Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2008, 14:55   #21
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
„- Nowi? - Rozdarł się sierżant. - Z werbunku? Dawać papiery! Czego, kurwa, stoisz jeden z drugim? W miejscu marsz! Nie stać, kurwa! W lewo zwrot! Wróć, kurwa, w prawo! Biegiem marsz! Wróć, kurwa! Słuchać i zapamiętać! Najsampierw, kurwa, do prowiantmajstra! Pobrać rustunek! Kolczugę, skórznie, pikę, kurwa, hełm i kord! Potem na musztrę! Być gotowym do apelu, kurwa, o zmierzchu! Maaaarsz!”




"O! Znalazł się - rycerz chędożony! Trzy Lwy w tarczy! Dwa srają, trzeci warczy!"






Dziesiętnik zaczął kląć pod nosem po tym jak wdepnął w łajno, które się obficie przykleiło do jego buta. Ostatek sprzętu poprawiali już żołnierze Rodericka i można było wyruszać do Dol Blathanna. Rambert już miał iść do swego konia, gdy Feide wysunęła reklamacje co do swej roli na festynie.

- Panienka chyba żartuje. Trudno. W takim razie planem zajmie się niziołek. Panience przypisze skrzypce.


Dziesiętnik nie czekając na podziękowania podbiegł do trzeciego wozu, z którego właśnie wysypały się gwoździe i narzędzia. Cała ta farsa przygotowawcza minęła szybko i zgrabnie ustawiono rzędem wozy w kierunku bramy wyjazdowej. Żony i dzieci żegnały żołnierzy. Łzy smutku rozpoczynającej się tęsknoty zawitały na twarzach kobiet. Wojska było więcej niż mówił dziesiętnik. Znacznie więcej. Pierwsza kolumna dziesięciu zbrojnych dowodzona przez dziesiętnika Fabia z Vengenbergu zabłysnęła złoto – czerwono – czarną barwą liberii przylegających pasem zbroi. Żołnierze mają kolczugi z rękawami sięgające do kolan i na głowie lśniący kapalin.


Kapalin



Herb Aedrin

Metalowe tarcze z wymalowanym herbem Aedrin i miecze przy pasie. Płaszcze z herbem państwa zawirowały na lekkim wietrze. Za kolumną zbrojnych jeden po drugim ustawiły się wozy. W pierwszym załadowano sprzęt wojskowy i wyżywienie. Reszta wypełniona po brzegi materiałami do wystroju Festynu. Na ostatni wrzucono rzeczy osobiste Rodericka, Karli i kapłanki. Po bokach wozów ustawili się kusznicy pod dowództwem Ramberta Bratka. Przypadło po dwóch na jeden wóz. Po jednym na ścianę wozu. Za wozami wedle rozkazu ustawili się wszyscy konni cywile. Jedynie Dersitto i Brandis zajęli miejsca na wozach obok woźnicy. Niziołek na pierwszym. Krasnolud na drugim. Całą karawanę od tyłu zabezpieczał trzeci oddział. Kolumna dziesięciu zbrojnych z mieczami pod dowództwem Trumniarza. Nie różnili by się niczym od zbrojnych Fabia, gdyby nie to, że posiadali dodatkowo napierśniki płytowe. Brandis słyszał o tym typie. Niezłomny skurwiel. Wysyłany do najtrudniejszych zleceń przez samego Króla Demawenda. Jeśli tu jest to znaczy, że coś tu śmierci i to wcale nie gówno Bratka pod butem.



Dziesiętnik Fabio z Vengenbergu



Dziesiętnik Rambert Bratek



Dziesiętnik Trumniarz


Roderick, Bratek, Fabio i Trumniarz odbierali właśnie ostatnie wskazówki od mężczyzny niechybnie w służbie namiestnika.


Urzędnik spojrzał po wszystkich i wskazał palcem na wiedźmina, który na uboczu szykował wóz razem z chłopem z Dol Blathanna. Bratek wysłuchał co ma do powiedzenia urzędnik i ruszył w kierunku Beresa. Wiedźmin przywiązał konia z tyłu wozu, co by się po drodze nie męczył, skoro może jechać na koźle. Dziesiętnik stanął kilka kroków przed chłopem.

- Pojedziecie przed nami. Stary Jarre zna pewnie dobrze drogę. Pamiętajcie jednak, że jeśli ściągniecie na nas jakieś problemy w trakcie podróży, to odpowiecie za to. Karawana jest gotowa. Czekamy na was.
– Po tych słowach Rambert szybko wrócił, nie dopuszczając wiedźmina do głosu.

Jarre wsiadł na prymitywny kozioł. Beres z oddali dostrzegł, że urzędnikiem, który gada z Roderickiem jest posłaniec namiestnika, którego już widział wcześniej u burmistrza. Co nie zmieniało faktu, że czas w drogę. Wsiadł na kozioł obok sołtysa Dali i ruszyli na trakt. Wyjechali jako pierwsi za bramę miasta. Zaraz za nimi ruszyła cała karawana.


* * *

Droga była spokojna. Słońce przyświecało ogrzewając miło. Wokół jedynie połacie pól uprawnych i małe zagajniki. Gdzie niegdzie gospodarstwa i chaty, które podlegały pod Aldersberg. Jaśmin od czasu do czasu umilił drogę jakąś balladą, naprędce złożoną. Roderick rozmawiał z kapłanką Lilien o religii, przez co część podróżnych poprawiła swoje zdanie na jego temat. Okazało się, że nie jest takim idiotą.


Chłopi kończyli tegoroczne prace, co dało się zauważyć po drodze. Zwozili ostatnie kopy siana. Orali pola i sprzątali sady przed zimą. To czasem jaka baba wyszła zobaczyć co tak wielu zbrojnych jedzie i pokłon złożyć przed rycerzem. To dzieci biegały po łąkach i żołnierzy wyzywały. Raz nawet kolumnę Fabia gównami zrzucały gnojki małe i Bratka pies z gospodarstwa gonił. Ten po łąkach uciekał jakby go stado bestii piekielnych goniło.
Droga wesoło ogólnie mijała. W końcu po południu w porze obiadowej karawana zatrzymała się na polanie w lesie. Wozy w koło ustawiono i ognisko rozpalono. Posypał się pytania kto do gotowania chętny. Na co Brandis się zgłosił mówiąc, że doświadczony w kuchni i szybko jaką strawę przygotuje. Ogień zapłonął żołnierze się rozsiedli przy wozach. Trawa niewielka to i nie przeszkadzała. Od strony lasu ptaszki śpiewały i wiatr cichą piosnkę przygrywał melodią natury. W powietrzu rozniósł się zapach zupy grzybowej i pieczonego na ogniu mięsa. Jeden z żołnierzy Fabia już szedł z miską i łapał chochlę…

- Aaaaaa… !! - Krzyk kapłanki rozległ się po całym lesie.

Strzała padła od strony lasu wprost z szyję żołdaka. Ten chlusnął zupą w powietrze i padł na wznak na ziemię. Miecze zalśniły w blasku słońca. Wszyscy poderwali się na nogi gotowi do walki. Oczy skierowały się w las i wszyscy zamarli. Na drzewach zauważyli bandytów i następnych wyłaniających się z krzaków. Wszyscy z naprężonymi łukami. Jeden z nich wyszedł do przodu.


Ściągnął łuk i nałożył strzałę. Jako jedyny miał odsłoniętą twarz. Reszta z kapturami na głowach i chustami na twarzach, dokładnie skrywała swoje oblicze. Trumniarz poderwał się i już miał wybiec do przodu, gdy strzała wbiła się przed jego nogi.

- Nie radzę. – Odezwał się herszt. – Widzę, że nam się poszczęściło… Karawana i w dodatku posiłek przygotowali. – Zaczął się śmiać. Delikatny śmiech dało się słyszeć też zza jego pleców. – Nie obawiajcie się. Nikomu nie stanie się krzywda. I tak mistrzem w tej dziedzinie jest przecież namiestnik. Prawda sir Rodericku?

- Jak śmiesz ty… - Rycerz nie zdążył skończyć zdania.

- Milcz chmyzie! Pies ci mordę lizał i suka poprawiała. Szczekniesz jeszcze raz i nie pomogą ci twoi ochroniarze.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 07-04-2008 o 23:55.
DrHyde jest offline  
Stary 30-03-2008, 23:40   #22
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Spokojne i sielskie widoki usypiały Karlę. Właściwie ocknęła się dopiero na polanie, co zresztą zauważyła ze zdziwieniem, bo po co na bogów wjeżdżają w las ujechawszy może 20 mil. Liczyła na lepsze tempo podróży. W obozowisku panowała swobodna atmosfera, rozprężeni wojacy nie ustawili chyba nawet wart. No, ale mury Aldersbergu, dopiero niedawno zniknęły za horyzontem.
Kiedy rozstawiano wozy i rozpalano ogień Karla zajmowała się Allą. Nagle zwierzę rozdęło nieco chrapy, jak zawsze kiedy miało ochotę zacząć gryźć. I wtedy jednego z żołnierzy ugodziła strzał. Karla nie miała instynktu bojowego swego wierzchowca, ale zdołała powstrzymać panikę. Przykucnęła między koniem a wozem.
Przypomniały jej się opowieści Bratka, o wymordowanych karawanach. Ale zamiast strachu wywołały w Karli oburzenie. Czy ten malowany rycerzyk dowodził już kiedyś ludźmi? Jak można tak się dać zaskoczyć? Żadnych wart, żadnych zwiadowców. Weszli w zasadzkę tak łatwo. Karlą zawładnęło tysiąc podejrzeń. Może cny Roderick, dorabia na konserwację zbroi, dogadując się z bandytami. A jak nie on to ten bezzębny Trumniarz, też podejrzane indywiduum. Zamiast na bandytów Karla patrzyła na „swoich” szukając potwierdzenia dla własnych przypuszczeń. Naprawdę nie mogła uwierzyć , że dali się tak łatwo otoczyć.
A może ta cała karawana to po prostu przynęta i zaraz się okaże że bandytów okrążyli żołnierze króla Demawenda. Nie to raczej nieprawdopodobne. Teoria zdrady Rodericka bardziej trzyma się kupy.
W swoim życiu raz została raniona strzałą i nie chciała powtarzać tego doświadczenia. Popatrzyła z zazdrością na Akwamarynę, która rozpłaszczyła się jak żaba między kołami wozu.
No mam nadzieję, że Ci cholerni wojacy, nie uwierzą, ze składając broń mogą ocalić życie. No i mamy tu wiedźmina. Poczuła niezdrową ciekawość. I było to uczucie dużo przyjemniejsze od strachu.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 30-03-2008 o 23:47.
Hellian jest offline  
Stary 31-03-2008, 01:39   #23
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

Woźnica okazał się człowiekiem mimo swej prostoty niegłupim i konwersacja z nim, mimo iż nie wniosła niczego nowego do życia niziołka, była zdecydowanie ciekawszą czynnością niż próby nawiązania rozmowy z żołnierzami Bratka. Z czasem jednak tematy do rozmowy uległy wyczerpaniu i Dersitto stwierdził, że warto nadrobić poważnie ukrócony dzisiaj sen. Oparł się wygodnie o dębową beczkę miło pochlupującą z tyłu i żując zerwany po drodze kłos trawy przymknął oczy. Jednostajnie kołysanie wywołane toczeniem się kół, ciepło muskających po twarzy promieni słońca i delikatny wietrzyk sprawiły, że niziołek niemal od razu usnął pozwalając by kłos trawy swobodnie opadł na skórzany kaftan.

Za miskę świeżo przygotowanej zupy na prawdziwkach Dersitto zawsze skłonny był do większych poświęceń i odstępstw od przyjętych reguł. Zapach, który teraz mile łechtał jego nozdrza może i nie należał do mistrzostwa z rodzaju zup grzybowych, niemniej nie musiał się on długo unosić w powietrzu, aby przebudzić śpiącego niziołka. Ten otworzył leniwie powieki i mlasnął rozglądając się dookoła i starając się zarazem przyzwyczaić oczy do jasno świecącego słońca. Wozy stały ustawione w koło, a większość żołnierzy kłębiła się wokół Brandisa, mieszającego zamaszyście wielka warząchwią zawartość saganka, który zapewne był źródłem zapachu. Oooo… podkurek… Podniósł się na koźle i przeciągnął głośno ziewając i rozcierając przy okazji lekko zmarznięte ręce. Źródłem chłodniejszego powietrza okazał się las otaczający całą karawanę. Na jednym z drzew coś się poruszyło i prawie w tym samym momencie dał się słyszeć przeraźliwy krzyk kobiecy.

Dersitto przetarł raz jeszcze oczy i zobaczył, że karawana została otoczona przez bandytów ukrytych między gałęziami. A to swołocze… Gdybym tyle nie spał…

Żołnierze zareagowali natychmiastowo i szczęk dobywanych mieczy przeszył powietrze gdy z lasu zaczęli wychodzić kolejni napastnicy uzbrojeni w napięte łuki. Przewodzący im herszt o szelmowskim wyrazie twarzy zdawał się być niepokojąco pewny, że trzy dziesiątki zbrojnych nie są w stanie mu zagrozić. To samo dał do zrozumienia Roderickowi lżąc honor rycerza niczym parobka.

Dersitto poczuł, że w klatce piersiowej serce kołacze mu jak szalone ostrzegając o niebezpieczeństwie. Szczęśliwie nie zauważył nawet, że po środku polany leży dogorywający żołnierz dławiący się w kałuży własnej krwi i zupy grzybowej więc pohamował się przed ucieczką między beczki na wozie. To sprawa możnych. Mi nawet gdyby chcieli to nie za bardzo mają co ukraść… Na pewno nic więcej nie chcą… Niemniej wymacał w kieszeni dorodny kamień w strumyku wcześniej wyłowiony i odszukał wzrokiem gdzie woźnica zawiązał wodze. Przesunięcie wozu, jakby Roderick okazał się na tyle śmiały by wszcząć walkę, wydało mu się przydatne pod warunkiem odpowiedniego momentu. Poza tym gdy konni „robole” czmychną w las, a sytuacja będzie faktycznie beznadziejna, zawsze będzie można zgarnąć kogo się da i spróbować uciec wozem.

Może jednak obejdzie się bez walki…? - Niziołek z nadzieją spojrzał na mężnego Rodericka, który przełykał właśnie gorzką pigułkę porażki.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 31-03-2008, 03:24   #24
 
Pan Łukasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetny
Don Fiasco

- Niech cały ten zasrany las pochłoną fekalia chorych na niestrawność dziadka i babci!!! Znowu to zrobiłem! – Don usłyszał szybowanie strzały i obejrzał się zanim jeszcze żołnierz upadł. Nie patrzył jednak na dogorywającego żołdaka. Patrzył na miecz. Ten, tym razem niezbyt majestatycznie, leżał płasko trzy kroki od ogniska i jakieś dwadzieścia od Dona. W chłopaku narastała wściekłość.

– Parchate, zepsute, brzydkie, opasłe, pomarszczone, śmierdzące, owrzodzone i piegowate cycki starych bab - chłopak nie przestawał kląć podskakując obunóż i mocno tupiąc w ziemię. Klamerki na butach i łańcuch na szyi dzwoniły słyszalnie łamiąc ciszę, która zapadła podczas napadu.

Ruszył w kierunku herszta starając się nie zasłaniać sobą żołnierzy. Twarz miał czerwoną ze złości, ale czuł, że może podejść. Sprawdził nerwowość bandy niepohamowanym wybuchem złości i wiedział, że to profesjonały, co strzelają na rozkaz. Zresztą mijany trup żołnierza również świadczył o fachowość bandy. Był bezbronny. Kuszę, zresztą pozbawioną cięciwy, dźwigał Poborca, a miecz leżał i się śmiał. Don mógłby przysiąc, że słyszy metaliczny rechot ostrza.

Raz mać rodziła, choć pewno kurwą byłą pomyślał filozoficznie wciąż idąc w stronę herszta. Zatrzymał się w miejscu, w którym tamten kazał mu się zatrzymać. Bezgłośnie, bez użycia mimiki, czy gestu. Don po prostu wiedział, że jeszcze jeden krok i w powietrzu znów zagrają pióra lotek. Herszt natomiast wiedział, że Don wie, że zrozumiał jego spojrzenie i, co ważniejsze, pojął konsekwencje złamania zakazu.

– Jestem Don Fiasco, dziś kurier, wczoraj jeden ze Złotych. Przywożę pozdrowienia od świętej pamięci Helmuta „Złotego” Torfowitza i starego Gabosa Parla – powiedział cicho; tak aby usłyszał go herszt i najlepiej nikt poza nim - W imię, kurwa, solidarności proszę o poniechanie mnie i tych, którym obiecałem opiekę. Torfowitz zawsze respektował takie zwyczaje. Jeśli się nie mylę, tyś jest Lis z Shaerrawedd, więc tuszę, że znasz bandycki obyczaj i nie oplujesz tradycji. Powołałem się na wspólnych znajomych, jak należy i słowo daję, że w drogę ci wchodzić nie będziemy, a pary z gęby puścić nawet nie ma o czym. Żołnierze, karawana, rycerze i dziesiętnicy nic mnie nie obchodzą, prawem silniejszego zrobisz co zechcesz. O swoje i swoich będę się jednak bił i głośno, przy twoich ludziach rzucę ci wyzwanie. Jeden na jeden. Nasz kontra wasz. Będziecie musieli przegrać bo z nami jest wiedźmin. – Don nachylał się lekko ku rozmówcy. W jego głosie nie było ani strachu, ani groźby. Bezbarwnie wyrecytował co miał do powiedzenia i wyczekująco patrzył na rozmówcę.
 
__________________
wchodzimy pierwsi, wychodzimy ostatni
Pan Łukasz jest offline  
Stary 01-04-2008, 16:47   #25
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Panienka chyba żartuje. Trudno. W takim razie planem zajmie się niziołek. Panience przypisze skrzypce – powiedział dziesiętnik, lecz po chwili szkoda zrobiło jej się niziołka, który będzie musiał zająć się wszystkim sam, do tego podejrzewała, że raczej nie wyjdzie mu to wyjątkowo zgranie i estetycznie. Nie chciała go zostawiać samego, więc postanowiła mu pomóc, gdy będzie miał problemy.
Uspokajała swoją Perełkę, która zdenerwowała się nieco na przyjście zbrojnych, dobrze wyczuwając, że nic dobrego z tego nie będzie. Feide nie lubiła żołnierzy, uraz z dawnych lat trwale zarysował się w pamięci. Poprawiła sztylety w długich kozaczkach i postanowiła, ze nie będzie grac w ich obecności. W pewnej chwili podszedł do niej jakiś wcale nie brzydki żołdak i zaczął coś zagadywać. Kobieta zignorowała go totalnie, popędzając swoją niespokojną kobyłkę.

Śmiała się z uciekającego Bratka i obrzuconych nieczystościami żołnierzy, chętnie pomogłaby tym dzieciakom, tylko oczywiście rzucała by czymś innym, czymś twardszym. Jej entuzjazm związany z ruszeniem całej karawany szybko ostygł, z powodu monotonnej przejażdżki. Feide siedziała znudzona na koniu dopatrując się kogoś interesującego o grubych sakiewkach z kim mogłaby porozmawiać.

Gdzieś koło pory obiadowej, zaczęło burczeć jej w brzuchu, czuła się już o niebo lepiej niż porankiem. Zapach gorącej zupy jeszcze bardziej ją orzeźwił, z zazdrością spojrzała na wojaka, który prawdopodobnie głodny tak jak ona, złapał już za chochlę.
Nagle upadł, łapiąc się za szyje i plując krwią. Feide przestraszyła się, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Jednym susem skoczyła do najbliższego wozu i skryła się za niego.
- Cholera jasna! Czy zawsze musze się w coś wplątać... wcale mi się to nie podoba...– klęła pod nosem kobieta, obserwując wychodzących z lasu łuczników. Szybko oceniła, że ucieczka nie wchodzi w grę. Wyjęła szybkim ruchem sztylety z kozaczków, umiała się bronić, lecz wali wszczynać nie zamierzała.
Gdy herszt zaczął mówić, już nie bała się tak bardzo, widać było , ze ów Roderick, nie należy do jego przyjaciół. Miała nadzieje, ze skończy się tylko na trupie rycerzyka i łucznicy odjadą. W pewnej chwili spostrzegła, że herszt jest niczemu sobie.
- a może by tak wstąpić do szeregu jakiejś hanzy... – rozmarzyła się chwilkę, po czym dało się słyszeć jakąś cicha rozmowę, nie usłyszała całej wypowiedzi, jednak z części mniej więcej domyśliła się o co chodzi.
]
Odważny jegomość, albo zgrywa cwaniaka, albo ma znajomości.. . Pozwoliła sobie na wychylenie się bardziej zza wozu, ciekaw była wielce na dalszy ciąg zdarzeń.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 01-04-2008, 21:13   #26
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Beres mrucząc pod nosem o kłopotach i "kurwie ich maci" dołączył do karawany. Nie wiedział, czy dobrze zrobił, jednak, gdy w porze obiadowej zamiast jedzenia obok niego padł trup, wiedział dobrze, że zrobił błąd. I to niewybaczalny. Oraz nieodwracalny.

Przesunął się w cień drzewa i przyglądał całej scenie. Nie mieli szans z wyszkolonym oddziałem łuczników, którzy ich otoczyli. Jedyna droga to dyplomacja. Dlatego postanowił się nie wtrącać.

Wiedźmin wiedział, że jeśli sięgnie po broń, wszyscy wymierzą w niego. Stał więc i nawet nie drgnął. Dosłyszał co mówi domniemany Don Fiasco i jak sobie nim gębę wyciera.

Jeszcze niedawno obelgami mnie obrzucał i groził, a teraz proszę, zrobił ze mnie obrońcę karawany. Takiego wała!

Gdyby nie mocne postanowienie, jak nic wykonałby w jego stronę obraźliwy gest na ramieniu. Korciło go również, aby wziąć jakiś kamień i z całej siły palnąć go w ten pusty łeb. Obiecał sobie, że jeśli z tego wyjdą, to tak właśnie zrobi. Nie będzie młodzieniaszek nam tu bruździł.
 

Ostatnio edytowane przez Hawkmoon : 01-04-2008 o 21:15.
Hawkmoon jest offline  
Stary 03-04-2008, 20:57   #27
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Brandis

Usiadł wygodnie na wozie ze srogą miną patrząc na wszystkich wokoło, z nudów zaczął grzebać sobie w zębie wykałaczką będąc jednak stale czujnym… przez czas jakiś. Czuwanie znudziło go jak siedzenie na wozie i jak wszystko inne, nie lubił gdy nic się nie działo, może lepiej by było gdyby szedł, przynajmniej nogami by przebierał a tak siedział jak ten kołek na wozie w pełnej zbroi i patrzył się na boki jak idiota.

Droga mijała, mijała… ale końca widać nie było, całe szczęście wkrótce zatrzymano się na popas, a krasnolud stwierdził iż by nudę zabić gotowaniem zajmie się. Nie miał przy sobie oczywiście składników na taki tłum ludzi jednak karawana zapasy miała tylko przyrządzić nie było komu.

- Za flaszkę, zrobię wam zupę za flaszkę, a jak nie będzie flaszki to jedzcie same grzyby na zimno, smacznego. – Rzekł buńczucznie krasnolud, cóż bezinteresowny to on nie był-
Żołnierze jednak zgodzili się wręczając Brandisowi flaszkę, a ten zabrał się bezzwłocznie do pichcenia.
- A sól? Sól macie pytam się? Albo jakieś przyprawy?
- A widzisz tu gdzieś kucharza krasnoludzie? Skąd Ci mamy sól wziąć?
- Z dupy wyjmij
–Powiedział krótko, bardzo ale to bardzo nie lubił dyskryminacji rasowej-

Zupa bez przypraw nie będzie lotów najwyższych lecz lepszy rydz niż nic, a gdyby miał koninę… Brandis uważał się za mistrza w przyrządzaniu koniny lecz wątpił by poprzez ten argument któryś z żołdaków mu swego konia oddał.

W końcu zupa była gotowa, krasnolud mógł być dumny ze swego działa. Ludzie zlecieli się za zapachem jak muchy do gówna o mało kociołka nie przewracając czym kucharza rozjuszyli który wyciągnął zza pasa topór i stanął dzielnie ochraniając kociołek własnym życiem powtarzając „Cofnąć się kurwa, jak który wyleje nogi z dupy powyrywam, po kolei kurwa”
Pierwszy szczęśliwiec oddalał się z talerzem zupy gdy… szczęśliwcem być przestał, a powodem była strzała utkwiona w jego szyi.

Wszyscy poderwali się na nogi z podziwu godną szybkością co Brandisa zadowoliło, może będą mogli odpowiedzieć na atak, rozejrzał się i zmienił zdanie. Zbóje mieli już łuki napięte, nim dotarli by do nich połowa by zginęła, a reszta by się poddała, nawet gruba zbroja i wielka tarcza nie pomoże w takiej sytuacji co jednak odwagi krasnoluda nie umniejszyło.

- A przygotowali, przygotowali jednak nie dla Ciebie, co Ty swój czy jak? Czego chcecie? Żarcia nie dostaniecie chyba że zasłużycie, choć czym nie wiem, może wymyślicie coś. Ten kociołek jest pod moją protekcją i kto zechce go zabrać niech się ze mną zmierzy w uczciwej walce, choć jak tak na was spojrzeć to wątpliwe być może. -Brandis urwał i jakby się zastanawiał- lub jak mnie któryś z was w karty orżnie lub przepije, to jak będzie ? *Wyszczerzył się na dźwięk własnych słów o alkoholu i kartach, lecz po chwili pomyślał iż takie uśmiechanie się do bandy zbójów mierzących do niego z łuków jest nie na miejscu i przybrał minę krasnoluda gotowego na wszystko-
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 07-04-2008, 23:57   #28
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość

„Istnieje tylko Zło i Wielkie Zło, a za nimi oboma, w cieniu, stoi Bardzo Wielkie Zło. Bardzo Wielkie Zło, Geralt, to takie, którego nawet wyobrazić sobie nie możesz, choćbyś myślał, że nic już nie może cię zaskoczyć. I widzisz, Geralt, niekiedy bywa tak, że Bardzo Wielkie Zło chwyci cię za gardło i powie: "Wybieraj, bratku, albo ja, albo tamto, trochę mniejsze".(...) Mniejsze zło istnieje, ale my nie możemy wybierać go sami. To Bardzo Wielkie Zło potrafi nas do takiego wyboru zmusić. Czy tego chcemy, czy nie.”

Mniejsze Zło











Żołnierze czekali na sygnał do ataku i na reakcję dowództwa. Ci zaś ślepo wpatrywali się to w rycerza, to w przeciwnika. Sytuacja była patowa. Herszt spojrzał na swego rozmówcę z lekkim zdziwieniem na twarzy. Utrzymał jednak fason niewzruszonego bandyty.

- Witam Temerczyka w mych skromnych progach. Zaiste znam obyczaje. To prawda jestem Lisem z Shaerrawedd. Co do tego czy ujdziecie z życiem mam jednak wątpliwości. Poparte są one niewyparzoną gębą Krasnoluda.


- Jak śmiesz! – kapłanka z Ellander wysunęła się do przodu niczym mężny wojownik.

- Świątobliwa Pani raczy stulić pysk? – herszt powoli zaczynał tracić cierpliwość. Roderick stał osłupiały niczym bezbronna niewiasta. Jaśmin bez zastanowienia wszedł na wóz i wygłosił mowę.

- Słuchaj no capie niemyty i łachmyto. – zapadła cisza. – Przemocą i wszelkim występkiem się brzydzę, ale jak zaraz nasz Pan i Pogromca Smoków Wielki Cny Rycerz w dupę Cię kopnie, to będziesz zwiedzał okolice z lotu ptaka. Pojąłeś?

Ktoś nagle wysunął się zza burty jednego z wozów. Kusza w jego rękach gotowa była do strzału w Lisa. Niestety nim zdążył zwolnić bełt w powietrzu śmignęła strzała. Szyp zawirował koło głowy Brandisa i z impetem wbił się w oko żołnierza, dochodząc niechybnie grotem do mózgu. Ciało opadło na ziemię z grymasem bólu i przerażenia na twarzy, która skierowała się wprost na Karlę. Kapłanka schowała się za wóz, a Jaśmin z wrażenia spadł z kozła z krzykiem uderzając o ziemię.

- Nie strzelać! – ryknął herszt. W oddali dało się słyszeć tętent kopyt. – Mamy towarzystwo… - Konni od strony Aldersbergu. Herszt podniósł rękę i wycofał się w las znikając za gałęziami. Odwrót w gęsty zagajnik był tak szybki, że nim padła komenda do broni, polanę przecięło około dziesięciu zbrojnych w liberiach Aldersbergu. Mknęli niczym demony wiatru w czarnych strojach z herbami miasta. Jeden z koni przeskoczył nad paleniskiem strącając gar z zupą, która szybko wsiąkła w ziemię. Kawałki grzybów chlupnęły na brodę Krasnoluda. W powietrzu zadźwięczały dobywane miecze. Zbrojni wjechali w gęstwinę w pogoni za bandytami. Trumniarz wybiegł w kierunku lasu z uniesionym toporem.

- Wracaj tu bucu jebany! Takiś chojrak?! – dziesiętnik spojrzał na rycerza. – Jakie rozkazy Panie!?

Jeden z jeźdźców, który został w tyle, dojechał dopiero teraz. Czarna liberia i takiż płaszcz z herbem Aldersbergu. Zsiadł z konia maści bułanej, uderzając twardo o ziemię wojskowymi butami. Poprawił miecz i pas, rozglądając się przy tym po okolicy.






- Spokojnie Trumniarz. – odezwał się nieznajomy rycerz. – W kwestii wyjaśnienia jestem Cyryl z Guletty. Ci co mnie znają, wiedzą, że jestem ważną osobą w polityce państwa. Ci co mnie nie znają, niech nie pytają bo to szybka droga do śmierci. Im mniej się wie, dłużej się żyje. – uśmiechnął się ironicznie pod nosem. Ściągnął rękawice i podszedł do ogniska. – Widzę, że moi narobili małego bałaganu. Wybaczcie, ale ścigamy tych bandytów od długiego czasu i w końcu ich dopadliśmy. – mężczyzna ściągnął hełm odkrywając łysinę i usiadł na trawie.
 
DrHyde jest offline  
Stary 10-04-2008, 21:12   #29
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Wiedźmin z zaciekawieniem przyglądał się burzy mózgów „dowódców” obu grup. Nie wiedział, jak się to skończy jednak wiedział, co się stanie. Jeśli szybko coś się nie zmieni w ustawieniu, wszyscy skończą naszpikowani strzałami albo obrobieni.
Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że Fiasco jednak, jakieś znajomości ma. Wcześniej myślał, że młodzik blefuje, ale nawet teraz, kiedy potwierdziły się jego słowa, i tak uczucie kłamstwa pozostawało.

Gdy padły słowa dotyczące niewyparzonej gęby krasnoluda Beres pomyślał, że ten cały Lis, pewnie nie zna wielu krasnoludów. Inaczej wiedziałby, że większość z nich jest taka. Zabójca potworów uśmiechnął się w duchu na tą myśl. Krasnoludy były specyficzną rasą, niepodobną do nikogo. Dobrzy do bitki i do wypitki, jednak nie to rozbawiało go najbardziej. Krasnoludy były wręcz zabójczo(dosłownie) zazdrosne o krasnoludzice sądząc, że dla innych ras, są pociągające bardziej nawet niż kobiety z ich własnej rasy. Doprowadzało to do wielu zabawnych sytuacji, kiedy to czasem oburzony krasnolud rzucał przekleństwami na biednego człowieka próbującego wytłumaczyć, że nie jest zainteresowany krasnoludzką kobietą.

Z zamyślenia, wyrwały wiedźmina wrzaski kapłanki. Aż mu szczęka opadła widząc jej odwagę. A może głupotę? W końcu nie była wstanie ich przekonać, żeby pozostawili karawanę w spokoju. Po chwili jednak był pewien, że zachowanie czcicielki Ellander było odwagą. Natomiast to, co zrobił bard, sprawiło, że szczęka opadła wiedźminowi jeszcze niżej. Zachowanie wierszoklety na pewno było głupotą. I to w dodatku straszną głupotą.

Szczęka wiedźmina nie zdążyła nawet powrócić na miejsce, kiedy ktoś wysunął się zza wozu z kuszą i…
Po chwili mieli już drugiego trupa wśród obstawy karawany. Wiedźminowska szczęka z trzaskem odskoczyła z powrotem, a w tym samym czasie ręka błyskawicznie powędrowała do rękojeści. Powstrzymał się jednak nie bardzo wiedząc, co ma zrobić poukrywanym łucznikom walcząc mieczem.

Gdy z lasu wypadli konni wiedźmin odruchowo odskoczył jak najdalej od drogi i zaklął szpetnie. Belzebub zaczął się szarpać na postronku, więc mrucząc coś o zupie i klnąc na przemian podbiegł do niego i zaczął go uspokajać. To dziwne, że koń wytrzymał przez całe to przedstawienie z bardem nawet bez zarżenia, a dopiero kiedy odsiecz nadeszła, zaczął szarpać się jakby od uwolnienia się zależało jego życie. Powoli jednak uspokajał się i był czas by porozmawiać z wybawcami.

Cyryl z Guletty. Bez wątpienia znaczny ktoś. Na pewno jednak dobrego wychowania uczył się w obozie wojskowym. Można to było poznać po braku wymieniania tytułów, które zdobył i twierdzeniu, że pytania mogą zabić. Wiedźmin nie był nawet pewien o co mógłby zapytać, więc usiadł na wozie i myślał. Myślał o tym, że tak mało brakowało, do nieprzyjemnej sytuacji. A także o tym, że odsiecz przybyła w zadziwiająco dobrym momencie. Tak, jakby właśnie na to czekali. Cóż, ważne, że w ogóle uwolnili się od bandytów, nie ważne w jaki sposób.
 
Hawkmoon jest offline  
Stary 11-04-2008, 00:36   #30
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Było groźnie. Karla z fascynacją obserwowała swoich towarzyszy, którzy zdawali się nie tracić zimnej krwi. Don był chyba najbardziej wygadaną osobą jaką spotkała w życiu i choć nie słyszała co dokładnie mówił do herszta zaimponował jej odwagą i opanowaniem oraz wyszukanym doborem określeń na piersi staruszek. Z niewiadomych przyczyn była pewna, ze temu smarkatemu kombinatorowi może zaufać. A może z wiadomych? Wszak Akwamaryna go polubiła.
I Brandis nie stracił animuszu, i Jaśmin, i kapłanka. Choć nie była pewna czy pośrednio przyczyną odwagi zbrojnego, którego martwe spojrzenie zatrzymać się musiało właśnie na niej, nie była przemowa barda.
Musiała aż odskoczyć, gdy padał na nią ten trafiony żołnierz. Cały czas z otwartymi oczami. Karla zrobiła się kredowobiała. Jej dopasowany kaftanik z najlepszego kaszmiru cały pochlapała krew mężczyzny. Był przystojny, blondwłosy i tak głupio odważny.
- Pomóż mu, proszę – bezgłośnie wyszeptała do kapłanki, która tymczasem również znalazła się za wozem.
I przypomniała sobie jak chłopak jeszcze rano próbował zaczepiać Feide. Czuła jak po twarzy płyną jej łzy.
Nagle rozległ się tętent. Bandyci wycofali się a nowoprzybyli konni wpadli za nimi w las. Zaś dowódca konnych rozsiadł się na trawie. Trzydziestu ludzi z naciągniętymi łukami, ukrytych w lesie, wycofuje się przed dziesiątką konnych? A ich dowódca wdaje się w pogawędkę przy ognisku. To wszystko zaczęło wydawać się malarce coraz dziwniejsze. Osobliwa sytuacja.
Cały czas płacząc Karla wstała.
- Tak, słynny Cyryl z Guletty – powiedziała - tak słynny, że wróg o przeważającej sile ucieka na sam dźwięk kopyt jego konia. Wygodnie Panu Rycerzowi aby? Coś do picia podać? – nie liczyła zbytnio, że pyszałek zrozumie jej ironię.
- Och mój drogi – podbiegła w stronę Dona – mam wyrzuty sumienia, że Cię wpakowałam w tę kabałę – prawdopodobnie na skutek szoku Karla nagle uznała, że Don jedzie do Dol Blathana tylko z powodu obiecanego obrazu - Nie zgadnę co myślą o tym piknikujący zbrojni, ale chyba czas wynosić się z tego miejsca. I doprawdy nie wiem czy ktoś poza cywilami jest tu godzien zaufania.
Rozpłakała się już głośno.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 28-04-2008 o 13:35. Powód: nagłówek
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172