Wiliam Moorhous
„- Panie Moorhous, dlaczego skoro chce pan rozmawiać z naszą trójką, nie zrobił pan tego od razu?” – wstrzeliła pytaniem Jennifer.
William nie był bardzo zaskoczony, że panna Brown zdradziła się tym szybkim i nieprzemyślanym pytaniem. Niecierpliwość młodej kobiety wylazła na wierzch jak wstydliwa prawda o utraceniu niewinności.
„Ta młoda dama ma duży zmysł obserwacji i dobry tok rozumowania, ale dużo musi się jeszcze nauczyć. Takie pytania należy zadawać sobie w głowie, ale nigdy na głos.”
To bardzo istotne pytanie, ale odpowiedź trzeba zdobyć okrężną drogą. Wydedukować i wywnioskować odpowiedź z zachowania, innych słów i przesłanek. Panna Brown jeszcze tego nie wie. Co w głowie to na języku to wada młodych i niedoświadczonych ludzi.
W tej sytuacji rzucać takim pytaniem to tak jakby milutko rozmawiać przez kilkanaście minut, a potem nagle uderzyć kogoś w twarz i wyzwać na pojedynek. William przyjął uderzenie, ale nie zamierzał wdawać się w potyczki słowne. Miał na tyle rozsądku, aby odpowiedzieć: - Teraz widzę, że odwagi również pani nie brakuje.– powiedział enigmatycznie. „Niech ona domyśla się czego dotyczą te słowa” – dopowiedział w myślach. - Cenię sobie pani szczerą chęć zdobycia odpowiedzi na to pytanie, ale pani pytanie nie należało do najmilszych.– odpowiedział William z rozbrajającą szczerością, bo w końcu powiedział to co przed chwilą pomyślał. – Mimo tego odpowiem na pani pytanie.– dodał. - Potrzebowałem i nadal potrzebuje sprzymierzeńca. Dlatego chciałem porozmawiać z panią na osobności. Intuicja podpowiedziała mi, że pani nadaje się do tej roli najlepiej. Czyli mówiąc prostymi słowy: zaufałem pani. – odpowiedział spokojnie na zadane pytanie.
„Cholera! Dawno nie byłem tak szczery jak teraz.” – zawahał się w myślach przez chwilę czy nie za dużo jej mówi. Ale nawet gdyby chciał było już za późno, aby cofnąć wypowiedziane słowa. |