Pochodnia dawała niewiele więcej światła niż robaczek świętojański, ale iść do przodu można było. Smród uparcie nie chciał zmaleć i Tom najchętniej zatkałby sobie nos na stałe. Trzeba było kupić sobie perfumy i zrobić maskę z gazy - pomyślał słysząc, jak Gwen ciężko wzdycha.
- Co byś powiedziała na wspólną kąpiel, zanim zaczniemy działać? - zażartował. - Strażnicy wyczują nas na kilometr... Chyba że uciekną przed tym smrodem...
Gwen nie odpowiedziała. Widać pomysł wspólnej kąpieli nie przypadł jej do gustu. Nigdy nie pozbędziemy sie tego zapachu - przemknęło mu przez głowę. - Będziemy musieli wracać tą samą drogą...
Nagle na ich drodze stanęła żelazna krata. Nieco nadwyrężona zębem czasu, ale mimo tego dość solidna. Ktoś się zabezpieczył - pomyślał niezadowolony. Chociaż, z drugiej strony, można się było czegoś takiego spodziewać...
- Umiesz to otworzyć? - usłyszał głos Gwen.
Nie bardzo wierząc w powodzenie kopnął w kratę. Ta zatrzęsła się, ale nie ustąpiła. Tom obejrzał miejsca, w których krata stykała się z murem. Wszystko aż ociekało wilgocią. To była jakaś szansa...
Z niepokojem spojrzał na resztki pochodni. Podał ją Gwen.
- Nadziej na ostrze sztyletu, albo cokolwiek, tylko nie upuść - powiedział. - I odsuń się o parę kroków - dodał.
Gwen cofnęła się nieco, a Tom zabrał się do pracy.
Rozległo się parę trzasków, a temperatura wyraźnie obniżyła się o parę stopni.
Tom ponownie kopnął w kratę. Zapora zadrgała, a do wody sypnęły się kawałki cegły.
Chwilę trwało, zanim do Gwen dotarło, co się stało.
- Ty ośle - niemal wrzasnęła. - Nie mogłeś wcześniej...
Z oburzenia zabrakło jej słów. Albo tchu.
- Nie - odpowiedział krótko Tom, nie reagując na niezbyt pochlebny epitet. - Nie mogłem. I bądź cicho, bo jeszcze nie skończyłem.
Po paru próbach kratę dało się odchylić na tyle, że można było się przecisnąć. Co oczywiście nie oznaczało końca kłopotów..
- Te dwa metry to pryszcz - powiedział Tom spoglądając w górę.
Dwa metry nad jego głową widać było wylot rury odprowadzającej ścieki z pałacu. A kawałek wyżej tunel się kończył.
- Przez taką rurkę żadne z nas się nie przeciśnie - stwierdziła Gwen.
Rura miała raptem 20 centymetrów średnicy...
Niewiele magii trzeba było, by stworzyć schody umożliwiające dotarcie na samą górę. Mimo tego Gwen ciągle krzywym okiem patrzyła na Toma i mruczała na temat lenistwa magów.
- Basen ma tam, czy co - zastanawiał się półgłosem Tom, słysząc za ścianą wyraźne pluskanie wody. Ładnie byśmy się skąpali - pomyślał. - Ale zapach by zelżał...
Stale miał wrażenie, że nawet tydzień moczenia się w perfumowanej wodzie nie zmyje z nich tego szczególnego aromatu.
- Uważaj - powiedział do Gwen. - Postaraj się nie zlecieć...
Co prawda nie było takiej możliwości, bo tuż pod ich stopami stworzył siatkę zabezpieczającą, ale po co miał o tym informować dziewczynę. Zawsze trochę więcej emocji.
Stworzył ławkę, na której mogli przykucnąć i powietrzną osłonę, by ewentualna nagła fala ich nie zatopiła, a potem, ciągle wykorzystując magię lodu, zaczął dewastować ścianę. Zacznijmy od jednej cegiełki - powtarzał w myślach, skupiając swe działanie ciągle na jednym miejscu, znajdującym się trochę poniżej nich... |