Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2008, 00:14   #19
Pan Łukasz
 
Reputacja: 1 Pan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetny
Pappo Pian

Koniki szły równo, a siedzący na koźle Pappo rozmyślał o zimnych lodach. „Głęboka piwnica, od zimy wyłożona lodem rozwiązywałaby sprawę, gdyby nie ten klimat. Tu pewnie zimą nie ma śniegu. Musi magia, jak nic!”

Wóz utknął w korku i czasu na przemyślenia było dużo. Nie dość jednak, aby młody inżynier obmyślił inny sposób na chłodzenie w tym upale, niż magia. Nie poddawał się jednak i pewnie, z tego zafrasowania, nie zauważyłby luki jaka powstała za szlachetnie urodzonymi ubranymi w czerwień i złoto. Wyręczyły go koniki. Racuch i Blin wyraźnie mieli dość stania i dziarsko ruszyli w powstałą lukę. Pappo wyłowił proszące spojrzenie około jedenastoletniej dziewczynki, która również usiłowała przedostać się na drugą stronę mostu i wyraźnie bała się stratowania przez pchających się bez opamiętania Briończyków.

- Wskakuj; my, zdaje się, w tę samą stronę – niziołek przesunął się na ławeczce zostawiając miejsce dla dziewczynki - Rozjadą cię na tym moście, kto to słyszał. W Altdorfie, tak się nie zdarza. Jestem Pappo Pian

- Monique. Dzięki za podwózkę Pappo. Się pchają, bo każdy chce trupa zobaczyć. Sperch, od nas z pracy, właśnie wrócił stamtąd i opowiadał o trupie. Dziewczynę jakąś w rzece ktoś zauważył. Rozumiesz? Martwą! Pani de Meultoix kazała mu się zamknąć i zająć się pracą, więc więcej nic nie mówił, a potem nie miałam kiedy zapytać, bo mnie czas do domu było. Rozumiesz? A teraz to widać jeszcze. Martwa, w rzece... - dziewczynka była bardzo młoda, ale dorównywała wzrostem woźnicy. Sposób w jaki wypowiadała słowa sprawił, że Pappo zastanawiał się nad jej wiekiem. Mimo trajkotania jej słowa były śmiertelnie poważne. Wypowiadała je nieomal żałobnym tonem, lecz stanowczo zbyt szybko. Pappo poczuł mrowienie na karku i uciskający gardło żal za utopioną dziewczyną. Każdy Pian umiał dostrzec omen. - Rozumiesz? - Zapytała dziewczyna, a Pappo nie miał pojęcia o co pyta.

Byli już za mostem, a Monique nie czekała na odpowiedź. Rzuciła podziękowanie i zeskoczyła z wozu. Pappo patrzył za nią dopóki nie zniknęła w tłumie.

Dom wujostwa wyglądał pięknie. Oczywiście altdorfskie „Piańskie Progi” to było coś, arcydzieło architektoniczne, ale briońska karczma również mogła się podobać. Wuj Harteron pięknie się urządził i godnie reprezentował rodzinę w Bretonnii. Gdy odchodząc z interesu ojca w Nuln, wspominał o Bretonii budził śmiech. Dziś, po przeszło 20 latach, wszyscy cieszyli się z jego sukcesu. Dla Pappa wuj Harteron był wzorem, poprzednim Pianem, który wybrał wędrówkę. Tradycja rodziny wymagała, aby Pian, który osiągając 22 rok życia nie miał swojego domu i jasnej przyszłości, ruszył na szlak. Ostatnimi czasy Pianowie ustatkowali się na tyle, że młodzież rzadko nie miała planów na życie. W rodzinnym interesie przybywało miejsc pracy, a wiadomo, że rodzina pracuje najlepiej. Wuj Harteron długo pracował u swego ojca w nulnijskich „Piańskich Progach”, lecz w końcu miał dość. Kilka tygodni przygotowywał się do podróży, a jak ruszył, wszelki słuch o nim zaginął. Po dwóch latach przysłał rodzinie zaproszenie na ślub, Podczas uroczystości okazało się, że jest już właścicielem briońskich „Piańskich Progów”. Gdy pierwsi krewni go odwiedzili, okazało się, że jedyna karczma rodziny w Bretonii jest godna tej nazwy bardziej nawet niż ta w Nuln. Wuj Harteron z dumą opowiadał o lokalu, lecz milczał na temat tych brakujacych dwóch lat. Tajemnica jego nagłego sukcesu jest od prawie 20 lat na ustach rodzinnych plotkarzy, czyli na ustach wszystkich, nie wyłączając Pappa.


- Niech Esmeralda Błogosławi tej karczmie i jej właścicielom- zatrzymał się w progu zaskoczony. Nie było gości, a na środku izby ciocia Seia płakała głaszcząc inną szlochającą niziołkę.
- Pappo, synku - ciotka podbiegła do Ciebie i uścisnęła mocno. - Jak dobrze, że już jesteś. Nie przejmuj się nami. Już nam lepiej. - Faktycznie obie jak na komendę wyciągnęły białe krochmalone chustki, w które wysmarkały się donośnie.

- - Zamknięte bo wieczorem popremierowa impreza Jabell, a martwimy się trochę bo zniknęła córka Fuksji. - wyjaśniła ciotka - Kojarzysz Fuksję? Prawda? To córka siostry żony mego brata Sama, płynęli z nami po Reiku kilka lat temu.

- Oczywiście, że kojarzę. Witaj Fuksjo. Opowiedz mi o tym jak zniknęła Twoja córka. Nie, nie teraz w trakcie drogi do teatru, albo nawet później. Pomogę Wam - Pappo pomógł ciotce i córce siostry jej bratowej i razem szło im naprawdę szybko.

Wszyscy troje doskonale wiedzieli, że przygotowania do kolacji dają Fuksji oddech od smutnej rzeczywistości, także zanim Pappo wziął zasłużoną kąpiel minęło kilka godzin. Wszystkie podłogi świeciły już czystością, podobnie jak pokój Pappa. Niziołek wtargał do niego dwie swoje skrzynie i ulokował psie posłania. W kuchni wędrowały zapachy duszonych na wolnym ogniu potraw, w sali lśniła biel obrusów, a poukładane naczynia i rozstawione napitki zachęcały do stołu. Zgodnie z obrządkiem karczmę dokładnie przewietrzono, a aromatyczne kadzidła tliły się w rogach izby. Błogosławione przez Esmeraldę zapachy wypełniały pomieszczenie, w którym za kilka godzin miała odbyć się uczta – sakrament ku czci bogini.

Córka siostry bratowej ciotki i sama ciotka Seia na zmianę doglądały garnków, jednocześnie szykując się do wyjścia. Do karczmy schodziła się cała tutejsza rodzina. Wuj Harteron we własnej osobie, jego syn Teodoc, Ulla i Gnapi Syltainowie, kuzynostwo ciotki Sei, z dwójką nastoletnich dzieci Reenem i Raaną. Wszyscy obecni, razem z córką Fuksji – Naną Młodszą i jej babką Naną Starszą stanowili cały personel „Piańskich Progów” i zarazem grupę najlepszych przyjaciół. Przedstawienie Jabell było czymś czego wprost nie można było przegapić. Przyznać też trzeba, że wszyscy, włączając Jabell, myśleli też o czekającej ich po sztuce kolacji. Pappo przywitał się ze wszystkimi wylewnie i, razem z mężczyznami, zajął się przygotowaniem koni. Rodzina miała ruszyć do teatru z pompą, dwoma wozami. Niestety los chciał, że te dwa wesołe wydarzenia, sztukę i kolację, przykryła mgła niepokoju. Pappo pamiętał o omenie, a wymieniane spojrzenia potwierdziły jego przekonanie. Stało się coś bardzo złego.

...

– Nie znałeś jej, to, można powiedzieć normalne, że tak znika – Fuksja zdobyła się na rozmowę o córce dopiero po drodze do teatru – ale znaki są nieubłagane. Zgasło mi w kuchence jak piekłam ciasto radości, a twojej ciotce zwarzyła się ogórkowa. W jednej chwili... wczoraj. Myślałyśmy, że ktoś zmarł, ktoś z rodziny. Zważywszy jednak, że Nana nie wraca poprosiłyśmy babcię o wróżbę. Staruszka postawiła nam karty i wyszło Kaptur, Serce, Sznur.

– Na łzy wszystkich matek – Pappo przejął się całą sprawą jeszcze bardziej niż dotychczas. Takie kucharki jak Fuksja i Seia nie psują jedzenia bez powodu – . Widziałem omen. Młoda dziewczyna, taka rozgadana; żałobny tren unosił się między wierszami, gdy mówiła. Myślałem jednak, że to dotyczy tej dziewczyny, którą wyłowili z rzeki

– Jakiej dziewczyny ??? – Fuksja momentalnie zbladła.

– Spokojnie, bez obaw, to była ludzka dziewczyna, niech Morr się nią zaopiekuje. – Pappo spieszył z wyjaśnieniami zastanawiając się czy jest tego pewien. Postanowił to sprawdzić jutro. – Myślałem, że to jej dotyczyła żałoba między słowami tej gadatliwej.

– Nana też jest gadatliwa. Wszyscy ją uwielbiają. Któż chciałby ją skrzywdzić? – Fuksja załkała i wtuliła się w ramię siedzącej obok Seii.

...

Wuj Harteron i kuzyn Teodoc zgrabnie ustawili wozy obok siebie i przekazali lejce wynajętemu na tę okazję słudze. Halflingi całą zgrają ruszyły do wejścia. Kuzyn Teodoc postanowił wprowadzić Pappa w briońskie progi i podczas spaceru do loży uwiesił się na jego ramieniu rozpoczynając szeptany wykład.

– Tamten, to August de Baries, niedawno się ożenił z bardzo piękna Estalijką, której matką jest szlachcianką; tutejszą, z Brionne.
Jan de Veille, ten obok, to ulubieniec księcia, syn którego nie ma. Piękna historia, gdyby nie to że paniczyk jest wyniosły i potrafi pucharkiem w pokojową rzucić. Nikt z rodziny do niego do roboty nie pójdzie. Poszła wieść, że niezdrowo.
Ten z pięknym brzuchem, to Francois Lafayette, oj bogaty on teraz, bogaty. Mówią, że od de Veille bogatszy nawet. Nawet my od niego brandy kupujemy, a gdybym szkoły nie miał to, i na służącego do niego bym poszedł.
Ten młody, opalnony, obok grubaska, to Eryk Halsdorf, który dopiero będzie bogaty; żeni się z wdową i ciotka mu umiera. Stara ciotunia ma skromny dom, ale ponoć okrągłą sumkę w banku.
Ci dwaj tam, to Oktawian de Maurissaut i Beraud Loisel. Powiem ci dosadnie Pappo bo nie jesteśmy babami. De Veille to kutas, a ci dwaj to jajca.
– Teodoc pewnie zagadałby go na śmierć gdyby nie to, że przedstawienie się zaczęło.
 
__________________
wchodzimy pierwsi, wychodzimy ostatni

Ostatnio edytowane przez Pan Łukasz : 09-04-2008 o 00:23.
Pan Łukasz jest offline