Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2008, 10:37   #62
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Gdy zapadła ciemność Anielica nie pamiętała tego co stało się przed nią. Jej pamięć zupełnie jakby wolała tego nie wiedzieć, jakby nie chciała już czuć tego bólu. Słonko przepełniona nadludzkim pojęciem o dobru otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Podniosła się i dotarło do niej, że umarła. Spojrzała na swoje dłonie, na skrzydła i na ciało. Nie dostrzegła w nim prawie żadnej różnicy. Czyżby Anioły nie umierały? Ta myśl jak ostrze przyjaciela przeszyło jej serce gdy Miya zobaczyła swoje martwe ciało. Jej pełna fioletu krew otulała je swoim nieskazitelnym dobrem, zupełnie jakby chciała ochronić bezbronną dziewczynę przed otaczającym ją złem. Na martwe ciało Anielicy spadła jedna, samotna, niewidzialna łza, która nawet nie zatrzymała się na bladej skórze…

Umarłam drugi raz, a gdy i wtedy zapadła ciemność ponownie zapomniałam…śmierć przeszła przeze mnie i odeszła, jakby widziała we mnie Nadzieję Świata.

Nagle wszystko wokół okryło się czerwienią i czernią. Niebo stało się czerwone, morze czarne. Wszystko nabrało kolorów w tych właśnie odcieniach. Jak w niemym filmie gdzie wszystko jest obce, zupełnie nieznane i całkowicie nowe. Nie słyszała głosów towarzyszy, nie dostrzegała ich nawet. Wiedziała, że jej ciało umarło. Nie mogła do niego wrócić, musiała znaleźć inne…nie chciała tego. Odkąd sięgała pamięcią, a wspomnień nie miała zbyt wiele, była taka jaką widzi siebie teraz. Nie wie jak wyglądała przed wstąpieniem do Anielskiej Armii. Nawet nie pamięta jak tam się znalazła. Być może to tylko jej dusza przemieściła się do tego ciała? Możliwe, że nigdy takiego nie posiadała.
Nagle tuż przed nią i czteroma innymi duszami nastąpił gwałtowny wybuch. Miya dostrzegła zza mgły przystojnego mężczyznę w bogatym ubraniu. Miał długie, czarne włosy oraz czarne oczy mieniące się czerwienią. Anielica znała ten czerwony błysk. Był on zły, okrutny i nadzwyczaj pożądliwy. Dopiero teraz pojęła, że żądza to zło, a nie neutralność. Dziewczyna odruchowo dała krok w tył. Gdyby była w swoim ciele poczułaby zapewne przeraźliwe bicie swego przepełnionego dobrem serca.

-Zabieram was!- zaśmiał się mężczyzna i machnął ręką w kierunku posępnych dusz mężczyzn, które zniknęły w takim samym ogniu, w jakim on się pojawił.
-Ty też idziesz ze mną!- uśmiechnął się triumfalnie mężczyzna, a oczy dziewczyny zaszkliły się nowonarodzonym strachem. Już chciała coś powiedzieć, zaprzeczyć, przedyskutować i wybłagać jednak jedynie zdążyła otworzyć usta gdy nagle usłyszała za swoimi plecami kolejny głos.

-Znasz zasady Develirusie... – spłynęły na nią słowa jakby recytowane z księgi miłosierdzia. Takie ciepłe, miłe i uspokajające. Miya odwróciła głowę uśmiechając się delikatnie. Po raz pierwszy odkąd pojawiła się na ziemi poczuła, że ktoś się za nią wstawił. Ktoś stanął w jej obronie, chciał pomóc. Po raz pierwszy… Jego śnieżnobiała zbroja była dla Miyi czymś neutralnym. Nie przyciągała dziewczyny do mężczyzny, ale i nie odpychała. Bała się ona mężczyzny z błyskiem czerwieni w oczach.

-Harsecie, usuń się!-warknął Develirus.

-Nie zrobię tego. Wiesz, że dusza sama może wybrać swoją drogę, kiedy tylko była dobra za swojego życia w swym ciele. Takie zasady zostały zawarte między tobą, a moim Panem. Trzymaj się ich-mówił sześcioskrzydły Serafin, zaś Miya nie za bardzo rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Chciała wybrać dobro, ale z drugiej strony dobro ją odrzuciło. Oskarżyło ją o okrutny czyn, którego nie dokonała. Napluło jej w twarz, sponiewierało i przeklęło…

-Miyo, masz prawo wyboru. Możesz iść z nim, a możesz też iść ze mną. Ja prowadzę do Boga, a on prowadzi do wiecznej śmierci. Wybierz-powiedział łagodnie, trzymając rękę na swoim rękojeści miecza przypiętego do pasa.

- Ja . . . – zaczęła Miya swoim cichym, subtelnym głosem, jednak twardy ton mężczyzn tłumił całkowicie jej słowa i uniemożliwiał dokończenie mysli.

-Anielico, to co mówi Serafin jest prawdą, ale nie do końca. Ja nie wiodę do wiecznej śmierci, ale do wiecznej rozkoszy i radości! Naamah!-zawołał, a obok niego pojawiła się Demonica niezwykłej urody.
-Wzywałeś Panie mój?-zapytała cicho demonica, wpatrując się z uwielbieniem w swojego Pana.
-To możesz być ty! Pokażę ci też jeszcze kogoś Azaelu!-zawołał ponownie, a obok niego pojawił się Demon dorównujący urodą Harsetowi. Był jednak ubrany w czerń i czerwień.
-Tak, Mistrzu?-skłonił się z szacunkiem Develirusowi.
-Widzisz? Jeżeli pójdziesz ze mną, będziesz miała takich na całą wieczność albo i dłużej. Pamiętasz Demona, z którym było ci tak dobrze? Pójdź ze mną, a będzie o niebo przyjemniej-mówił zachęcająco i kusząco.

- Ale ja . . . – zaczęła jednak tym razem gorzkie łzy stłumiły jej głos. Słowa dziewczyny znów zostały zignorowane. Nagle dziewczyna usłyszała chłodny głos Harseta.

-Jeżeli pójdziesz z nim, nigdy już nie będziesz miała wstępu do Nieba, do prawdziwego Pana i Władcy – Miya nie wiedziała gdzie ma pójść. Nie chciała sprawić nikomu przykrości. Pragnęła pójść z jednym i z drugim mężczyzną. Przez całe te zamieszanie zupełnie zapomniała o swoim ciele i krwi, którą wciąż traci. Jeśli straci jej zbyt wiele już nie będzie mogła wrócić do swojego ciała gdyż straci ono całą swoja życiową energię.
Nagle Serafin wyskoczył przed dziewczynę, zasłaniając jej widok na Develirusa, Azaela i Naamah. Usłyszała jego melodyjny głos:

-Ona wybrała. Znikaj razem ze swoimi sługami!

-Jeszcze tego będziesz żałowała Anielico-syknął groźnie, po czym rozległ się ponowny wybuch. Harset odsłonił ci widok, wyciągając rękę.

- Przepraszam… – szepnęła dziewczyna ze smutną miną patrzą na puste miejsce, w którym jeszcze nie tak dawno stał Develirus.

-Idźmy na sąd, przed oblicze Pana-rzekł Serafin. Dziewczyna nie rozumiała czemu miałaby stawać przed Sądem Najwyższym po raz kolejny! Przecież niczemu nie zawiniła. Nie zabiła nikogo, ani nawet nie zdradziła.

- Ale dlaczego? – spytała łagodnie i ciepło trzymając złączone dłonie na lewej piersi tuż przy sercu. Harset nie odpowiedział, więc Miya nie śmiała pytać ponownie. Posłusznie podała mu rękę gdy nagle za sobą usłyszała kolejny głos. Rozpoznała go! Wiedziała kto to jednak czy…czy to możliwe?!

-Puść ją Harsecie i oddaj pod moją opiekę - rzekł Przywódca Aniołów. Jej…przywódca.

-Ona wybrała Pana i właśnie do Niego ją prowadzę. Nawet jakbym chciał, to nie mógłbym ją zostawić, gdyż podlegam rozkazom tylko i wyłącznie Władcy, gdyż Sidrim już nie jest jednym z nas. Poza tym nie ma innej drogi. Albo z nami do Mistrza albo z Develirusem i dobrze o tym wiesz-westchnął Serafin.
-Jest inne wyjście. Może zostać tutaj. Ona jeszcze nie odpokutowała win, a chce to zrobić. Niestety źli ludzie nie pozwolili jej na to. Proszę cię, puść ją-rzekł, a Najwyższy Serafin zamyślił się.
-Tak, to jest wyjście, ale niestety mam inne polecenia-powiedział, a na jego przystojnej twarzy zagościł smutek.
-Tak, zgadza się, ale jak pamiętasz była pod moją opieką. Nie może przekroczyć Bram bez mojej zgody. Ja tej zgody nie wyrażam-uśmiechnął się szeroko, zaś na twarz Harseta powrócił uśmiech.
-Jesteś Upadłą Anielicą, wracaj na ziemię odpokutować winy-powiedział, ale zaraz dodał do twojego Przywódcy.
-Ale ty musisz w takim razie iść ze mną wytłumaczyć się przed Panem-ponownie westchnął bezradnie.

- Nie Panie, nie rób tego! Nie chce byś miał przeze mnie kłopoty! Już tyle ludzi przeze mnie cierpiało…nie potrafię nawet pomagać… – rzekła spuszczając wzrok. Gdyby mogła to pewnie znowu zapłakałaby. Przywódca uśmiechnął się tylko do niej. Dziewczyna zrozumiała to. Wiedziała co oznacza ten uśmiech. Jak jest się dobrym, otrzymuje się dobro.

-Dobrze, ale daj mi chwilę. Miyo, Develirus jest Najwyższym Demonem często określanym jako Diabeł. Jest kimś takim, jak u nas jest nasz Pan. U nich jest bogiem i w wielu sytuacjach nie tylko tam. Ostrzegam cię, on nie rzuca słów na wiatr. Sidrim stał wyżej niż Harset, bo awansował w hierarchii Anielskiej i podlegał jedynie Najwyższemu. Otrzymał wiele broni od samego Władcy takie jak Światło Niebios!
Naraził się Develirusowi kiedy po raz pierwszy był Aniołem Stróżem swojego zabójcy. Kiedy jego zabójca umarł śmiercią naturalną, Sidrim otwarcie wystąpił przeciwko Panu Piekieł, który uciekł właśnie przed Światłem Niebios.
Sidrim był Najwyższym Serafinem i teoretycznie nawet Najwyższy Demon nie miał do niego dostępu, a jednak dopadł go. Teraz jest Upadłym bez szans na powrót do Nieba, bo o to zadbał Develirus.
Jednakże z racji tego, że był Najwyższym Serafinem, zachował pełnię swoich mocy fizycznych oraz dużą część magicznych.
Znajdź go zanim Develirus zrealizuje swoją groźbę! - pouczył Przywódca.

- To znaczy….że…czy on mi pomoże? Grozi mi coś złego? Ja….ja nie rozumiem, Panie! Proszę, nie zsyłaj mnie z powrotem na Ziemię, błagam…nie zostawiaj mnie w tym świecie, proszę Cię…proszę… – Miya rzuciła się na szyję Przywódcy i zaczęła ronić fioletowe łzy. Błagała go, jednak on tylko pogładził ją po włosach i ucałował w czoło.

- Wybacz Słonko… – szepnął jej do ucha i odsunął od siebie. Jego stalowe spojrzenie sprawiło, że Miya oprzytomniała. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że jest Upadłym Aniołem. Nie mogła zrozumieć tego, że wcale nie jest już kochaną maskotką nieba.

-Musimy już iść-upomniał Harset.

-Do następnego razu – rzekł Przywódca uśmiechając się, po czym zniknął razem z Hersetem. Dziewczyna padła na kolana zaś obraz zaczął zachodzić jej mgłą i ciemnieć. Czerń zastąpił czerwień otoczenia i objął wszystko w swą niemą martwicę. Nastała cisza, zaś Miya nie chciała już liczyć swoich przeraźliwych śmierci.

-Jeżeli kłamiesz…kłamiesz…kłamiesz… - zaszumiało w głowie dziewczyny jednak nie mogła zidentyfikować kierunku z którego dobiegł nieznajomy głos. Anielica otworzyła oczy i pierwsze co usłyszała w pełni było niezrozumiałe dla niej zdanie Filina.

-Brawo Miya! Nabrałaś naszego kapitana! Myślał, że nie żyjesz! Jesteś w tym naprawdę dobra - zaśmiał się radośnie, a kapitan wściekły odszedł.
Słonko gwałtownie złapała się za miejsce, w którym przed śmiercią czuła przeszywający ból. Wilgoć jej fioletowej krwi i ślad jej barwy na dłoni dziewczyny sprawił, że poczuła się ona dziwnie. Każdy patrzył na to jak krwawi, zaś kolor jej krwi był nienaturalny. Czy oni wiedzą?

- ZABIJCIE MNIE!! – krzyknęła z całych sił, a jej rozpaczliwy głos rozniósł się po pustej przestrzeni okolicy rywalizując z siłą fal. - Błagam…zróbcie to…zlitujcie się… – dodała rozpaczliwie przewracając się na bok i kuląc kolana do brody. Nikt nie chciał jej pomóc, wydawało jej się, że nikt jej nie słyszy…
Nie wiedziała jak długo tu leży…zrozumiała, że znów nie czuje chłodu…

Łzy koloru krwi spłynęły błagalnie strumieniem rozpaczy, i wtedy zrozumiała, że Śmierć nie ma serca…
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline