Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2008, 05:46   #2
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
- Jedna suknia, druga suknia… Tam gorsecik, a tu wstążeczka. Z przeznaczeniem mijam się, łapiąc za miotłę i z wodą wiadro te... – Z garderoby dało się słyszeć piękny, dziewczęcy głos, cichutko, niemalże pod nosem, śpiewający jaki to jej los spłatał figiel. – Rozpieszczone i rozleniwione damulki nawet nie potrafią porządnie powiesić chusty. No tak, przecież tym zajmie się ktoś za to odpowiedzialny! Bo po co mają sobie brudzić rączki i nadwyrężać kręgosłup schylając się po tą durnowatą szmatkę. – Prócz śpiewu dało się także słyszeć głośne i uszczypliwe zrzędzenie tej samej osoby o anielskim głosie.
Amelie cisnęła fiołkową chustą gdzieś w kąt garderoby, stwierdzając, że nie będzie zaprzątać sobie głowy jedną, głupią szmatką. Powstrzymując się od potargania jednej z pięknych, bogato zdobionych sukni, wyszła z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami.
Mam nadzieję, że wszystkich obudziłam”, pomyślała, lekko wyginając w uśmiechu swoje delikatne, niczym płatki róż, usta.
Na co dzień nie zachowywała się w ten sposób; zazwyczaj wstawała nieco później, wykonywała swoją robotę starannie i dokładnie, nie marudząc na wszystko dookoła – lecz tym razem było inaczej. W końcu zbliżała się pierwsza próba reżyserska, a co za tym idzie – pierwsza próba Julesa, jej jedynego i najprawdziwszego przyjaciela, za którego oddałaby własne życie i wiele więcej, gdyby tylko mogła. Z pewnością przejmowała się o wiele bardziej niż sam Sauveterre.
- Tak trudno powiesić cholerną koszulę na wieszaku? – warknęła do samej siebie, ze wściekłością spoglądając na ciuch leżący na drewnianej podłodze. Westchnęła głęboko i powiesiła go tam, gdzie jego miejsce.
Czym ja się tak przejmuję?” Usiadła, opierając się o ścianę. „Jules to dobry tancerz, poradzi sobie… Muszę wziąć się w garść, przestać zrzędzić, jak stara baba. Czas na powrót tej Amelie, którą znają wszyscy… a przynajmniej niektórzy.
~*~
Zeszła ze sceny, a na jej twarzy malował się smutek. Samotna łza spłynęła po policzku, lecz szybko została starta przez delikatną dłoń. Długie, brązowe włosy opadały delikatnie na ramiona, a następnie na plecy.
Dziewczyna ubrana w lekko znoszoną, białą bluzkę, czarną kamizelkę i długie, równie czarne spodnie, szła w kierunku wyjścia, gdy nagle poczuła, jak ktoś łapie ją za rękę.
- A gdzie to się wybierasz? – usłyszała za sobą ciepły, niski, męski głos należący do nikogo innego, jak Julesa Sauveterre.
Amelie odwróciła się do niego przodem i spojrzała mu prosto w niebieskie oczy, zatapiając się w ich głębi. Kosmyki czarnych włosów sięgających ramion, opadały mu na opaloną twarz.
- Mówiłam, że jest to pozbawione sensu.
- Przecież nie mogą cię tak po prostu pozbawić szansy…
- Jules, ale właśnie to zrobili… Zrobili to ze względu na moje pochodzenie. Ale głowa do góry, przecież nie załamię się tylko dlatego, że nie udało mi się zostać śpiewaczką operową. Nadal mogę tutaj mieszkać i pracować – powiedziała, uśmiechając się do chłopaka. Zastanawiała się przez chwilę, kto tu kogo powinien pocieszać.
- Ech… w dzisiejszych czasach nie liczy się talent, a pochodzenie – mruknął, kręcąc głową.
Po chwili oboje wybuchli głośnym śmiechem, udając się ku wyjściu z sali.

~*~
Jeszcze tyle było do zrobienia, a tak mało pozostało czasu. Panna Charbonneau zaczęła zastanawiać się nad tym, czy zdąży na próbę swojego przyjaciela... I czy w ogóle warto na nią iść.
"Jeśli się nie pojawię, będę do końca tygodnia wysłuchiwać jego zrzędzenia", przeszło jej przez myśl - stwierdziła, że jednak postara się sprężyć i chociaż spotkać się z Julesem po próbie.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline