Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2008, 23:37   #17
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Trochę zaniepokojony znajomy popatrzył na nóż w Twojej ręce. Ale zaraz się roześmiał.
- Ty to zabawny stary jesteś. Nic się w pudle nie zmieniłeś – i klepnął Cię z rozmachem w plecy.
- Dawaj te fanty to ci opowiem, gdzie tą twoją dziewuchę widziałem... A wypindrzona teraz chodzi, włosy ma długie. Niezła jak ktoś chude lubi – zamlaskał
- No robimy ten interes?
Niechętnie podałeś nóż i kapelusz.
- Widziałem ją z tymi artystami, co w „Zielonej papudze” mieszkają. Z tym ich wielkoludem się prowadza. Podejrzana hołota.
Rozkasłał się i splunął grubą flegmą na ulicę.
- Ale szczyny w tej „Rosette” sprzedają. Napiłbym się czegoś przyzwoitego. Bilecik mam dla ciebie. Po znajomości 10 szylingów.- Nadal kasłał pochylony nad rynsztokiem.
No tego już nie mogłeś zdzierżyć. Nie dość ze Cię frajer na fanty naciągnął, to jeszcze kradziony bilet po złodziejskiej cenie sprzedaje. Dłoń automatycznie powędrowała do kieszeni i rozległo się dzwonienie metalu o zęby. Znajomka aż zamroczyło. Poprawiłeś kopem w dupę, potem drugim. Zabrałeś co Twoje i dodatkowo dwa bilety wystające łobuzowi z portek i statecznym krokiem oddaliłeś się w stronę „Zielonej papugi”.
Był to murowany budynek w żakowskiej części dzielnicy kupieckiej, dwie przecznice od amfiteatru. Ni to karczma, ni pensjonat. Niezbyt miłe miejsce, którego właścicielka, przewrażliwiona pewnie wskutek psot adeptów Akademii, darła ryj nawet gdy się przez okna zaglądało. Leah zawsze twierdziła, że to najlepiej strzeżone apartamenta w tym bagnistym mieście.
Powtórzyła się znana Ci historia. Ledwie Twój wózek zaterkotał na bruku przed „Papugą”, Margot Legoff już wyzywała Cię od żebraków i wzywała straże. Leah chyba zmysły postradała zamieszkując w tym miejscu. Zresztą u Madame Margot, wcale tak tanio nie było. Widać aktorzyny nieźle zarabiają skoro tam nocują. To cyrkowcy jacyś muszą być, ani chybi, że im się Leah przydaje. Bo co smarkula umie? Nic. Zwinna jest, po drzewach się wspina, proste zamki otworzy, tyle. Nie widziałeś jej od Waszego nieudanego interesu w kupieckich magazynach. Strażników zrobiło się wtedy nagle zatrzęsienie i zgubiłeś dziewuchę. Ale potem, choć mocno musiałeś się upierać, że sam działałeś na niekorzyść rajcy Hamota i było to raczej bolesne doświadczenie, o dziewczynie nawet nie pisnąłeś. A teraz wszyscy w mieście wiedzą, że wróciłeś, a ta niewdzięcznica, której jak widać powodzi się całkiem nieźle, znaku życia nie daje.
Roztrząsając minione parłeś do przodu jak rozjuszony byk. Znowu po bocznych uliczkach, na takich czułeś się najlepiej. Cały czas w pobliżu miejskiej sceny.
Aż ujrzałeś niewdzięcznicę.
Stała przodem do Ciebie. Na wyciągnięcie ręki, dzieliło was góra 10 metrów. Przed nią cofał się młodzieniec w szatach kapłańskich Mananna. Próbował unieruchomić jej ręce. W lewej dłoni Leah trzymała nóż. I krzyczała.
- Odwal się kretynie jeden! Mam cię już dość! Ja ci poodprawiam te twoje gusła nade mną. Wypieprzaj się modlić i wara od normalnej dziewczyny. Popierdoliło was wszystkich. Nikogo nie zabiję!

Diego
August de Baries oddalił się. Odprowadziłeś wzrokiem całą trójkę. Pomyślałeś, że jak dotąd przeczucie Cię nie zawodzi i słusznie wiązałeś młodego szlachcica z „Misia” z Augustem.
Nadal jednak nie miałeś sekundantów na jutrzejszy pojedynek.
Wasza mała grupka powiększyła się o następnego szlachcica. Słyszałeś jego rozmowę z dobrze ubranym przystojniakiem, którego też już spotkałeś w tym mieście. Rozmowę o briońskim śnie.
- Skończ z tym Oktawianie – głos de Veille’a potrafił brzmieć naprawdę twardo. – I jak to jest możliwe, że podchodzą do mnie tacy ludzie? – pauza po tym zdaniu wywołała pot na skroni Oktawiana - Załatw to.
- Pan Loisel i pan de Maurissaut z przyjemnością zostaną pana sekundantami. – powiedział de Veille do Ciebie – A teraz Panowie wybaczą.
I poszedł w stronę nadjeżdżającego powozu.
Uzgodniłeś spotkanie w ogrodach. Wymieniłeś ze szlachcicami uprzejmości i po chwili zostałeś pod teatrem sam.
Ruch przed bramami był naprawdę duży. Stangreci ustawiali powozy w równych szeregach, straży miejskiej było pełno jak na jakiejś defiladzie mundurów. Na okazyjnych straganach sprzedawano słodycze, kwiaty i letnie napoje. Kilku żebraków sobie tylko wiadomymi sposobami przemykało się tuż pod nosami strażników. Pierwsze przedstawienie dawał już uliczny mim.
Zastanawiałeś się czy chcesz zobaczyć Leticię. Strach w jej oczach i troskę o innego mężczyznę? Warto sobie to robić?
Zamyślony, bezwiednie skręciłeś w boczną uliczkę. Na jej końcu widziałeś trzy postacie.
Odwrócona do Ciebie tyłem dziewczyna krzyczała
Nikogo nie zabiję! – czemu przeczył unoszony przez nią nóż. Skierowany ostrzem w mężczyznę w szatach kapłana Mananna. Odwrót mężczyźnie zasłaniał facet z wózkiem.

Eryk
Poszedłeś z Augustem i Francois. Pomysł sekundowania w pojedynku niepokoił Cię lekko, aż nadto zaspokajając potrzebę ekstrawagancji. Między Tobą a Twoimi towarzyszami trwała niezręczna cisza.
- Nie lubię de Veille’a. - powiedział w końcu Francois, zatrzymując się przy kwiaciarce, by kupić róże. – Co ty z nim w ogóle robiłeś? Takich ludzi należy unikać. Zawsze oznaczają kłopoty. I kim jest ten estalijczyk? Dlaczego zgodziłeś się na pojedynek?
- Mów – Francois zwrócił się do Augusta – A ty zostań – zareagował na Twoją próbę dyskretnego wycofania się. – Zostałeś jego sekundantem, jest ci winien trochę wyjaśnień – z takich słów mówionych prosto z mostu Francois właśnie słynął - I tak już w tym tkwisz - dodał po chwili.
August patrzył na was zakłopotany.
- Jestem tym wszystkim zmęczony. Nie wiem co myśleć. – powiedział jakby do siebie.
- Proszę mi wybaczyć, że wciągnąłem Pana w moje sprawy – to było już w Twoją stronę.
- Byłbym wdzięczny gdyby Panowie nie wspominali o tym zajściu przy Paniach. Będą się tylko niepokoić. Przecież mnie nie zabije – roześmiał się nerwowo, szukając w Waszych twarzach potwierdzenia. – A jedna szrama czy blizna więcej... Nic mi nie będzie.
Nie wiedziałeś co powiedzieć. Francois chyba podobnie.
- Ranny przynajmniej porządnie się wyśpię. – zażartował August, ale nie doczekał się uśmiechów na Waszych twarzach.
- Ten Estalijczyk, Diego Barosso, to przyjaciel ojca mojej żony. Zakochany w Leticii bez pamięci, uroił sobie, że ma do niej jakieś prawa. Jest w mieście od kilku dni, a już ranił mego młodszego brata i pobił kuzyna. Mógłbym doprowadzić do jego aresztowania, ale Leticia wzięłaby mnie za tchórza...
- No wiesz – nie wytrzymał Francois – rozsądek to nie to samo co tchórzostwo. I dlaczego w tę sprawę wtrąca się książęcy szampierz?
- Nie wiem...
- Leticia bardzo nie lubi de Veille’a. – dodał po chwili - A przecież kobiety go uwielbiają. – znowu sztucznie się roześmiał - Zmuszony byłem odmówić dwukrotnie jego zaproszeniom.
- Jan de Veille nie lubi, gdy mu się odmawia. To znana prawda w tym mieście. – powiedział bardzo poważnie, a Francois przytaknął.
Ciebie jednak nie do końca przekonały tłumaczenia Augusta. Może nie kłamał, ale czy dzielenie prawdy na części nie jest już kłamstwem?
I jeszcze jedno Cię zastanawiało. Mała czerwona plama, która pojawiła się z boku białej koszuli Augusta, tuż nad pasem, widoczna tylko chwilami, gdy odchylały się w ruchu poły dubletu.

Poszliście do loży. Poznałeś panie. Razem czekaliście na spektakl. Miło było patrzeć na oczarowanego Francois. Zwłaszcza, że wybranka zdawała się odwzajemniać jego atencję. Ale dużo większe wrażenie zrobiła na Tobie pani de Baries.
Mogła nie mieć jeszcze 20 lat. Była bardzo piękna, zapewne nie było piękniejszej od niej w tym teatrze. Ale w jej oczach widziałeś rozpacz. I przez moment byłeś pewien, że musisz odpowiedzieć na ten niemy krzyk. Że nikt inny poza Tobą temu nie podoła. Lecz Leticia szybko odwróciła głowę. I po chwili już nie wiedziałeś, czy to nie imaginacja płata Ci figle. Czy przypadkiem magia teatru nie zaczęła już działać?

Machat
Rozbawiła Cię konsternacja Oktawiana. Takim jak on nie współczułeś. Bogaci paniczykowie, dodający sobie w swoim łatwym życiu odwagi białym proszkiem. Bez problemu i wyrzutów sumienia sprzedawałbyś brioński sen ludziom jego pokroju. Niestety to nie była Twoja działka. Ty tylko wwoziłeś do miasta ziółka.
Podszedłeś do Lizy, którą zostawiłeś z boku, przyglądającą się występom ulicznego mima. Ale Liza nie oglądała już pokazu. Przyglądała się mężczyznom, których właśnie opuściłeś. Z niecodzienną dla niej intensywnością. Gdy podszedłeś podała Ci rękę.
- Znasz pana de Baries? Czuje się już lepiej?
- A kim jest ten szlachcic co mu towarzyszy? Nie, nie ten przy tuszy, ten drugi.
- Wygląda jakoś znajomo. I tak sympatycznie. – zarumieniła się. – Och, przepraszam Cię Machat. Sama nie wiem co mówię. Ale mam takie dziwne wrażenie, jakbym go znała od wieków.
Grupa szlachciców rozeszła się w różne strony.
Weszliście do amfiteatru. Po raz pierwszy siedziałeś w osłoniętym płóciennymi zadaszeniami centrum. Najwyżej położone loże zajmowali przedstawiciele szlachty i patrycjatu. Tuż nad Wami cale dwa rzędy zajmowały halflingi, zamożnie odziani, radośni, całe liczne rodziny. Wasze miejsca wyścielone były poduszkami, można było wyciągnąć nogi i oprzeć plecy. Pomyślałeś sobie nawet, że jak coś, jeśli przedstawienie wynudzi Cię porządnie, wygodnie będzie się tu drzemać.
Liza rozglądała się uradowana. A Ty dostrzegłeś w przejściu Oktawiana de Maurissaut, który wyraźnie szukał Twego wzroku. Pokazał na wyjście i ruszył w jego kierunku. Przed brama obejrzał się jeszcze raz na Ciebie, czy wychodzisz za nim. Jeszcze sporo czasu zostało do rozpoczęcia spektaklu, spokojnie mogłeś to zrobić.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 07-04-2008 o 23:59.
Hellian jest offline