Piotruś Czarny
Dzieci wkroczyły na prawą ścieżkę i podążały w stronę nieznanego celu. Babilon i Szklana Góra jakiś czas temu zniknęły z pola myślenia
Piotrusia i nie powracały.
Piotrek myślał teraz o rzeczach bardziej przyziemnych. W końcu rzeczywistość jest - jak koszula bliższa ciału - niż jakaś przezroczysta góra czy mgliste wyobrażenie Babilonu.
Piotrek szedł początkowo u boku
Misi, ale nie mówił do niej prawie wcale. W pewnym momencie zwrócił uwagę na swój wygląd. Zatrzymał się w pół kroku i przyglądał się ubraniu. Spodnie i bluza były brudne. Leśne liście i igły przyczepiły się do ubrania. Nogawki spodni były oblepione zaschniętym błotem z osady świnek.
„Trzeba coś z tym zrobić. – pomyślał Piotruś. - Pani higienistka pewnie powiedziałaby, że to ubranie jest jak ryba drugiej świeżości. Tylko, że nie istnieje druga świeżość. Coś jest albo świeże albo nieświeże. W każdym bądź razie trzeba coś z tym zrobić”
Misia poszła dalej i nie zwróciła uwagi, że jej towarzysz zatrzymał się. Inne dzieci również wymijały
Piotrka, który rozglądał się za dobrym miejscem gdzie mógłby troszkę ogarnąć się. Poza tym od kilku chwil odczuwał pilną potrzebę oddania moczu. Zaczekał jeszcze chwilkę, aż wyminął go idący na końcu
Kuba i wszedł w kępę krzaków. Tam załatwił najpilniejszą potrzebę i szybko wrócił na ścieżkę.
Piotrek ściągnął bluzę i wytrzepał ją z kurzu, który zawirował na wietrze i zniknął. Chłopiec powiesił bluzę na wystającej gałęzi. Potem zaczął oglądać rozerwany podkoszulek, który zsuwał się z ramienia odsłaniając miejsce gdzie Piotruś miał ranę.
„Z tym rozerwanym podkoszulkiem nic nie zrobię bez nitki i igły, ale może po drodze spotkamy jakiegoś krawca” – pomyślał i odwrócił się, aby ocenić jak daleko są inne dzieci. Szybko złapał bluzę i pobiegł za nimi. Niektórzy odwracali się za nim, a inni szli do przodu zamyśleni lub bardziej zajęci swoimi sprawami.
Kiedy już ich prawie dogonił ponownie się zatrzymał i zaczął czyścić spodnie i wykruszać z nich zaschłe błoto. Część błota łatwo dawała się oderwać od fioletowych spodni, ale palmy nadal pozostawały. Potem
Piotrek przykucnął i zaczął zawiązywać długie sznurówki, które w ostatnim czasie podskakiwały beztrosko wokół czerwonych glanów chłopca. Utemperowane sznurówki były widocznie bardzo zmęczone i wydawało się, że właśnie zasnęły.
Piotrek odwinął podwinięte nogawki i w jednej chwili wysypały się stamtąd liście i inne paprochy nieznanego pochodzenia. Jednak między tymi paprochami było
coś co zdecydowanie nie było ani zaschłym liściem, ani zwyczajnym paprochem. To
coś przykuło uwagę Piotrka. Podniósł to
coś z ziemi, położył na wyciągniętej ręce i przyglądał się uważnie.
„To chyba kokon jakiegoś owada.” – pomyślał chłopiec.
W tym momencie do uszu
Piotrka dotarły głosy dzieci i chłopiec spojrzał przed siebie. Kilkadziesiąt metrów dalej dzieci rozmawiały z kolejnym mieszkańcem Krainy Baśni.
Piotrek schował swoje znalezisko do kieszeni i ruszył w stronę dzieci.