Sytuacja, w jakiej się znajdował nie należała do najprzyjemniejszych. Będąc szczerym wyglądała wręcz fatalnie. Pentagram był szczelny a machanie różdżką i używanie ,,zaklęcia" nie przyniosło prawie żadnych skutków - co mógł zrobić samozwańczemu panu mgieł w takim stanie pędzlem i płótnem. Nic? Być może... Jednak w jego głowie już zaczynał się krystalizować plan, który miał szanse go uwolnić z tego więzienia. Astaroth, jeszcze będąc Legionem pod panowaniem Ritha dwa razy znajdował się w sytuacji teoretycznie bez wyjścia, a jednak mimo wszystko udało mu się wyrwać
Pierwszy raz, gdy służył jako najemnik wraz z grupą pięciu innych wojowników był częścią oddziału badającego tropikalne dżungle. Wyprawa była duża i dobrze opłacona, jednak tropikalne choroby, jakich nigdy wcześniej nie widzieli dziesiątkowały ich szeregi, a dzikie plemiona zamieszkujące te tereny nie ułatwiały sprawy. Podczas przeprawy przez góry stracili prawie wszystkie tabory z żywnością i sprzętem, a podczas nagłej lawiny zginęła prawie cała reszta uczestników. Wtedy to on sam również znalazł się przygnieciony kamieniami, ze zmiażdżoną nogą i ostrym odłamkiem skalnym tkwiącym w płucu. Miał pewność, że nawet gdyby jakimś cudem wydostał się z kamiennej pułapki to dżungla i tak wykończy go gangreną i już miał się poddać, gdy z pomocą przyszedł mu drugi ocalały - jaszczur, z którym wspólnie wykurowali się z ran. Później było o wiele lepiej - dzięki talentowi Astarotha do przyzywania ognia na szablach, powietrznym sztuczką jaszczurzego towarzysza oraz przypadkowym zawaleniem świątyni i wywołaniem niewielkiego trzęsienia ziemi zostali okrzyknięci bożkami. Żyli tak około trzech miesięcy, mając pod dostatkiem jedzenia jednak jego towarzysz nie utopił się
Drugi raz, stosunkowo niedawno gdy w miasteczku, którego nazwy nie pamiętał został oskarżony przez inkwizycję o konszachty z demonami i skazany na śmierć. Próbował uciec w góry, gdzie nie mieli by go szans złapać, jednak poinformowani z góry o jego próbie ucieczki przez informatora-zdrajcę strażnicy złapali go i wylądował w celi. Również bez szans na ucieczkę oczekiwał świtu, który miał mu przynieść śmierć gdy w celi obok zauważył elfkę, która przy pomocy swojego kota wykradła klucze do cel
I co z tego? - mógłby zapytać postronny obserwator - przecież w obu przypadkach nie wyzwolił się sam, zawsze to ktoś mu pomagał!
I dokładnie o to chodziło. Nawet w najbardziej krytycznej sytuacji mógł znaleść sojuszników - ludzi, którzy wspierali go, pomagali mu przezwyciężać swoje słabości i ruszać dalej ścieżką, która przywiodła go do tego miejsca. Wszyscy oni, którym to zawdzięczał już nie żyli, i to z jego winy. O elfce, która go uwolniła mógłby śmiało powiedzieć, że sam ją zabił. Od tych dwóch była jednak jeszcze gorsza sytuacja, jeszcze bardziej beznadzieja niż te obie razem wzięte. Niewola u Ritha. Więzienie, którego nikt nie wdział z którego ucieczka nie istniała. Wtedy nikt mu nie mógł pomóc, a jednak i wtedy udało mu się wyzwolić. Poświęcając własne życie i życia tych, którzy mu towarzyszyli spełnił żądania Asgharvila zapewniając sobie wolność. A teraz znowu był w jego więzieniu i ponownie musiał się wyzwolić
Istotnie, plan A nie wypalił - demonica, która dzięki obecności światła zmaterializowała się obok niego również nie była w stanie opuścić pentagramu. Rith jednak nie był aż tak głupi i przygotował się należycie. Najpewniej przewidział wszystkie sposoby ucieczki, miał do tego wystarczająco czasu. Że też dał się tak złapać! I co niby miał w tej sytacji począć? Z toni skłębionych myśli wypłynął jednak na powierzchnię jeden pomysł, którego schwycił się jak ostatniej deski ratnku. Usiadł na podłodze, udając zrezygnowanego, szablą zrobił sobie nacięcie na dłoni i używając własnej krwi jako farby zaczął malowac. Przypadkowe linie, przecinające się zawijasy które powoli zaczynały formować się w obraz, do złudzenia przypominający kolejne stadia formowania się chaosu. Gdy dzieło było gotowe, uśmiechnął się smutno. To miał być ostatni ślad, jaki po nim pozostanie. Wstał i podszedł do krawędzi pentagramu, wyciągając obraz w stronę Ritha - Wygrałeś... Skoro skończyłem jak skończyłem to musi być JEJ wybór. Weź to, niech pozostanie po mnie choć ten jeden ślad. Azmaer nie żyje, Thomas dogorywa... Zniknę dokładnie tego świata jednak... - zawiesił na chwile głos, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech - Nie wszystek umrę. Nigdy nie odejdę... z twojej pamięci! Chciałem ci jeszcze na odchodnym pogratulować... Żaden mazenda nigdy nie stworzył potężniejszego opętańca :3
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |