Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2008, 22:00   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po pożegnaniu z "załogą" gospody przeszedł przez podwórko i znalazł się na ulicy. Przez moment zastanawiał się, co robić przez te parę godzin, które pozostały do planowanego spotkania. W końcu, powoli, ruszył w stronę domu, po drodze jeszcze raz zestawiając z sobą te nieliczne informacje, jakie do niego dotarły...
"Julie... Niezbyt młoda wdowa... Dość ładna...Ma pasierba..."
Dużo tych informacji nie było. W dodatku aż do chwili spotkania nie będzie wiedzieć, kto wymyślił tę całą pożałowania godną randkę. Ciocia Gwenn, pragnąca, by siostrzeniec się ustatkował i wszedł... wżenił się w odpowiednie kręgi? Julie de Chenier, mająca dość wdowieństwa i pragnąca nadrobić zaległości z małżonkiem znacznie młodszym od poprzedniego? Młody de Chenier, chcący pozbyć się, rzecz jasna w kulturalny sposób, macochy, by móc rozwinąć skrępowane jej obecnością skrzydła? A może wymyślił to ktoś czwarty, pragnący w jakiś pokrętny sposób zrealizować sobie tylko znane cele?
Pytania te na razie musiały pozostać bez odpowiedzi. Co prawda chciał porozmawiać z ciotką, ale i tak sądził, że Gwenn Dambsale nie zechce mu nic wyjaśnić.

Próba wyciągnięcia od ciotki jakichkolwiek informacji skończyła się niepowodzeniem. I to nawet nie z powodu niechęci ciotki do dzielenia się swoimi planami.
- Pani Gwenn poszła się zdrzemnąć - usłyszał w odpowiedzi na pytanie, gdzie może znaleźć ciotkę.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko udać się do swego pokoju. I odczekać te godziny, które pozostały mu do spotkania z Julie de Chenier.
Po drodze zaszedł do pokoju zwanego biblioteką. I wyszedł stamtąd dźwigając pod pachą księgi, których posiadaczem, jakimś dziwnym trafem, stał się kiedyś wuj, a których ciotka, kierująca się chyba jakimś sentymentem, nie sprzedała.
'Strategemata libri' Frontiniusa była dziełem dość dobrym, ale powszechnie znanym, za to tłumaczenie 'Sztuki wojny' Sun Tzu było, można to tak określić, białym krukiem. Jeszcze rzadszym, niż 'L'Escrime' autorstwa Fiore dei Liberi, nawet jeśli to ostatnie było bogato zdobione rycinami. A wszystkie trzy mogły dostarczyć człowiekowi lubiącemu tą tematykę więcej przyjemności, niż lektura sławnego dzieła Cheikha Nefzaui. Nie mówiąc już o tym, że zalecenia Fiore del Liberi były łatwiejsze do sprawdzenia...

Oddał buty do wyczyszczenia, rzucił na łóżko bogato zdobiony kaftan, a potem usiadł wygodnie przy otwartym oknie i zatonął w lekturze 'L'Escrime'. Po pewnym czasie odłożył księgę.
"Pora na trening" - pomyślał.
Lśniące ostrze miecza błysnęło w powietrzu.
Postawa głupca, korona, zawieszenie...
Pchnięcie górne... garda... krzywe uderzenie... postawa płotu...
"To nie ma być ładne, to ma być skuteczne" - z głębin pamięci dobiegł głos Ronni'ego. Sir Roderic uważał, ze powinno być i takie, i takie... Ale też wyżej stawiał skuteczność...
Parowanie... uderzenie krzyżowe...
Ciche skrzypnięcie drzwi przerwało walkę z cieniem. Eryk spojrzał w stronę wejścia.
Młoda pokojówka, trzymająca w rękach tacę, dygnęła zgrabnie.
- Margot - przedstawiła się.
Eryk odłożył miecz.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna zachowywała się tak, jakby codziennie, w każdym pokoju, spotykała młodzieńca machającego mieczem. Idąc w stronę stolika mówiła dalej:
- Pukałam, ale panicz chyba nie słyszał. Pan Thomas kazał przynieść małą przekąskę. Przedstawienie trwa ponoć długo i nie wiadomo, kiedy panicz znów będzie mógł się najeść.
Postawiła tacę na stoliku, ostrożnie zamknęła i odłożyła 'L'Escrime' na półkę.
- Jean-Jacques zaraz przyniesie buty. I pomoże paniczowi się przebrać. Za jakieś dwie małe klepsydry musi panicz wyjść, by się nie spóźnić.
Eryk popatrzył na nią z pewnym zaskoczeniem. Przez moment miał wrażenie, że patrzy na przyszłą następczynię majordomusa. Zastanawiał się tylko, czemu kłamała z tym pukaniem...
Margot ze spokojem podeszła do łóżka i wzięła do ręki leżący tam niedbale kaftan. Obejrzała go starannie i bez słowa powiesiła do szafy.
Kolejny powód do zaskoczenia. I zastanowienia... Stara Cathy zrobiłaby mu karczemną awanturę za takie traktowanie ubrania, a Margot nawet się nie skrzywiła... I ta przekąska... Zmiany, jakie zaszły w zachowaniu służby były bardzo miłe. Ale w takim samym stopniu zaskakujące...
- Gdyby panicz czegoś potrzebował, to proszę zadzwonić - powiedziała Margot, dygnęła ponownie i zniknęła.
Rozmyślając nad zmianami, jakie zaszły w domu ciotki Gwenn, spożył przekąskę, która była nader smaczna i mała tylko z nazwy.
A potem zaczął się szykować do wyjścia...

Odpowiadając uśmiechem na uśmiechy mijających go dziewczyn wędrował w stronę miejskiej rezydencji de Chenierów w kolejnym nowym, nader eleganckim, ubraniu. "Odpowiednim na wieczór", jak to określił Jean-Jacques. W jego butach można było się przeglądać, a gdyby na którymś z nich odważyłaby się siąść mucha, to z pewnością poślizgnęłaby się i złamała nogę.
Uśmiechnął się. Zarówno ciotka Gwenn jak i sir Roderic byliby z niego dumni, chociaż ta pierwsza z pewnością skrytykowałaby jego wybór broni. Ale nie miał zamiaru słuchać zapewnień Jean-Jacques'a, że szpada to tylko ozdoba i że nikt nikogo...
Żelazna zasada - broń to broń i jeśli się nią nosi, to trzeba umieć nią władać. A poza tym, byle szpada nie przebije solidnego pancerza i w prawdziwym starciu jest niewiele warta.

Nawet nie musiał pukać do drzwi. Widać go oczekiwano, bo drzwi otworzyły się, ledwo do nich podszedł. Siwy służący ukłonił się głęboko.
- Proszę za mną, monsieur - powiedział. - Pani zaraz przyjdzie...
Wnętrze saloniku, urządzone bardzo elegancko, wskazywało na typowo kobiecy gust. Witryny, serwantki i etażerki, a nawet kominek, zastawione były różnymi bibelotami - najczęściej figurkami z porcelany. Na szczęście fotele, a przynajmniej ten, w którym usiadł Eryk, były wygodne.
Co sprzyjało oczekiwaniu na panią de Chenier, której zdecydowanie obce było pojęcie punktualności.
Lekceważąc postawiony przed nim puchar z winem Eryk rozsiadł się wygodnie. Uzbroiwszy się w cierpliwość. I błogosławiąc w duchu sir Roderica, w służbie którego cierpliwości też się zdołał nauczyć.
Słysząc otwierane drzwi zerwał się na równe nogi. Ukłonił się uprzejmie wchodzącej kobiecie, równocześnie bacznym wzrokiem lustrując swą 'wieczorową' partnerkę.
Wdowa była ładnie zbudowaną, ciemną blondynką, nie wyglądającą na swoje "więcej niż trzydzieści lat". Miała ładne, ale dość ostre rysy twarzy i nieco zimne spojrzenie. Ubrana była w kreację, która raczej nie nadawała się na wieczorne spacery, zaś fryzura nie wyglądała na taką, której trzeba poświęcić zbyt wiele pracy.
"Co jej zajęło tyle czasu" - zdążył pomyśleć, zanim z ust wdowy po panu de Chenier padły zwięzłe i treściwe słowa.
Mrugnięciem okiem nie okazał ani radości, ani rozczarowania.
- Miło mi było panią poznać - powiedział uprzejmie. Nawet nie skłamał. Słowa pani de Chenier sprawiły mu dużo radości. Nawet myśl o tym, co powie ciotka, nie przygasiła tej radości.
Skłonił się uprzejmie, po czym odprowadził wzrokiem panią de Chenier.
"No proszę... Skąd ja to znam... Druga ciotunia..." - pomyślał. - "Pewnie dlatego pan de Chenier przedwcześnie opuścił ten ziemski padół."

Idąc za lokajem podążył w stronę wyjścia. Odpowiedź na jedno pytanie już znalazł - całą sprawę zapoczątkowali, do spółki, ciotka i pasierb. Po co - tego się dowie jutro, gdy rozzłoszczona ciotka wygarnie mu wszystko. Teraz miał inny problem - co zrobić z tak wspaniale zapowiadającym się wieczorem.
Stojąc już na ulicy rzucił okiem na bilety. Bardzo dobre miejsca... Jeśli nie najlepsze... Trudno by tam było się zjawić z panienką z 'Czerwonej Sukienki' u boku. Na takie ekscesy zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić. A nie znał nikogo, kto bez wahania skorzystałby z zaproszenia na ostatnią chwilę...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-09-2008 o 08:33.
Kerm jest offline  
Stary 02-04-2008, 22:13   #12
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Eryk
Z dziwnym uczuciem wychodziłeś z tego domu. Nie mogłeś się zdecydować czy to ulga, czy lepkie uczucie rany na ambicji. "Nie lepkie to jest powietrze "– pomyślałeś. Jednak w odpowiedzi na dzisiejsze wydarzenia, w głębi duszy czułeś nietypową dla Ciebie potrzebę ekstrawagancji.
Czekał Cię spacer przez pół miasta. Minął Cię jeden powóz, drugi, trzeci. Wzniecały obłoki kurzu. Aż któryś z kolei się zatrzymał. A z wnętrza wysiadł Francois Lafayette. Twój przyjaciel, zawsze radosny, skory do żartów, o zbyt niewyparzonym języku, ale złotym sercu. Chwilę trwało nim go rozpoznałeś. Bo widzieliście się dwa lata i 20 kilogramów temu.
Inaczej nie da się tego nazwać. Francois zrobił się gruby.
- Na siwą brodę Mananna! – wykrzyknął - Eryk, gdzie Ty się podziewałeś? Długo w mieście? Czemu nie odwiedzasz starych znajomych? Idziesz do teatru? – spojrzał na Twoje bilety – Wsiadaj pogadamy.
Jak mogłeś odmówić.
Zatrzymaliście się tuż pod wejściem głównym. Francois pierwszy wyskoczył z powozu

Diego
Jan de Veille odkłonił Ci się. Uśmiechał się lekko. Z zadowoleniem.
- Beraud Loisel – powiedział drugi.
Twoje wymyślne inwektywy wywołały efekt. Choć zdawałeś sobie sprawę, że masz sprzymierzeńca. Sposób w jaki de Veille patrzył na Augusta Ty na pewno uznałbyś za obraźliwy.
August de Baries bladł i czerwienił się na przemian.
- Nic Pan nie rozumie – powiedział do Ciebie, jakby mimo wszystko chciał z Tobą rozmawiać, ale truś truś przebrało miarę.
Jego głos stwardniał - Dobrze dam Panu satysfakcję. Pan wybiera broń, czas i miejsce...
- Auguście – napiętą sytuację przerwał raptem głos szlachcica, wynurzającego się z nowoczesnego powozu.
- Wybacz mi spóźnienie, ale spotkałem starego przyjaciela. Prowadź do swoich pięknych pań.
- O - udawał, że dopiero Was zobaczył – Witam – ukłonił się sztywno - I żegnam. Prawda Auguście?
Z powozu wysiadł też drugi mężczyzna. Eryk Halsdorf, którego widziałeś „Pod misiem kudłaczem”
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 04-04-2008 o 11:52. Powód: pomyłka z imionami, za dużo NPC -ów :)
Hellian jest offline  
Stary 03-04-2008, 10:54   #13
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wtargnięcie otyłego mężczyzny przerwało toczącą się rozmowę dość niekulturalnie. Tym niemniej Diego, któremu udało się sprowokować Augusta do wyzwania go, był już znacznie spokojniejszy. Wszystko toczyło się po jego myśli i nie miał zamiaru dopuścić, by jakiś gruby błazen mu to zepsuł.
Wprawdzie Barosso miał przemożną ochotę pojedynkować się z Augustem tu i teraz, jednak odstąpił od tego zamiaru. Ze względów ściśle osobistych chciał, by pewna osoba dowiedziała się o czekającym de Baries starciu. Co więcej, nie tylko by wiedziała, ale by drżała z niepokoju. By zrujnowąło to jej wieczór i by nie mogła zasnąć rozmyślając, czy aby nie widzi męża ostatni raz żywego.
Nadarzała się znakomita okazja, by zranić Leticię, by choć w małej części zadać jej ból taki jaki jemu zadała.
Z tego względu Diego uniósł dumnie głowę i z kamienną twarzą oświadczył unosząc dłoń :
- Por favor senior. Pozwól, że dokończymy naszą rozmowę. Skoro don August mnie wyzwał na pojedynek pozostawiając mi wybór broni, miejsca i czasu, zatem spotkajmy się jutro o siódmej rano w ogrodach za świątynią Mannana.
Rzucił przelotne spojrzenie Erykowi, jakby nad czymś się zastanawiał.
- Tylko rapier i lewak. – oznajmił nie mając zamiaru dawać przeciwnikowi jakichkolwiek szans.
Skłonił się lekko zebranym.
- Wybaczcie seniores, lecz nikogo tu nie znam i chciałbym prosić któregoś z was, by zechciał zostać moim sekundantem.
Spojrzał pytająco najpierw na de Veille’a, Loisela, potem na Eryka. Miał cichą nadzieję, że nie zgłosi się ten gruby prostak.
Czekając na odpowiedź nie mógł się powstrzymać, by nie powiedzieć Augustowi :
- Zechciej z łaski swojej pozdrowić ode mnie swoją małżonkę.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 03-04-2008, 23:50   #14
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Machat wszedł do karczmy, przywitał się z karczmarzem i udał się do swego pokoju. Zdjął koszulę i wrzucił de pełnego ubrań wiklinowego kosza. „Trzeba będzie zanieść Zofii żeby uprała, ale nie dziś, to by wyglądało głupio, dziś idzie z Liz do teatru”, podszedł do dużej szafy, nałożył białą, czystą koszulę, zarzucił marynarkę z brązowego sztruksu, kołnierzyk koszuli wystawił na marynarkę, uczesał się, przyciął paznokcie, napił szklankę wody i ruszył.

Liz cieszyła się z bukietu jak dziecko i w podziękowanie pocałowała Machata. „To było miłe”, uśmiechnął się i biorąc dziewczynę pod rękę ruszył w stronę miasta. Niestety nie mógł jakoś się odezwać, wszystko co wcześniej wymyślił jakoś wyleciało mu z głowy a to co zostało nie wydawało mu się już tak ciekawe i zabawne. Szli w milczeniu, ale była to cisza przyjemna. „Może te małżeństwo to nie byłby taki głupi pomysł”, szybko odgonił tą myśl, a nie podobała mu się ona tylko dlatego, że nie był to jego własny pomysł a podsunięty przez innych.

Dochodzili do teatru, dostrzegł wśród żebraków znajome twarze, wiedział kim są i na co pójdą te pieniądze, które zbiorą. Liz dała parę miedziaków, chciał zaprotestować ale, co miał powiedzieć, więc się powstrzymał. Ruszyli dalej, dostrzegł sytuację którą chciał wykorzystać do własnych interesów: Oktawian de Maurissaut wysiadał z powozu i szedł w stronę Jana de Veille – książęcego szampierza. Skierował się do nich, do de Villa doszli w tym samym momencie, Machat podniósł lekko kapelusz i odezwał się:
- Dobry wieczór panom, piękna noc nam się szykuje, piękne przedstawienie, ja mam piękną towarzyszkę, można powiedzieć ‘Brioński sen’ – przy czym ostatnie dwa słowa podkreślił.
Oktawian trochę się jakby zaniepokoił.
- Nie martw się panie Oktawianie, ‘Brioński sen’ jest dla każdego. To co widzimy się w środku? – nie czekając na odpowiedź ruszył do wejścia. Znał z imion połowę tutejszej elity mimo, że z nimi nie rozmawiał. Wiedział że może się to kiedyś przydać. Był zadowolony z tego co teraz zrobił, jeśli któryś był uzależniony to znajdzie go na przerwie i nawiąże rozmowę, a wtedy wystarczy umówić się na spotkanie i będzie dobry zarobek.

Doszli na swoje miejsce usiedli wygodnie i czekali na rozpoczęcie.
- Ciekawe o czym będzie sztuka? – udał zainteresowanie.
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.

Ostatnio edytowane przez zbik_zbik : 08-04-2008 o 00:22.
zbik_zbik jest offline  
Stary 04-04-2008, 09:55   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Uderzając trzymanymi w ręce biletami o drugą, pustą dłoń stał na środku chodnika, zastanawiając się, czy bardziej się cieszy z tego, że plany ciotki legły w gruzach, czy też przeważa oburzenie, że został po prostu wystawiony do wiatru. Gdyby bardziej się tym przejmował, to z pewnością zachowanie wdowy zostawiłoby głęboką ranę na jego ambicji.
Uśmiechnął się. Poczuł się nagle dziwnie swobodnie, a gdzieś w głębi serca budziła się ochota na jakiś ekstrawagancki wyskok.
"W końcu do teatru nie trzeba iść z kimś" - pomyślał. - "Niekiedy lepiej jest wyjść z teatru z kimś, z kim się nie przyszło..."
Jedyny problem stanowiła konieczność przespacerowania się przez pół miasta. Ale w końcu służba u sir Roderica to nie było tylko płaszczenie tyłka w siodle. Chodzenia też było dużo...
Swobodnym krokiem ruszył w stronę amfiteatru, nie zwracając uwagi na mijające go powozy. I na wzniecane przez nie obłoki kurzu, które i tak do chodnika nie docierały.

Zrobił ledwo parę kroków, gdy nagle jeden z powozów, w dodatku taki z bardziej eleganckich, ciągniony przez parę niezłych wierzchowców, zatrzymał się tuż przy chodniku. Ze środka wysiadł mężczyzna, który kogoś Erykowi przypominał. Chwilę trwało nim go rozpoznał.
"Francois...?" - pomyślał ze zdziwieniem. - "Aleś ty przytył..."
Jak sięgał pamięcią Francois był szczupły, co między innymi spowodowane było wiecznym niedostatkiem, panującym w jego domu. Jego ojciec, podobny ladaco jak Stan Halsdorf, przed swym odejściem w objęcia Morra zdołał przepuścić większość majątku, pozostawiając wdowę i trójkę dzieci właściwie bez środków do życia, jako że z niewielkiej posiadłości jaka pozostała w rękach wdowy nie bardzo dało sie wyżyć.
A teraz Francois wyglądał, jakby troski finansowe omijały go szerokim łukiem...
- Na siwą brodę Mananna! – wykrzyknął Francois. - Eryk, gdzie Ty się podziewałeś? Długo w mieście? Czemu nie odwiedzasz starych znajomych? Idziesz do teatru? – spojrzał na bilety, których Eryk jeszcze nie schował. – Wsiadaj pogadamy.
Eryk bez wahania skorzystał z zaproszenia. Chętnie porozmawia z Francois. Nie mówiąc już o tym, ze w amfiteatrze znajdzie się wcześniej...
Powóz ruszył.

- Pytasz, jakbyś nie wiedział - dopiero teraz Eryk znalazł sposobność, by zacząć odpowiadać na pytania, którymi zasypał go Francois. - Od czasu, gdy ciotunia wysłała mnie do sir Roderica nie miałem okazji odwiedzić miasta, a wróciłem dziś w południe. Zdążyłem jedynie wpaść na chwilę do "Misia". A do teatru, jak widzisz, idę... No, jadę - uśmiechnął się. - A co u ciebie? Ożeniłeś się? Wyglądasz dużo lepiej, niż te dwa lata temu...
Francois uśmiechnął się. Ciut krzywo.
- Ta... Widzieliśmy się dwa lata i dwadzieścia kilogramów temu... - poklepał się po brzuchu. - Jeszcze nie mam żony... Dopiero się staram. Ale słyszałem, że ty masz się żenić. Z piękną wdową de Chanier. Posażna i z koneksjami nie do pogardzenia. Gratuluję...
Z kolei Eryk się uśmiechnął. Może trochę mniej krzywo...
- Z tego nici. Piękna wdowa nie jest zainteresowana. I według mnie jest zbyt zimna. Nie wiem, czy jej posag i koneksje warte są wysiłku potrzebnego na stopienie tego lodu.
Roześmiali się obaj, po czym Francois rzekł:
- Są tacy, którzy uważają, że warto by było zaryzykować. Ale skoro nie chcesz... Poza tym ty nie musisz bogato się żenić. Ciotka Gwenn ponoć planuje cię na spadkobiercę...
- Jak wdówka dała mi kosza - odparł Eryk - to nie wiem, co ciotka zrobi. Może uzna, że to moja wina i mnie wydziedziczy.
Nie wyglądało na to, że zbytnio się przejmuje taką możliwością.
- A tak na marginesie - kontynuował Eryk - kto ci mówił o moim przyszłym ślubie? Wszyscy, dziwnym trafem, wiedzą o wszystkim szybciej, niż ja...
- Mój przyszły, jeśli się uda, szwagier, August de Baries - powiedział Francois. - Jeśli zechcesz usiąść w naszej loży, to poznasz Augusta, jego piękną żonę i siostrę, co do której mam pewne plany...
Eryk pomyślał o biletach, tkwiących w jego kieszeni, a potem skinął głową. Z pewnością przyjemniej spędzi czas w loży przyjaciela.
- Z miłą chęcią - powiedział. - I życzę powodzenia...
Francois uśmiechnął się. Z jego miny można było łatwo wywnioskować, że jest na jak najlepszej drodze.
- Powiedz, jak ma się twoja matka? - spytał Eryk. - I jak tam twoje siostry?
- Powodzi się nam coraz lepiej, od czasu gdy schamiałem. - Francois uśmiechnął się, widząc pytające spojrzenie Eryka. - Zszedłem do roli zwykłego kupca i wraz z Jacques'iem i Pierre'em wzięliśmy się za handel brandy.
- Więc to jest ten interes, o którym opowiadały Madeleine i Natalie - powiedział Eryk. - Wytargam je za uszy... Słowem nie zdradziły, na czym on polega... Ale mów dalej...
- Jak widzisz - szerokim gestem objął i powóz, i siebie - poszło nam nieźle. A że Brionne jest dość tolerancyjne, to nikt z wyższych sfer nie patrzy na mnie krzywo. Chyba, że zazdroszczą mi pieniędzy. A choć jest paru takich, to nikt złego słowa nie powie. Ostatnio zaręczyłem Irène z Martinem Artois, książęcym gwardzistą. A Jeanne nawet nie myśli o wyjściu za mąż, chociaż jest paru starających się o nią... Ale pewnie ze względu na posag, bo charakterek ma dziewczyna niezły... - uśmiechnął się. - Uprzedzam cię, na wszelki wypadek - dodał.

Powóz zatrzymał się i nie było czasu na skomentowanie tej wypowiedzi. Francois wyskoczył pierwszy, Nawet dość zgrabnie, jak na człowieka jego tuszy. I zaraz rozległ się jego głos.
- Auguście – powiedział. - Wybacz mi spóźnienie, ale spotkałem starego przyjaciela. Prowadź do swoich pięknych pań.
"To znaczy, ze poznam pana Augusta nieco wcześniej" - pomyślał Eryk idąc w ślady przyjaciela i wysiadając z powozu.
Sytuacja, jaką ujrzał przed sobą, zdecydowanie mu się nie spodobała.
Czwórka mężczyzn zdecydowanie nie wyglądała na grupę przyjaciół. Ubrany w szlachecki strój młodzieniec o pobladłej twarzy, pewnie ów August, wyglądał na kogoś, kto znalazł się w tarapatach. A jeden z dwóch starszych mężczyzn wpatrywał w pobladłego młodzieńca z miną kota, który zamiast miseczki z mlekiem znalazł garnek pełen śmietany.
- O... - Francois zachował się tak, jakby dopiero teraz zauważył pozostałych mężczyzn. Jego ton był daleki od przyjacielskiego. – Witam – ukłonił się sztywno - I żegnam. Prawda Auguście?
Eryk skłonił się bez słowa.
Gdy padły słowa o pojedynku, bacznie przyjrzał się mówiącemu. Ten głos znał...
"No proszę... Ciekawski, nieuprzejmy Estalijczyk, poszukujący młodego de Baries, którego wcześniej nie widział na oczy" - pomyślał zaniepokojony. - "A ledwo go znalazł, to zmusił do wyzwania na pojedynek. Ciekawe, kto go wynajął... I komu de Baries wszedł w paradę."
Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć odezwał się Francois:
- Pojedynek, Augusto? - spytał. - Jeśli potrzebujesz sekundantów, to Eryk i ja z chęcią służymy ci pomocą.
Eryk skinął głową. Niechętnym spojrzeniem obrzucił Estalijczyka. Nie przepadał za wynajętymi zbirami.
- Proszę do nas przysłać swoich sekundantów - powiedział. - Ustalimy warunki spotkania.
"Francois mógłby mi chociaż powiedzieć, kto jest kto" - pomyślał niezadowolony. Twarze obu starszych mężczyzn były mu znane z przeszłości, ale nie potrafił przypisać do nich odpowiednich nazwisk...

W tym momencie rozmowa została zakłócona przez przybycie kolejnych osób...
"Chyba mnie słuch myli..." - zaskoczony spoglądał za odchodzącym mężczyzną. - "Jakiś kretyn? Tak otwarcie mówi o..."
Potrząsnął głową i wrócił myślami do otaczającej go rzeczywistości.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2008, 13:09   #16
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Całkiem jędrna staruszka. Szkoda, że byli pośrodku najbardziej ludnego placu bo by ją sobie obmacał dokładniej. Wtedy to by dopiero mogła krzyczeć. Zarechotał sam do siebie, spoglądając jeszcze raz na odchodzącego jegomościa. Ciekawe czy babka codziennie tłukła kogokolwiek, kto usiadł obok tamtego jełopa. Poza tym nie wyglądał wcale tak staro. Trybiki w mózgu Petera wreszcie zazgrzytały i uśmiechając się pełną gębą krzyknął do kobiety.
-Aaaa! Wy z tego tełatru, ta?
Nie mógł nie słyszeć. Przecież tam codziennie łazili koledzy. W takich miejscach ludzie gubili mnóstwo rzeczy. Co ciekawe większość wypadała im z całych kieszeni czy toreb. Zupełnie przypadkowo. Peter nie lubił tłoku, zbierało się tam zbyt wielu żebraków i innego ścierwa. Wolał pracować sam, lecz pokusa była duża. Podniósł się wreszcie z ławeczki i powoli ruszył w stronę dzielnicy kupieckiej.

Od razu doszedł do wniosku, że w mieście jest za dużo strażników. Za szybko odnajdują wszystkie najsmaczniejsze kąski. On musiał się zadowalać ochłapami, w stylu tego kapelusza czy noża. I nawet buty odłaziły chwiejnie, po tym jak jakiś kretyn zaszedł go od tyłu. Niezbyt zadowolony Peter, cierpiący zresztą na mocne niedopicie, spojrzał na "kumpla" i splunął na bok.
-Ale mówisz albo spierdalaj! Może jeszcze te buty chociaż dorwę. Już i tak mi zjebałeś niezły zarobek!
-Nie nerwuj się stary. Mi się to nie przyda.
-Zawsze tak pierdolisz. Pewnie coś żeś znalazł, wziął a teraz mi powiesz, gdzie leżało co?
-Niii, sprawdzona informacja. Ja nie korzystam z takich.
-Dobra, nawijaj. Dostaniesz kapelusz. I nóż jak będzie zdatna.

Pokazał kapelusz, który założył sobie zawadiacko na głowę, co dawało raczej groteskowy obraz, oraz nóż, który wziął w dłoń w taki sposób, jakby chciał nim "kumpla" dźgnąć a nie zaprezentować swoją zdobycz. Zresztą tak było w istocie, mocno się zastanawiał nad faktem, by bydlaka zadźgać jak nie powie nic ciekawego. Jak zresztą powie to też.
-No gadaj że! Czas to piniądz!
 
Sekal jest offline  
Stary 07-04-2008, 23:37   #17
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Trochę zaniepokojony znajomy popatrzył na nóż w Twojej ręce. Ale zaraz się roześmiał.
- Ty to zabawny stary jesteś. Nic się w pudle nie zmieniłeś – i klepnął Cię z rozmachem w plecy.
- Dawaj te fanty to ci opowiem, gdzie tą twoją dziewuchę widziałem... A wypindrzona teraz chodzi, włosy ma długie. Niezła jak ktoś chude lubi – zamlaskał
- No robimy ten interes?
Niechętnie podałeś nóż i kapelusz.
- Widziałem ją z tymi artystami, co w „Zielonej papudze” mieszkają. Z tym ich wielkoludem się prowadza. Podejrzana hołota.
Rozkasłał się i splunął grubą flegmą na ulicę.
- Ale szczyny w tej „Rosette” sprzedają. Napiłbym się czegoś przyzwoitego. Bilecik mam dla ciebie. Po znajomości 10 szylingów.- Nadal kasłał pochylony nad rynsztokiem.
No tego już nie mogłeś zdzierżyć. Nie dość ze Cię frajer na fanty naciągnął, to jeszcze kradziony bilet po złodziejskiej cenie sprzedaje. Dłoń automatycznie powędrowała do kieszeni i rozległo się dzwonienie metalu o zęby. Znajomka aż zamroczyło. Poprawiłeś kopem w dupę, potem drugim. Zabrałeś co Twoje i dodatkowo dwa bilety wystające łobuzowi z portek i statecznym krokiem oddaliłeś się w stronę „Zielonej papugi”.
Był to murowany budynek w żakowskiej części dzielnicy kupieckiej, dwie przecznice od amfiteatru. Ni to karczma, ni pensjonat. Niezbyt miłe miejsce, którego właścicielka, przewrażliwiona pewnie wskutek psot adeptów Akademii, darła ryj nawet gdy się przez okna zaglądało. Leah zawsze twierdziła, że to najlepiej strzeżone apartamenta w tym bagnistym mieście.
Powtórzyła się znana Ci historia. Ledwie Twój wózek zaterkotał na bruku przed „Papugą”, Margot Legoff już wyzywała Cię od żebraków i wzywała straże. Leah chyba zmysły postradała zamieszkując w tym miejscu. Zresztą u Madame Margot, wcale tak tanio nie było. Widać aktorzyny nieźle zarabiają skoro tam nocują. To cyrkowcy jacyś muszą być, ani chybi, że im się Leah przydaje. Bo co smarkula umie? Nic. Zwinna jest, po drzewach się wspina, proste zamki otworzy, tyle. Nie widziałeś jej od Waszego nieudanego interesu w kupieckich magazynach. Strażników zrobiło się wtedy nagle zatrzęsienie i zgubiłeś dziewuchę. Ale potem, choć mocno musiałeś się upierać, że sam działałeś na niekorzyść rajcy Hamota i było to raczej bolesne doświadczenie, o dziewczynie nawet nie pisnąłeś. A teraz wszyscy w mieście wiedzą, że wróciłeś, a ta niewdzięcznica, której jak widać powodzi się całkiem nieźle, znaku życia nie daje.
Roztrząsając minione parłeś do przodu jak rozjuszony byk. Znowu po bocznych uliczkach, na takich czułeś się najlepiej. Cały czas w pobliżu miejskiej sceny.
Aż ujrzałeś niewdzięcznicę.
Stała przodem do Ciebie. Na wyciągnięcie ręki, dzieliło was góra 10 metrów. Przed nią cofał się młodzieniec w szatach kapłańskich Mananna. Próbował unieruchomić jej ręce. W lewej dłoni Leah trzymała nóż. I krzyczała.
- Odwal się kretynie jeden! Mam cię już dość! Ja ci poodprawiam te twoje gusła nade mną. Wypieprzaj się modlić i wara od normalnej dziewczyny. Popierdoliło was wszystkich. Nikogo nie zabiję!

Diego
August de Baries oddalił się. Odprowadziłeś wzrokiem całą trójkę. Pomyślałeś, że jak dotąd przeczucie Cię nie zawodzi i słusznie wiązałeś młodego szlachcica z „Misia” z Augustem.
Nadal jednak nie miałeś sekundantów na jutrzejszy pojedynek.
Wasza mała grupka powiększyła się o następnego szlachcica. Słyszałeś jego rozmowę z dobrze ubranym przystojniakiem, którego też już spotkałeś w tym mieście. Rozmowę o briońskim śnie.
- Skończ z tym Oktawianie – głos de Veille’a potrafił brzmieć naprawdę twardo. – I jak to jest możliwe, że podchodzą do mnie tacy ludzie? – pauza po tym zdaniu wywołała pot na skroni Oktawiana - Załatw to.
- Pan Loisel i pan de Maurissaut z przyjemnością zostaną pana sekundantami. – powiedział de Veille do Ciebie – A teraz Panowie wybaczą.
I poszedł w stronę nadjeżdżającego powozu.
Uzgodniłeś spotkanie w ogrodach. Wymieniłeś ze szlachcicami uprzejmości i po chwili zostałeś pod teatrem sam.
Ruch przed bramami był naprawdę duży. Stangreci ustawiali powozy w równych szeregach, straży miejskiej było pełno jak na jakiejś defiladzie mundurów. Na okazyjnych straganach sprzedawano słodycze, kwiaty i letnie napoje. Kilku żebraków sobie tylko wiadomymi sposobami przemykało się tuż pod nosami strażników. Pierwsze przedstawienie dawał już uliczny mim.
Zastanawiałeś się czy chcesz zobaczyć Leticię. Strach w jej oczach i troskę o innego mężczyznę? Warto sobie to robić?
Zamyślony, bezwiednie skręciłeś w boczną uliczkę. Na jej końcu widziałeś trzy postacie.
Odwrócona do Ciebie tyłem dziewczyna krzyczała
Nikogo nie zabiję! – czemu przeczył unoszony przez nią nóż. Skierowany ostrzem w mężczyznę w szatach kapłana Mananna. Odwrót mężczyźnie zasłaniał facet z wózkiem.

Eryk
Poszedłeś z Augustem i Francois. Pomysł sekundowania w pojedynku niepokoił Cię lekko, aż nadto zaspokajając potrzebę ekstrawagancji. Między Tobą a Twoimi towarzyszami trwała niezręczna cisza.
- Nie lubię de Veille’a. - powiedział w końcu Francois, zatrzymując się przy kwiaciarce, by kupić róże. – Co ty z nim w ogóle robiłeś? Takich ludzi należy unikać. Zawsze oznaczają kłopoty. I kim jest ten estalijczyk? Dlaczego zgodziłeś się na pojedynek?
- Mów – Francois zwrócił się do Augusta – A ty zostań – zareagował na Twoją próbę dyskretnego wycofania się. – Zostałeś jego sekundantem, jest ci winien trochę wyjaśnień – z takich słów mówionych prosto z mostu Francois właśnie słynął - I tak już w tym tkwisz - dodał po chwili.
August patrzył na was zakłopotany.
- Jestem tym wszystkim zmęczony. Nie wiem co myśleć. – powiedział jakby do siebie.
- Proszę mi wybaczyć, że wciągnąłem Pana w moje sprawy – to było już w Twoją stronę.
- Byłbym wdzięczny gdyby Panowie nie wspominali o tym zajściu przy Paniach. Będą się tylko niepokoić. Przecież mnie nie zabije – roześmiał się nerwowo, szukając w Waszych twarzach potwierdzenia. – A jedna szrama czy blizna więcej... Nic mi nie będzie.
Nie wiedziałeś co powiedzieć. Francois chyba podobnie.
- Ranny przynajmniej porządnie się wyśpię. – zażartował August, ale nie doczekał się uśmiechów na Waszych twarzach.
- Ten Estalijczyk, Diego Barosso, to przyjaciel ojca mojej żony. Zakochany w Leticii bez pamięci, uroił sobie, że ma do niej jakieś prawa. Jest w mieście od kilku dni, a już ranił mego młodszego brata i pobił kuzyna. Mógłbym doprowadzić do jego aresztowania, ale Leticia wzięłaby mnie za tchórza...
- No wiesz – nie wytrzymał Francois – rozsądek to nie to samo co tchórzostwo. I dlaczego w tę sprawę wtrąca się książęcy szampierz?
- Nie wiem...
- Leticia bardzo nie lubi de Veille’a. – dodał po chwili - A przecież kobiety go uwielbiają. – znowu sztucznie się roześmiał - Zmuszony byłem odmówić dwukrotnie jego zaproszeniom.
- Jan de Veille nie lubi, gdy mu się odmawia. To znana prawda w tym mieście. – powiedział bardzo poważnie, a Francois przytaknął.
Ciebie jednak nie do końca przekonały tłumaczenia Augusta. Może nie kłamał, ale czy dzielenie prawdy na części nie jest już kłamstwem?
I jeszcze jedno Cię zastanawiało. Mała czerwona plama, która pojawiła się z boku białej koszuli Augusta, tuż nad pasem, widoczna tylko chwilami, gdy odchylały się w ruchu poły dubletu.

Poszliście do loży. Poznałeś panie. Razem czekaliście na spektakl. Miło było patrzeć na oczarowanego Francois. Zwłaszcza, że wybranka zdawała się odwzajemniać jego atencję. Ale dużo większe wrażenie zrobiła na Tobie pani de Baries.
Mogła nie mieć jeszcze 20 lat. Była bardzo piękna, zapewne nie było piękniejszej od niej w tym teatrze. Ale w jej oczach widziałeś rozpacz. I przez moment byłeś pewien, że musisz odpowiedzieć na ten niemy krzyk. Że nikt inny poza Tobą temu nie podoła. Lecz Leticia szybko odwróciła głowę. I po chwili już nie wiedziałeś, czy to nie imaginacja płata Ci figle. Czy przypadkiem magia teatru nie zaczęła już działać?

Machat
Rozbawiła Cię konsternacja Oktawiana. Takim jak on nie współczułeś. Bogaci paniczykowie, dodający sobie w swoim łatwym życiu odwagi białym proszkiem. Bez problemu i wyrzutów sumienia sprzedawałbyś brioński sen ludziom jego pokroju. Niestety to nie była Twoja działka. Ty tylko wwoziłeś do miasta ziółka.
Podszedłeś do Lizy, którą zostawiłeś z boku, przyglądającą się występom ulicznego mima. Ale Liza nie oglądała już pokazu. Przyglądała się mężczyznom, których właśnie opuściłeś. Z niecodzienną dla niej intensywnością. Gdy podszedłeś podała Ci rękę.
- Znasz pana de Baries? Czuje się już lepiej?
- A kim jest ten szlachcic co mu towarzyszy? Nie, nie ten przy tuszy, ten drugi.
- Wygląda jakoś znajomo. I tak sympatycznie. – zarumieniła się. – Och, przepraszam Cię Machat. Sama nie wiem co mówię. Ale mam takie dziwne wrażenie, jakbym go znała od wieków.
Grupa szlachciców rozeszła się w różne strony.
Weszliście do amfiteatru. Po raz pierwszy siedziałeś w osłoniętym płóciennymi zadaszeniami centrum. Najwyżej położone loże zajmowali przedstawiciele szlachty i patrycjatu. Tuż nad Wami cale dwa rzędy zajmowały halflingi, zamożnie odziani, radośni, całe liczne rodziny. Wasze miejsca wyścielone były poduszkami, można było wyciągnąć nogi i oprzeć plecy. Pomyślałeś sobie nawet, że jak coś, jeśli przedstawienie wynudzi Cię porządnie, wygodnie będzie się tu drzemać.
Liza rozglądała się uradowana. A Ty dostrzegłeś w przejściu Oktawiana de Maurissaut, który wyraźnie szukał Twego wzroku. Pokazał na wyjście i ruszył w jego kierunku. Przed brama obejrzał się jeszcze raz na Ciebie, czy wychodzisz za nim. Jeszcze sporo czasu zostało do rozpoczęcia spektaklu, spokojnie mogłeś to zrobić.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 07-04-2008 o 23:59.
Hellian jest offline  
Stary 08-04-2008, 13:45   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po wymianie mniej czy bardziej uprzejmych ukłonów Eryk ruszył za Francois i Augustem.
"Sekundowanie w pojedynku" - pomyślał. - "No, no... I to już pierwszego dnia..."
Było to nieco niepokojące... I chociaż do najbardziej ekstrawaganckich nie należało, to Eryk poczuł, jak potrzeba uczynienia czegoś nieco odbiegającego od normy zdecydowanie go opuszcza.
"Już lepsza byłaby panienka z 'Czerwonej Koronki'" - przemknęło mu przez głowę. Wyraźnie czuł, że pakuje się w sytuację nie do końca zrozumiałą. I miał nadzieję, że August coś mu wyjaśni... A raczej im, bo Francois też wydawał się być nieco zdezorientowany.
- Nie lubię de Veille’a. - powiedział w końcu Francois.
Potem zamilkł. Zatrzymał się przy kwiaciarce, by kupić róże. Przebierał jakby od tego miało zależeć jego życie. W dodatku nie zwracał uwagi na młodą dziewczynę, co było zachowaniem, jak na niego, dość nietypowym.
"Czyżby to wpływ tej siostry Augusta?" - pomyślał nieco zaskoczony Eryk. - "W takim razie to coś poważnego..."

Gdy odeszli na tyle daleko, by kwiaciarka nie mogła nic słyszeć, Francois podjął temat.
Co ty z nim w ogóle robiłeś? Takich ludzi należy unikać - mówił tonem pełnym wyrzutów. - Zawsze oznaczają kłopoty. I kim jest ten Estalijczyk? Dlaczego zgodziłeś się na pojedynek? Mów!
"Jak zwykle prosto z mostu" - pomyślał Eryk, zostając o krok, potem drugi z tyłu. Nie chciał być świadkiem rozmowy między, być może, przyszłymi szwagrami. - "Jak dawniej, przyjacielu... Na jotę się nie zmieniłeś..."
Francois był zwykle bezpośredni i szczery aż do bólu. I taki jak widać pozostał.
Zanim Eryk zdążył się dyskretnie wycofać Francois zwrócił się do niego.
- A ty zostań - energicznym ruchem ręki przywołał go do siebie. - Zostałeś jego sekundantem, jest ci winien trochę wyjaśnień.
- I tak już w tym tkwisz - dodał po chwili.
Bez wątpienia w tym tkwił. I podobało mu się to coraz mniej, do czego zdecydowanie przyczyniały się dość mętne wyjaśnienia Augusta.
"Głupi, czy co" - Eryk wymienił zdziwione spojrzenia z przyjacielem. Widać było, że żadnemu z nich usłyszane tłumaczenia nie starczały. Czego Francois nie omieszkał powiedzieć...
Sprawa książęcego szampierza też nie została do końca wyjaśniona.
"Jeśli to ten, o którym myślę" - doszedł do wniosku, przypominając sobie spojrzenia rzucane przez jednego z mężczyzn na młodego de Baries - "to co najmniej przyłożył rękę do tej sprawy. I nie chodzi o jakieś głupie zaproszenia..."

Pewien 'ozdobnik' stroju Augusta rzucił mu się w oczy, gdy de Baries pochylił się w ukłonie, pozdrawiając z daleka jakąś znaną mu niewiastę.
"Winem się poplamił, czy..." - ta druga możliwość była dość niepokojąca i stawiała Augusta w nowym świetle. Albo raczej bardziej zaciemniała obraz...
Ale nie było czasu na wyjaśnienia, jako że do loży pozostał krok...
- Mój stary przyjaciel, Eryk Halsdorf - powiedział Francois. - A to pani Leticia de Baries i panna Véronique de Baries.
Eryk z należytym szacunkiem przywitał obie panie. Obie zasługiwały na uwagę, ale wzrok Eryka przyciągnęła przede wszystkim Leticia. I to nie dlatego, że była pewnie najpiękniejszą damą w teatrze. W jej oczach widział rozpacz. I przez moment miał wrażenie, że musi odpowiedzieć na ten niemy krzyk. Że nikt inny poza nim temu nie podoła...
- Proszę mi mówić Vera - powiedziała Véronique. - W końcu jest pan starym przyjacielem Francois.
Ze sposobu, w jaki panna Véronique patrzyła na mężczyznę, o którym mówiła, łatwo można było wywnioskować, że dziewczyna odwzajemnia jego atencje.
- Z miłą chęcią - uśmiechnął się. Z wdzięcznością.
Głos Very wyrwał go z czaru, jaki rzuciła na niego Leticia.
W tej chwili uzmysłowił sobie, że już kiedyś widział takie samo spojrzenie, taką samą milczącą, pełną nadziei prośbę o ratunek. W ostatecznym rozrachunku kosztowało go to dwa lata spędzone z dala od Brionne...
Z trudem zachował uśmiech na twarzy. Całe szczęście, że przedstawienie się rozpoczęło...

Nie bardzo wiedział, o czym mówił pierwszy akt 'Niewiernej narzeczonej'. Po głowie krążyły mu myśli o Leticii, Auguście, de Veille’u... I Crissy...
- Może pójdziemy po coś do picia dla pań, Francois? - powiedział.
- Francois! - powtórzył. Musiał go kopnąć w kostkę, by przyjaciel zareagował. Trafiony celnie Francois niemal podskoczył. Oderwał wzrok od Veronique i skierował nieco nieprzytomne spojrzenie na Eryka.
- Przecież cię słucham...
Kątem oka Eryk zobaczył, jak Veronique kryje uśmiech. Był pewien, że Francois również dużo stracił z pierwszej części. Chociaż z nieco innego powodu, niż on sam.
- Idziemy po drinki - powtórzył Eryk. - August zaopiekuje się paniami podczas naszej nieobecności.
Francois widać oprzytomniał, bo w końcu wstał i zapewniając wszystkich, że zaraz wrócą opuścił wraz z Erykiem lożę.

- Najpierw mi powiedz - rzekł Eryk, gdy tylko się nieco oddalili - kim byli ci wszyscy ludzie.
Francois przystanął.
- Ten, co tak się wpatrywał w Artura, to był właśnie de Veille.
- Szampierz od zaproszeń - upewnił sie Eryk.
Francois skinął głową.
- Obok niego stał Beraud Loisel. Daleka rodzina. Mieszka w rezydencji de Veille'a. Można powiedzieć, że prawie go nie odstępuje. W zasadzie nie wiem, czemu. Beraud jest sam w sobie dość charyzmatyczny i wpływowy. Nie potrzebuje poparcia szampierza...
Eryk skinął głową. Powodów takiego, a nie innego zachowania Loisela mogły być tysiące...
- Potem przyszedł Oktawian de Maurissaut - opowiadał dalej Francois. Dużo ciszej zresztą. - Dobra rodzina, ale chłopak zszedł na psy. Aktoreczki, alkohole, kasyna... Stały bywalec 'Czerwonej Koronki', 'Grubej Muriel', 'Tańczącej Driady' i paru innych. Znany ze swoich nieco nietypowych zamiłowań... - Rozejrzał się by sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje. - Włazi w dupę de Veille'owi, bo chciałby zostać książęcym gwardzistą. Ale chyba ma małe szanse. Krążą też inne plotki, ale tego nie jestem pewien...
- A ten ostatni? - spytał Eryk. - Pasował do tego towarzystwa jak wół do karety... I mówił coś o 'Briońskim śnie'... Tak jakby sugerował, że ma na zbyciu...
Francois gwałtownie uniósł głowę.
- Nie słyszałem tego... - powiedział. - Mówisz serio?
Eryk skinął głową.
- Nie do wiary... - Francois zdziwiony pokręcił głową. - I de Veille nie zareagował? On podobno nie toleruje tych handlarzy białą śmiercią... Ciekawe...

Ruszyli w stronę baru.
- Nie sądzisz - powiedział Eryk - że nasz drogi August więcej przed nami ukrył, niż powiedział? Słyszałeś coś o tym pojedynku czy pobiciu? W końcu to powinny być głośne sprawy?
- Nie - odrzekł Francois. - Chociaż z pewnością poszkodowani się nie chwalili. A jeśli to świeża sprawa...
- No, może... - mina Eryka wyrażała pewne niedowierzanie. - A co powiesz na sam powód tych pojedynków... Jak w kiepskiej sztuce - zemsta rodowa za niewierność niedoszłej narzeczonej... Też coś...
- Też coś - podchwycił Francois. - A ty i Crissy? Z jej powodu poszatkowałeś biednego Theo...
- Poszatkowałeś, poszatkowałeś... - skrzywił się Eryk. - Raptem trzy małe cięcia... Po tygodniu stał na nogach. Poza tym to szło o jej honor... - wyraźnie spochmurniał. - Tak w każdym razie wtedy myślałem. A tego jej brzuchatego małżonka nawet nie tknąłem...
- Pewnie jesteś mądrzejszy, niż ten Estaliczyk - zaśmiał się Francois. - Albo on ma gorętszą krew - dodał.
Uśmiech Eryka nie do końca był szczery. Gdyby nie Madeleine, to kto wie... Miał u niej spory dług...

Powoli zbliżali się do długiej lady, za którą tłum barmanów szykował rożne napoje.
- Jeszcze jedno - zmiana tematu nie była związana z niechęcią do powrotu do wspomnień. - Zauważyłeś, że nasz drogi August ma tu - pokazał miejsce - taką śliczną czerwoną plamę, którą skrzętnie ukrywa?
- Poczekaj! - Eryk w ostatniej chwili zdążył za ramię Francois, który już chciał wracać do loży. - Wolnego... Przecież nie będziesz go rozbierać przy paniach...
- Wręczymy paniom drinki, czy co tam one piją - Eryk rozwijał swój plan - a ty poklepiesz go przyjacielsko po brzuchu i powiesz, że zazdrościsz mu smukłej linii. Bo przecież mu zazdrościsz, prawda?
Francois z szyderczym uśmiechem poklepał się po brzuchu.
- Zapominasz, że gruby kupiec, to bogaty kupiec. - Jeszcze raz poklepał się po brzuchu. - A to jest chodząca reklama powodzenia firmy. Jak schudnę, to ludzie zaczną podejrzewać, że interesy gorzej idą.
- Powiesz potem, że żona tak sobie zażyczyła - uśmiechnął się Eryk. - Ludzie wierzą w takie rzeczy...
Nie dodał, że niektórzy pomyślą, że w łożu młoda żonka wysysa z Francois wszystkie siły...
- Jeśli nie jest człowiekiem z żelaza - podchwycił pomysł Francois - to zareaguje. A jeśli jest ranny, to na razie z pojedynku nici.
Uśmiechnął się.
- Zobaczymy, co wyjdzie z tego twojego 'pomysła' - zażartował.

Dotarli do baru, wzięli napoje, a potem ruszyli w stronę loży.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-04-2008 o 13:59.
Kerm jest offline  
Stary 09-04-2008, 00:14   #19
 
Pan Łukasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetny
Pappo Pian

Koniki szły równo, a siedzący na koźle Pappo rozmyślał o zimnych lodach. „Głęboka piwnica, od zimy wyłożona lodem rozwiązywałaby sprawę, gdyby nie ten klimat. Tu pewnie zimą nie ma śniegu. Musi magia, jak nic!”

Wóz utknął w korku i czasu na przemyślenia było dużo. Nie dość jednak, aby młody inżynier obmyślił inny sposób na chłodzenie w tym upale, niż magia. Nie poddawał się jednak i pewnie, z tego zafrasowania, nie zauważyłby luki jaka powstała za szlachetnie urodzonymi ubranymi w czerwień i złoto. Wyręczyły go koniki. Racuch i Blin wyraźnie mieli dość stania i dziarsko ruszyli w powstałą lukę. Pappo wyłowił proszące spojrzenie około jedenastoletniej dziewczynki, która również usiłowała przedostać się na drugą stronę mostu i wyraźnie bała się stratowania przez pchających się bez opamiętania Briończyków.

- Wskakuj; my, zdaje się, w tę samą stronę – niziołek przesunął się na ławeczce zostawiając miejsce dla dziewczynki - Rozjadą cię na tym moście, kto to słyszał. W Altdorfie, tak się nie zdarza. Jestem Pappo Pian

- Monique. Dzięki za podwózkę Pappo. Się pchają, bo każdy chce trupa zobaczyć. Sperch, od nas z pracy, właśnie wrócił stamtąd i opowiadał o trupie. Dziewczynę jakąś w rzece ktoś zauważył. Rozumiesz? Martwą! Pani de Meultoix kazała mu się zamknąć i zająć się pracą, więc więcej nic nie mówił, a potem nie miałam kiedy zapytać, bo mnie czas do domu było. Rozumiesz? A teraz to widać jeszcze. Martwa, w rzece... - dziewczynka była bardzo młoda, ale dorównywała wzrostem woźnicy. Sposób w jaki wypowiadała słowa sprawił, że Pappo zastanawiał się nad jej wiekiem. Mimo trajkotania jej słowa były śmiertelnie poważne. Wypowiadała je nieomal żałobnym tonem, lecz stanowczo zbyt szybko. Pappo poczuł mrowienie na karku i uciskający gardło żal za utopioną dziewczyną. Każdy Pian umiał dostrzec omen. - Rozumiesz? - Zapytała dziewczyna, a Pappo nie miał pojęcia o co pyta.

Byli już za mostem, a Monique nie czekała na odpowiedź. Rzuciła podziękowanie i zeskoczyła z wozu. Pappo patrzył za nią dopóki nie zniknęła w tłumie.

Dom wujostwa wyglądał pięknie. Oczywiście altdorfskie „Piańskie Progi” to było coś, arcydzieło architektoniczne, ale briońska karczma również mogła się podobać. Wuj Harteron pięknie się urządził i godnie reprezentował rodzinę w Bretonnii. Gdy odchodząc z interesu ojca w Nuln, wspominał o Bretonii budził śmiech. Dziś, po przeszło 20 latach, wszyscy cieszyli się z jego sukcesu. Dla Pappa wuj Harteron był wzorem, poprzednim Pianem, który wybrał wędrówkę. Tradycja rodziny wymagała, aby Pian, który osiągając 22 rok życia nie miał swojego domu i jasnej przyszłości, ruszył na szlak. Ostatnimi czasy Pianowie ustatkowali się na tyle, że młodzież rzadko nie miała planów na życie. W rodzinnym interesie przybywało miejsc pracy, a wiadomo, że rodzina pracuje najlepiej. Wuj Harteron długo pracował u swego ojca w nulnijskich „Piańskich Progach”, lecz w końcu miał dość. Kilka tygodni przygotowywał się do podróży, a jak ruszył, wszelki słuch o nim zaginął. Po dwóch latach przysłał rodzinie zaproszenie na ślub, Podczas uroczystości okazało się, że jest już właścicielem briońskich „Piańskich Progów”. Gdy pierwsi krewni go odwiedzili, okazało się, że jedyna karczma rodziny w Bretonii jest godna tej nazwy bardziej nawet niż ta w Nuln. Wuj Harteron z dumą opowiadał o lokalu, lecz milczał na temat tych brakujacych dwóch lat. Tajemnica jego nagłego sukcesu jest od prawie 20 lat na ustach rodzinnych plotkarzy, czyli na ustach wszystkich, nie wyłączając Pappa.


- Niech Esmeralda Błogosławi tej karczmie i jej właścicielom- zatrzymał się w progu zaskoczony. Nie było gości, a na środku izby ciocia Seia płakała głaszcząc inną szlochającą niziołkę.
- Pappo, synku - ciotka podbiegła do Ciebie i uścisnęła mocno. - Jak dobrze, że już jesteś. Nie przejmuj się nami. Już nam lepiej. - Faktycznie obie jak na komendę wyciągnęły białe krochmalone chustki, w które wysmarkały się donośnie.

- - Zamknięte bo wieczorem popremierowa impreza Jabell, a martwimy się trochę bo zniknęła córka Fuksji. - wyjaśniła ciotka - Kojarzysz Fuksję? Prawda? To córka siostry żony mego brata Sama, płynęli z nami po Reiku kilka lat temu.

- Oczywiście, że kojarzę. Witaj Fuksjo. Opowiedz mi o tym jak zniknęła Twoja córka. Nie, nie teraz w trakcie drogi do teatru, albo nawet później. Pomogę Wam - Pappo pomógł ciotce i córce siostry jej bratowej i razem szło im naprawdę szybko.

Wszyscy troje doskonale wiedzieli, że przygotowania do kolacji dają Fuksji oddech od smutnej rzeczywistości, także zanim Pappo wziął zasłużoną kąpiel minęło kilka godzin. Wszystkie podłogi świeciły już czystością, podobnie jak pokój Pappa. Niziołek wtargał do niego dwie swoje skrzynie i ulokował psie posłania. W kuchni wędrowały zapachy duszonych na wolnym ogniu potraw, w sali lśniła biel obrusów, a poukładane naczynia i rozstawione napitki zachęcały do stołu. Zgodnie z obrządkiem karczmę dokładnie przewietrzono, a aromatyczne kadzidła tliły się w rogach izby. Błogosławione przez Esmeraldę zapachy wypełniały pomieszczenie, w którym za kilka godzin miała odbyć się uczta – sakrament ku czci bogini.

Córka siostry bratowej ciotki i sama ciotka Seia na zmianę doglądały garnków, jednocześnie szykując się do wyjścia. Do karczmy schodziła się cała tutejsza rodzina. Wuj Harteron we własnej osobie, jego syn Teodoc, Ulla i Gnapi Syltainowie, kuzynostwo ciotki Sei, z dwójką nastoletnich dzieci Reenem i Raaną. Wszyscy obecni, razem z córką Fuksji – Naną Młodszą i jej babką Naną Starszą stanowili cały personel „Piańskich Progów” i zarazem grupę najlepszych przyjaciół. Przedstawienie Jabell było czymś czego wprost nie można było przegapić. Przyznać też trzeba, że wszyscy, włączając Jabell, myśleli też o czekającej ich po sztuce kolacji. Pappo przywitał się ze wszystkimi wylewnie i, razem z mężczyznami, zajął się przygotowaniem koni. Rodzina miała ruszyć do teatru z pompą, dwoma wozami. Niestety los chciał, że te dwa wesołe wydarzenia, sztukę i kolację, przykryła mgła niepokoju. Pappo pamiętał o omenie, a wymieniane spojrzenia potwierdziły jego przekonanie. Stało się coś bardzo złego.

...

– Nie znałeś jej, to, można powiedzieć normalne, że tak znika – Fuksja zdobyła się na rozmowę o córce dopiero po drodze do teatru – ale znaki są nieubłagane. Zgasło mi w kuchence jak piekłam ciasto radości, a twojej ciotce zwarzyła się ogórkowa. W jednej chwili... wczoraj. Myślałyśmy, że ktoś zmarł, ktoś z rodziny. Zważywszy jednak, że Nana nie wraca poprosiłyśmy babcię o wróżbę. Staruszka postawiła nam karty i wyszło Kaptur, Serce, Sznur.

– Na łzy wszystkich matek – Pappo przejął się całą sprawą jeszcze bardziej niż dotychczas. Takie kucharki jak Fuksja i Seia nie psują jedzenia bez powodu – . Widziałem omen. Młoda dziewczyna, taka rozgadana; żałobny tren unosił się między wierszami, gdy mówiła. Myślałem jednak, że to dotyczy tej dziewczyny, którą wyłowili z rzeki

– Jakiej dziewczyny ??? – Fuksja momentalnie zbladła.

– Spokojnie, bez obaw, to była ludzka dziewczyna, niech Morr się nią zaopiekuje. – Pappo spieszył z wyjaśnieniami zastanawiając się czy jest tego pewien. Postanowił to sprawdzić jutro. – Myślałem, że to jej dotyczyła żałoba między słowami tej gadatliwej.

– Nana też jest gadatliwa. Wszyscy ją uwielbiają. Któż chciałby ją skrzywdzić? – Fuksja załkała i wtuliła się w ramię siedzącej obok Seii.

...

Wuj Harteron i kuzyn Teodoc zgrabnie ustawili wozy obok siebie i przekazali lejce wynajętemu na tę okazję słudze. Halflingi całą zgrają ruszyły do wejścia. Kuzyn Teodoc postanowił wprowadzić Pappa w briońskie progi i podczas spaceru do loży uwiesił się na jego ramieniu rozpoczynając szeptany wykład.

– Tamten, to August de Baries, niedawno się ożenił z bardzo piękna Estalijką, której matką jest szlachcianką; tutejszą, z Brionne.
Jan de Veille, ten obok, to ulubieniec księcia, syn którego nie ma. Piękna historia, gdyby nie to że paniczyk jest wyniosły i potrafi pucharkiem w pokojową rzucić. Nikt z rodziny do niego do roboty nie pójdzie. Poszła wieść, że niezdrowo.
Ten z pięknym brzuchem, to Francois Lafayette, oj bogaty on teraz, bogaty. Mówią, że od de Veille bogatszy nawet. Nawet my od niego brandy kupujemy, a gdybym szkoły nie miał to, i na służącego do niego bym poszedł.
Ten młody, opalnony, obok grubaska, to Eryk Halsdorf, który dopiero będzie bogaty; żeni się z wdową i ciotka mu umiera. Stara ciotunia ma skromny dom, ale ponoć okrągłą sumkę w banku.
Ci dwaj tam, to Oktawian de Maurissaut i Beraud Loisel. Powiem ci dosadnie Pappo bo nie jesteśmy babami. De Veille to kutas, a ci dwaj to jajca.
– Teodoc pewnie zagadałby go na śmierć gdyby nie to, że przedstawienie się zaczęło.
 
__________________
wchodzimy pierwsi, wychodzimy ostatni

Ostatnio edytowane przez Pan Łukasz : 09-04-2008 o 00:23.
Pan Łukasz jest offline  
Stary 09-04-2008, 08:09   #20
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Nim Machat podszedł do Oktawiana była tam już spora grupa szlachciców. Nie wszystkich znał. Po wypowiedzianych słowach widział że wszyscy wiedzą o czym mowa, „Broński sen” był bardziej popularny niż się spodziewał, ale to w końcu szlachta, im wolno więcej i mają pieniądze… „Niech się trują bogacze, przynajmniej to ich nie różni od tych z rynsztoku” – stwierdził w myślach.

Gdy z Liz szli już do teatru od razu zaczęła pytać o towarzystwo właściwie nie czekając na odpowiedź.
- Wygląda jakoś znajomo. I tak sympatycznie. – zarumieniła się. To już przebrało miarę i Machat zrobił się zazdrosny. Sam się zdziwił jak może być zazdrosny o tego grubaska, ale był, i to jeszcze bardziej zdenerwowało. Szybko jednak odegnał te myśli, w sumie nic go z Liz nie łączyło, dlaczego miał by być zazdrosny. Będzie musiał bardziej panować nad sobą…

Weszli do środka i odszukali swoje miejsca. Nie spodobały mu się, były tuż przed hallingami, będą jak zawsze hałasować i nie dadzą spać gdyby sztuka była nudna, chyba że sami będą kimać. Odwrócił się do któregoś z Niziołków siedzącego za nim:
- Gdzie tu sprzedają jakieś orzeszki albo inne takie?
- Dobrze trafiłeś – odpowiedział – mam akurat dwie torebeczki – pokazał papierowe woreczki - sprzedam jeden za szylinga.
- Śmieszny jesteś, przecież wiem że nałożyłeś na to własny podatek – Machat uśmiechną się szczerze - dam ci 50% tego – w tym momencie dostrzegł Oktawiana de Maurissaut przywołującego go do siebie.
- Za tle to mogę dać pół paczuszki, ale niech będzie 10 pensów, bo ma pan ładną towarzyszkę.
- Osiem pensów i ani trociny więcej nie dam.
- No to niech będzie na moją stratę, zgoda, daje pan te 9 obiecanych pensów i wszyscy są radośni.
Machat zaśmiał się radośnie i dał ustaloną cenę, a podając paczuszkę Liz powiedział:
- Muszę wyjść na chwilę, przepraszam Cię bardzo. A ty najniższy a największy zdzierco jakiego znam – zwrócił się teraz do hallinga – zajmij się proszę moją wspaniałą towarzyszką, tylko bez żadnych sprośnych dowcipów – śmiejąc się pokiwał palcem.

Wyszedł za panem de Maurissaut.
- Co się stało panie Oktawianie, jeśli chodzi o ładne panie to nie trzeba się martwić, zaraz jakaś się dla pana znajdzie.
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.
zbik_zbik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172