Francesca stała i wpatrywała się w całe widowisko, pomagać nowym druhom nie miała ochoty. Jon najchętniej zamiast strażników dopadłby ją, dobrze o tym wiedziała. Stała tak w dalszym ciągu, widok krwi działał na nią pobudzająco, kilka kropel nawet spadło na jej dopasowany kaftanik. Starła je palcem, po czym włożyła sobie go do ust i oblizała.
Widowisko było niesamowite, była zachwycona zręcznością i siłą brązowookiego, lecz w pewnej chwili przestraszyła się nieco, ze Jon może przeżyć. Nie chciała sobie nawet wyobrażać jego zemsty.>>> Ale czego właściwie mogłabym się bać?<<< uśmiechnęła się sama do siebie.
Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć... Jon upadł na podłogę krwawiąc
Brązowooki podszedł nieco bliżej, wyglądał kusząca... z jego rany ciekła świeża krew. -No, Skarbie. Masz teraz wybór. Złożysz broń i dobrowolnie się poddasz, albo będziemy musieli walczyć- – powiedział bardzo męskim głosem
Francesca uśmiechnęła się do niego figlarnie i oblizała pełne usta -Ładnie to tak panie wojowniku z bronią podchodzić do bezbronnej kobiety? Aj bardzo nie ładnie... – powiedziała mrużąc zielone oczy i kręcąc lekko głową, po czym spojrzała na Leonarda i puściła mu oczko, w dalszym ciągu leżał na podłodze wpół przytomny. Francesca odwróciła się i niezwykle szybko chciała podbiec do okna, po czym skoczyć i niezauważenie przemienić się w nietoperza. Była pewna, ze uda jej się to bez problemu, w końcu robiła to tyle razy...
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 12-04-2008 o 16:31.
|