- Przecież to tylko banda tchórzy potrafiąca żerować na padlinie, bo chyba takie słowa padły z Twoich ust przed momentem, nieprawdaż? - jego twarz zupełnie skamieniała, w ślad za nią poszedł głos, który stał się chłodny i bardzo stanowczy. Nie patrzył na Elfa w przyjazny sposób i choć nie można było jednoznacznie stwierdzić, że był wściekły, z pewnością w jego błękitnych oczach coś się czaiło. Nienawidził hipokrytów.
Odwrócił się do reszty, zaciskając pięść na rękojeści miecza, który nieustannie opierał o swoje ramię. Chwilę później wykonał ruch barkiem, podrzucając miecz, łapiąc go pewnie i wyprostowaną ręką wskazując w stronę pozostałych. Wyraz jego twarzy zmienił się w oka mgnieniu, wszystkie mięśnie momentalnie rozluźniły się do tego stopnia, że można było dojrzeć jakiś specyficzny rodzaj uśmiechu, bardzo specyficzny.
- Co mi z takich towarzyszy, co mi z waszych głupich planów, stania w miejscu i czekania na śmierć? Jeśli na mnie czeka to wyjdę jej na spotkanie i przyjmę ją z otwartymi ramionami. Tak właśnie żyje. - wypuścił powoli powietrze nosem i opuścił broń, chwytając środek pochwy prawą dłonią. - Jeśli macie zamiar tu stać, mój miecz nie będzie się dla was tępił. Zacznijcie więc coś robić, ruszcie swoje leniwe dupy i puste głowy, albo bierzcie się za kopanie własnych grobów.
Spojrzał powoli w stronę, z której w ich kierunku popędziły elfie strzały. Zmrużył nieco oczy i nadstawił uszu, po chwili raz jeszcze zlustrował swoich kompanów.
- Nie opuszczę tego miejsca tak długo jak nie wyjaśnię tego co miało tu miejsce, nikomu nie pozwolę się sobą bawić, nikomu nie pozwolę mnie kantować, a już na pewno nikomu nie pozwolę zmuszać mnie do wstawania tylko po to by być zmuszonym walczyć z jakimiś tchórzami. Zagram w tą jego grę, za bardzo lubię wyzwania.
Zatrzymał się, chociaż tak naprawdę było mu wszystko jedno czy z nim pójdą czy wybiorą własną ścieżkę, nie spieszył się. Dał im więc czas na podjęcie decyzji.
__________________ Może być sto postaw i ułożeń miecza, ale zwyciężasz tylko jedną.
- Yagyū Munenori |