Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2008, 17:30   #60
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Paks:
Przeciwnik zaczął zwijać się z bólu, nie mogąc niczego dotknąć rękami. Formalnością było dobicie go, więc chwyciła swój nóż myśliwski i wbiła go w czaszkę przeciwnika, dostając sie do mózgu. Uszkodzono organ wkrótce przestał działać, a Paks rozejrzała się wokół.

Avarin:
Z całej siły wyprowadziłeś pchnięcie rurką, zaś przeciwnik pędząc na ciebie, nadział sie na nią. Chrupnięcie oznaczało pęknięcie kości miednicy, a okrzyk pełen bólu potwierdzał to.
Odepchnąłeś przeciwnika, który zatoczył się do tyłu. Szybko chwyciłeś płótno masztowe, którym obwiązałeś wroga, uniemożliwiając mu ruchy rękami. Wiązanie skończyłeś solidnym węzłem, a następnie wyrzuciłeś mężczyznę za burtę. Jeżeli w promieniu kilku kilometrów są jakieś rekiny, bez wątpienia wyczują krew i przypłyną. Pytanie pozostawało jednak jedno. Co będzie wygra w wyścigu po śmierć mężczyzny? Morze poprzez utopienie czy rekiny poprzez rozszarpanie?

Valar:
Cisnąłeś wiadrem w przeciwnika. Dziwnym trafem zawartość wylała się prosto na twarz członka Czarnego Bractwa, zaś wiadro trafiło go z nos, łamiąc go. Wróg nie wiedział za co łapać, za piekące, od pasty do pokładu, oczy czy złamany nos, z którego ciurkiem leciała krew. Opadł na kolana z rękoma wzniesionymi na wysokość piersi.
Ty w tym czasie chwyciłeś linę, ale nie zauważyłeś, że twój przeciwnik klęczy oślepiony. Zakręciłeś się wokół własnej osi, rozpędzając linę, którą trafiłeś prosto w gardło. Sznur okręcił się wokół szyi, dusząc mężczyznę. Postanowiłeś to wykorzystać, więc owinąłeś większy kawał liny. W tym samym czasie tamten próbował wyswobodzić się, ale efektem było jedynie uwięzienie dłoni. Chwilę później przeciwnik leżał na ziemi bez życia.

Revan:
Twoje przemyślenia były bardzo trafne, ale teraz klęczałeś na jednym kolanie, sprawiając pozory pokonanego. Nie mniej jednak tak nie było. Patrzyłeś na zmniejszającą się szybko odległość dzielącą cię od przeciwnika, a kiedy znalazł się już bardzo blisko, zamachnąłeś się szmatą z wymiocinami. Ściera trafiła wroga w twarz przylepiając się do niej. Ty jednak nie dałeś mu ani chwili wytchnienia. Kiedy tamten próbował ściągnąć jedną ręką obrzyganą szmatę, ty wsadziłeś mu worek na głowę, zaciskając mocniej liny. Jednocześnie uwięziłeś w środku jego lewą rękę. Wszystko zakończyłeś solidnym węzłem.
Co prawda w uduszeniu przeszkadzała uwięziona lewa ręka, ale to nie było problemem, ponieważ uderzyłeś go kosturem w głowę. Kiedy tylko osunął sie na kolano, tuż przed upadkiem nastawiłeś jego własny miecz tak, że po upadku wbił się w jego ciało. Wyglądało to tak, jakby tamten samobójczo pchnął się w brzuch.

Miya:
Leżałaś na plecach, ale niestety nie zdążyłaś niczego chwycić. Zobaczyłaś jedynie nad sobą wściekłą, przepełnioną sadyzmem twarz przeciwnika, który z pełną siłą wbił ci miecz w pierś, przebijając Serce. Serce będące cudem stworzenia przez boga. Serce, które posiadał każdy, ale nikt nie doceniał. Serce dające życie.
Niemy krzyk wyrwał ci się z gardła. Widziałaś uśmiechniętą triumfalnie twarz mężczyzny, ale obraz stawał się coraz ciemniejszy. Ból powoli słabł, aż w końcu zapadła ciemność. Ból ustał. Umarłaś.

Wszyscy [bez Miyi]:
Rozejrzeliście się mniej więcej w tym samym czasie. Został tylko jeden przeciwnik pochylający się nad martwym ciałem Miyi, ale szybko wyszarpnął miecz, stając w pozycji gotowej do walki. Wiedział, że nie ma gdzie uciec, więc postanowił drogo sprzedać swoją skórę. Nie przewidział jednak jednego, co nastąpiło w kilku chwilach. Zdążył zarejestrować w głowie nagły ruch, klęczącą Półelfkę z napiętą cięciwą oraz strzałę tuż przed jego czołem.
To Paks trafiła go swoją strzałą. Zostało już tylko posprzątać ciała i wrzucić do morza, gdzie zajmą się nimi rekiny oraz inne morskie stworzenia.
Z powodu śmieci najmłodszej towarzyszki nikt się nie odezwał. Panowała grobowa cisza. Myśli na jej temat były różne. Byś może zdarzył się nawet ktoś, kto stwierdził, że dobrze jej tak, ale nie wypowiedział tego na głos. Być może ktoś ją polubił na tyle, by zapłakać cicho.
Fillin dalej stał nieruchomo, wstrzymując swoją barierę za pomocą Leinelienga nieświadomy tego, co się stało.

Nikt z was nie ruszył martwego ciała, a każdy porozchodził się na różne strony tego kawałka pokładu.
Ciało Miyi dalej krwawiło, obmywając ją w jej własnej, fioletowej krwi, zaś kałuża ta powiększała się z każdą chwilą. Najbardziej jednak nie przerażało ciało leżące bez życia, ale oczy pełne łez z zapamiętanym niewyobrażalnym dla niej bólem, paraliżującym smutkiem oraz żalem, zaś jej czarne oczy mieniące się dalej fioletem, nie błyszczały już życiem. Słonko zgasło.
Cisza przedłużała się zamieniając każdą sekundę w godzinę aż w końcu tak jakby czas stanął w miejscu, a niebo i morze stało się tak jakby dużo smutniejsze. Wiatr płakał, fale szlochały...

***

Krovel, plaża; Godzina 14.00

Dwie niskie, krępe postacie przechadzały się po plaży. Obaj mężczyźni mięli czarną skórę, włosy oraz oczy. Długie, czarne brody spływały im na połyskujące czernią pancerze ze srebrnym godłem kowadła oraz młota skrzyżowanego z toporem. Wydobywały się z nich iskry, co mogło świadczyć o dwóch rzeczach, młot z kowadłem pracowały w kuźni lub topór walczył z bronią nieprzyjaciela. Być może jedno i drugie.
Na plecach mięli wielkie, oburęczne topory w pochwach, a przy pasach jednoręczny topór oraz młot bojowy. Na głowie połyskiwały hełmy.
Nie było najmniejszych wątpliwości, że ci dwaj, otaczający się czernią, są Krasnoludami. Równie oczywiste było to, że są Mrocznymi Krasnoludami, zaś z identycznych ubiorów można było wywnioskować iż są wojownikami-strażnikami.
-Kiedy ma przybyć okręt?-zapytał jeden z nich, a drugi pokręcił głową, patrząc na przysłonięte czarnymi chmurami burzowymi, niebo.
-Nadciąga sztorm. Mało tego, leci wprost na Harinn, a to właśnie stamtąd ma przybyć dostawa. Pewnie będą za tydzień, chociaż po kapitanie tej łajby można się wszystkiego spodziewać!-zaśmiał się tubalnie, przy czym zawtórował mu jego towarzysz.
-Tak, pamiętam jak kazał prawie całej swojej załodze wiosłować podczas sztormu, bo przy piwie założył się, że dotrze na miejsce następnego dnia! Załoga wypełzała z pokładu, całując piach!-ponownie ryknęli śmiechem.
-Ale suczisyn dotrzymał słowa i pomimo sztormu wiejącego w przeciwną stronę, dopłynęli. Chędożony Minotaur-rzekł pierwszy z wyraźnym szacunkiem do kapitana.
-Tak, tak. Tylko, że wtedy nie miał tego cholernego siedmiomasztowca. Robił na jednomasztowcach i już wtedy zaciągali się do niego tylko samobójcy. Nawet Minotaury rzadko się tego podejmowały, a teraz! Nie wiem jakich półmózgów znalazł, ale znalazł! Bladysyn!-skwitował.
-Psia mać! Już zaczyna padać! Chędożony deszcz!-krzyknął wściekły, a obaj podążyli leniwym krokiem ku drodze do Góry.

***

Miya:
Kiedy zapadła ciemność, a ból ustał, otworzyłaś nagle oczy i podniosłaś się. Widziałaś swojego przeciwnika stojącego nad... tobą! Nie wiedziałaś co się dzieje, bo przecież stałaś twardo na pokładzie, ale też leżałaś z otwartymi oczami.
Nagle domyśliłaś się prawdy. Tam leżało twoje ciało, zaś to twoja dusza stała tam razem z nimi. Zobaczyłaś jeszcze jednak kogoś innego, a mianowicie dusze czterech zabitych mężczyzn z Czarnego Bractwa. Wszystkie patrzyły na ciebie posępnie, milcząc. Za chwilę jednak dołączył do nich piąty, ten który cię zabił. Ty również nic nie mówiłaś, patrząc jak twoi towarzysze wyrzucają ciała co morza, lecz twoje zostawili.
Nagle wszystko wokół okryło się czerwienią i czernią. Niebo stało się czerwone, morze czarne. Wszystko nabrało kolorów w tych właśnie odcieniach, zaś za chwilę tuż przy was nastąpił gwałtowny wybuch, jednakże nie odrzucił was.
Stał tam przystojny mężczyzna w bogatym ubraniu. Miał długie, czarne włosy oraz czarne oczy mieniące się odcieniem czerwieni. Był o wiele przystojniejszy niż Demony oraz Anioły, które widziałaś.
-Zabieram was!-zaśmiał się mężczyzna i machnął ręką w kierunku posępnych dusz mężczyzn, które zniknęły w takim samym ogniu, w jakim on się pojawił.
-Ty też idziesz ze mną!-uśmiechnął się triumfalnie.
-Znasz zasady Develirusie...-powiedział jakiś głos za twoimi plecami, a ty stwierdziłaś, że jest to jeden z Serafinów! Nawet nie wiedziałaś kiedy się pojawił! Nie znałaś go jednak.
-Harsecie, usuń się!-warknął Develirus.
-Nie zrobię tego. Wiesz, że dusza sama może wybrać swoją drogę, kiedy tylko była dobra za swojego życia w swym ciele. Takie zasady zostały zawarte między tobą, a moim Panem. Trzymaj się ich-mówił sześcioskrzydły Serafin. On również był niezwykle przystojny, ale nie tak jak Develirus. Harset miał na sobie lśniącą, śnieżnobiałą zbroję, na którą spływały białe włosy.. W jego oczach można było dostrzec światło oraz ciepło.
-Miyo, masz prawo wyboru. Możesz iść z nim, a możesz też iść ze mną. Ja prowadzę do Boga, a on prowadzi do wiecznej śmierci. Wybierz-powiedział do ciebie, trzymając rękę na swoim rękojeści miecza przypiętego do pasa.
-Anielico, to co mówi Serafin jest prawdą, ale nie do końca. Ja nie wiodę do wiecznej śmierci, ale do wiecznej rozkoszy i radości! Naamah!-zawołał, a obok niego pojawiła się Demonica niezwykłej urody.
-Wzywałeś Panie mój?-zapytała cicho, wpatrując się z uwielbieniem w swojego Pana.
-To możesz być ty! Pokażę ci też jeszcze kogoś Azaelu!-zawołał ponownie, a obok niego pojawił się Demon dorównujący urodą Harsetowi. Był jednak ubrany w czerń i czerwień.
-Tak, Mistrzu?-skłonił się z szacunkiem Develirusowi.
-Widzisz? Jeżeli pójdziesz ze mną, będziesz miała takich na całą wieczność albo i dłużej. Pamiętasz Demona, z którym było ci tak dobrze? Pójdź ze mną, a będzie o niebo przyjemniej-mówił tak zachęcająco i kusząco, że postąpiłaś krok ku niemu, gdy nagle usłyszałaś chłodny głos Harseta.
-Jeżeli pójdziesz z nim, nigdy już nie będziesz miała wstępu do Nieba, do prawdziwego Pana i Władcy-wtedy właśnie zatrzymałaś się i powoli postąpiłaś kilka kroków do tyłu. Nagle Serafin wyskoczył przed ciebie, zasłaniając ci widok na Develirusa, Azaela i Naamah. Dobiegł cię jego melodyjny głos:
-Ona wybrała. Znikaj razem ze swoimi sługami!
-Jeszcze tego będziesz żałowała Anielico-syknął groźnie, po czym rozległ się ponowny wybuch. Harset odsłonił ci widok, wyciągając rękę.
-Idźmy na sąd, przed oblicze Pana-rzekł Serafin, ale nie rozumiałaś czemu miałaś stawić się na sąd przed samym Najwyższym!
Harset nie odpowiadał na żadne pytanie, a ty podałaś mu posłusznie rękę, kiedy usłyszałaś za sobą inny głos.
-Puść ją Harsecie i oddaj pod moją opiekę-rzekł Przywódca! Twój Przywódca!
-Ona wybrała Pana i właśnie do Niego ją prowadzę. Nawet jakbym chciał, to nie mógłbym ją zostawić, gdyż podlegam rozkazom tylko i wyłącznie Władcy, gdyż Sidrim już nie jest jednym z nas. Poza tym nie ma innej drogi. Albo z nami do Mistrza albo z Develirusem i dobrze o tym wiesz-westchnął Serafin.
-Jest inne wyjście. Może zostać tutaj. Ona jeszcze nie odpokutowała win, a chce to zrobić. Niestety źli ludzie nie pozwolili jej na to. Proszę cię, puść ją-rzekł, a Najwyższy Serafin zamyślił się.
-Tak, to jest wyjście, ale niestety mam inne polecenia-powiedział, a na jego przystojnej twarzy zagościł smutek.
-Tak, zgadza się, ale jak pamiętasz była pod moją opieką. Nie może przekroczyć Bram bez mojej zgody. Ja tej zgody nie wyrażam-uśmiechnął się szeroko, zaś na twarz Harseta powrócił uśmiech.
-Jesteś Upadłą Anielicą, wracaj na ziemię odpokutować winy-powiedział, ale zaraz dodał do twojego Przywódcy.
-Ale ty musisz w takim razie iść ze mną wytłumaczyć się przed Panem-ponownie westchnął bezradnie.
-Dobrze, ale daj mi chwilę. Miyo, Develirus jest Najwyższym Demonem często określanym jako Diabeł. Jest kimś takim, jak u nas jest nasz Pan. U nich jest bogiem i w wielu sytuacjach nie tylko tam. Ostrzegam cię, on nie rzuca słów na wiatr. Sidrim stał wyżej niż Harset, bo awansował w hierarchii Anielskiej i podlegał jedynie Najwyższemu. Otrzymał wiele broni od samego Władcy takie jak Światło Niebios!
Naraził się Develirusowi kiedy po raz pierwszy był Aniołem Stróżem swojego zabójcy. Kiedy jego zabójca umarł śmiercią naturalną, Sidrim otwarcie wystąpił przeciwko Panu Piekieł, który uciekł właśnie przed Światłem Niebios.
Sidrim był Najwyższym Serafinem i teoretycznie nawet Najwyższy Demon nie miał do niego dostępu, a jednak dopadł go. Teraz jest Upadłym bez szans na powrót do Nieba, bo o to zadbał Develirus.
Jednakże z racji tego, że był Najwyższym Serafinem, zachował pełnię swoich mocy fizycznych oraz dużą część magicznych.
Znajdź go zanim Develirus zrealizuje swoją groźbę!
-pouczył Przywódca.
-Musimy już iść-upomniał Harset.
-Do następnego razu-uśmiechnął się do ciebie twój Przywódca, po czym zniknęli.
Nagle pociemniało ci w oczach. Zemdlałaś.

Wszyscy [poza Miyą]:
Kapitan nie dopuszczał trupów na pokładzie, więc musieliście wyrzucić Miyę za burtę. Oczywiście nikt z was się ku temu nie kwapił, ale Fillin nie będzie tak trwał wiecznie, lecz jakoś nikt z was nie podchodził.
Nagle ceglany mur pojawił się ponownie tylko po to, by runąć, a karczmarz widząc czysty pokład, uśmiechnął się szeroko, jednakże jego wzrok napotkał martwą Anielicę. Przestał się uśmiechać. Powolnym krokiem podszedł do ciała, a następnie popatrzył po kolei na każdego z was. Nikt jednak się nie odezwał, więc oberżysta zacisnął zęby, chowając Leinelienga.
-Mogłem was nie zostawiać-powiedział z wyrzutem, siadając na pokładzie tuż przed Anielicą. Wzrok utkwił u horyzoncie.
-Co tu się dzieje?!-krzyknął kapitan podchodząc do was, ale nikt się nie ruszył.
-ZAPYTAŁEM CO TU SIE DZIEJE?!-wrzasnął.
-Nic-odparł sucho Fillin, gdy nagle zauważył coś, co nie było normalne. Fioletowa krew Miyi, która prawie dotykała nogawki karczmarza, zaczęła się powoli cofać.
-CO TU ROBI TEN TRUP?!
-Leży-zaśmiał się radośnie Fillin.
-Nie pyskować mi tu!
-Ale ja mówię poważnie. Czy widziałeś kiedyś, kapitanie fioletową krew? Nigdy, prawda? Bo fioletowa krew nie istnieje. Koleżanka robi pokaz umiejętności. Dzięki swojej magii potrafi zadziwiająco przekonująco udawać trupa. Jest w tym naprawdę dobra, nieprawdaż?-zaśmiał się.
-Jeżeli kłamiesz, już możesz wybierać rodzaj śmierci-po tych słowach założył ręce na piersi, przyglądając się. Kałuża krwi prawie zniknęła nie pozostawiając nawet najmniejszego śladu, a chwilę później rana zasklepiła się.
Nagle dziewczyna zamrugała oczami i wstała powoli.
-Brawo Miya! Nabrałaś naszego kapitana! Myślał, że nie żyjesz! Jesteś w tym naprawdę dobra-zaśmiał się radośnie, a kapitan wściekły odszedł.
Patrzyliście niedowierzając. Przecież ona nie żyła!

Wieczór na okręcie był ciepły. Fillin gdzieś zniknął, a wy siedzieliście w różnych częściach statku.

Valar
Słyszysz jak dwaj marynarze rozmawiają, ale nie rozumiesz słów. Stałeś przy rufie, a kawałek od ciebie stali właśnie tamci dwaj. Powoli przysunąłeś się do nich, żeby lepiej usłyszeć co mówią.
-...ta księga. Widziałem ją i mogę sobie dać głowę uciąć, że to nie jest zwykła książka, chociaż nie wiele ich w życiu przeczytałem!-mówił jeden.
-Gdzie ona jest?-zapytał zainteresowany drugi.
-Jest wejście do ładowni, a przed nim stoją dwa Minotaury, strzegąc drogi na dół. Dalej nie wiem, ale podobno tam jest zejście na jeszcze niższy poziom, gdzie stoją już cztery Minotaury. Podobno to właśnie tam jest księga i nie tylko! Tam jest cały tajny ładunek dla Mrocznych Krasnoludów!-opowiadał podniecony marynarz, gdy nagle rozległ się krzyk:
-Wy dwaj! Chodźcie do mnie!-krzyczał jakiś bosman, a tamci spojrzeli tylko po sobie i poszli posłusznie.
Ciekawe co tam jest?

Avarin:
Włóczyłeś się trochę po statku. Słyszałeś różne opowieści i nowiny. Komuś zdechł kot, a komu innemu teściowa. Zabawne było, że o kotu wypowiadano się z większym żalem.
Inni mówili, że nie mogą się się doczekać powrotu do domu, kolejni wspominali o dobrym, Krasnoludzkim spirytusie.
Jeszcze jakiś inny mówił, że nie długo nadejdzie sztorm, więc trzeba się cieszyć bezchmurnym niebem.

Revan:
Ty również przechadzałeś się po pokładzie. Dobiegały cię różne informacje takie jak to, że wiozą nieświeże ryby, z których Krasnoludy nie będą zadowolone.
Mówiono również, że podczas sztormu kapitan każe siadać do wioseł, żeby dopłynąć szybciej na miejsce. Oby tylko nie było sztormów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline