Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2008, 16:02   #587
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Waldorff oparł się na chwilkę na swym młocie. Ogarnął wzrokiem całe jezioro i ludzi czy też jak każą mówić druidzi, przedstawicieli różnych myślących ras. W ogóle mu się to wszystko nie podobało. A najbardziej, że drużyna się zredukowała do tak małej części. I ten, Drow. Nie obawiał się go. Walczył i pokonywał już takich. Ale to było coś innego. Mahoniowy właściciel wyższego ego nie przestawał go intrygować. Miał odegrać rolę w dalszym przedstawieniu. Kapłan jeszcze nie wiedział, jaką ale był pewien, że gdy już się to skończy jego emocje się wyklarują z odpowiednim wektorem. Jego młot bojowy, co i raz drgał ledwie dostrzegalnym ruchem. Bez wątpienia już dawno nie był taki aktywny jak teraz.


Krasnolud uśmiechnął się do siebie a potem pogładził artefakt po głowni. Już od długiego czasu starał się wpłynąć na psychikę tej broni. To było bezcelowe. Dopiero teraz sobie to uzmysłowił. Nie mógł walczyć z czymś, co pamiętało najwyższych kowali run. Odkąd młot ujawnił mu swój dar czy też przekleństwo teraz dużo się zmieniło. Znał już jego imię. Jednakże obecność drowa powodowała, że nawet w myślach nie chciał go wymawiać. To ten młot był nazywany „Zgubą mrocznych”. Waldorff wiedział, że długouchy dałby dużo by dowiedzieć się o jego magii.


Rozmyślania przeszły mimowolnie w formę konwersacji z młotem oraz jeszcze kimś. Ze swym Bogiem opiekunem. Z Moradine. Z tej trójki każdy z nich był w innym miejscu i miał diametralnie inny charakter.

Wieczny Kowal Dusz uosabiał sobą spokój opanowanie i radość z życia oraz z pracy. Dla niego liczyła się sumienność, rzetelność oraz oddanie się swoim przekonaniom. Z niewolnika nie będzie pracownika. Każdy majster znał to powiedzenie doskonale.

Młot bojowy obdarzony myślami i wygłaszające różne kwestie miał inny cel w życiu. Jak już niejeden raz przedtem. Chciał zabijać, dużo szybko i skutecznie. A najlepiej wszystkich wokół. Kapłan, gdy odkrył jego duszę i historię aż się wzdrygnął z ilości okrucieństwa i szaleństwa, jakimi on dysponował. Teraz toczył walkę by utrzymać w ryzach jego odruchy. Jak dotąd sam z jego rąk nie wyskoczył na spotkanie wrogowi. Tak robiły tylko boskie artefakty pobłogosławione przez najwyższych. Choć kto wie, dlaczego ten młot ma duszę. Nikt nie zapisał jego stwórcy...

No i na koniec Waldorff Steelhammer. Kapłan, już od przeszło 400 lat w służbie tego pierwszego a od kilkudziesięciu z pomocą tego drugiego. Ten, który już stracił swą duszę i to nie raz. Wojownik dobra, ale wzdrygający się przed każdą potyczką. Czczący biel, ale i dostrzegający jej ograniczenia. Dostatecznie dużo jego znajomych i jeszcze więcej nie znajomych powiedzieli o nim profan albo i heretyk. Ale on stał tu i nadal był w służbie dobra. Teraz przeciw Demonowi, którego imienia nie chciał prowokować. Lepiej by nikt nie zwracał na niego uwagi. Ugryzł się w język, na nich...


Przybysz hałasujący tuż obok wyrwał go z zamyślenia. Dwarf tylko w myślach dodał, że jeszcze wróci do tych myśli. Na razie musiał zająć się czymś innym. Z rozmowy, jaką prowadził z nim Ork wynikało, że to on jest tym zaginionym kapłanem. Waldorff przysłuchiwał się im i próbować wyłapać coś, co może mu pomoc w rozwiązaniu tamtej zagadki śmierci. Starał się ważyć każdą frazę na wiele sposobów. Wykorzystując swój talent chciał sprawdzić czy tamten mówi prawdę.

//Skil true-seeing//


W końcu machnął ręką na niego. I to, co sobą przedstawiał. Nie był obecnie dla nich zagrożeniem. Gdy Zielonoskóry z nim rozmawiał Waldorff przytaknął i dodał:

- Zaufaj Światłu, ono wskaże Ci rozwiązanie tego problemu. Tylko wtedy, gdy sam staniesz naprzeciwko swoich demonów i je pokonasz będziesz mógł powiedzieć. WYGRAŁEM. Wplątałeś się w kabałę, o jakiej sobie nie wyobrażasz. - Gdy już ten wylądował na ziemi Dwarf odebrał wrażenie, że nie powinien znaleźć się tu i teraz w tym momencie. To było dziwne, że go tu spotkali. Ale to już teraz było nie ważne. Trzeba było działać i to szybko.


Łódki nie były bardzo daleko od nich. Spokojnie mógł tam podpłynąć. Wymagałoby to trochę zachodu, ale spokojnie by się udało. Ale Waldorff postanowił wypróbować mieszkańca mrocznych miast. Dla niego to z pewnością musiało być uwłaczające, ale co tam. Skoro jest ci podłodze z nami to pokaż, na co cię stać. Potem dodał w myślach zdradzisz mi swoje kolejne sekrety o twych uzdolnieniach. Okazało się, że podobnie jak Kejsi Czarny może zamrażać wodę. Nie zmartwiło to w najmniejszym stopniu karła. Patrzył na brzegu jak Tamten się napusza udowodniając swój brak zrozumienia dla a tu nie ważne, jakich planów. Co by się nie rzekło były tu dwie pieczenie przy jednym ogniu. I na łódkę dostali się po suchym lądzie i tamten pokazał, na co go stać i na dodatek utwierdził się w przekonaniu o swej wyższości.


Na łódce krasnolud zajął miejsce twarzą do Drowa. Gdy już się w miarę ulokowali Drow odezwał się pierwszy.

- Taka broń może być bardziej przekleństwem, niż błogosławieństwem. Obdarzona jest arogancją, a nazbyt często ta głupia duma przelewa się do umysłu właściciela, z katastrofalnym skutkiem.- mrugnął leniwie swymi ciemnymi oczami, a na jego twarzy zakwitł perfidny uśmiech

Krasnolud przyjął to z uśmiechem na twarzy, jednocześnie gładząc głownię młota. Jego oczy oddawały szczere oddanie się rozmówcy. Chłonął to, co mówił tamten jakby to była prawda oczywista, której on do tej pory jeszcze nie dostrzegł. Na pewno żyjąc na tym świecie ponad pół tysiąca lat jeszcze poznał charakteru magicznych artefaktów. Nie widział świecących się oczu tych, którzy chcieli je zdobyć za wszelką cenę. W końcu podziękował za naukę i odparł

-Dziękuje i to już razy dwa. Że pomogłeś nam się tu dostać a teraz, że udzielasz mi takiej cennej rady. Mało, kto może rozpoznać cechę tej broni.

To już była kolejna cecha, która wyróżniała zdolności elfa. Panowanie nad tłumem, zamrażanie wody i wyczuwanie duszy w tym młocie. Co to łącznie dawało? Waldorff uśmiechnął się do siebie, ponieważ już znał odpowiedź. I wiedział jak z takimi walczyć

- A ty, który koniec wolałbyś poczuć?

Kapłan skwitował to i rozbrajającym uśmiechem i spojrzał się na orka. Ten odwzajemnił mu ten uśmiech w iście orkowskim stylu pokazując rząd żółtych zębów z wyraźnie zaznaczonymi dolnymi kłami.


Prawą dłonią w skórzanej rękawicy z metalowymi okuciami zaczął rysować po desce, na której siedział znak runiczny. Powoli miał czas a Niechciał by tamten się tego spostrzegł. Wesołe śpiewanie w końcu zaraziło i krasnoluda. Kto powiedział, że niscy nie potrafią śpiewać. Poza tym to był dobry pomysł by zdenerwować tamtego i ewentualnie dać znać innym z drużyny gdzie są. Takie możliwości jak wywołanie krakena czy innej maszkary odrzucił Waldorff pomimo mocnego, ale jego młota. Koniec pracy zwiastował Ork.


- Przestań się ślinić przyjacielu. Cały na pewno się nie rozbiorę, poza tym boli mnie dziś głowa. - Po czym uśmiechnął się lubieżnie i posłał mu w powietrzu całusa. Daj pociągnąć jeszcze z tego twojego bukłaczka, a potem proponuje wskoczyć w ten trójkącik i niech Palladine ma nas w swojej opiece.

-Tiaa ja tam nie gustuje w elfach, ale jeszcze pragniesz to masz tu i owszem nawet nieźle opalonego.
–Waldorff łypnął tylko okiem na niego jak ten wyskoczył z łódki.

-Nie ma, na co czekać! Poczekaj na mnie. Stary krasnolud zdjął płaszcz, buty, pas i torbę. Z młotem w ręku skoczył w miejsce gdzie przed chwilką były tiżnije
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 10-04-2008 o 08:50. Powód: Literówka i kod html
Vireless jest offline