Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2008, 15:37   #586
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Przepraszam przyjacielu. To...
- ALE JA TEGO NIE ZROBIŁEM!!!!!!!
– buchnął bezradnym szlochem rozhisteryzowany mężczyzna.
Zgłupiałeś.
- JA NAPRAWDĘ TEGO NIE ZROBIŁEM, O ŚWIATŁO NAJŚWIĘTSZE!!! – łka dalej mężczyzna, drżąc spoglądając na ciebie. – To nie ja, to nie ja, błagam, nie chcę umierać, nie chcę na litość Khemetry, nie chcę być powieszonym ani poćwiartowanym, jestem niewinny, przysięgam!!! – padł znów na kolana. – J-ja... ja go nie tknąłem, ja tylko.... trochę go powyzywałem od kanalii, i... bo mnie zdenerwował, bo przez niego wyleciałem z zakonu! A-ale nie zabiłem go, o Światło, to nie ja!!! Rano byłem zły, i skoro mieli mnie wyrzucić z zakonu postanowiłem olać ich wszystkich i nie stawiłem się na modły, ani na śniadanie, nie powiedziałem im, dokąd idę, snułem się po mieście, a kiedy chciałem wrócić, usłyszałem przypadkiem o śmierci Ilundila, i... i pomyślałem, że mnie o to oskarżą, i... nie wiem sam, przestraszyłem się, uciekłem do lasu, nie wiedziałem co robić! Potem chciałem wrócić, ale pomyślałem, że nie ma sensu, bo będę podejrzany, gdyż uciekłem, ale zostawiłem w pokoju wszystkie swoje rzeczy i ubrania, i muszę je odzyskać, ale nie wiem jak! – wyłkał chaotycznie. – Nie mam pieniędzy, wszyscy mnie szukają, ale boję się tam wracać! Ja naprawdę nie zabiłem Ilundila!!! Nie widziałem go od rana! Chcę tylko wyjechać z tego miasta, wyjechać jak najdalej z Ditrojid! Światło, zmiłuj się!


Ork wysłuchiwał Tłumaczenia nieznajomego, a krew wrzał w nim coraz bardziej. Ty nędzna kreaturo, tu tchórzu patentowany myślał Barbak. Uciekłeś i przez to my wszyscy musieliśmy przejść przez to wszystko. Gdyby nie ty może nie doszło by do walki ze strażnikami w karczmie, może Kajsi nie zabiła by tej zielarki. Może....


- Barbaku opamiętaj się...- Rzekł na głos ork sam do siebie. Po czym podszedł do człowieka. Złapał go za chabety i (mało delikatnie) podniósł do góry. Trzymając cały czas za odzienie pozwolił aby całe jego ciało zwisało wolno w powietrzu. Szamotał się trochę, ale nie na tyle poważnie by ork nie mógł go utrzymać.

- Posłuchaj mnie!- W głosie orka dało się słyszeć wszystko to co najgorsze. – Oddaliłeś się z miejsca zbrodni. Uciekłeś! Bałeś się, to zrozumiałe, ale uciekłeś. Skutkiem tego wydarzyła się cała masa kolejnych wydarzeń, które w znacznej mierze były mało przyjemne. Mówiąc mało przyjemne mam namyśli na przykład siebie, bowiem zostałem wraz z tu obecnym przedstawicielem brodategu ludu oskarżony o zamordowanie Ilundila. Mało brakowało a zostałbym osądzony i skazany. Tak więc ćwiartowanie i inne równie przyjemne zabiegi spotkały by mnie. Ork uśmiechnął się od ucha do ucha. Jednak jestem w stanie Cię zrozumieć i wybaczyć Ci wszystko. Widzisz ja też oddaliłem się z miejsca mej bardzo prawdopodobnej kaźni... Szkoda tylko, że nie wiedziałem wcześniej tego co powiedziałeś teraz. Może byłbym w stanie razem z mymi przyjaciółmi wyjaśnić całą sprawę. Ehhh... o Palladie! Dlaczego ten świat musi być tak pogmatwany. Posłuchaj mnie człowieku! Źle się stało, ale co się stało to się nie odstanie. Wiedz że ja do Ciebie nie żywię urazy! Ale sprawę należy doprowadzić do końca. Proszę Cię zatem o pomoc i odwołuje się do twego poczucia obowiązku. Udaj się do Ditrojd. Odszukaj najwyższą kapłankę i opowiedz jej to o czym powiedziałeś mi w tej chwili.


W tym czasie Drow zaczął tworzyć lodowe przejście.


- A teraz wybacz mam coś do załatwienia. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź rozmówcy ork odszedł i skierował się w kierunku nowopowstałego przejścia. Waldorff miał racje. Trzaba było dostać się do tych łodzi. To mogło być jakieś rozwiązanie, a rozwiązanie trzeba było znaleźć i to szybko. Barbak nie mógł oprzeć się dziwnemu przeczuciu, że sprawy zaczynają się mieć coraz gorzej i że koniecznie trzeba się śpieszyć. Nie potrafił stwierdzić dlaczego tak uważa.... po prostu tak było.


Wyczyn Drow’a zrobił na nim pewne wrażenie, ale nie tak duże jak by się tego można było spodziewać. Po wyczynach reszty jego towarzyszy ork za każdym razem obiecywał sobie, że nic go nie zdziwi. Jednak trzeba przyznać, że Drow okazał się pożyteczny.


- Zielonoskóry, całkiem przypadkowo nasze interesy pokrywają się. W takim przypadku, tak, będę wam towarzyszył do póki nie uznam, że moja praca z wami dobiegła końca. – Odezwał się hebanowy długouchy.


No proszę. Okazałem się godzien słów tej istoty. Śmiał się w duszy Barbak. Po czym wspiął się na lodowe przejście. Lud pod moimi stopami jest chyba tak samo zimny jak serce twoje serce. Żal mi Cię! Naprawdę mi ciebie żal. Stwierdził w duchu smutno ork.


Łódka okazała się wystarczająco duża aby zmieścili się na niej wszyscy. Kołysała się wesoło na płaskiej jak stół tafli wody, skrzącej się setkami srebrnych iskier.


Elfiasty usadowił się oczywiście z daleka od wioseł, zabawne ale jakoś orka wcale to nie zszokowało. Usiadł pewnie, ujął wiosła i zamaszyście nabrał w nie wody. Łódeczka ruszyła. Jej dziób uniósł się do góry. W czasie wiosłowania ork nie dbał specjalnie o chlapiącą na prawo i lewo wodę... wręcz sprawiało mu przyjemność jak pojedyncze krople wody śmigają w powietrzu i lądowały tak na nim jak i na reszcie.


Rytmiczne wiosłowanie sprawiło iż okr zaczął nucić pod nosem:

YouTube - linkin park


Ku zdumieniu orka tiżnije czy jak im tam, również podjęły śpiew. Inny niż to czym zachwycał się Barbak, jednak na swój sposób również ujmujące. Ork zauważył, że malutkie węże nie chcą się ruszyć, wciąż krążą w tym samym miejscu, w ten sam sposób, zakreślając trójkąt równoramienny. Nawet postać myśląca zielonymi komórkami domyśleć się może że stworzenia oznaczały w ten sposób miejsce do którego mieli się udać. Barbak nie czekając na jakiekolwiek ponaglenia skierował łódeczkę w tym kierunku.


Gdy dotarli już na miejsce spojrzał krytycznie na Waldorfa.

- Umiesz może pływać? – Wesoło zapytał.


Barbak miał świadomość, że pływanie w pancerzu, nawet skórzanym może mieć tragiczne konsekwencję. Również ciężkie szable raczej nie dodawały swemu właścicielowi pływalności. Ork przez ostatnie dni i tak nie miał z nich większego pożytku, a w zasadzie po tym co otrzymał od swego Pana, chyba nie były mu one już potrzebne. Odpiął broń z pleców i pozostawił w łódeczce. Następnie zdjął również pancerz pozostając jedynie w ubraniu podróżnym. Kawałek skóry i tak nie uchroni mnie przed na przykład oddechem smoka, a ostatnio z przeciwnikami tego typu przychodzi mi walczyć. Postanowił jednak pozostawić sztylety. Gdy się rozdziewał spojrzał na Krasnoluda i uśmiechnął się.


- Przestań się ślinić przyjacielu. Cały na pewno się nie rozbiorę, poza tym boli mnie dziś głowa. - Po czym uśmiechnął się lubieżnie i posłał mu w powietrzu całusa. Daj pociągnąć jeszcze z tego twojego bukłaczka, a potem proponuje wskoczyć w ten trójkącik i niech Palladine ma nas w swojej opiece. [/i]


Ork ustawił się na krawędzi łódeczki po czym wskoczył w sam środek trójkąta.


- Panie spraw abym to przeżył.... - dodał jeszcze po czym niebieska toń zamknęła się nad jego głową.
 
hollyorc jest offline