Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2008, 23:54   #81
Legion
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Bal Lady Turnidy

Rozmowa kwalifikacyjna licza Parrasa



Licz przez pewien czas stał jeszcze na środku pokoju i analizował swoją sytuacje. Egzystencja nieumarłego w piekle ogólnie rzecz biorąc nie jest wesoła, ale to, co właśnie mu się przytrafia bije na głowę wszelkie inne problemy. Przez moment Parras miał ochotę wybiec z krzykiem na korytarz i zacząć wzywać pomoc. Błyskawicznie jednak dotarło do niego jedna, że jest to najgłupsza rzecz którą mógłby zrobić. Nie powiódł się również jego plan polegający na odroczeniu „zadania” do czasu znalezienia jakiejś przyjaznej przystani, w której mógłby wszystko przemyśleć. Musiał działać tu i teraz, musiał improwizować… a tego nie lubił.

- Więc dobrze – stwierdził starając się by jego głos zabrzmiał jak najbardziej beznamiętnie jak to tylko możliwe w obecnej sytuacji – Z chęcią przyjmę pomoc waszego przyjaciela panie A. Mam dziwne wrażenie, że może okazać się ona przydatna. Żegnam więc Panów. Mam nadzieje, że przy naszym następnym spotkaniu będę miał dla was jakieś pamiątki z Otchłani.

Nie czekając a nawet nie licząc na pożegnanie Parras ponownie okrył się zasłoną niewidzialności i znów ruszył obskurnymi korytarzami w stronę sali balowej. Tym razem poruszał się zdecydowanie szybciej i głośniej. Co ciekawe strażnicy i tak nie zwracali na niego nawet najmniejszej uwagi. Stwierdzając, że ignorancja strażników to ich własny problem licz wkroczył powrotem do sali balowej.
Minęło dobre kilkadziesiąt minut, od kiedy ją opuścił a jednak nic się w niej nie zmieniło. Diabły piły, gadały i knuły, tak teraz jak i przez poprzednie tysiąclecia. Nie było dla licza żadnym zaskoczeniem to, że nikt nawet nie zauważył tego że zniknął on na tak długi czas. Nie zamierzając przeciągania zbytnio swojej obecności na tej pożal się boże potańcówce Parras wyszedł na zewnątrz. Bramkarz, który najprawdopodobniej całkowicie zapomniał już o liczu zmierzył go gniewnym spojrzeniem jednak nie zareagował, wiedział, że wejście intruza na bal byłoby uznane za jego winę. Licz uszedł od wejścia kilkadziesiąt metrów od rezydencji, po czym zniknął w przywołanej przez siebie niematerialnej bramie.


Felegros

Jaskinia



Powróciwszy do przytulnej jaskini licz rozejrzał się wokoło sprawdzając jak się sprawy mają. Dwa smoki leżały z zamkniętymi oczami blisko wejścia. Pomimo tego, że wyglądały tak jak by spały Parras wiedział (a przynajmniej miał taką nadzieję), że wyczuwają wszystko, co dzieje się w pobliżu. Troszkę głębiej w jaskini spała Liz. Licza zdecydowanie martwił fakt, że jako koca używa ona jednej z jego ulubionych szat.
Usłyszawszy zbliżającą się postać smoki podniosły się z miejsc ziewając jednocześnie. Głośny ryk i niesamowicie efektowy odór unoszący się z paszczy białego jaszczura obudził erynie.

- Co tu tak śmierdzi?!? – krzyknęła Liz podnosząc się jednocześnie ze swojego prowizorycznego kocyka – A to ty, jak było na tym twoim balu – powiedziała z całkowicie nieskrywaną wrogością.

Ciesząc się, że na jego białej czaszce nie widać oznak żadnych rumieńców licz zignorował słowa erynii i zwrócił się do smoków.

- Coś się działo w trakcie mojej nieobecności Edgarze?

- Nikt nie zbliżał się do jaskini, jeśli o to ci chodzi.

- Dobrze. Niestety będziemy musieli poukrywać się jeszcze przez pewien czas w tej jaskini. Moi nowi współpracownicy nie byli tak hojni jak to sobie na początku zaplanowałem. Wbrew pozorom nie obsypali mnie złotem jedynie za piękne oczy... oczodoły.

- A co ze mną?–
spytała zirytowana i podenerwowana ty, że nikt nie zwraca na nią uwagi diablica.

- Hmmm, trudne pytanie. Otóż wydaje mi się, że masz dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że zapomnisz o tym, że tu byłaś ja a w nagrodę za to odeśle cię do willi naszego eks-szefa, albo… a nie jednak masz tylko jedną możliwość, ale za to wciąż pozwalam ci dokonać wyboru – stwierdził z uśmiechem licz

- CO?!? JAK?!? NIE WRÓCĘ TAM!!! –
krzyknęła diablica ciskając jednocześnie sztyletem w zaskoczonego takim wybuchem Parrasa. Sztylet utkwił między żebrami w miejscu gdzie powinno znajdować się serce nieumarłego.

Licz z niedowierzaniem spojrzał na wystające mu z klatki piersiowej coś. Przez moment zastanawiał się czy nie potraktować tego, jako nowej ozdoby. Po chwili uświadomił sobie jednak straszliwą prawdę o tym, co właśnie się stało.

- Ty czarcia lafiryndo – krzyk dało się najprawdopodobniej słyszeć w promieniu kilkuset metrów– To była nowiusieńka szata, a teraz to można ją najwyżej dupę olbrzyma podetrzeć. Wiesz przecież, że szyć nie umiem.

Licz wyraźnie tracąc nad sobą kontrole nawet nie zauważył że uwolniona została jedna z jego mocy. Liz klęczała na kolanach przed nim i trzymając się za gardło próbowała zaczerpnąć powietrza które jak na złość co chwila uciekało z jej płuc.

- Prze… prze… przepraszam – wycharczała – odkupię ci tą szatę.
- Odkupisz? – odparł zaciekawiony licz oswabadzając jednocześnie erynie spod działania mocy.
- Tak, będzie ładniejsza - kolorowa w zielone paski.
- Nigdy takiej jeszcze nie miałem - w głosie Parrasa słychać było nutkę żalu podobnej do tej jaką posiada głos dziecka któremu ktoś zabrał lizaka – Dobrze, narazie pozwalam ci pozostać w naszej przytulnej, ukrytej kryjówce.

Kolejny kwadrans licz spędził na odpowiadaniu na lawinę pytań o balu. Zlecenie zabójstwa szefa wydało mu się tak banalne, że po prostu je przemilczał. Nie tracąc więcej czasu udał się na spoczynek. Czekała go wyprawa do Sigil, przed którą jednak musiał zregenerować siły.

Po parogodzinnym odpoczynku licz rozpoczął przygotowania do wyprawy. Postanowił zabrać ze sobą jedynie najpotrzebniejszych rzeczy. Parę dordże, 2 lub 3 kryształowe zasobniki, psi-kryształ. Wszystkie te przedmioty były na tyle małe, że mieściły się one w kieszonkach świeżo wyciągniętej z kufra szaty. Postanowił też przyjąć na czas pobytu w Sigil formę uroczego mrocznego elfa.


Harmonijna Domena Zewnętrzna

Sigil, konkretna pozycja trudna do ustalenia



Miasto portali ma swój urok. Pomimo umiejscowienia tak blisko Osi w powietrzu da się wyczuć przyjemny zapach magii unoszący się z okolicznym bram. Niezbyt dobra znajomość miasta nie przeszkadzała Parrasowi w odnalezieniu tawerny o jakże wdzięcznej nazwie „Pod Bramą Piekieł”.
Wnętrze tegoż jakże pięknego przybytku nie różniło się zbytnio od karczm na innych planach. Bijąca w oczy obskurność cieszyła oczy zarówno stałych bywalców jak i przejezdnych gości. Podłe trunki podawane przez jeszcze podlej wyglądającego karczmarza na sam widok wzbudzały odruch wymiotny wśród mniej doświadczonych klientów.
W momencie pojawienia się w lokalu drowa część niemających się gdzie podziać wyrzutków społeczeństwa (tu czule nazywanych klientami) z zaciekawieniem przeniosła swój chętny jakiejkolwiek rozrywki wzrok na nowoprzybyłego. Ignorując je mroczny elf podszedł do karczmarza:

- Witam, szukam pewnej osobistości, Valsernamisa
stwierdził drow obracając w ręce zapieczętowany zwój z dziwną pieczęcią.
 
__________________
Nothing else
Legion jest offline