Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2008, 20:02   #594
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Desperacja wdzierająca się do wnętrza, przebijająca się przez pokłady chłodnych kalkulacji, przez kolejne warstwy planowania i myślenia, przez chłód i niedostępność. Niczym wiertło przebijała się coraz głębiej przez okrucieństwo, maski pozorów i udawania, słowiem - przez jego zewnętrzną skorupę którą osłonił się od świata w momencie, gdy stał się demonem. Wchodziła coraz głębiej, budząc dawne wspomnienia. Obrazy, jednen po drugim przewijały się przez jego umysł dokładnie tak, jak działo się dawniej. Nie zawsze był Astarothem. Moc, do której tak dążył miała swoje korzenie, ginące w mrokach niepamięci ale miała. Wizje, tak stare jak sam Legion mieszkający w nim, wizje bitew, krwi i śmierci. Szału niszczenia i zabijania wszystkiego co stało na drodze. Tym razem jednak w obrazach tych doszedł głębiej niż kiedykolwiek. Do wspomnień, które choć były w nim nie należały do niego

Legion. Cały legion. Dokładnie tylu ich było, istot których ani on, ani Rith ani najpewniej nikt z żyjących nie był w stanie zrozumieć. Istoty tak stare, że czas w porównaniu do ich dziejów zdawał się trwać w miejscu. Przez swój błąd utkwili jednak w miejscu, będąc więźniami wśród niewidzialnych ścian skazani na wieczność w zapomnieniu. I demon, już wtedy pragnący potęgi mimo bycia mazenda w świecie, gdzie skazany był na klęskę. Pragnący potęgi amuletu juz wtedy, gotowy zrobić wszystko by go zdobyć. I jedno z jego pierwszych dzieł, gdy tylko został mazenda. Człowiek. Dokładnie w miejscu wiecznego uwięzienia Legionu, gdy ostatnie iskry w ciele śmiertelnego Blackera wygasały zjawił się. Opętanie zwykłego człowieka nie było niczym niezwykłym, a Rith już wtedy uważał się za kogoś niezwykłego. Potrzebny był mu sługa potężniejszy od innych, który bez wachania wykona każdy jego rozkaz niszcząc wszystko co tylko stanie mu na drodze. I tak, używając całej mocy jakiej tylko mógł zamknął legion nieśmiertelnych w ciele śmiertelnika, nadając mu nowe życie. Dusze, których nie był w stanie objąć rozumiem miały za zadanie obdażyć jego twór mocą niszcząc w zamian jego świadomość. Popełnił jednak błąd, nie znając zarówno natury istot, które zamykał jak i człowieka, którego do tego użył. Człowiek, Blacker dusząc się w swojej ludzkiej egzystencji również poszukiwał drogi do potęgi i w ten sposób właśnie trafił do miejsca uwięzionego legionu. Sam legion pragnął wydostać się ze swojego więzienia, upatrując w tym człowieku takiej właśnie szansy. Gdy niczego nieświadomy demon przeprowadzał rytułał w umyśle Blackera rozpętała się prawdziwa burza. Tysiące nowych jaźni, zamiast zniszczyć tą jedną macierzystą złączyło się z nią, tworząc jedność. Nie tylko nie stracił świadomości, ale mimo bycia opętańcem posiadał w pełni wolną wolę. Był błędem, czymś co nigdy nie powinno istnieć - chaos w tamtym świecie wymagał ślepego posłuszeństwa, a demon myślący samodzielnie, chcący samemu decydować o własnym losie był czymś, co nigdy istnieć nie powinno. Taki rozpoczął się drugi etap jego drogi, przepełniony bólem istnienia legionu w jednej istocie, bólu który został ukojony wiele lat później, przez Asgharvila, rywala Ritha z którym zawarł pakt. Była to jednak już całkiem inna historia

Mylił się jednak uważając, że zawsze był sam. Prawdą jest, że dla postronnego obserwatora właśnie tak to wyglądało, jednak to on NIGDY prawdziwie nie był sam - ludzie mogli mieć towarzyszy, tworzyć związki teoretycznie na całe życie jednak nigdy nie mogli doświadczyć takiej bliskości z kimś innym - bliskości, w której ciało i umysł stają się jednym. Tylko on, ze wszystkich ludzi, chimer, elfów, demonów, smoków i wszelkiego innego żywota nigdy nie był samotny. To właśnie oni od zawsze go wspierali, ich ciche szepty wzmacniały go i motywowały do działania. W trudnych chwilach to oni byli mu oparciem. Od momentu stworzenia po kres istnienia nigdy go nie opuszczą, a on odpłaci im tym samym. Było to uczucie dla większości istot nienaturalne lub wręcz chore, jednak dzięki wzajemnej obecności odnajdywali sens życia i siłę do desperackiego istnienia. Wieczna bliskość, najtrwalsza i najwspanialsza z przyjaźni - w ludzkim słowniku nie istniało żadne pojęcie by określić ich wzajemny stosunek. Teraz, po raz pierwszy jednak ich szepty nie wystarczały, więc postanowił wezwać ich na pomoc. Obiecali mu, że w zamian za dom w jego ciele zawsze przyjdą mu z pomocą. Teraz, w przepełnionym desperacją i złością krzyku Astarotha była prośba, której nie mogli zignorować

I przybyli. Wszyscy. Pentagram wypełnił się istotami, tak mu bliskimi jednak całkowicie niezrozumiałymi. Prastara siła biła z każdej sylwetki, w ich wpatrzonych w dal oczach widział wieczność. Każdy z nich był częścią większej całości, częścią legionu. Wszyscy musieli wspierać się od zawsze, by przetrwać. I teraz nadeszła chwila, by stanęli ramię w ramię i z całą siłą legionu unicestwili moc Ritha. Nawet ten pentagram nie był w stanie równać się z ich siłą. Uderzyli wspólnie, uzupełniając się wzajemnie tworząc najdoskonalszą z jedności. Również demonica, zszokowana nieco istotami które się zjawiły, jego wierna chimera oraz Tevonrel, twór źółtego światła. Spleciona moc trzech świateł i legionu nie skończyła się jednak unicestwiającym połowę globu wybuchem czego odrobinę się obawiał, wywołała tylko deszcz meteorów i... uwolniła go! Podziękowiał Legionowi skinieniem głowy, oni odpowiedzieli tym samym i zniknęli, wracając do głębin jego duszy. Szable z powrotem zmaterializowały się u jego boków, gdy teleportował się na górę, kierując się na energię Thomasa. W momencie przeniesienia jednak zobaczył tylko kłębek energii, będący jego synem złączył się z włócznią i poszybował w niebo. Spóźnił się, popełnił fatalny błąd i teraz miał go na sumieniu. Jedna, jedyna łza spłynęła po policzku śmiertelnego Astarotha. To wystarczyło - nie było teraz czasu na użalanie się nad śmiercią. Azmaer i Thomas, dwie osoby które pokładały w nim nadzieje, dwie osoby które zawiódł - nie mógł teraz przegrać, nie mógł zmarnować ich poświęcenia. Zbliżała się ostateczna rozgrywka, pozostały imiona w świątyni Abazigala a potem... najpewniej ostatnie, ostateczne starcie z Rithem. Musiał pokrzyżować mu plany... Zaraz zaraz

Ten szaleniec, chcący zawładnąć jego dziedzictwem i odebrać mu jego przeznaczenie również był śmiertelny, pragnął odzyskać nieśmiertelność dzięki miksturze nieśmiertelności Kissiego. Był tak pewny swojego zwycięstwa że nieopatrznie powiedział mu o tym, myśląc że nadchodzi koniec Astarotha. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, więc musiał działać - najpierw jednak przeniósł się nad jezioro i zaspokoił dręczące go pragnienie. Koncentrując swoje zdolności o krok do przodu, by nie dać się zaskoczyć kolejnej przykrej niespodziance wyśledził energię chimera i przeniósł się do niego. Nic się jednak niemiłego nie stało, a głupiec ten najwyraźniej próbował wyśledzić Sathema. Przeniósł się więc ponownie, tym razem niezauważenie lądując za jego plecami i włożył mu niematerialną rękę do głowy, po czym użył swojej najnowszej umiejętności, używając transu jednak pokazał Kissiemu kim jest i co go spotka za próbę nieposłuszeństwa, po czym wrócił razem z nim do miejsca, skąd się przeniósł. Zobaczył jak reszta drużyny przybija do brzegu, rzucił więc Kissiego do swoich stóp i powiedział

- Teraz, mój drogi... Opowiedz nam o tym, co robiłeś dla Ritha... Wszystko, po koleji szczególnie kładąc nacisk na nieśmiertelność. Nie próbuj uciekać, dobrze wiesz co cię za to czeka... I nie licz na Ritha - tak samo jak opuścił elfiego nekromantę gdy wymierzałem mu karę tak samo teraz ci nie pomoże

W momencie, gdy to się działo w ciele Astarotha zachodziła zmiana. Czarne skrzydła schował się w plecach, niczym w przyśpieszonym tempie na jego twarzy pojawił się zarost - niedługa, kozia bródka czarna jak włosy. Fioletowe szaty zmieniły się gwałtownie - po kilku sekundach był już ubrany w czerwony żupan i żółty kontusz, przepasany również czerwonym pasem. Źrenice zmniejszyły mu się do normalnych rozmiarów ukazując szare tęczówki. Desperacja, która wcześniej spenetrowała jego umysł dotarła do najgłębszych warstw jego jestestwa, budząc w nim kogoś, kim był dawniej - szlachcia Blackera. Zrzucił maskę Astarotha, by przypomnieć światu kim był dawniej. A przede wszystkim by przypomnieć Rithowi, do czego doszedł jako zwykły człowiek. W byciu śmiertelnikiem miał dużo większe doświadczenie od swojego ojczulka i zamierzał to wykorzystać, jako swój atut. Ostatnią zmianą, jaka zaszła w jego ciele była zmiana koloru tęczówek na pomarańczowe. Panie i panowie... Legion powrócił
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 12-04-2008 o 09:50.
Blacker jest offline