Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2008, 20:44   #575
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Sytuacja, w jakiej się znajdował nie należała do najprzyjemniejszych. Będąc szczerym wyglądała wręcz fatalnie. Pentagram był szczelny a machanie różdżką i używanie ,,zaklęcia" nie przyniosło prawie żadnych skutków - co mógł zrobić samozwańczemu panu mgieł w takim stanie pędzlem i płótnem. Nic? Być może... Jednak w jego głowie już zaczynał się krystalizować plan, który miał szanse go uwolnić z tego więzienia. Astaroth, jeszcze będąc Legionem pod panowaniem Ritha dwa razy znajdował się w sytuacji teoretycznie bez wyjścia, a jednak mimo wszystko udało mu się wyrwać

Pierwszy raz, gdy służył jako najemnik wraz z grupą pięciu innych wojowników był częścią oddziału badającego tropikalne dżungle. Wyprawa była duża i dobrze opłacona, jednak tropikalne choroby, jakich nigdy wcześniej nie widzieli dziesiątkowały ich szeregi, a dzikie plemiona zamieszkujące te tereny nie ułatwiały sprawy. Podczas przeprawy przez góry stracili prawie wszystkie tabory z żywnością i sprzętem, a podczas nagłej lawiny zginęła prawie cała reszta uczestników. Wtedy to on sam również znalazł się przygnieciony kamieniami, ze zmiażdżoną nogą i ostrym odłamkiem skalnym tkwiącym w płucu. Miał pewność, że nawet gdyby jakimś cudem wydostał się z kamiennej pułapki to dżungla i tak wykończy go gangreną i już miał się poddać, gdy z pomocą przyszedł mu drugi ocalały - jaszczur, z którym wspólnie wykurowali się z ran. Później było o wiele lepiej - dzięki talentowi Astarotha do przyzywania ognia na szablach, powietrznym sztuczką jaszczurzego towarzysza oraz przypadkowym zawaleniem świątyni i wywołaniem niewielkiego trzęsienia ziemi zostali okrzyknięci bożkami. Żyli tak około trzech miesięcy, mając pod dostatkiem jedzenia jednak jego towarzysz nie utopił się

Drugi raz, stosunkowo niedawno gdy w miasteczku, którego nazwy nie pamiętał został oskarżony przez inkwizycję o konszachty z demonami i skazany na śmierć. Próbował uciec w góry, gdzie nie mieli by go szans złapać, jednak poinformowani z góry o jego próbie ucieczki przez informatora-zdrajcę strażnicy złapali go i wylądował w celi. Również bez szans na ucieczkę oczekiwał świtu, który miał mu przynieść śmierć gdy w celi obok zauważył elfkę, która przy pomocy swojego kota wykradła klucze do cel

I co z tego? - mógłby zapytać postronny obserwator - przecież w obu przypadkach nie wyzwolił się sam, zawsze to ktoś mu pomagał!

I dokładnie o to chodziło. Nawet w najbardziej krytycznej sytuacji mógł znaleść sojuszników - ludzi, którzy wspierali go, pomagali mu przezwyciężać swoje słabości i ruszać dalej ścieżką, która przywiodła go do tego miejsca. Wszyscy oni, którym to zawdzięczał już nie żyli, i to z jego winy. O elfce, która go uwolniła mógłby śmiało powiedzieć, że sam ją zabił. Od tych dwóch była jednak jeszcze gorsza sytuacja, jeszcze bardziej beznadzieja niż te obie razem wzięte. Niewola u Ritha. Więzienie, którego nikt nie wdział z którego ucieczka nie istniała. Wtedy nikt mu nie mógł pomóc, a jednak i wtedy udało mu się wyzwolić. Poświęcając własne życie i życia tych, którzy mu towarzyszyli spełnił żądania Asgharvila zapewniając sobie wolność. A teraz znowu był w jego więzieniu i ponownie musiał się wyzwolić

Istotnie, plan A nie wypalił - demonica, która dzięki obecności światła zmaterializowała się obok niego również nie była w stanie opuścić pentagramu. Rith jednak nie był aż tak głupi i przygotował się należycie. Najpewniej przewidział wszystkie sposoby ucieczki, miał do tego wystarczająco czasu. Że też dał się tak złapać! I co niby miał w tej sytacji począć? Z toni skłębionych myśli wypłynął jednak na powierzchnię jeden pomysł, którego schwycił się jak ostatniej deski ratnku. Usiadł na podłodze, udając zrezygnowanego, szablą zrobił sobie nacięcie na dłoni i używając własnej krwi jako farby zaczął malowac. Przypadkowe linie, przecinające się zawijasy które powoli zaczynały formować się w obraz, do złudzenia przypominający kolejne stadia formowania się chaosu. Gdy dzieło było gotowe, uśmiechnął się smutno. To miał być ostatni ślad, jaki po nim pozostanie. Wstał i podszedł do krawędzi pentagramu, wyciągając obraz w stronę Ritha

- Wygrałeś... Skoro skończyłem jak skończyłem to musi być JEJ wybór. Weź to, niech pozostanie po mnie choć ten jeden ślad. Azmaer nie żyje, Thomas dogorywa... Zniknę dokładnie tego świata jednak... - zawiesił na chwile głos, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech - Nie wszystek umrę. Nigdy nie odejdę... z twojej pamięci! Chciałem ci jeszcze na odchodnym pogratulować... Żaden mazenda nigdy nie stworzył potężniejszego opętańca :3
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline