Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-04-2008, 10:39   #581
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dziewczyna bez większych problemów przemieszczała się po swojej posiadłości. Była ogromna, łatwo można było się w niej zgubić. Mijając znajome obrazy i rzeźby widziała siebie jako małą dziewczynkę. Wtedy tak samo przechadzała się przez korytarze. Służące rzucały groźnymi spojrzeniami, życzyły jej śmierci...Nienawidziły jej tylko dlatego, że żyła. Miała ona odziedziczyć wszystko po ojcu, który umierał z niewyjaśnionych do końca przyczyn. Teraz Charlotte, będąc już dorosną osobą, jednak nie starzejącą się zaczęła dostrzegać niewielkie zmiany. Wydawało jej się, że kilka rzeczy jest tu nowych, zaś inne zmieniły miejsce swojego bytu.
Niespiesznie dotarła do pokoju swojego ojca. Nie było go. Dziwne, przecież on nie mógł chodzić. Dziewczyna pomyślała, że być może przenieśli go, a może...wózek? Korzystając z okazji przeszukała pokój. Dokumenty, akta, kontrakty, nic specjalnego. Hmm, portrety. Portret ojca, jakiejś kobiety. Czy to mama? Czemu nigdy wcześniej go nie widziała? Czyżby ojciec ukrywał to przed nią? A gdzie jej portret? Czemu nigdzie nie ma wizerunku Charlotte?? Czyżby każdy o niej zapomniał? O tym że żyje, że to jej należy się cała posiadłość? Zdenerwowana Sukuba kopnęła w stojące nieopodal łóżko i wtedy to usłyszała jakąś rozmowę dochodzącą z parteru. Wyszła bezszelestnie z pokoju przysłuchując się rozmowie.

- ...Siedzieliśmy tyle godzin w lesie, nie?!
- Po jakiego Ritha?! – odburknął ktoś.

Ritha?! Oni wiedzą kto to... - pomyślała Charlotte jednak nie odzywała się.

- Ano bośmy protestowali. Nie ma kasy, nie ma towaru.
- Tak jest.
- Dobrze, żem was spotkał przypadkowo...
- Dobrze, żeśmy naćpani byli z nudów i nie wpakowaliśmy ci bełtu w rzyć chłe chłe.
- Trzymaj waśĆ jęzor na wodzy.
- A co z chłopakiem?
- Z kim?
- No chłopaczyna jakiś się przypałętał. Baliśmy się że doniesie straży.
- Zabiliście? – szepnął.
- A gdzie tam. Żywy jest, w wozie. Może na służbę się sprzeda gdzieś czy co...
- A tu by się taki nie przydał? Młody, zdrowy...
- IDIOCI! – podsumował ich ktoś.

ŚWINIE! - przeszło przez jej gniewne myśli. Podeszła do barierki oddzielającej korytarz piętra od przepaści "prowadzącej" na parter po czym podparła się rękoma i zeskoczyła na dół spadając tuż obok mężczyzn. Pomogła sobie trochę umiejętnością lewitacji, amortyzując upadek.
Wyprostowała się i spojrzała na ludzi. Była zła i wciąż miała się za kogoś z uprawnieniami co do posiadłości.

- Co wy robicie w mojej posiadłości?! I co to ma być za język?! - powiedziała gniewnie patrząc na każdego po kolei.

- Gdzie jest chłopak, o którym mówicie w taki okropny sposób?! Macie zostawić go w spokoju!! de la Mote Valois nie bierze jeńców!! A tym bardziej nie małych chłopców!
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 08-04-2008 o 10:43.
Nami jest offline  
Stary 08-04-2008, 19:17   #582
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ork zadał pytanie dotyczące towarzyszenia drużynie. Oczywiście, Ray'gi miał już wyrobione zdanie na ten temat i nawet tak tępa istota jak ork musiała znać prawdę, więc pytanie było czystą formalnością. Ray'gi prychnął nonszalancko i odpowiedział:

- Zielonoskóry, całkiem przypadkowo nasze interesy pokrywają się. W takim przypadku, tak, będę wam towarzyszył do póki nie uznam, że moja praca z wami dobiegła końca. - zawarł w tej wypowiedzi subtelną nutę groźby, z pewnością niewyczuwalną dla orka, ale czulsze ucho, mogłoby ją wychwycić.

Tymczasem krasnolud zastanawiał się jak można by sprowadzić łódki ze środka jeziora:

- Sprawdźmy to ! Jest tylko jeden problem jak przywołać te łódki ?

- Przywołać. - Ray'gi powtórzył, wypluwając to wstrętne słowo, a wzrok mówił, że obarcza krasnala osobistą odpowiedzialnością za tak jawne nadużywanie magii - Czy nie moglibyśmy tam po prostu... podejść ?

Zrobił kilka kroków w stronę wody, a gdy stanął przy krawędzi, niezmąconej tafli jeziora przyklęknął i zanurzył wskazujący palec w wodzie.

- Zimna. - uśmieszek przebiegł przez jego twarz jak błyskawica - Bardzo.

Wyciągnął palec, a powierzchnia wody zaczęła się krystalizować, najpierw nabrała półprzejrzystej barwy, aby zaraz przejść w siną aż w końcu zamrozić się. Powstał z klęczek. W odległości metra od miejsca, w którym zanurzył palec woda zamieniła się w lód. Wszedł na niego i chodź wydawało się, że ten może mieć zaledwie dziesięć milimetrów grubości, ani drgnął. Zrobił następny krok, a woda zanim dotknął jej butem, przeistaczała się w lód. Chociaż śliski, drow szedł po nim niewzruszenie i dopiero w odległości dwudziestu kroków od brzegu odwrócił się do drużyny, przy czym zmrużył oczy. Oto jak przywołuję twoje łódki barbarzyńco. - pomyślał. Zebranych przy wąskiej, lodowej kładce zaprosił wymownym ruchem ręki. Gdy dotarł do łódek usiadł w jednej z nich, gdy reszta uczyniła to samo, strzelił palcami, a wiązania międzycząsteczkowe rozluźniły się i po lodzie pozostało niewiele więcej niż wspomnienie. Zajął pozycję z tyłu łódki, nie przy wiosłach, skrzyżował nogi i przeniósł się w świat eteryczny. Za pomocą kilku skupisk energii psionicznej wysłanej wysoko zamierzał wyśledzić tiżnije i miejsce, z którego śpiewały.

Po powrocie do rzeczywistości spojrzał na Waldorffa, lecz jego wzrok w sposób nieunikniony kierował się ku jego skarbowi, taszczonemu młotowi. Po raz pierwszy z własnej woli odezwał się do krasnala, z lekko opuszczonymi powiekami, jakby patrzył pod słońce.

- Taka broń może być bardziej przekleństwem, niż błogosławieństwem - stwierdził psionik - Obdarzona jest arogancją, a nazbyt często ta głupia duma przelewa się do umysłu właściciela, z katastrofalnym skutkiem. - mrugnął leniwie swymi ciemnymi oczami, a na jego twarzy zakwitł perfidny uśmiech - A ty, który koniec wolałbyś poczuć ? - rzekł jakby było to niewinne pytanie, nie ruszając się z miejsca.

Aż nazbyt jasne było to, że jest to groźba nadchodzących wydarzeń.
 
Mijikai jest offline  
Stary 08-04-2008, 20:41   #583
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Rith widocznie był na granicy wytrzymałości psychicznej - już na pierwszy rzut oka było widać, że nie był gotowy by stać się panem mgieł. Nowe zadanie i odpowiedzialność, jaką niosło ono za sobą przerastały jego ograniczony umysł powodując to, w jakim był teraz stanie. Zastanawiająca była jednak jego reakcja na wspomnienie mistress. Najwyraźniej bał się jej! Była to kolejna z jego słabości, którą w godzinie próby będzie mógł wykorzystać przeciwko niemu, zwłaszcza że ze słów demonicy wynikało, że mu sprzyja. Teraz jednak był ważniejszy problem - pentagram w którym był uwięziony. Jego towarzyszka, którą wywalczył z elfim pomiotem wpadła na świetny pomysł. Astaroth uśmiechnął się do siebie widząc jej przebiegłość i postanowił podjąć jej grę. Żeby to jednak lepiej wypadło, używając transu podyktował treść rozmowy demonicy, zanim wypowiedział pierwsze słowa na głos. Lewą ręką dobył szabli i pozwolił, by pokryła się płomieniami - niech światło jego chaosu zrodzi nowe cienie i pomoże zmylić Kissiego

Gdy demonica, udająca Kejsi krzyknęła jego imię, a twarz ,,wybawiciela" pojawiła się w klapie Astaroth wyciągnął szable kierując ją w stronę ,,Kejsi" i zanosząc się śmiechem odpowiedział

- Nie wołaj daremnie o pomoc! Kissi właśnie teraz jest wodzony za nos przez kopię, którą dla niego stworzyłem! On nie ma pojęcia, że tu jesteś... nikt nie ma pojęcia! Nikt ci nie zdoła pomóc!
- Ale jemu się uda! Zobaczysz, zobaczysz! Kissi tu przyjdzie i mi pomoże!
- Jesteś naprawdę aż tak głupia? Teraz pewnie jest już daleko, będąc pewny że jesteś przy nim! Nigdy nie zrozumie, że go oszukałem!
- Ale.. ale...
- To już koniec. Stąd nie ma ucieczki
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 08-04-2008, 21:52   #584
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nagle Teva przeszył paraliżujący ból, przez który padł na ziemię odrętwiały. Zacisnął mocno szczęki, a kiedy ból ustał, stwierdził, że Kissi i Kejsi stoją niedaleko Thomasa, który próbuje ich odgonić, żeby Kejsi nie patrzyła na jego śmierć.
Tev leżąc, stwierdził, że ten Aniołek jest coraz bardziej zabawny. On zamierzał tutaj umrzeć... Śmieszne. Na pewno mu się to nie uda, co to to nie!
Żadna włócznia nie będzie psuła Rakszasie zabawy płynącej z zabijania! To on ma go zabić, mszcząc się, a nie jakiś parszywy kawałek drewna!
Poza tym, Thomas był mu potrzebny, więc nie mógł umrzeć. Tak przynajmniej mówił Ravist.
Tygrys leżał obolały, patrząc na oddalających się Kissiego i Kejsi oraz Thomasa, który zaczynał świrować. Odwaliło mu z powodu upływu krwi. Niezawodnie mózg buntował się, ale żeby aż tak? To było niepojęte. W końcu Anioł po długich lamentach zemdlał, a Tev podniósł się powoli, by wyprostować wszystkie kończyny. Wszystko go bolało, ale dało sie przeżyć.
-A po ciebie jeszcze wrócę-mruknął do nieprzytomnego Thomasa, po czym powoli wszedł do jaskini.
W środku był całkiem ładny pokoik oraz klapa w podłodze. Ostrożnie podszedł do niej i równie ostrożnie zajrzał do środka, gdzie zobaczył Astarotha w pentagramie z kimś jeszcze. Nie zauważył nikogo innego, więc wyprostował się i rozejrzał ponownie. Był sam, a przynajmniej tak mu mówiły jego zmysły, więc zszedł na dół.
-No, no. Astaroth w pentagramie uwięziony, Thomas przybity do drzewa, Kejsi z parszywcem Kissim... Dziwne rzeczy się wyprawiają. Jak to jest być więzionym bez możliwości wyjścia? Miło prawda? Ale nie po to tu przyszedłem...-chichotał, zbliżając się do pentagramu.

~Tu się zaczyna moja dziedzina, więc moja kolej-westchnął Ravist, a Tev skinął głową.

-Kiedyś zajmowałem się magią i być może będę mógł pomóc, ale muszę sobie przypomnieć kilka faktów i teorii-mówił Ravist, powoli okrążając pentagram i badając go wzrokiem.
-Przyznam, że rzadko spotykałem się z bezsymbolowymi pentagramami. Są one trudniejsze do zdjęcia, gdyż w przypadku symbolowych, to właśnie znaki mówią o funkcji, jaką ma pełnić pentagram. Wtedy wystarczy przeczytać słowa i poprawnie je zinterpretować, a słowa zdejmujące moc z pentagramu same się tworzą w umyśle Maga-mówił na wpół do siebie, na wpół do Astarotha, dalej krążąc.
-Bezsymbolowe pentagramy...-zatrzymał się, myśląc szybko.
-No dobrze. Ten ma chronić przed wyjściem oraz wejściem, zatrzymywać magię z dwóch stron, różne siły w tym Chaosu i Bieli, lecz tak właśnie działają prawie wszystkie... Może Mrok... Mam kilka pomysłów, ale muszę nad nimi jeszcze pomyśleć-stwierdził, rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństw.
Starał się sobie przypomnieć wszystko, co wie o bezsymbolowych pentagramach oraz ogólnie o pentagramach, uważając jednocześnie na niebezpieczeństwa.
Kiedy już będzie w stanie czarować, narysuje drugi większy okrąg otaczający mniejszy z pentagramem, a pomiędzy nimi nakreśli symbole mówiące o funkcji.
Sprawdzi czy Mrok zdoła się przedostać przez ścianę, a jakby się nie udało, to spróbuje utworzyć w nim lukę swoją magią, zaś jeżeli i to się nie uda, spróbuje aktywować stworzony przez siebie okrąg, łącząc go z pentagramem Ritha, a jakby się udało, spróbuje utworzyć lukę w swoim tworze.
Przerwie, jeżeli Astaroth będzie miał inne, lepsze wyjście, gdyż nie miał zamiaru się męczyć. Cały czas uważał na niebezpieczeństwa, przed którymi będzie próbował się bronić wszystkim co ma, czyli swoją szybkością, a także broniami, jakie ma. Po pewnym czasie do ewentualnej obrony dojdzie magia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-04-2008, 22:01   #585
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Barbak;
Wyjaśniasz jak się ma sprawa zabójcy.
- Większość mieszkańców twierdzi że wiedzą kim jest zabójca. Większość też uważa że już prawie go mieli jednak skubaniec się wymknął. Zapewne wysłali za nim pościg i teraz czekają tylko aby powiesić, poćwiartować lub zadać mu śmierć w inny wyszukany sposób.
- Ah!... – jęknął, i zbladł jak papier.
- Domniemany zabójca jednak za wszelką cenę próbuje dowieść swojej niewinności i udowodnić wszystkim dookoła, że nie jest wielbłądem.
Mężczyzna jest fioletowo-czerwony na twarzy.
- Przepraszam przyjacielu. To...
- ALE JA TEGO NIE ZROBIŁEM!!!!!!! – buchnął bezradnym szlochem rozhisteryzowany mężczyzna.
Zgłupiałeś.
- JA NAPRAWDĘ TEGO NIE ZROBIŁEM, O ŚWIATŁO NAJŚWIĘTSZE!!! – łka dalej mężczyzna, drżąc spoglądając na ciebie. – To nie ja, to nie ja, błagam, nie chcę umierać, nie chcę na litość Khemetry, nie chcę być powieszonym ani poćwiartowanym, jestem niewinny, przysięgam!!! – padł znów na kolana. – J-ja... ja go nie tknąłem, ja tylko.... trochę go powyzywałem od kanalii, i... bo mnie zdenerwował, bo przez niego wyleciałem z zakonu! A-ale nie zabiłem go, o Światło, to nie ja!!! Rano byłem zły, i skoro mieli mnie wyrzucić z zakonu postanowiłem olać ich wszystkich i nie stawiłem się na modły, ani na śniadanie, nie powiedziałem im, dokąd idę, snułem się po mieście, a kiedy chciałem wrócić, usłyszałem przypadkiem o śmierci Ilundila, i... i pomyślałem, że mnie o to oskarżą, i... nie wiem sam, przestraszyłem się, uciekłem do lasu, nie wiedziałem co robić! Potem chciałem wrócić, ale pomyślałem, że nie ma sensu, bo będę podejrzany, gdyż uciekłem, ale zostawiłem w pokoju wszystkie swoje rzeczy i ubrania, i muszę je odzyskać, ale nie wiem jak! – wyłkał chaotycznie. – Nie mam pieniędzy, wszyscy mnie szukają, ale boję się tam wracać! Ja naprawdę nie zabiłem Ilundila!!! Nie widziałem go od rana! Chcę tylko wyjechać z tego miasta, wyjechać jak najdalej z Ditrojid! Światło, zmiłuj się!

Ray`gi; Ta? Przywołać łódkę? I jeszcze czego? Na pewno ten zielony, a tym bardziej ten baryłkowaty, nie potrafią pływać, i zechcą posłać ciebie po łódkę. Jasne. Niski i gruby, ora silny niezbyt mądry zawsze wysługują się chudszymi i na pozór słabszymi. Typowe.
Po lodowym chodniku dostojnie paradujesz w kierunku łodzi, spokojnie w niej zasiadasz. Macie łódkę. No to wiosłować.

Barbak, Waldorff, Ray`gi;
Wypływacie na jezioro. Łódka kołysze się spokojnie na płaskiej jak stół tafli wody, skrzącej się setkami srebrnych iskier. Odbicie księżyca sunie leniwie przed waszą łodzią, falując wesoło, zachęcająco, kiedy się zbliżacie. Wiosła cicho, plusk za pluskiem, muskają jezioro. Rozgwieżdżone niebo nad wami szepcze do was rześką, chłodną ciszą.
Tiżnije krążą niczym błyszczące białe ważki wokół łódki. W pewnym momencie jednak zbijają się w wirujący rój i mkną gdzieś w bok, po czym zaczynają krążyć ponad wodą, ze swych świetlistych ciał i sypiącego z nich pyłku kreśląc wyraźny, geometryczny wzór. Trójkąt. Symbol Bieli.

Dragon
Dragonfly
Flying high
In the sky
There is might
Of mine
In the eye
Of the light

Cichy, wesoły śpiew tiżnijów powtarza się w kółko i w kółko... Podpływacie. Latające, malutkie węże nie chcą ruszyć się z miejsca, wciąż krążą w tym samym miejscu, w ten sam sposób, zakreślając trójkąt równoramienny. Hm... nic tu nie ma, poza głęboką wodą. Nie widać dna.

Astaroth;
- Co do...?! – jęknął Kissi.
Nawoływania Kejsi z zewnątrz odwróciły uwagę zdezorientowanego Kissiego i chimera pognała gdzieś. Zostałeś sam z demonicą, płótnem i pentagramem. Kreci ci się w głowie. Okropnie cię suszy.

Kejsi; Thomas jest ciężko ranny, Teva opanowała tajemnicza niemoc, zaś Astaroth, który miał czuwać w pobliżu i zjawić się w razie kłopotów, zniknął! Wpadasz w panikę sądząc, że to wszystko spisek Astarotha; Emerald, ranny Thomas, te pioruny!
Kissi decyduje się wreszcie i ciągnąc cię za rękę, biegnie w ciemność lasu.

Thomas;... nie jest do....brze... Pa...nie...

Tev; Ciało Thomasa nieruchomieje i przemienia się w plątaninę świetlisto-fioletowych koncentrycznych wzorów i zawijasów, wciąż uwięzionych na włóczni, niczym kłębek nitek przybity szpilą.
Soul Central by `nyssi on deviantART

Kejsi; Rozpacz, kłótnie, wahanie. Nie wiesz co począć z Kissim i jego upierdliwą miłością. Nie masz dokąd uciekać, Kissi łazi za tobą jak opanowany obsesją cień. Podstępem udaje ci się zmusić go do poszukiwania Satchema, mając nadzieję, że Kissi nie znajdzie wilka. Wskazujesz mu zły trop, zresztą, którym Kissi pospiesznie i nader chętnie podąża. Uwolniona od niego podążasz za swoim nietoperzem, który prowadzi cię do Barbaka, Waldorffa i Ray`giego. Wypłynęli na jezioro! Sa tiżnije! To nie obleśne, obślizgłe węże, to przepiękne, malutkie, motylkowate skrzące się istotki! Zachwycona nimi obserwujesz z brzegu, jak zataczają trójkąt nad wodą. Nieopodal, na brzegu, siedzi łkający mężczyzna.

Astaroth; Wyczuwasz czyjąś obecność w mroku.
Personal Demons by *DigitalCrow on deviantART

- Sugar, there`s a problem – szepnęła do ciebie demonica. – Thomas, you`re servant... He`s dying! He`s soul was ripped by the central energy of a demon! That demon is posessing him, consuming his soul, killing it! He won`t let it escape! The only way to save Thomas is to put the central energy of the demon away from Thomas`s soul! But it can be done only by Mazenda or a demon higher in the hierarchy! Only Mazenda can pull out the spear; it is the central energy of that demon, it`s heart and soul! Hurry, sugar, Thomas will die!!! Do something!

Zjawia się Tev!

Tev; Rysujesz krąg wokół pentagramu. Próbujesz scalic jakoś dwa pentagramy w jeden, lub przerwac przepływ energii w barierze, która więzi Astarotha. Pomimo twoich wysiłków, nie udaje się nic, poza narysowaniem kręgu i symboli.

Z mroku tuż obok ciebie wyłania się naraz ogromny dziób!

Wark this by *kimbo-demonica on deviantART

Astaroth;
Skrzeczenie stwora omal nie ogłuszyło twoich biednych śmiertelnych uszu.

Tev; Stwór zaatakował z zaskoczenia! Byłeś gotowy; machnięcie ostrzem i... stwór uskoczył, chlasnłą cię ogonem, odrzucając cię od pentagramu.

Astaroth;
Dziób z głośnym trzaskiem zamyka się, zaś stwór... zachowuje się bardzo dziwnie! Kładzie się!

Aura Dragon by *kimbo-demonica on deviantART

Charlotte; Napastujesz intruzów w twoim domu! [jakkolwiek to brzmi]
- Co wy robicie w mojej posiadłości?! I co to ma być za język?!
Dwaj mężczyźni, z wyglądu robotnicy, oraz jeden z kamerdynerów, zerkają na ciebie wybałuszonymi gałami,
- DUCH CHARLOTTE ANGELIQUE!!! – wydarł się blady jak papier kamerdyner.
Wszyscy trzej zawyli ze zgrozy i rzucili się do panicznej ucieczki.
Wzdychasz. Wychodzisz na dwór i badasz okolice stajni. Przy budynku stoi licho wyglądający wóz z belami siana, nakryty płachtą. Odgarniasz ją. Wita cię przerażony pisk zakneblowanego i związanego sześciolatka.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 09-04-2008, 15:37   #586
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Przepraszam przyjacielu. To...
- ALE JA TEGO NIE ZROBIŁEM!!!!!!!
– buchnął bezradnym szlochem rozhisteryzowany mężczyzna.
Zgłupiałeś.
- JA NAPRAWDĘ TEGO NIE ZROBIŁEM, O ŚWIATŁO NAJŚWIĘTSZE!!! – łka dalej mężczyzna, drżąc spoglądając na ciebie. – To nie ja, to nie ja, błagam, nie chcę umierać, nie chcę na litość Khemetry, nie chcę być powieszonym ani poćwiartowanym, jestem niewinny, przysięgam!!! – padł znów na kolana. – J-ja... ja go nie tknąłem, ja tylko.... trochę go powyzywałem od kanalii, i... bo mnie zdenerwował, bo przez niego wyleciałem z zakonu! A-ale nie zabiłem go, o Światło, to nie ja!!! Rano byłem zły, i skoro mieli mnie wyrzucić z zakonu postanowiłem olać ich wszystkich i nie stawiłem się na modły, ani na śniadanie, nie powiedziałem im, dokąd idę, snułem się po mieście, a kiedy chciałem wrócić, usłyszałem przypadkiem o śmierci Ilundila, i... i pomyślałem, że mnie o to oskarżą, i... nie wiem sam, przestraszyłem się, uciekłem do lasu, nie wiedziałem co robić! Potem chciałem wrócić, ale pomyślałem, że nie ma sensu, bo będę podejrzany, gdyż uciekłem, ale zostawiłem w pokoju wszystkie swoje rzeczy i ubrania, i muszę je odzyskać, ale nie wiem jak! – wyłkał chaotycznie. – Nie mam pieniędzy, wszyscy mnie szukają, ale boję się tam wracać! Ja naprawdę nie zabiłem Ilundila!!! Nie widziałem go od rana! Chcę tylko wyjechać z tego miasta, wyjechać jak najdalej z Ditrojid! Światło, zmiłuj się!


Ork wysłuchiwał Tłumaczenia nieznajomego, a krew wrzał w nim coraz bardziej. Ty nędzna kreaturo, tu tchórzu patentowany myślał Barbak. Uciekłeś i przez to my wszyscy musieliśmy przejść przez to wszystko. Gdyby nie ty może nie doszło by do walki ze strażnikami w karczmie, może Kajsi nie zabiła by tej zielarki. Może....


- Barbaku opamiętaj się...- Rzekł na głos ork sam do siebie. Po czym podszedł do człowieka. Złapał go za chabety i (mało delikatnie) podniósł do góry. Trzymając cały czas za odzienie pozwolił aby całe jego ciało zwisało wolno w powietrzu. Szamotał się trochę, ale nie na tyle poważnie by ork nie mógł go utrzymać.

- Posłuchaj mnie!- W głosie orka dało się słyszeć wszystko to co najgorsze. – Oddaliłeś się z miejsca zbrodni. Uciekłeś! Bałeś się, to zrozumiałe, ale uciekłeś. Skutkiem tego wydarzyła się cała masa kolejnych wydarzeń, które w znacznej mierze były mało przyjemne. Mówiąc mało przyjemne mam namyśli na przykład siebie, bowiem zostałem wraz z tu obecnym przedstawicielem brodategu ludu oskarżony o zamordowanie Ilundila. Mało brakowało a zostałbym osądzony i skazany. Tak więc ćwiartowanie i inne równie przyjemne zabiegi spotkały by mnie. Ork uśmiechnął się od ucha do ucha. Jednak jestem w stanie Cię zrozumieć i wybaczyć Ci wszystko. Widzisz ja też oddaliłem się z miejsca mej bardzo prawdopodobnej kaźni... Szkoda tylko, że nie wiedziałem wcześniej tego co powiedziałeś teraz. Może byłbym w stanie razem z mymi przyjaciółmi wyjaśnić całą sprawę. Ehhh... o Palladie! Dlaczego ten świat musi być tak pogmatwany. Posłuchaj mnie człowieku! Źle się stało, ale co się stało to się nie odstanie. Wiedz że ja do Ciebie nie żywię urazy! Ale sprawę należy doprowadzić do końca. Proszę Cię zatem o pomoc i odwołuje się do twego poczucia obowiązku. Udaj się do Ditrojd. Odszukaj najwyższą kapłankę i opowiedz jej to o czym powiedziałeś mi w tej chwili.


W tym czasie Drow zaczął tworzyć lodowe przejście.


- A teraz wybacz mam coś do załatwienia. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź rozmówcy ork odszedł i skierował się w kierunku nowopowstałego przejścia. Waldorff miał racje. Trzaba było dostać się do tych łodzi. To mogło być jakieś rozwiązanie, a rozwiązanie trzeba było znaleźć i to szybko. Barbak nie mógł oprzeć się dziwnemu przeczuciu, że sprawy zaczynają się mieć coraz gorzej i że koniecznie trzeba się śpieszyć. Nie potrafił stwierdzić dlaczego tak uważa.... po prostu tak było.


Wyczyn Drow’a zrobił na nim pewne wrażenie, ale nie tak duże jak by się tego można było spodziewać. Po wyczynach reszty jego towarzyszy ork za każdym razem obiecywał sobie, że nic go nie zdziwi. Jednak trzeba przyznać, że Drow okazał się pożyteczny.


- Zielonoskóry, całkiem przypadkowo nasze interesy pokrywają się. W takim przypadku, tak, będę wam towarzyszył do póki nie uznam, że moja praca z wami dobiegła końca. – Odezwał się hebanowy długouchy.


No proszę. Okazałem się godzien słów tej istoty. Śmiał się w duszy Barbak. Po czym wspiął się na lodowe przejście. Lud pod moimi stopami jest chyba tak samo zimny jak serce twoje serce. Żal mi Cię! Naprawdę mi ciebie żal. Stwierdził w duchu smutno ork.


Łódka okazała się wystarczająco duża aby zmieścili się na niej wszyscy. Kołysała się wesoło na płaskiej jak stół tafli wody, skrzącej się setkami srebrnych iskier.


Elfiasty usadowił się oczywiście z daleka od wioseł, zabawne ale jakoś orka wcale to nie zszokowało. Usiadł pewnie, ujął wiosła i zamaszyście nabrał w nie wody. Łódeczka ruszyła. Jej dziób uniósł się do góry. W czasie wiosłowania ork nie dbał specjalnie o chlapiącą na prawo i lewo wodę... wręcz sprawiało mu przyjemność jak pojedyncze krople wody śmigają w powietrzu i lądowały tak na nim jak i na reszcie.


Rytmiczne wiosłowanie sprawiło iż okr zaczął nucić pod nosem:

YouTube - linkin park


Ku zdumieniu orka tiżnije czy jak im tam, również podjęły śpiew. Inny niż to czym zachwycał się Barbak, jednak na swój sposób również ujmujące. Ork zauważył, że malutkie węże nie chcą się ruszyć, wciąż krążą w tym samym miejscu, w ten sam sposób, zakreślając trójkąt równoramienny. Nawet postać myśląca zielonymi komórkami domyśleć się może że stworzenia oznaczały w ten sposób miejsce do którego mieli się udać. Barbak nie czekając na jakiekolwiek ponaglenia skierował łódeczkę w tym kierunku.


Gdy dotarli już na miejsce spojrzał krytycznie na Waldorfa.

- Umiesz może pływać? – Wesoło zapytał.


Barbak miał świadomość, że pływanie w pancerzu, nawet skórzanym może mieć tragiczne konsekwencję. Również ciężkie szable raczej nie dodawały swemu właścicielowi pływalności. Ork przez ostatnie dni i tak nie miał z nich większego pożytku, a w zasadzie po tym co otrzymał od swego Pana, chyba nie były mu one już potrzebne. Odpiął broń z pleców i pozostawił w łódeczce. Następnie zdjął również pancerz pozostając jedynie w ubraniu podróżnym. Kawałek skóry i tak nie uchroni mnie przed na przykład oddechem smoka, a ostatnio z przeciwnikami tego typu przychodzi mi walczyć. Postanowił jednak pozostawić sztylety. Gdy się rozdziewał spojrzał na Krasnoluda i uśmiechnął się.


- Przestań się ślinić przyjacielu. Cały na pewno się nie rozbiorę, poza tym boli mnie dziś głowa. - Po czym uśmiechnął się lubieżnie i posłał mu w powietrzu całusa. Daj pociągnąć jeszcze z tego twojego bukłaczka, a potem proponuje wskoczyć w ten trójkącik i niech Palladine ma nas w swojej opiece. [/i]


Ork ustawił się na krawędzi łódeczki po czym wskoczył w sam środek trójkąta.


- Panie spraw abym to przeżył.... - dodał jeszcze po czym niebieska toń zamknęła się nad jego głową.
 
hollyorc jest offline  
Stary 09-04-2008, 16:02   #587
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Waldorff oparł się na chwilkę na swym młocie. Ogarnął wzrokiem całe jezioro i ludzi czy też jak każą mówić druidzi, przedstawicieli różnych myślących ras. W ogóle mu się to wszystko nie podobało. A najbardziej, że drużyna się zredukowała do tak małej części. I ten, Drow. Nie obawiał się go. Walczył i pokonywał już takich. Ale to było coś innego. Mahoniowy właściciel wyższego ego nie przestawał go intrygować. Miał odegrać rolę w dalszym przedstawieniu. Kapłan jeszcze nie wiedział, jaką ale był pewien, że gdy już się to skończy jego emocje się wyklarują z odpowiednim wektorem. Jego młot bojowy, co i raz drgał ledwie dostrzegalnym ruchem. Bez wątpienia już dawno nie był taki aktywny jak teraz.


Krasnolud uśmiechnął się do siebie a potem pogładził artefakt po głowni. Już od długiego czasu starał się wpłynąć na psychikę tej broni. To było bezcelowe. Dopiero teraz sobie to uzmysłowił. Nie mógł walczyć z czymś, co pamiętało najwyższych kowali run. Odkąd młot ujawnił mu swój dar czy też przekleństwo teraz dużo się zmieniło. Znał już jego imię. Jednakże obecność drowa powodowała, że nawet w myślach nie chciał go wymawiać. To ten młot był nazywany „Zgubą mrocznych”. Waldorff wiedział, że długouchy dałby dużo by dowiedzieć się o jego magii.


Rozmyślania przeszły mimowolnie w formę konwersacji z młotem oraz jeszcze kimś. Ze swym Bogiem opiekunem. Z Moradine. Z tej trójki każdy z nich był w innym miejscu i miał diametralnie inny charakter.

Wieczny Kowal Dusz uosabiał sobą spokój opanowanie i radość z życia oraz z pracy. Dla niego liczyła się sumienność, rzetelność oraz oddanie się swoim przekonaniom. Z niewolnika nie będzie pracownika. Każdy majster znał to powiedzenie doskonale.

Młot bojowy obdarzony myślami i wygłaszające różne kwestie miał inny cel w życiu. Jak już niejeden raz przedtem. Chciał zabijać, dużo szybko i skutecznie. A najlepiej wszystkich wokół. Kapłan, gdy odkrył jego duszę i historię aż się wzdrygnął z ilości okrucieństwa i szaleństwa, jakimi on dysponował. Teraz toczył walkę by utrzymać w ryzach jego odruchy. Jak dotąd sam z jego rąk nie wyskoczył na spotkanie wrogowi. Tak robiły tylko boskie artefakty pobłogosławione przez najwyższych. Choć kto wie, dlaczego ten młot ma duszę. Nikt nie zapisał jego stwórcy...

No i na koniec Waldorff Steelhammer. Kapłan, już od przeszło 400 lat w służbie tego pierwszego a od kilkudziesięciu z pomocą tego drugiego. Ten, który już stracił swą duszę i to nie raz. Wojownik dobra, ale wzdrygający się przed każdą potyczką. Czczący biel, ale i dostrzegający jej ograniczenia. Dostatecznie dużo jego znajomych i jeszcze więcej nie znajomych powiedzieli o nim profan albo i heretyk. Ale on stał tu i nadal był w służbie dobra. Teraz przeciw Demonowi, którego imienia nie chciał prowokować. Lepiej by nikt nie zwracał na niego uwagi. Ugryzł się w język, na nich...


Przybysz hałasujący tuż obok wyrwał go z zamyślenia. Dwarf tylko w myślach dodał, że jeszcze wróci do tych myśli. Na razie musiał zająć się czymś innym. Z rozmowy, jaką prowadził z nim Ork wynikało, że to on jest tym zaginionym kapłanem. Waldorff przysłuchiwał się im i próbować wyłapać coś, co może mu pomoc w rozwiązaniu tamtej zagadki śmierci. Starał się ważyć każdą frazę na wiele sposobów. Wykorzystując swój talent chciał sprawdzić czy tamten mówi prawdę.

//Skil true-seeing//


W końcu machnął ręką na niego. I to, co sobą przedstawiał. Nie był obecnie dla nich zagrożeniem. Gdy Zielonoskóry z nim rozmawiał Waldorff przytaknął i dodał:

- Zaufaj Światłu, ono wskaże Ci rozwiązanie tego problemu. Tylko wtedy, gdy sam staniesz naprzeciwko swoich demonów i je pokonasz będziesz mógł powiedzieć. WYGRAŁEM. Wplątałeś się w kabałę, o jakiej sobie nie wyobrażasz. - Gdy już ten wylądował na ziemi Dwarf odebrał wrażenie, że nie powinien znaleźć się tu i teraz w tym momencie. To było dziwne, że go tu spotkali. Ale to już teraz było nie ważne. Trzeba było działać i to szybko.


Łódki nie były bardzo daleko od nich. Spokojnie mógł tam podpłynąć. Wymagałoby to trochę zachodu, ale spokojnie by się udało. Ale Waldorff postanowił wypróbować mieszkańca mrocznych miast. Dla niego to z pewnością musiało być uwłaczające, ale co tam. Skoro jest ci podłodze z nami to pokaż, na co cię stać. Potem dodał w myślach zdradzisz mi swoje kolejne sekrety o twych uzdolnieniach. Okazało się, że podobnie jak Kejsi Czarny może zamrażać wodę. Nie zmartwiło to w najmniejszym stopniu karła. Patrzył na brzegu jak Tamten się napusza udowodniając swój brak zrozumienia dla a tu nie ważne, jakich planów. Co by się nie rzekło były tu dwie pieczenie przy jednym ogniu. I na łódkę dostali się po suchym lądzie i tamten pokazał, na co go stać i na dodatek utwierdził się w przekonaniu o swej wyższości.


Na łódce krasnolud zajął miejsce twarzą do Drowa. Gdy już się w miarę ulokowali Drow odezwał się pierwszy.

- Taka broń może być bardziej przekleństwem, niż błogosławieństwem. Obdarzona jest arogancją, a nazbyt często ta głupia duma przelewa się do umysłu właściciela, z katastrofalnym skutkiem.- mrugnął leniwie swymi ciemnymi oczami, a na jego twarzy zakwitł perfidny uśmiech

Krasnolud przyjął to z uśmiechem na twarzy, jednocześnie gładząc głownię młota. Jego oczy oddawały szczere oddanie się rozmówcy. Chłonął to, co mówił tamten jakby to była prawda oczywista, której on do tej pory jeszcze nie dostrzegł. Na pewno żyjąc na tym świecie ponad pół tysiąca lat jeszcze poznał charakteru magicznych artefaktów. Nie widział świecących się oczu tych, którzy chcieli je zdobyć za wszelką cenę. W końcu podziękował za naukę i odparł

-Dziękuje i to już razy dwa. Że pomogłeś nam się tu dostać a teraz, że udzielasz mi takiej cennej rady. Mało, kto może rozpoznać cechę tej broni.

To już była kolejna cecha, która wyróżniała zdolności elfa. Panowanie nad tłumem, zamrażanie wody i wyczuwanie duszy w tym młocie. Co to łącznie dawało? Waldorff uśmiechnął się do siebie, ponieważ już znał odpowiedź. I wiedział jak z takimi walczyć

- A ty, który koniec wolałbyś poczuć?

Kapłan skwitował to i rozbrajającym uśmiechem i spojrzał się na orka. Ten odwzajemnił mu ten uśmiech w iście orkowskim stylu pokazując rząd żółtych zębów z wyraźnie zaznaczonymi dolnymi kłami.


Prawą dłonią w skórzanej rękawicy z metalowymi okuciami zaczął rysować po desce, na której siedział znak runiczny. Powoli miał czas a Niechciał by tamten się tego spostrzegł. Wesołe śpiewanie w końcu zaraziło i krasnoluda. Kto powiedział, że niscy nie potrafią śpiewać. Poza tym to był dobry pomysł by zdenerwować tamtego i ewentualnie dać znać innym z drużyny gdzie są. Takie możliwości jak wywołanie krakena czy innej maszkary odrzucił Waldorff pomimo mocnego, ale jego młota. Koniec pracy zwiastował Ork.


- Przestań się ślinić przyjacielu. Cały na pewno się nie rozbiorę, poza tym boli mnie dziś głowa. - Po czym uśmiechnął się lubieżnie i posłał mu w powietrzu całusa. Daj pociągnąć jeszcze z tego twojego bukłaczka, a potem proponuje wskoczyć w ten trójkącik i niech Palladine ma nas w swojej opiece.

-Tiaa ja tam nie gustuje w elfach, ale jeszcze pragniesz to masz tu i owszem nawet nieźle opalonego.
–Waldorff łypnął tylko okiem na niego jak ten wyskoczył z łódki.

-Nie ma, na co czekać! Poczekaj na mnie. Stary krasnolud zdjął płaszcz, buty, pas i torbę. Z młotem w ręku skoczył w miejsce gdzie przed chwilką były tiżnije
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 10-04-2008 o 08:50. Powód: Literówka i kod html
Vireless jest offline  
Stary 09-04-2008, 18:45   #588
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi była zachwycona widokiem małych latających węży. Przypominały piękne świecące motylki i zostawiały za sobą smużki błyszczącego pyłku!

- Jakie są piękne, piękne, piękne! - zawołała. Miały też ładne głosy, chociaż zabawnie było usłyszeć śpiewającego węża i chimerka chichotała zamiast podziwiać ich piosenkę.
Kiedy zobaczyła Waldorffa, Barbaka i drowa ucieszyła się, że nic się im nie stało. Bała się, że piorun trafił w końcu któregoś z nich, najpewniej Barbaka, bo był najwyższy, najsolidniejszy, i miał na sobie metalową zbroję , a do tego stale się modlił co mogło nie podobać się komuś z demonów. W końcu pioruny były fioletowe.
- Hejaaa to ja! - zawołała

Piękny widok jeziora bardzo ucieszył Kejsi i pozwolił jej choć na moment zapomnieć o Kissim, rannym Thomasie i zdradzie Astarotha.
Płaczący mężczyzna na brzegu wzbudził jej litość.
- Heja, jestem Kejsi!- przywitała się. - dlaczego płaczesz!?
Okazało się, że mężczyzna jest oskarżony o zabójstwo Ilundila, tak jak Barbak i waldorff!
- jak to się stało, że cię oskarżyli? - Czyli to ty jesteś Prestios, uczeń zielarki!? Jak myślisz, kto mógł chcieć wrobić cię w zabójstwo? W twoim pokoju znalazłam znaleziono podejrzane liściki, "Dziś wieczorem". Możesz wyjaśnić do kogo to pisałeś i dlaczego to chowałeś w zielniku!? Chcemy znaleźć prawdziwego zabójcę, ale musisz nam w tym pomóc, mówiąc prawdę!

Kejsi zauważyła, że tiżnije krążą nad jeziorem zataczając trójkąt.

- To musza być dobre węże, dobre, dobre! - ucieszyła się. - To symbol Bieli, demony się go brzydzą! Hej!!! Waldorff, Barbak, elfie! Czekajcie, idę do was!!! - chimerka wzięła rozbieg, padła na cztery łapki, zakręciła tyłkiem jak kot przed skokiem, i wyrwała z kopyta, odbijając się od plaży i lądując na lodowym chodniku, sunąc po nim z prędkością światła i okręcając się czasem w kółko, piszcząc Hihihihi!!!! Przed samym końcem chodnika łapy się jej rozjechały i padła na placek, zsunęła się do wody z głośnym chlupotem. Wynurzyła się wesoło chichocząc.

- Płynę! - dopłynęła do łodzi pieskiem i wgramoliła się na pokład. - Nie uwierzycie, nie uwierzycie! Thomas jest ciężko ranny, ale chyba sobie poradzi, bo kazał mi wracać do was! A Astaroth znów coś knuje, miał mi pomóc, ale znikł, zamiast czuwać! potem przyszedł demon i przedstawił się jako brat Azmaera, czyli syn Astarotha! i zaatakował Kissiego! Kissi chyba ma tę księgę, ale nie chciał powiedzieć nic o niej, a nie widziałam go u niego w domu, może ją gdzieś schował! Tev tam został, może znajdzie tę księgę. Znaleźliście Icka!?

Zerknęła znowu na tiżnije.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 10-04-2008, 21:06   #589
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Wspólny plan, demonicy i Astarotha był wprost genialny - gdyby tylko głupiec Kissi raczył zejść na dół i próbując ratować chimerę rozbił pentagram. Jednak los, który zawsze zdawał się mu sprzyjać tym razem sprzysiągł się przeciwko niemu i Kissi zignorował głosy z piwnicy i zniknął. No cóż... Musiał wymyślić coś innego, co pomogłoby mu wydostać się z tego przeklętego więzienia. Próbował jednak wszystkiego, co tylko mu przychodziło na myśl i po raz pierwszy, odkąd tylko sięgał pamięcią musiał przyznać szczerze sam przed sobą - zabrakło mu pomysłów. Na dodatek, pragnienie dręczące tą śmieszną, śmiertelną powłokę również nie wspomagało koncentracji. Przydałby się teraz Feanim, biały irbis na którego intelekt mógł dawniej liczyć - z nim, jako partnerem Rith, Verion czy Shabranigdo nie mieliby najmniejszych szans. Teraz był zdany tylko na siebie, i chociaż tak było zawsze po raz pierwszy od dawna dawało to o sobie boleśnie znać

Słowa demonicy również nie poprawiły sytuacji - Thomas był na skraju śmierci! Od chwili, gdy napełnił jego ciało chaosem przyjął na swoje barki odpowiedzialność, zaufanie którego nie mógł zawieść, zwłaszcza że ze słów towarzyszki tylko on mógł mu pomóc w tej sytuacji. MUSIAŁ coś zrobić, choćby miał wykorzystać całą swoją moc do wydostania się na zewnątrz, choćby miał oddać swój opanowany umysł furii nie miał wyboru - od niego zależało życie kogoś, kto stał się jego towarzyszem. Zawiódł Azmaera, nie mógł zawieść i Thomasa! Tev, istota z jaką wcześniej nie miał kontaktu próbował mu pomóc, jednak został odpędzony przez przerośniętego kruka. Dziwnie znajomego kruka... Po kilku sekundach Astaroth zrozumiał, na twarzy pojawił mu się radosny śmiech, a jego śmiertlene serce wypełniła radość i ulga. Jego chimera żyła! Nawet Rith nie zodłał zniszczyć jego wspaniałego dzieła, istoty która otrzymała od niego nowe życie z połączonych nici bieli i chaosu! Teraz jednak uspokoił ją i skoncentrował się na problemie

Pentagram zabezpieczał przed próbą wydostania się na zewnątrz, jak również przed dostaniem się wewnątrz. Jednak nie był pewien, czy jego twórca przewidział jednoczesny atak z obu stron? A SZLAG BY TO! Nie miał zamiaru się cackać! Nie miał czasu planować! MUSIAŁ DZIAŁAĆ! Wbił obie szable w ziemię i wykrzyknął na całe gardło

- Przybywajcie!

Po czym skoncentrował całą resztę mocy, jaka mu pozostała na wizgu. Swoim towarzyszom, demonicy i chimerze nakazał atak na jeden punkt pentagramu, dokładnie na wierzchołku, po czym skoncentrowaną energię zmienił w wiązkę wizgu i uderzył, razem z całą resztą
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 10-04-2008, 21:39   #590
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Składając ręce właśnie myślał co mogło by czekać wojownika, takiego jak Barbak, w królestwie, z którego pochodził mroczny elf. Z pobieżnych obserwacji, nie mógł wywnioskować, jak ów ork władał ostrzami, z którymi tak dumnie się obnosił, ale wiedział, że w społeczeństwie, w którym żyło dwadzieścia tysięcy mrocznych elfów, każdy z jego towarzyszy mógłby zająć miejsce najwyżej dwadzieścia tysięcy jeden. Myśl ta przenikając jego umysł, powoli go uspokoiła.

Krasnoludzki kapłan odpowiedział na jego komentarze:

- Dziękuje i to już razy dwa. Że pomogłeś nam się tu dostać a teraz, że udzielasz mi takiej cennej rady. Mało, kto może rozpoznać cechę tej broni.

Drow z półprzymkniętymi oczami uniósł prawie niezauważalnie białe brwi i nic nie odparł. Zanosiło się natomiast na natychmiastowe opuszczenie łódek na rzecz wskoczenia w trójkąt, utworzony przez latające stworki. Bezmyślne działanie jakiego dopuszczał się duet ork-krasnolud był bardziej targnięciem się na własne życie niż przemyślaną decyzją. Co jeżeli tam nie było nic poza wodą ? Wiele stworów wykorzystywało w ten sposób głupich podróżników zwabiając ich w błękit, a tam - bezlitośnie wykańczając. Gdyby nie szli z drow'em uznałby, że postradali zmysły, on miał wyjście, bardzo rzeczowe z przeważającej ilości sytuacji.

Gdy wstał już w łódce przeniósł wzrok z niezbyt odległego trójkąta na groteskowe pióro wieńczące jego spory kapelusz, który zdjął aby nie utrudniać mu pływania. Uśmiechnął się do siebie i już miał wykonać sus do trójkąta, gdy nagle za sobą usłyszał głośny plusk. Błyskawicznie odwrócił się nie tracąc przy tym równowagi. Kejsi. Wróciła. To zapowiadało dobry początek. Oczywiście istoty z tego planu, planu bieli zawsze wykazywały się swą naiwnością i niezrozumieniem ogółu rzeczy, w które wkład miały często - dominujący. Zastanawiał się, czy Kejsi naprawdę jest taka, czy tylko gra słodką idiotkę. Dla Ray'giego jej wygląd był raczej egzotyczny, lecz nie podobało mu się bardzo, że jej zdanie - zdanie dziecka, bo nikim więcej nie była, tak bardzo liczy się w drużynie złożonej - no tak, mieszkańców powierzchni. Oczywiście zalała ich potokiem słów, drow nie lubił takiego zachowania, co nie znaczyło, że sobie z nim nie radził, gdyż wewnętrzna potęga jego umysłu, bez pomocy psionicznych mocy, znakomicie sobie z nim radziła, separując każdą informację i analizując ją:

- Nie uwierzycie, nie uwierzycie! Thomas jest ciężko ranny, ale chyba sobie poradzi, bo kazał mi wracać do was! A Astaroth znów coś knuje, miał mi pomóc, ale znikł, zamiast czuwać! potem przyszedł demon i przedstawił się jako brat Azmaera, czyli syn Astarotha!

Nie rozumiał entuzjazmu w głosie chimery, myślał, że byłą przeciwko okrucieństwu, a ranni byli jej przyjaciele. W pewnym sensie sądził, że nigdy nie zrozumie mieszkańców powierzchni. Gestem pokazał, że ma iść za nimi i skoczył zgrabnie w środek trójkąta.
 
Mijikai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172