Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2008, 16:04   #189
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Lekkie skinienie głowy, cichy szelest sukni i skrzypnięcie drzwi. Wszystko to dobitnie świadczyło o końcu rozmowy pomiędzy księżną, a Siemowitem. Mężczyzna żałował, że nie ucałował ukochanej na pożegnanie i nie życzył jej powodzenie w wywiązywaniu się z trudnych obowiązków, jakie musiała wypełniać na balu. Zrobiłby to, gdyby tylko Lorianna nie odebrała mu całej pewności siebie tym spojrzeniem i ledwo widocznym uśmiechem.

Mężczyzna długo jeszcze stał pośrodku komnaty, wpatrując się w drzwi, którymi przed chwilą wyszła Lorianna. Odgłos jej kroków już dawno ucichł, a jednak Siemowit wciąż stał w ciemności, jakby spodziewał się, że jego ukochana zaraz wróci. Czuł dziwną gorycz w ustach, a co gorsza sam nie wiedział, czy pozostała ona po wypitej przed chwilą krwi, czy po kłamstwie, które wypowiedział.

Złamana róża bezgłośnie spadła na podłogę. Zaraz po tym kielich z ostatnimi kroplami krwi znalazł się na niewielki, drewnianym stoliku, tuż obok innych naczyń. Mijały kolejne minuty, a Siemowit kroczył po komnacie ogarniętej półmrokiem, z rękoma splecionymi za plecami i spojrzeniem utkwionym w podłodze. Już nawet nie starał się utrzymywać maski człowieczeństwa. Jego skóra była trupia blada, rysy w ciemnościach zdawały się nienaturalnie ostre, jak u drapieżnika, w oczach płonęło coś niepokojącego.

Blade dłonie zacisnęły się na zimnym kamieniu, podczas gdy stojący przy oknie Siemowit zmuszał martwe ciało do czerpania kolejnych oddechów chłodnego, nocnego powietrza. Jak przez mgłę mężczyzna pamiętał, że w odległej przeszłości, gdy był jeszcze żywy, miarowe, głębokie oddechy pomagały mu uspokoić umysł. Teraz jednak myśli, jak szalone, wciąż wracały do tego samego miejsca.

Bolko i Lorianna... Lorianna... Bolko... Czy rzeczywiście jesteś tylko jej zabawką? A kim ona jest dla ciebie? Kochasz ją? Zobaczymy... Przekonamy się, jak wiele zniesie twoja miłość!”

Siemowit obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi, którymi nie tak dawno wyszła Lorianna. Twarz mężczyzny znów nabrała barw, w oczach zgasła nienawiść, zastąpiona przez wesołe ogniki, tak często widoczne u młodych, pełnych zapału ludzi. Siemowit zbyt długo czekał na te chwilę, żeby pozwolić sobie na najdrobniejszy nawet błąd. Myśl o tym, że już wkrótce ta maskarada dobiegnie końca i będzie mógł ujawnić swoją prawdziwą twarz dodawała mu sił. Już wkrótce... będzie jak dawniej.

Szybkie kroki mężczyzny odbijały się wśród pustych kamiennych ścian, gdy Siemowit zmierzał w kierunku sali balowej. Przeszedł jednak zaledwie kilka metrów poczym gwałtownie się zatrzymał. Jego nieruchoma sylwetka zdawała się czegoś nasłuchiwać, poczym mężczyzna od niechcenia machnął dłonią, jakby odganiał natrętnego owada. Nawet, gdyby ktokolwiek widział rozgrywającą się scenę, zapewne i tak nie dostrzegłby delikatnej sugestii poruszenia w ciemności. Salwador spokojnym, nieśpiesznym krokiem zagłębił się w labirynt korytarzy.

***

Młoda kobieta szła w kierunku sali balowej. Jej prosty strój, spracowane dłonie i zmęczenie malujące się na twarzy wyraźnie świadczyły, że nie jest jedną z gości, lecz zwyczajną służką, którą zagoniono do prostych usług. Aktualnie niosła dwa pełne dzbany, by goście mieli czym zaspokajać pragnienie.

Choć była już zmęczona, to jednak wciąż miała dość sił, by nucić sobie pod nosem wesołą i prostą melodie. Szła powoli, nieśpiesznie. Teraz, gdy trwał bal raczej nikogo nie spodziewała się spotkać w tej części zamku, a do sali balowej nie było jej zbyt pilno. Miało już dość poklepywania po tyłku przez starszych mężczyzn, którzy już zdarzyli się nacieszyć wdziękami swoich zwiędłych żon i teraz poszukiwali młodszych kobiet, z którymi mogliby sobie trochę pofolgować.

- Nie powinnaś sama oddalać się od sali balowej.

Dziewczyna aż podskoczyła na dźwięk tych słów. Odwróciła się błyskawicznie równocześnie unosząc ręce, jakby chciała wykorzystać dzbany do osłony przed napastnikiem. Jednak dość szybko zorientowała się, że jej strach był całkowicie nieuzasadniony. Kilka metrów przed nią stał młody mężczyzna. Przyjazny, łagodny uśmiech, sprawił że wszelkie obawy natychmiast znikły z umysłu służki.

Siemowit wolnym krokiem podszedł do kobiety, z rozbawieniem zauważając zmianę na jej twarzy, gdy dostrzegła jego strój. Kobieta dygnęła przed nim z nową obawą widoczną na twarzy, Widać nie czuła się zbyt swobodnie w towarzystwie gościa książęcej pary i trudno było dziwić się jej zachowaniu. Dziewczyna skromnie spuściła oczy, gdy mężczyzna stanął tuż przed nią.

- Nie bój się, ja ci nic nie zrobię. Ale mimo wszystko powinnaś na siebie uważać. Wielu panów mogłoby mieć ochotę, by spędzić kilka upojnych chwil w towarzystwie tak pięknej niewiasty.

Siemowit z rozbawieniem zauważył, że dziewczyna zarumieniła się, choć trudno było powiedzieć, czy tego powodem była bezpośredniość słów mężczyzny, tak rzadko widoczna u szlachetnie urodzonych, czy może komplement, który usłyszała z jego słów. Siemowit delikatnie ujął jej podbródek i uniósł głowę, tak by spojrzała mu w oczy.

Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała takich oczu. Ciemnoniebieskie tafle zdawały się wciągać ją w głąb, coraz niżej i niżej. Na początku spróbowała odwrócić wzrok, ale nie była wstanie. Błękit przesłonił cały świat, a ona czuła jak jej świadomość tonie. Starała się walczyć z tym uczuciem, ale nie miała żadnych szans. Wkrótce nie było już nic poza tymi oczyma i ciepłym, uspokajającym głosem dochodzącym z oddali. [Dominacja]

***

Siemowit pchnął drzwi i dumnym krokiem wkroczył na sale balową. Ze swoim zwyczajnym, przyjaznym uśmiechem spokojnie spacerowała pomiędzy gośćmi, z uwagą rozglądając się za Bolkiem. Teraz po rozmowie z księżną wypadałoby zamienić parę słów z jej mężem. Jednak jak na złość księcia nie było ani na jego miejscu przy stole, ani wśród tańczących. Oczywiście mógł tak jak Siemowit spacerować wśród gości i zabawiać ich rozmową, jednak uganianie się za Bolkiem po całej sali balowej było co najmniej bezsensowne. Znacznie lepszym pomysłem było poczekać, aż książę z powrotem zasiądzie do stołu i dopiero wtedy zająć go rozmową.

Zresztą oficjalnie Siemowit przybył na bal, by znaleźć żonę, więc wypadało choć udawać, że się jej szuka. Z leniwą gracją mężczyzna wymijał kolejnych gości zajętych rozmową, bądź ucztowaniem. Choć na balu było niemało pięknych kobiet, większość albo była już narzeczona, albo nawet zamężna. Te nieliczne, które wciąż były wolne i piękne równocześnie, otaczał ciasny krąg zalotników.

- To będzie ciężka noc.- wyszeptał Siemowit.

***

Sambor Gryfita siedział pochylony nad drewnianą misą pełną wody. Choć znów mógł normalnie oddychać, wciąż czuł ostry ból przeszywający całe ciało przy najdrobniejszym zaczerpnięciu powietrza. Doskonale wiedział, że cokolwiek wydarzyło się tam na dole, na sali balowej, z całą pewnością miało charakter nadnaturalny. A to oznaczało, że od teraz Sambor musiał być piekielnie ostrożny, jeżeli nie chciał stać się ofiarą .

Mężczyzna zanurzył dłonie w misie i nabrawszy wody obmył nią spoconą twarz. Po tym ataku był zmęczony i osłabiony. Zasadniczo niewiele brakowało, a byłby już zimnym trupem. Przyglądając się swojemu zdeformowanemu odbiciu, widocznemu w zburzonej tafli wody, na oślep sięgnął po materiał, którym mógłby otrzeć twarz.

Gdy oczy wpatrzone w tafle zauważyły ruch za plecami Sambora, było już za późno. Delikatne ukłucie, a następnie ekstaza ogarniająca każdy najdrobniejszy fragment świadomości, były ostatnim, co czuł Sambor w swoim dawnym życiu.

***

- Kim jest ta śliczna panna?
- Ona? Toż to chyba Weronika Aklewicz. A czemuż to pytasz panie? Czyżby przyciągnęła cię jej uroda?
- Jest piękna... Pewnie ojciec wyznaczył jej już męża?
- A skądże! Choć piękna, to ponoć strasznie nieposłuszna. Słyszałem, że próbowała uciekać z domu. Jak dla mnie, to w końcu powinna wyjść za mąż. Założę się, że porządny maż już by ją nauczył pokory i posłuszeństwa. Powiadam ci panie, że dziś to przekleństwo mieć córkę. Sam mam jedną i mówię ja panu, piękne to tak, że się nie da wypowiedzieć, ale też okropnie nieposłuszne. Mówię ja panu, prawdziwe przekleństwo!
- Tak, z całą pewnością. A teraz zechce mi pan wybaczyć.


Siemowit wstał od stołu i ruszył w kierunku Weroniki. Dziewczyna siedziała przy stole, ale mimo to nie była zainteresowana jedzeniem. Jej uwaga w głównej mierze skoncentrowana była na ignorowaniu siedzącego obok niej chłopaka. Młodzik najwyraźniej był zafascynowany urodą młodej kobiety i teraz niezdarnie starał się przyciągnąć uwagę Weroniki. Jego zaloty musiałby być szczególnie nieudane, co łatwo było poznać po tym, jak dziewczyna z wyraźnym znudzeniem rozglądała się dookoła.

- Witaj Weroniko.

Zarówno dziewczyna, jak i zalecający się do niej chłopak, odwrócili się w kierunku młodego mężczyzny, który tak bezpardonowo wtrącił się do ich rozmowy albo raczej do nudnego monologu chłopaka. Weronika uważnie przyjrzała się twarzy mężczyzny, który ledwo chwilę temu zwrócił się do niej po imieniu. Była wręcz pewna, że widzi go po raz pierwszy. A jednak było w nim coś znajomego... ten przyjazny, czarujących uśmiech, przystojna twarz i wesołe ogniki tańczące w oczach.

- Wiem, że nasze ostatnie spotkanie nie zakończyło się zbyt przyjemnie, ale mam nadzieje, że nie żywisz do mnie urazy. I wciąż wierze, że zechcesz zaszczycić mnie tańcem.

Siemowit wyciągnął dłoń w kierunku Weroniki, ledwo powstrzymując się od śmiechu na widok zaskoczonego i pełnego oburzenia spojrzenia młodzieńca, który ledwo chwilę temu próbował zauroczyć dziewczynę swoim wątpliwym urokiem.
 
Markus jest offline