapę, na oko bardzo wygodną - i poczęstować się.
Na stole stały misy z owocami i ciastem.
Kamerdyner zniknął za progiem.

- Cliff Diamond - przedstawił się Cliff, a potem ruszył w stronę znanego mu krasnoluda.
- Witaj, kapłanie. Co za zrządzenie losu znów skrzyżowało nasze ścieżki...?
Wyciągnął dłoń do kapłana.
 
Kerm jest offline