Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2008, 21:12   #29
Hawkmoon
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Wiedźmin z zaciekawieniem przyglądał się burzy mózgów „dowódców” obu grup. Nie wiedział, jak się to skończy jednak wiedział, co się stanie. Jeśli szybko coś się nie zmieni w ustawieniu, wszyscy skończą naszpikowani strzałami albo obrobieni.
Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że Fiasco jednak, jakieś znajomości ma. Wcześniej myślał, że młodzik blefuje, ale nawet teraz, kiedy potwierdziły się jego słowa, i tak uczucie kłamstwa pozostawało.

Gdy padły słowa dotyczące niewyparzonej gęby krasnoluda Beres pomyślał, że ten cały Lis, pewnie nie zna wielu krasnoludów. Inaczej wiedziałby, że większość z nich jest taka. Zabójca potworów uśmiechnął się w duchu na tą myśl. Krasnoludy były specyficzną rasą, niepodobną do nikogo. Dobrzy do bitki i do wypitki, jednak nie to rozbawiało go najbardziej. Krasnoludy były wręcz zabójczo(dosłownie) zazdrosne o krasnoludzice sądząc, że dla innych ras, są pociągające bardziej nawet niż kobiety z ich własnej rasy. Doprowadzało to do wielu zabawnych sytuacji, kiedy to czasem oburzony krasnolud rzucał przekleństwami na biednego człowieka próbującego wytłumaczyć, że nie jest zainteresowany krasnoludzką kobietą.

Z zamyślenia, wyrwały wiedźmina wrzaski kapłanki. Aż mu szczęka opadła widząc jej odwagę. A może głupotę? W końcu nie była wstanie ich przekonać, żeby pozostawili karawanę w spokoju. Po chwili jednak był pewien, że zachowanie czcicielki Ellander było odwagą. Natomiast to, co zrobił bard, sprawiło, że szczęka opadła wiedźminowi jeszcze niżej. Zachowanie wierszoklety na pewno było głupotą. I to w dodatku straszną głupotą.

Szczęka wiedźmina nie zdążyła nawet powrócić na miejsce, kiedy ktoś wysunął się zza wozu z kuszą i…
Po chwili mieli już drugiego trupa wśród obstawy karawany. Wiedźminowska szczęka z trzaskem odskoczyła z powrotem, a w tym samym czasie ręka błyskawicznie powędrowała do rękojeści. Powstrzymał się jednak nie bardzo wiedząc, co ma zrobić poukrywanym łucznikom walcząc mieczem.

Gdy z lasu wypadli konni wiedźmin odruchowo odskoczył jak najdalej od drogi i zaklął szpetnie. Belzebub zaczął się szarpać na postronku, więc mrucząc coś o zupie i klnąc na przemian podbiegł do niego i zaczął go uspokajać. To dziwne, że koń wytrzymał przez całe to przedstawienie z bardem nawet bez zarżenia, a dopiero kiedy odsiecz nadeszła, zaczął szarpać się jakby od uwolnienia się zależało jego życie. Powoli jednak uspokajał się i był czas by porozmawiać z wybawcami.

Cyryl z Guletty. Bez wątpienia znaczny ktoś. Na pewno jednak dobrego wychowania uczył się w obozie wojskowym. Można to było poznać po braku wymieniania tytułów, które zdobył i twierdzeniu, że pytania mogą zabić. Wiedźmin nie był nawet pewien o co mógłby zapytać, więc usiadł na wozie i myślał. Myślał o tym, że tak mało brakowało, do nieprzyjemnej sytuacji. A także o tym, że odsiecz przybyła w zadziwiająco dobrym momencie. Tak, jakby właśnie na to czekali. Cóż, ważne, że w ogóle uwolnili się od bandytów, nie ważne w jaki sposób.
 
Hawkmoon jest offline