Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2008, 13:48   #23
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Trzymałeś szamoczącą się Leah i patrzyłeś groźnie z góry na kapłana. Młody mężczyzna spojrzał jeszcze przeciągle na Leah, ale nie doczekał się z jej strony reakcji.
Kiedy oddalaliście nadal stał w tym samym miejscu
- Pamiętaj co mówiłem – krzyknął jeszcze za Wami.
Leah piorunowała cię wzrokiem, co akurat w niej lubiłeś, ale marszczyła też zgrabny nosek, przy każdym Twoim bardziej zamaszystym ruchu.
- Śmierdzisz jak ogr, nawet w rzece mógłbyś te łachy przeprać – powiedziała w końcu gdy wyszliście z zaułków między ludzi.
Trudno uwierzyć, ale talony, które miałeś w rękach podziałały i wpuszczono Was do teatru, choć musiałeś zostawić wózek.
Rozsiedliście się i czekałeś na wyjaśnienia. Ubrana w porządną sukienkę znajoma nieznajoma Leah patrzyła w przestrzeń i przygryzała usta.
- Niepotrzebnie się tak unosisz – powiedziała, jakby była jakąś zasraną hrabiną. Tylko nie dodała mój drogi. - Nie jestem kurwą, tylko dublerką – ostatnie słowo wymówiła bardzo uważnie nie chcąc pomylić liter.
Znowu musiałeś jej dosadnie wytłumaczyć, że nie ważne jak je będzie nazywać dawanie dupy jest dawaniem dupy. Na co Leah nazwała Cię głupkiem.
Zastanawiałeś się już poważnie czy nie przełożyć dziewuchy przez kolano, kiedy Leah rzuciła Ci się na szyję. I wyściskała bardzo mocno.
- Strrrasznie się za tobą stęskniłam.
I wreszcie zaczęła opowiadać.
- Ukryłam się wtedy w dziurawym magazynie. A niewiele brakowało, żeby jeden bydlak mnie zabił. Tyle – pokazała najmniejszy palec – od skroni bełt mi przeleciał. Przeczekałam tam do prawie do rana. a jak wylazłam to czekał na mnie ten kapłan. Nie podszedł tylko tak się przyglądał. No to mu zwiałam. Chciałam Ci pomóc. Ale te zasrańce z Rosette tylko mnie wyśmieli. No to pomyślałam że przeczekam, że w końcu Cię puszczą. No i puścili. – zaśmiała się i znowu chciała rzucić Ci się na szyję, ale tym razem przygotowany zdołałeś uniknąć kontaktu.
- Ale znowu pojawił się ten kapłan. Chciałam mu uciec, ale on rzucił jakiś czar i nie mogłam. I on zaczął mi grzebać w głowie, myślałam że umrę, ale wtedy czar przestała działać i uciekłam. Ukryłam się dobrze, bo spotkałam tego wielkoluda Lucjana od aktorów, on jest trochę głupi, ale bardzo miły i dał mi kwiaty i zapytał dlaczego śpię w tych beczkach, bo spałam za kramem z żelazem, tam nikt nie chodzi, ale ten głupek zbierał kwiaty, te co je dał mi i tam przyszedł. No i powiedział że mogę spać u niego, a ja byłam już głodna bo dwa dni stamtąd nie wychodziłam i z nim poszłam. I mieszkam w Zielonej Papudze. I dostałam pracę, bo ja jestem podobna do tej aktorki, co tu będzie grała, a ona boi się chodzić po desce, co wygląda jak lina i ja chodzę. Ale najgorsze, ściszyła głos, że odkąd on mnie zaczarował to mam te sny, a potem ich nie pamiętam, ale myślę, ze on chce mnie do czegoś zmusić.
- Ktoś panienkę do czegoś przymusza? – przerwano wam nagle. A ty rozpoznałeś pytającą po głosie, bo na miejscach obok rozsiadali się białowłosa i obdartus, który jak się właśnie okazało miał i portki z dwiema nogawkami, tyle że tak wielkie, że kończyły mu się pod brodą i mógłby nimi obwinąć się dwa razy.
I wtedy na scenę wjechały dekoracje, wielkie jak machiny oblężnicze. Po bokach ustawili się muzycy. I w dźwiękach fletów i lutni przemówił Mędrzec
- Dostojni Panowie, Szlachetne Damy. Wyśpiewamy Wam dzisiaj historię miłości i zdrady. Występku i cnoty. Radości i łez. Historię chciwego bogacza i cnotliwej panny, nawróconego złodzieja i okrutnego żołdaka. Historię prawdziwą jak samo życie. Może niektórych ona czegoś nauczy, niektórych rozbawi, innych wzruszy. Ale nikt nie wyjdzie zawiedziony.
Oglądałeś zagmatwaną historię z niejaką przyjemnością. Najbardziej podobał Ci się facet co chodził na szczudłach i drugi co połykał płonące miecze. I naprawdę imponujące wybuchy. Ale wkurzało Cię, że tak dużo śpiewali. Nic nie można było zrozumieć.
Pod koniec drugiego aktu Leah oznajmiła, że kończy się przedstawienie i zaraz będzie jej scena. Nie mogłeś puścić łazęgi samej.
Faktycznie za kulisami jakiś obwieś zaraz dopadł Leah i kazał się przebierać. Leah na zdjęła bez skrępowania sukienkę, pod spodem miała obcisłe wdzianko i wpadła za kulisy. Nie widziałeś co tam robiła. Cały czas zerkał na Ciebie rosły ochroniarz. Na szczęście nim zdążyłeś się zniecierpliwić wróciła. Bardzo zdenerwowana. Rozbrzmiały oklaski.
- Idziemy - pociągnęła Cię za rękę, a ty znałeś ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że uciekacie. Zdążyliście przed tłumem.
Twój wózek był na miejscu.

Machat
Wyszedłeś za Oktawianem. Nie chciał od razu rozmawiać i zmuszony byłeś pójść za nim jakieś 200 metrów. W końcu znaleźliście miejsce odpowiadające nerwowemu szlachcicowi. Stanęliście w cieniu budynku, kowalskiego warsztatu.
- Co się stało Panie Oktawianie, jeśli chodzi o ładne Panie zaraz się dla Pana jakaś znajdzie.
- Na pewno? – spojrzał na Ciebie dziwnie – Mam wysublimowany gust.
Przypomniałeś sobie plotki, że Maurissaut, sam szczyl 19-letni, lubi bardzo młode dziewczęta, dużo młodsze od siebie.
- Chcę kupić co masz. A jak będziesz miał więcej, przyjdź. Tylko dyskretniej – syknął.
Wyciągnąłeś zza kapelusza towar. Oktawian zapłacił. Od razu ze lśniącej powierzchni sztyletu wciągnął działkę.
- Najlepiej przyjdź jeszcze dziś w nocy. Do mojego domu z towarem.
- I dziewczyną jeśli znajdziesz odpowiednią. Dobrze zapłacę. Tylko dyskretnie –powtórzył. – Zaczekaj chwilę nie idź tuż za mną.
Poszedł do teatru.
Wróciłeś do Lizy tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. W wejściu natknąłeś się na białowłosą staruszkę z „mężusiem”. Tym razem miał kompletna garderobę, ale potykał się przez dużo za duże spodnie. Zresztą połatane. Dziwiłeś się , że ich wpuszczono. Staruszka mrugnęła do Ciebie zawadiacko, a jej towarzysz ukłonił ci się zadziwiająco wprawnie, po szlachecku.
Wszystko robiło wrażenie. Same dekoracje musiały kosztować setki koron, a stroje, muzycy, fajerwerki. Nawet dekolty aktorek nie były niezbędnym elementem spektaklu. Chociaż bardzo przyjemnym. Liza trzymała Cię za rękę całą sztukę. A gdy rozdzieleni kochankowie po wielu perypetiach znowu się spotkali, tak na Ciebie spojrzała jakby miała zamiar Cię pocałować. Co za wieczór.
Gdy zginął czarny charakter i opadła kurtyna rozległy się gromkie brawa. Ty również nie szczędziłeś sił w oklaskiwaniu trupy. Ale Liza rozpłakała się.
- Na świecie jest tyle zła – wyszeptała.

Eryk
Wróciliście do reszty ze sprytnym planem. Wręczyliście Paniom rozcieńczane wodą słodkie wino z Montpellier, po czym Francois całkiem zgrabnie odegrał scenę z poklepywaniem się po brzuchach. A August jęknał. Nie zdążyliście jednak wymienić triumfujących spojrzeń, ani się odezwać, bo gdy tylko Francois dotknął Augusta, Leticia de Baries upuściła kieliszek. Grube szkło nie potłukło się ale wino pochlapało wszystkich.
- Och najmocniej przepraszam – Leticia zarumieniła się z zażenowania – jestem taka niezdarna.
Pospieszyłeś z zapewnieniami, że skądże i że nic się nie stało i propozycją przyniesienia drugiego napoju. Przyjętą. Gdy wróciłeś spektakl już trwał. Pozostało Ci jedynie go oglądać. Sztuka oglądana od środka nieco traci, ale i tak musiałeś przyznać, że wszystkie absurdy dziejące się na scenie ujęto w zgrabną całość. Grający młodego kochanka tenor i jego partnerka, wyrazisty koloraturowy sopran, śpiewali przepięknie. Widziałeś łzy w pięknych oczach Leticii. Trochę niepotrzebne wydały Ci się wybuchy, połykacz ogni i olbrzym z osłem na plecach, ale mimo wszystko pomyślałeś, że mógłbyś to obejrzeć jeszcze raz w całości. I że warto zapamiętać nazwisko autorki.
Gdy w końcowej scenie główna bohaterka w obcisłych spodniach i koszuli przeszła zgrabnie na linię między dwoma wieżyczkami, by zadać śmiertelny cios czarnemu charakterowi nawet nadmiar elementów cyrkowych przestał Ci przeszkadzać.
Ale wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Poczułeś pulsowanie w lewym przedramieniu i poderwałeś się na równe nogi, sekundę przed wszystkimi, bo właśnie opadała uzbrojona w sztylet ręka udręczonej niewinności godząc w serce złego bohatera, a za nią opadała kurtyna.
Razem z tobą zerwała się Leticia, równocześnie, jakbyście byli jednym ciałem. Wiedziałeś że dzieli twój niepokój. A ty czułeś w sercu lęk jakiego nigdy nie zaznałeś i rozpacz jakiej nigdy nie czułeś.
Przedstawienie zakończono. Publiczność biła gromkie brawa.

Pappo
Mimo wszystkich złych znaków i mimo, że byłeś w Bretonii, to były „Piańskie Progi” i jak każdy Pian czułeś się tu jak w domu. Pomagałeś ciotce i Fuksji z prawdziwą przyjemnością, bez trudu odnajdując wszelkie potrzebny produkty i przedmioty. Bo każdy Pian trzyma kubki i patelnie, sery i mięsiwa w tych samych miejscach.
Potrzebowaliście trzech powozów, żeby się pomieścić w drodze do teatru. Bo poza znaną ci częścią rodziny przybyli jeszcze krewni Seii, chyba z tuzin Gutterdoców.
Po drodze ciotka opowiedziała Ci trochę o Nanie. Sam słabo pamiętałeś tę piegowatą, wesołą dziewczynę, rudą jakby była z Pianów. Dowiedziałeś się, że Nana jest osóbką wszędobylską i samodzielną, powszechnie lubianą i znaną. I że ma tendencję do pchania się w kłopoty. W jakiego rodzaju? Tego Fuksja nie chciała lub nie mogła Ci powiedzieć.
W teatrze rozsiedliście się na aksamitnych poduszkach. Całe dwa rzędy familii Jabell. Nad wami arystokracja i najbogatsi kupcy. Wszystkim z powagą kłaniał się wuj Harteron.
Pogrążyłeś się w rozmowach z kuzynostwem. W tym jednej bardzo ciekawej. Raan, na pozór melancholijny młodzieniec o gęstej czuprynie w kolorze słomy chętnie rozgadał się na temat Nany. Widać było, że uwielbia dziewczynę.
- Nana ładuje się w kłopoty od dzieciństwa. - zaczął – Kiedyś w czasie święta Mananna Pogromcy Burz, kiedy do Brionne przyjechała sama Matrona z Marienburga, zadziwiająco młoda swoją drogą, jak na taakie stanowisko – pozwolił sobie na dygresje – i w Świątyni na wielkiej mszy zgromadzili się chyba wszyscy mieszkańcy Brionne, Nana - ściszył głos – obcięła sakiewkę książęcemu szampierzowi. – rozejrzał się - Nie ma go tutaj – Danielowi Zurarze.
- Kiedy to się wydało – kontynuował – po blisko dwóch tygodniach, Fuksja poprosiła o pomoc twego wuja i razem z Harteronem, i Naną oczywiście, poszli do rezydencji Zurarów. Dom rzecz jasna nie należał do Daniela, który był młodszym bratem, ale do starszego Oskara, tego co potem zbankrutował za granicą i zaginął, a biedny Daniel musiał sprzedać rodzinną posiadłość. Wiesz plotki mówiły nawet... – musiałeś prosić Raana by wrócił do głównego wątku.
- A wiesz dlaczego się wydało? – chłopak kontynuował – Bo Nana jest naprawdę sprytna i mogło nie wydać się nigdy. Dotąd nie wiemy czy coś sobie kupiła za te pieniądze. Wszystko przez tą Leyette, no może powinienem powiedzieć dzięki niej, tej kapłance Shallyi – stanął na siedzeniu by znaleźć wspominana kobietę na widowni – jej też chyba tu niema – zszedł – przylazła do karczmy i dziękowała Harteronowi za hojną ofiarę – uśmiechnął się – taka jest nasza Nana. Czasem broi, ale to złota dziewczyna.
- No ale rodzina uradziła, że nie można tego tak zostawić i zaprowadzono Nanę do Daniela, żeby go przeprosiła i oddała pieniądze. To porządni ludzie. Te Zurary, a właściwie to już jeden człowiek. Gdyby to był de Veille byłoby gorzej, pewnie nie odzyskałby pieniędzy, z kolei Dupont... On jest tam – pokazał Ci loże nad wami całkiem niedaleko, bardzo zadowolony że wreszcie może kogoś wskazać – jest trochę wyniosły, choć Bodo, który u niego gotuje nie narzeka...
- I co zrobił ten Daniel? – przerwałeś, słusznie obawiając się teraz historii Bodo
- No, Nana opowiadała, że był bardzo miły i śmiertelnie poważny. I radził Fuksji, żeby pilnowała córki, bo świat jest pełen pokus i łatwo wstąpić na nieodpowiednią ścieżkę. On wtedy dopiero co został książęcym szampierzem, najmłodszym w historii Brionne... Tak, tak, przechodzę do sedna – zareagował na twoją miną – Przyjął pieniądze od Harterona i podobno potem ofiarował podwójną taką sumę Shalyii, pewnie z prośba żeby się kapłanki pomodliły o duszę Nany.
- A Nana polubiła wtedy tego Oskara. Podobno chichotał całą wizytę, a na koniec dał Nanie cały kosz słodkości, prosto z Marienburga, bo jak Ci mówiłem, wtedy przypłynął statek...
- Cisza chłopcy – tym razem przerwała wam Seia. Bo przedstawienie się rozpoczęło.
Była to wciągająca historia miłości zubożałej szlachcianki do biednego sieroty, z bogatym tłem obyczajowym. Ciebie zachwycały skomplikowane wielopoziomowe machiny które wjechały na scenę już w pierwszym akcie i z powodzeniem udawały góry, zamki, wielkie statki i miejskie kamienice. A pierwowzór jednego z bohaterów, małego chłopca, miłośnika i specjalisty od fajerwerków i wybuchów rozpoznałeś od razu.
W przerwie wyciągnąłeś od Raana dalsze informacje. Otóż modlitwy kapłanek niezupełnie pomogły i choć Raan nie znał szczegółów, wiedział, ze Nana miała kilka występków na sumieniu. Znał natomiast nazwisko jednego z przyjaciół Nany z półświatka, halflinga - pasera Flota Muchołapki i miejsce gdzie Nana się z nim spotykała, spelunę niedaleko cmentarza - „ Małą Rosette”
Przedstawienie zakończyło się wielkim sukcesem. Brawa trwały chyba z kwadrans. Choć aktorzy, dziwna sprawa tylko dwa razy wyłonili się zza kurtyny kłaniać. I nim zdążyły na dobre rozbrzmieć oklaski zobaczyłeś jednonogawkowego kloszarda, choć już w całych spodniach, który spiesznie wychodził z teatru, goniąc chyba drugiego łazęgę, opuszczającego teatr wraz z dziewczyną w nader obcisłym ubraniu. Tego też rozpoznawałeś, to on rano zbierał cięgi od staruszki. Mimowolnie rozejrzałeś się za białowłosą ale jej nie było widać.

Diego
Ogrody świątynne tonęły w wieczornej mgle. Z dala widać było słynną budowlę Brionne . Marmurową świątynię w niewielkiej odległości od skarpy za którą szumiało morze.
Z ulga wciągałeś powietrze, takie rześkie, zwłaszcza w porównaniu do duchoty panującej tu za dnia. I mimo wilgoci wreszcie nie czuć było tego smrodu bagien, który unosił się w prawie całym mieście. Za to wszędzie rozchodził się zapach krzewów jaśminu. Ćwiczyłeś ataki, wypady, odskoki. Świetnie zrobiła ci ta rozgrzewka, uspokajając rozedrgane myśli. I wtedy usłyszałeś rozmowę.
- Nie udało się. Ta dziewczyna znowu mi się wymknęła. Boję się, że ona jest szalona, opanowały ją demony z naszych snów...
- Cii.. – przerwał drugi z mężczyzn, odwrócił się a Ty zobaczyłeś jego twarz, o ostrych rysach i wąskich oczach tak czarnych, że aż granatowych. To była twarz elfa, piękna i straszna jednocześnie. I spojrzenie kogoś bardzo starego.
Odszedłeś z ogrodów w pośpiechu. Czując na sobie wzrok nieznajomego.

Wynajmowałeś pokój na wysokim piętrze Myszy Polnej. Pod nim znajdowała się duża sala karczmy, nad nim następne piętro z pokojami. Do tego okno wychodziło na ulicę i zwykle o świcie budził cię ruch Alei Głównej, tak, że musiałeś zamykać okiennice, które na noc z powodu gorąca zostawiałeś otwarte. Na szczęście z wysokości 4 metrów smród wywożonych co świt nieczystości nie drażnił tak bardzo. Bo okno miałeś obok łoża. Pokój za to był całkiem duży, z solidnym łóżkiem na przeciwko drzwi, z wielką dębową szafą, stołem z czterema taboretami.
Musiałeś trochę się zdrzemnąć. Choć August nie wyglądał na groźnego przeciwnika, wiedziałeś, ze czasem nie trzeba wiele. Jeden niewprawny ruch zmęczonego ciała może być ostatnim. W końcu zmusiłeś się do snu.
Spałeś niespokojnie, nic dziwnego , że obudził cię szmer. W pierwszej chwili myślałeś, że to świt i pokojówka budzi Cię zgodnie z poleceniem. Ale to było chrobotanie metalu w zamku. Słyszałeś ściszone dwa męskie głosy
Drzwi otworzyły się na oścież.
- Pakuj manatki – mężczyzna mówił po estalijsku – na gorącą prośbę Pani Leticii wracasz do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 13-04-2008 o 13:53.
Hellian jest offline