Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2008, 12:29   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Na odchodnym kopnął jeszcze tego śmiecia, nachylając mu się do ucha.
-Robić to my a nie nas śmierdzielu! Podstawowa zasada, nie zapominaj następnym razem.
Splunął obok i dziarskim krokiem ruszył w stronę tej knajpki, przy okazji przyglądając się biletom. Były na ten dzisiejszy spektakl, pewnie jakieś słabe miejsca z tyłu. Niestety Peter czytał raczej średnio, a dokładniej prawie w ogóle. Zarobić byłoby ciężko, bo przedstawienie prawie się już zaczęło, ale za to Peter miał szczęście! Zobaczył tą małą cholerę, wygrażającą kapłanowi. Tak, to było w jej stylu. Zawsze narobi sobie kłopotów, ale początkujący paser musiał ją pogadać. I złoić skórę.

Nie zastanawiając się wiele podszedł do szarpiącej się dwójki i silnym ruchem oderwał Leah od kapłana.
-Tu jesteś ty mała cholero!
Widząc wściekły wyraz oczu Petera, dziewczyna na dłuższą chwilę straciła mowę. Wykorzystał to, patrząc na mężczyznę z góry i stosując minę w stylu "lepiej byś już sobie poszedł".
-Se poradzę. Możesz iść. Ona nikomu krzywdy nie zrobi, bo jej nowy wizy...wyzi...wyzerunek ucierpi. No.
Wciąż trzymając młodą za ramię, drugą ręką znów chwycił wózek i zaciągnął obie rzeczy do jakiegoś zaułka.
-Co to ma być?! Artysty już lepsze od Petera, który tyle razy twój zawszony tyłek ratował?!
-Ale...
-Co ale?! Jakżem gnił za kratami zamiast ciebie to ty się bawiłaś i dupy dawałaś o starym Peterze nawet nie pomyślawszy co?! Dobre mają te artysty kuśki co?!
-To nie tak! Wytłumaczę...
-Lepiej by było dla ciebie. Do tełatru idziemy.

Przestraszona dziewczyna oparła się o ścianę, zaś Peter ustawił swój wózek gdzieś z boku alejki. W tej dzielnicy i tak nikt go nie weźmie, poza tym poza szmatami i tak niewiele tam było. Założył na głowę kapelusz, poprawił ubranie, strzepując z niego wszystkie co większe paprochy i słomę z jeszcze nocnego spania. Dopiero wtedy spojrzał na patrzącą się na niego dziwnie Leah.
-Że gdzie idziemy?! Peter, tobie w tym kiciu odbiło?
-Nii, nic nie wiesz kobito. Interes własny zakładam, a co! Szkoda, że teraz z tymi mamisynkami z pędzlem w łapach i obwisłymi kutasami trzymasz bom wspólnika bym wziął. Ale i tak sie będziesz tłumaczyć.
-Ale Peter, do teatru nie wszystkich wpuszczają...
-A co, teraz to Peter jest stary śmieć i nawet do teatru nie wpuszczą?! W przeciwieństwie do wyruchanej Leah, która za udostępnienie swojej cipy w ładnych ubrankach może chodzić?! Jazda kobieto, nie wkurwiaj mnie bardziej. Mam bilety.


Popchnął ją do przodu. Zresztą wiedziała, że jak był w takim humorze to nie warto mu było stawać na drodze. Zresztą i tak był grzeczny bo tylko gadał. Ruszył w stronę wejścia i mimo, że wyglądał bardziej jak ci żebracy, przynajmniej jeśli chodzi o ubranie, to ku zdumieniu bileterów nie zwolnił przy nich a razem z Leah podeszli do wejścia. Wcisnął jednemu wymuskanemu kolesiowi bilety w łapę.
-Ale...
-Co kurwa ale? Mam bilet? Mam. Jakiś problem?

Spojrzał na niego z góry, zaś wściekły wyraz oczu bardzo szybko "udobruchał" faceta.
-Ehkem. Miłego spektaklu.
-Które to miejsca?
-Ee... przecież jest na... tak tak, ostatni rząd, 5 i 6 miejsce.
-No. Dzięki.

Weszli do środka, rozglądając się ciekawie po wnętrzu. Na szczęście wystarczyło iść za wszystkimi by dostać się do rzędów krzeseł. Szybko skierowali się do ostatniego rzędu, przepychając się przed ludźmi, którzy siedzieli już na bliższych brzegu miejscach. Większość, która ich zauważyła, pokazywała sobie palcem Petera, zastanawiając się pewnie skąd się tu wziął i czy nie jest to element przedstawienia. Nie był. Zresztą Peter miał ich w dupie. Usiadł na swoim miejscu, przynajmniej tak mu się wydawało, że to jego, i posadził obok Leah. Nie zważał na wrogie wręcz spojrzenia tych co siedzieli obok, zatykając nosy. Jego postura zamykała im usta. No i nie śmierdział przecież tak bardzo, mył się nawet ostatnio a i w rynsztokach nie spał.
-No to teraz tłumacz się dupciu. Ino sprawnie, bo jak skłamiesz...
Uśmiechnął się paskudnie do dziewczyny. Miał pewność, że mu chociaż nie ucieknie, narobiła by za dużo harmidru i by zdążył ją złapać. Zresztą ona i tak wiedziała, że w tym mieście mu się nie schowa. Musiała więc mówić. I to bez kłamstw.
 
Sekal jest offline  
Stary 10-04-2008, 13:42   #22
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie miał po co zostawać w teatrze. Tliła w nim się wprawdzie masochistyczna chęć, by zakraść się i spojrzeć choć raz na twarz Leticii, ale odrzucił ją zdecydowanie. Nie będzie się zachowywał jak zakochany młokos. Nigdy więcej. Już nigdy więcej.
Tłum roześmianych, frywolnych i flirtujących ludzi mierził go tak, że dosłownie czuł nudności. Z ulgą opuścił teatr snując się bez celu pogrążony we własnych ponurych myślach.
Przypadkiem trafił do zaułka gdzie jakaś dziewczyna szarpała się z kapłanem. Był tam jeszcze ten człowiek z wózkiem, którego spotkał rano.
Diego bez słowa odwrócił się i odszedł. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać.
Wrócił niespiesznie do swego pokoju. Po drodze poprosił Ralpha, by zbudził go o świcie.
Estalijczyk położył się podkładając ręce pod głowę i wbił wzrok w sufit. Zamknął oczy próbując zasnąć. Czuł jednak, że to daremny trud. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się ostatnio i zbyt wiele myśli i uczuć kłębiło się w jego głowie.
Uśmiechnął się gorzko siadając. Wyglądało na to, że nie tylko August nie zmruży oka tej nocy.
Podszedł do miski i zwilżył twarz zimną wodą. Wyszedł na miasto kierując się w stronę parku za świątynią Mannana. Zieleń tego miejsca i szum liści na wietrze nieco go uspokoił. Diego obnażył rapier i wyjął lewak. Zaczął powtarzać sobie kilka znanych złożeń, próbować dosięgnąć niewidzialnego przeciwnika, parować jego ciosy. Z początku powoli, w miarę jak się rozgrzewał klinga nabierała prędkości tak jak i jego ruchy. Wyglądało to tak jakby mężczyzna tańczył za partnerkę mając broń. Trzy kroki, wypad, uskok i cios z boku, garda i znów ...
Mijały minuty, a Diego wciąż ćwiczył i ćwiczył systematycznie zwiększając prędkość ruchów. Wreszcie zmęczony opuścił broń i lekko dysząc oparł się plecami o pień rozłożystego dębu. Usiadł spoglądając na poruszane przez wiatr liście na drzewie.
Chyba chwilę przysnął. Obudził go jakiś nienaturalny dźwięk. Diego siedząc nieruchomo zauważył jak w pobliżu na ławce usiadł kapłan, którego wcześniej widział w zaułku, gdy szarpał się z dziewczyną. Z boku przysiadła się druga zakapturzona postać.
Kapłan pochylił się i cicho powiedział nie zauważając skrytego pod drzewem estalijczyka :
- Nie udało się. Ta dziewczyna ...
Zaciekawiony Diego nadstawił uszu.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 13-04-2008, 13:48   #23
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Trzymałeś szamoczącą się Leah i patrzyłeś groźnie z góry na kapłana. Młody mężczyzna spojrzał jeszcze przeciągle na Leah, ale nie doczekał się z jej strony reakcji.
Kiedy oddalaliście nadal stał w tym samym miejscu
- Pamiętaj co mówiłem – krzyknął jeszcze za Wami.
Leah piorunowała cię wzrokiem, co akurat w niej lubiłeś, ale marszczyła też zgrabny nosek, przy każdym Twoim bardziej zamaszystym ruchu.
- Śmierdzisz jak ogr, nawet w rzece mógłbyś te łachy przeprać – powiedziała w końcu gdy wyszliście z zaułków między ludzi.
Trudno uwierzyć, ale talony, które miałeś w rękach podziałały i wpuszczono Was do teatru, choć musiałeś zostawić wózek.
Rozsiedliście się i czekałeś na wyjaśnienia. Ubrana w porządną sukienkę znajoma nieznajoma Leah patrzyła w przestrzeń i przygryzała usta.
- Niepotrzebnie się tak unosisz – powiedziała, jakby była jakąś zasraną hrabiną. Tylko nie dodała mój drogi. - Nie jestem kurwą, tylko dublerką – ostatnie słowo wymówiła bardzo uważnie nie chcąc pomylić liter.
Znowu musiałeś jej dosadnie wytłumaczyć, że nie ważne jak je będzie nazywać dawanie dupy jest dawaniem dupy. Na co Leah nazwała Cię głupkiem.
Zastanawiałeś się już poważnie czy nie przełożyć dziewuchy przez kolano, kiedy Leah rzuciła Ci się na szyję. I wyściskała bardzo mocno.
- Strrrasznie się za tobą stęskniłam.
I wreszcie zaczęła opowiadać.
- Ukryłam się wtedy w dziurawym magazynie. A niewiele brakowało, żeby jeden bydlak mnie zabił. Tyle – pokazała najmniejszy palec – od skroni bełt mi przeleciał. Przeczekałam tam do prawie do rana. a jak wylazłam to czekał na mnie ten kapłan. Nie podszedł tylko tak się przyglądał. No to mu zwiałam. Chciałam Ci pomóc. Ale te zasrańce z Rosette tylko mnie wyśmieli. No to pomyślałam że przeczekam, że w końcu Cię puszczą. No i puścili. – zaśmiała się i znowu chciała rzucić Ci się na szyję, ale tym razem przygotowany zdołałeś uniknąć kontaktu.
- Ale znowu pojawił się ten kapłan. Chciałam mu uciec, ale on rzucił jakiś czar i nie mogłam. I on zaczął mi grzebać w głowie, myślałam że umrę, ale wtedy czar przestała działać i uciekłam. Ukryłam się dobrze, bo spotkałam tego wielkoluda Lucjana od aktorów, on jest trochę głupi, ale bardzo miły i dał mi kwiaty i zapytał dlaczego śpię w tych beczkach, bo spałam za kramem z żelazem, tam nikt nie chodzi, ale ten głupek zbierał kwiaty, te co je dał mi i tam przyszedł. No i powiedział że mogę spać u niego, a ja byłam już głodna bo dwa dni stamtąd nie wychodziłam i z nim poszłam. I mieszkam w Zielonej Papudze. I dostałam pracę, bo ja jestem podobna do tej aktorki, co tu będzie grała, a ona boi się chodzić po desce, co wygląda jak lina i ja chodzę. Ale najgorsze, ściszyła głos, że odkąd on mnie zaczarował to mam te sny, a potem ich nie pamiętam, ale myślę, ze on chce mnie do czegoś zmusić.
- Ktoś panienkę do czegoś przymusza? – przerwano wam nagle. A ty rozpoznałeś pytającą po głosie, bo na miejscach obok rozsiadali się białowłosa i obdartus, który jak się właśnie okazało miał i portki z dwiema nogawkami, tyle że tak wielkie, że kończyły mu się pod brodą i mógłby nimi obwinąć się dwa razy.
I wtedy na scenę wjechały dekoracje, wielkie jak machiny oblężnicze. Po bokach ustawili się muzycy. I w dźwiękach fletów i lutni przemówił Mędrzec
- Dostojni Panowie, Szlachetne Damy. Wyśpiewamy Wam dzisiaj historię miłości i zdrady. Występku i cnoty. Radości i łez. Historię chciwego bogacza i cnotliwej panny, nawróconego złodzieja i okrutnego żołdaka. Historię prawdziwą jak samo życie. Może niektórych ona czegoś nauczy, niektórych rozbawi, innych wzruszy. Ale nikt nie wyjdzie zawiedziony.
Oglądałeś zagmatwaną historię z niejaką przyjemnością. Najbardziej podobał Ci się facet co chodził na szczudłach i drugi co połykał płonące miecze. I naprawdę imponujące wybuchy. Ale wkurzało Cię, że tak dużo śpiewali. Nic nie można było zrozumieć.
Pod koniec drugiego aktu Leah oznajmiła, że kończy się przedstawienie i zaraz będzie jej scena. Nie mogłeś puścić łazęgi samej.
Faktycznie za kulisami jakiś obwieś zaraz dopadł Leah i kazał się przebierać. Leah na zdjęła bez skrępowania sukienkę, pod spodem miała obcisłe wdzianko i wpadła za kulisy. Nie widziałeś co tam robiła. Cały czas zerkał na Ciebie rosły ochroniarz. Na szczęście nim zdążyłeś się zniecierpliwić wróciła. Bardzo zdenerwowana. Rozbrzmiały oklaski.
- Idziemy - pociągnęła Cię za rękę, a ty znałeś ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że uciekacie. Zdążyliście przed tłumem.
Twój wózek był na miejscu.

Machat
Wyszedłeś za Oktawianem. Nie chciał od razu rozmawiać i zmuszony byłeś pójść za nim jakieś 200 metrów. W końcu znaleźliście miejsce odpowiadające nerwowemu szlachcicowi. Stanęliście w cieniu budynku, kowalskiego warsztatu.
- Co się stało Panie Oktawianie, jeśli chodzi o ładne Panie zaraz się dla Pana jakaś znajdzie.
- Na pewno? – spojrzał na Ciebie dziwnie – Mam wysublimowany gust.
Przypomniałeś sobie plotki, że Maurissaut, sam szczyl 19-letni, lubi bardzo młode dziewczęta, dużo młodsze od siebie.
- Chcę kupić co masz. A jak będziesz miał więcej, przyjdź. Tylko dyskretniej – syknął.
Wyciągnąłeś zza kapelusza towar. Oktawian zapłacił. Od razu ze lśniącej powierzchni sztyletu wciągnął działkę.
- Najlepiej przyjdź jeszcze dziś w nocy. Do mojego domu z towarem.
- I dziewczyną jeśli znajdziesz odpowiednią. Dobrze zapłacę. Tylko dyskretnie –powtórzył. – Zaczekaj chwilę nie idź tuż za mną.
Poszedł do teatru.
Wróciłeś do Lizy tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. W wejściu natknąłeś się na białowłosą staruszkę z „mężusiem”. Tym razem miał kompletna garderobę, ale potykał się przez dużo za duże spodnie. Zresztą połatane. Dziwiłeś się , że ich wpuszczono. Staruszka mrugnęła do Ciebie zawadiacko, a jej towarzysz ukłonił ci się zadziwiająco wprawnie, po szlachecku.
Wszystko robiło wrażenie. Same dekoracje musiały kosztować setki koron, a stroje, muzycy, fajerwerki. Nawet dekolty aktorek nie były niezbędnym elementem spektaklu. Chociaż bardzo przyjemnym. Liza trzymała Cię za rękę całą sztukę. A gdy rozdzieleni kochankowie po wielu perypetiach znowu się spotkali, tak na Ciebie spojrzała jakby miała zamiar Cię pocałować. Co za wieczór.
Gdy zginął czarny charakter i opadła kurtyna rozległy się gromkie brawa. Ty również nie szczędziłeś sił w oklaskiwaniu trupy. Ale Liza rozpłakała się.
- Na świecie jest tyle zła – wyszeptała.

Eryk
Wróciliście do reszty ze sprytnym planem. Wręczyliście Paniom rozcieńczane wodą słodkie wino z Montpellier, po czym Francois całkiem zgrabnie odegrał scenę z poklepywaniem się po brzuchach. A August jęknał. Nie zdążyliście jednak wymienić triumfujących spojrzeń, ani się odezwać, bo gdy tylko Francois dotknął Augusta, Leticia de Baries upuściła kieliszek. Grube szkło nie potłukło się ale wino pochlapało wszystkich.
- Och najmocniej przepraszam – Leticia zarumieniła się z zażenowania – jestem taka niezdarna.
Pospieszyłeś z zapewnieniami, że skądże i że nic się nie stało i propozycją przyniesienia drugiego napoju. Przyjętą. Gdy wróciłeś spektakl już trwał. Pozostało Ci jedynie go oglądać. Sztuka oglądana od środka nieco traci, ale i tak musiałeś przyznać, że wszystkie absurdy dziejące się na scenie ujęto w zgrabną całość. Grający młodego kochanka tenor i jego partnerka, wyrazisty koloraturowy sopran, śpiewali przepięknie. Widziałeś łzy w pięknych oczach Leticii. Trochę niepotrzebne wydały Ci się wybuchy, połykacz ogni i olbrzym z osłem na plecach, ale mimo wszystko pomyślałeś, że mógłbyś to obejrzeć jeszcze raz w całości. I że warto zapamiętać nazwisko autorki.
Gdy w końcowej scenie główna bohaterka w obcisłych spodniach i koszuli przeszła zgrabnie na linię między dwoma wieżyczkami, by zadać śmiertelny cios czarnemu charakterowi nawet nadmiar elementów cyrkowych przestał Ci przeszkadzać.
Ale wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Poczułeś pulsowanie w lewym przedramieniu i poderwałeś się na równe nogi, sekundę przed wszystkimi, bo właśnie opadała uzbrojona w sztylet ręka udręczonej niewinności godząc w serce złego bohatera, a za nią opadała kurtyna.
Razem z tobą zerwała się Leticia, równocześnie, jakbyście byli jednym ciałem. Wiedziałeś że dzieli twój niepokój. A ty czułeś w sercu lęk jakiego nigdy nie zaznałeś i rozpacz jakiej nigdy nie czułeś.
Przedstawienie zakończono. Publiczność biła gromkie brawa.

Pappo
Mimo wszystkich złych znaków i mimo, że byłeś w Bretonii, to były „Piańskie Progi” i jak każdy Pian czułeś się tu jak w domu. Pomagałeś ciotce i Fuksji z prawdziwą przyjemnością, bez trudu odnajdując wszelkie potrzebny produkty i przedmioty. Bo każdy Pian trzyma kubki i patelnie, sery i mięsiwa w tych samych miejscach.
Potrzebowaliście trzech powozów, żeby się pomieścić w drodze do teatru. Bo poza znaną ci częścią rodziny przybyli jeszcze krewni Seii, chyba z tuzin Gutterdoców.
Po drodze ciotka opowiedziała Ci trochę o Nanie. Sam słabo pamiętałeś tę piegowatą, wesołą dziewczynę, rudą jakby była z Pianów. Dowiedziałeś się, że Nana jest osóbką wszędobylską i samodzielną, powszechnie lubianą i znaną. I że ma tendencję do pchania się w kłopoty. W jakiego rodzaju? Tego Fuksja nie chciała lub nie mogła Ci powiedzieć.
W teatrze rozsiedliście się na aksamitnych poduszkach. Całe dwa rzędy familii Jabell. Nad wami arystokracja i najbogatsi kupcy. Wszystkim z powagą kłaniał się wuj Harteron.
Pogrążyłeś się w rozmowach z kuzynostwem. W tym jednej bardzo ciekawej. Raan, na pozór melancholijny młodzieniec o gęstej czuprynie w kolorze słomy chętnie rozgadał się na temat Nany. Widać było, że uwielbia dziewczynę.
- Nana ładuje się w kłopoty od dzieciństwa. - zaczął – Kiedyś w czasie święta Mananna Pogromcy Burz, kiedy do Brionne przyjechała sama Matrona z Marienburga, zadziwiająco młoda swoją drogą, jak na taakie stanowisko – pozwolił sobie na dygresje – i w Świątyni na wielkiej mszy zgromadzili się chyba wszyscy mieszkańcy Brionne, Nana - ściszył głos – obcięła sakiewkę książęcemu szampierzowi. – rozejrzał się - Nie ma go tutaj – Danielowi Zurarze.
- Kiedy to się wydało – kontynuował – po blisko dwóch tygodniach, Fuksja poprosiła o pomoc twego wuja i razem z Harteronem, i Naną oczywiście, poszli do rezydencji Zurarów. Dom rzecz jasna nie należał do Daniela, który był młodszym bratem, ale do starszego Oskara, tego co potem zbankrutował za granicą i zaginął, a biedny Daniel musiał sprzedać rodzinną posiadłość. Wiesz plotki mówiły nawet... – musiałeś prosić Raana by wrócił do głównego wątku.
- A wiesz dlaczego się wydało? – chłopak kontynuował – Bo Nana jest naprawdę sprytna i mogło nie wydać się nigdy. Dotąd nie wiemy czy coś sobie kupiła za te pieniądze. Wszystko przez tą Leyette, no może powinienem powiedzieć dzięki niej, tej kapłance Shallyi – stanął na siedzeniu by znaleźć wspominana kobietę na widowni – jej też chyba tu niema – zszedł – przylazła do karczmy i dziękowała Harteronowi za hojną ofiarę – uśmiechnął się – taka jest nasza Nana. Czasem broi, ale to złota dziewczyna.
- No ale rodzina uradziła, że nie można tego tak zostawić i zaprowadzono Nanę do Daniela, żeby go przeprosiła i oddała pieniądze. To porządni ludzie. Te Zurary, a właściwie to już jeden człowiek. Gdyby to był de Veille byłoby gorzej, pewnie nie odzyskałby pieniędzy, z kolei Dupont... On jest tam – pokazał Ci loże nad wami całkiem niedaleko, bardzo zadowolony że wreszcie może kogoś wskazać – jest trochę wyniosły, choć Bodo, który u niego gotuje nie narzeka...
- I co zrobił ten Daniel? – przerwałeś, słusznie obawiając się teraz historii Bodo
- No, Nana opowiadała, że był bardzo miły i śmiertelnie poważny. I radził Fuksji, żeby pilnowała córki, bo świat jest pełen pokus i łatwo wstąpić na nieodpowiednią ścieżkę. On wtedy dopiero co został książęcym szampierzem, najmłodszym w historii Brionne... Tak, tak, przechodzę do sedna – zareagował na twoją miną – Przyjął pieniądze od Harterona i podobno potem ofiarował podwójną taką sumę Shalyii, pewnie z prośba żeby się kapłanki pomodliły o duszę Nany.
- A Nana polubiła wtedy tego Oskara. Podobno chichotał całą wizytę, a na koniec dał Nanie cały kosz słodkości, prosto z Marienburga, bo jak Ci mówiłem, wtedy przypłynął statek...
- Cisza chłopcy – tym razem przerwała wam Seia. Bo przedstawienie się rozpoczęło.
Była to wciągająca historia miłości zubożałej szlachcianki do biednego sieroty, z bogatym tłem obyczajowym. Ciebie zachwycały skomplikowane wielopoziomowe machiny które wjechały na scenę już w pierwszym akcie i z powodzeniem udawały góry, zamki, wielkie statki i miejskie kamienice. A pierwowzór jednego z bohaterów, małego chłopca, miłośnika i specjalisty od fajerwerków i wybuchów rozpoznałeś od razu.
W przerwie wyciągnąłeś od Raana dalsze informacje. Otóż modlitwy kapłanek niezupełnie pomogły i choć Raan nie znał szczegółów, wiedział, ze Nana miała kilka występków na sumieniu. Znał natomiast nazwisko jednego z przyjaciół Nany z półświatka, halflinga - pasera Flota Muchołapki i miejsce gdzie Nana się z nim spotykała, spelunę niedaleko cmentarza - „ Małą Rosette”
Przedstawienie zakończyło się wielkim sukcesem. Brawa trwały chyba z kwadrans. Choć aktorzy, dziwna sprawa tylko dwa razy wyłonili się zza kurtyny kłaniać. I nim zdążyły na dobre rozbrzmieć oklaski zobaczyłeś jednonogawkowego kloszarda, choć już w całych spodniach, który spiesznie wychodził z teatru, goniąc chyba drugiego łazęgę, opuszczającego teatr wraz z dziewczyną w nader obcisłym ubraniu. Tego też rozpoznawałeś, to on rano zbierał cięgi od staruszki. Mimowolnie rozejrzałeś się za białowłosą ale jej nie było widać.

Diego
Ogrody świątynne tonęły w wieczornej mgle. Z dala widać było słynną budowlę Brionne . Marmurową świątynię w niewielkiej odległości od skarpy za którą szumiało morze.
Z ulga wciągałeś powietrze, takie rześkie, zwłaszcza w porównaniu do duchoty panującej tu za dnia. I mimo wilgoci wreszcie nie czuć było tego smrodu bagien, który unosił się w prawie całym mieście. Za to wszędzie rozchodził się zapach krzewów jaśminu. Ćwiczyłeś ataki, wypady, odskoki. Świetnie zrobiła ci ta rozgrzewka, uspokajając rozedrgane myśli. I wtedy usłyszałeś rozmowę.
- Nie udało się. Ta dziewczyna znowu mi się wymknęła. Boję się, że ona jest szalona, opanowały ją demony z naszych snów...
- Cii.. – przerwał drugi z mężczyzn, odwrócił się a Ty zobaczyłeś jego twarz, o ostrych rysach i wąskich oczach tak czarnych, że aż granatowych. To była twarz elfa, piękna i straszna jednocześnie. I spojrzenie kogoś bardzo starego.
Odszedłeś z ogrodów w pośpiechu. Czując na sobie wzrok nieznajomego.

Wynajmowałeś pokój na wysokim piętrze Myszy Polnej. Pod nim znajdowała się duża sala karczmy, nad nim następne piętro z pokojami. Do tego okno wychodziło na ulicę i zwykle o świcie budził cię ruch Alei Głównej, tak, że musiałeś zamykać okiennice, które na noc z powodu gorąca zostawiałeś otwarte. Na szczęście z wysokości 4 metrów smród wywożonych co świt nieczystości nie drażnił tak bardzo. Bo okno miałeś obok łoża. Pokój za to był całkiem duży, z solidnym łóżkiem na przeciwko drzwi, z wielką dębową szafą, stołem z czterema taboretami.
Musiałeś trochę się zdrzemnąć. Choć August nie wyglądał na groźnego przeciwnika, wiedziałeś, ze czasem nie trzeba wiele. Jeden niewprawny ruch zmęczonego ciała może być ostatnim. W końcu zmusiłeś się do snu.
Spałeś niespokojnie, nic dziwnego , że obudził cię szmer. W pierwszej chwili myślałeś, że to świt i pokojówka budzi Cię zgodnie z poleceniem. Ale to było chrobotanie metalu w zamku. Słyszałeś ściszone dwa męskie głosy
Drzwi otworzyły się na oścież.
- Pakuj manatki – mężczyzna mówił po estalijsku – na gorącą prośbę Pani Leticii wracasz do domu.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 13-04-2008 o 13:53.
Hellian jest offline  
Stary 13-04-2008, 21:08   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pomysł był dobry. W dodatku zrealizowany prawie idealnie... Prawie...
W ostatniej chwili odsunął się na bok.
- Och najmocniej przepraszam – Leticia zarumieniła się z zażenowania. – Jestem taka niezdarna.
- Nic podobnego - zaprzeczył. Całkiem szczere, jako że za grosz nie wierzył w niezdarność Leticii i przypadkowość całego zdarzenia. - I nic się nie stało.
Wyciągnął z wycięcia rękawa chusteczkę i wytarł parę plamek, które pojawiły się na jego kaftanie. Dziwnym, acz szczęśliwym dla niego trafem większość wina go ominęła. W przeciwieństwie do Francois, który wspaniale, choć z pewnością nieświadomie, spisał się w roli tarczy.
- Nic się nie stało - powiedział, niemal jak echo, Francois, przenosząc pełen zdziwienia wzrok z mokrego dubletu na twarz Leticii. Cóż zresztą innego mógł rzec... - Wystarczy kawałek szmatki... - dodał.
- Przyniosę drugi napój - zaproponował Eryk.
- Będę wdzięczna - z miłym uśmiechem i pełnym wdzięczności spojrzeniem powiedziała Leticia. - Jeśli to nie sprawi kłopotu...
- Żadnego - z równie miłym uśmiechem odpowiedział Eryk. - A tobie przyniosę jakąś szmatkę - poklepał Francois po ramieniu.

Droga przez pusty korytarz nie powinna zająć zbyt wiele czasu, ale Eryk nie spieszył się.
"Czy te kobiety muszą wszystko komplikować?" - zastanawiał się. - "I jak ona to zrobiła... Prawie idealne zgranie w czasie..."
Nie wierzył w czytanie w myślach, ale w tym przypadku akurat na coś takiego wyglądało. Ułamek sekundy wcześniej i z planu wyszłyby nici.
"I ta szczera wdzięczność w oczach..." - pokręcił głową.
"Może była wdzięczna, że się wyniosłem" - nieco złośliwa myśl przemknęła mu głowę.
Ale nawet w takim przypadku całe zdarzenie pozostawało niewyjaśnione. Jedynym jak na razie widocznym efektem było zalanie dubletu Francois. Co i tak nie przeszkodziło w upewnieniu się, że August faktycznie jest ranny.
"Trzeba będzie dopilnować, żeby Francois wydusił z Augusta całą prawdę" - pomyślał dochodząc do baru. - "I przełożyć pojedynek..."
Bez względu na to, kto miał rację, obie strony powinny mieć jednakowe szanse, a co się odwlecze...
Najwyżej młody Estalijczyk będzie musiał poczekać ze swoją zemstą...

Przy barze było pusto. Jedynie wyraźnie znudzony barman wycierał szklankę.
- Wino z Montpellier z wodą i lodem, wstrząśnięte, nie mieszane - Eryk zamówił drinka dla Leticii. - I jeszcze jakąś szmatkę - dodał. - Czystą. Komuś drgnęła ręka.
Barman skinął głową. Widać było, że tego typu wypadki zdarzały się nieraz.
- Zawsze tu tak pusto? - spytał od niechcenia. W czasie przerwy bar był oblegany...
- Pusto? - barman aż się oderwał od swej pracy. - Zwykle w czasie sztuki, jaka by ona nie była, bar jest oblężony.
Eryk spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Mężowie - wyjaśnił barman. - Zwykle wolą w barze pić drinki i gadać, niż patrzeć na sztukę. Są wtedy największe obroty. A teraz... - wzruszył ze zniechęceniem ramionami. - Sam pan widzi...
- Napisała to młoda Jabell Pian... - kontynuował
- Pian? - powtórzył Eryk ze zdziwieniem. Chociaż nie interesował się teatrem, to nazwisko zdało mu się dziwnie znajome...
- To ci od "Piańskich Progów" - wyjaśnił barman. - A Jabell to jakaś ich krewna. W teatrze całkiem nowa. To jej pierwsza sztuka...
- Cóż - uśmiechnął się Eryk. - Jak widać - machnął ręką dokola - przebiła się na szczyt. Czeka ją sława i pieniądze.
- Pieniądze? - skrzywił się barman. - Pieniądze w teatrze to robią te laseczki ze sceny. I to nie z kasy dyrektora...
Eryk z trudem powstrzymał uśmiech. Ten fakt był tajemnicą poliszynela. Czasem nawet było wiadomo, kto z kim się związał.
Sięgnął do kieszeni. Kwota, jaka znalazła się na ladzie zdecydowanie przewyższała cenę drinka. I szmatki.
- A kto gra w tej sztuce? - spytał. - Nazwę sztuki co prawda znam, ale reszta... A głupio byłoby powiedzieć, że się nie wie, kogo się oglądało...
Po minie barmana widać było, że tego typu informacje nie są warte oferowanej kwoty, ale nie protestował.
- Główne rolę, tak jak i teraz, grają zawsze Angelique Domme i Cirile z Bordeleaux. Ale trudno o nich coś ciekawego powiedzieć. To zorganizowana trupa i tam jak w rodzinie - nic nie wydostaje się na zewnątrz. Ona zawsze dostaje po występie kwiaty od paru osób. On zresztą też - uśmiechnął się znacząco. - Ona nawet wygląda, jakby miała sponsora. Ale kamień w wodę. Nic nikt nie wie...
- Znaczy - skomentował Eryk - że jest mądra.
Barman pokiwał głową.
- Ale - roześmiał się nagle - nie uwierzyłby pan, jaka ona jest przesądna. Sam raz widziałem, jak przydepnęła scenariusz, który upadł na ziemię. Ponoć na szczęście... A najdziwniejsze jest to - ściszył głos - że ona ma lęk wysokości. Podobno nie wystawiono jednej sztuki, bo przez pół sztuki miała śpiewać stojąc na balkonie...

Eryk nieco rozbawiony wracał do loży. Ploteczki przekazane mu przez barmana oderwały jego myśli od spraw Augusta.
Ku jego zdziwieniu nikt nie zwrócił uwagi na to, że w czasie, gdy go nie było, zdążyłby bez problemu obejść ze dwa razy teatr dookoła.
Wręczył oszronionego drinka Leticii. Ta podziękowała w milczeniu. W oczach, które na moment oderwała od sceny, Eryk ujrzał ślady łez.
I stracił kolejne fragmenty przedstawienia zastanawiając się, czy sztuka jest taka wzruszająca, czy też kojarzy się Leticii z jakimiś przeżyciami z przeszłości.
W końcu jednak wyrazisty, koloraturowy sopran Angelique oraz równie wspaniały tenor Cirile'a przebiły się przez myśli Eryka i skłoniły młodzieńca do zwrócenia uwagi na to, co dzieje się na scenie.
A działo się dość dużo. Nawet za dużo, bowiem połykacz mieczy, olbrzym z osłem i liczne wybuchy były całkowicie zbędne. Ale reszta bzdurek była całkiem zgrabnie poukładana.
"Przy okazji trzeba będzie pogratulować autorce" - pomyślał. - "I może jeszcze raz przyjść na przedstawienie..."
Sądząc z tego, co widział przy barze, sztuka mogła liczyć na ładnych parę występów. Może nawet sezon...

Efekt finałowej sceny zepsuła odrobinę świadomość, że to dublerka wspina się na wieżę. Chociaż z drugiej strony można się było spodziewać, że imć Foucault nie zaryzykowałby życia swej gwiazdy w niebezpiecznej, jakby nie było, scenie. I po co Angelique miałaby wkładać maskę.
"Piękna, niewinna dziewica" - uśmiechnął się nieco krzywo - "nie powinna mieć pojęcia o takich rzeczach, jak maska."
Nagłe pulsowanie w lewym przedramieniu i niesamowity lęk połączony z dziwną rozpaczą sprawiły, że Eryk zerwał się na równe nogi. Miał wrażenie, że stało się coś bardzo złego. Równocześnie miał świadomość, że Leticia odczuwa ten sam niepokój.
Publiczność stała, brawami i okrzykami wyrażając swoje uznanie, dzięki czemu nikt nie zwrócił uwagi na zachowanie Leticii i Eryka. Eryk nie zamierzał czekać na koniec owego aplauzu.
- Zatrzymaj panie i Augusta do mego powrotu - powiedział szeptem do Francois.
Spojrzenie przyjaciela zawierało nie tylko ciekawość. Ale skinięcie głową oznaczało jedno - z pewnością do powrotu Eryka nikt się nie ruszy z loży.
- Za moment wracam - powiedział, znacznie już głośniej. - Panie wybaczą - ukłonił się uprzejmie i opuścił lożę.
Zamierzał jak najszybciej znaleźć się za kulisami i spróbować zdobyć odpowiedź na pytanie, jaki, na paskudną gębę Morra, miał związek jego zapięstek ze sceną zabójstwa.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-04-2008, 10:34   #25
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Oktawian zdecydowanie bał się opinii publicznej, chciał być jak najmniej widoczny, taki młody a taki bojaźliwy, z jego kasą i wpływami raczej nie powinien się bać ale jednak.
Machat cieszył się, że wziął z sobą trochę "Briońskiego snu", jeszcze bardziej cieszył się, że sprzedał po cenie wyższej niż sprzedaje się pod miastem, nawet po wyższej niż sprzedaje swoim stałym klientom w mieście, osoby dostarczające towar do szlachty muszą naprawdę nieźle zarabiać. Tylko mogą się wkurzyć, że on sprzedaje taniej, będzie musiał uważać żeby nie narobić sobie kłopotów.

Młody bogacz już odszedł a on jeszcze stał, zgodnie z prośbą, myślał jak to zrobić żeby zarobić i nie mieć z tego żadnych kłopotów.

Po chwili ruszył na miejsce. W wejściu spotkał znaną parę, ukłonił się podnosząc lekko kapelusz.
- Dzień dobry państwu, znów się spotykamy, miłego oglądania życzę. - powiedział z uśmiechem i szedł dalej. "jak ich było stać na bilety?"

Halfling opowiadał Liz dowcipy zdecydowanie ją bawiące.
- Dziękuję miły kolego za opiekę nad mą damą. - podziękował krótko i oglądał bo spektakl się zaczął. Była to bardzo piękna sztuka, opowieść o miłości i cierpieniu z nią związanym. Czy tak jest również w życiu, czy też nie. Sam nie wiedział bo bronił się przed miłością, i tylko dlatego nie pocałował Liz gdy była ku temu okazja. Bał się, że się zakocha. Tego chyba bał się najbardziej, nie chciał ale z drugiej strony chciał.
Potrząsną szybko głową na boki jak pies po deszczu - chciał rozproszyć myśli i się udało. Spektakl się skończył a Machat oklaskiwał poruszającą opowieść. Najbardziej się dziwił jak główna aktorka przeszła po linie, nie wydawało się żeby potrafiła, ale jednak.
- Niesamowite. - skomentował wstając do owacji.
- Na świecie jest tyle zła – wyszeptała Liz. Chciał powiedzieć że jest o wiele więcej, że jest tuż za rogiem, w tej sali, obok, że czai się wszędzie i nie da się go powstrzymać bo jest częścią nas samych. Ale nic nie odpowiedział dalej bijąc brawo...

Gdy oklaski się skończyły usiadł spokojnie i odezwał się do niziołka z tyłu.
- To jak się podobało przedstawienie?
- Wspaniałe! Wprost wyśmienite! Prawie jak kaczka nadziewana szparagami w owocach mojej mamusi! - wykrzyczał.
- Hahaha... wy to chyba wszystko porównujecie do jedzenia. Tak swoją drogą to nazywam się Machat, moją panią już poznałeś to Liz. A ty?
-Rudi jestem a to moja rodzina... - tu zaczęło się długie przedstawienie osób i wyjaśnienie związków rodzinnych. Machat nie chciał słuchać ale nie miał nic innego do roboty bo nie chciał przeciskać się przez tłumy które zaczęły przeć w stronę wyjścia. Wolał poczekać aż teatr się opróżni a potem spokojnie odprowadzić Liz do domu. "A może niziołek ma wóz? zawsze to by trochę mniej chodzenia było." - pomyślał sobie i spytał o to bez obaw.
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.
zbik_zbik jest offline  
Stary 15-04-2008, 22:45   #26
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Sztuka go nieco nudziła, przynajmniej te przydługie momenty, z których niewiele rozumiał. Najlepsze były sztuczki cyrkowe. Te rozumiał, był zresztą kiedyś w cyrku, jeszcze jako młody chłopak. Rozbili wtedy taki wielki namiot na podgrodziu i dostał się do środka, przechodząc pod tym całym materiałem. Prócz sztuczek mieli tam też różne dziwne zwierzęta, ci tutaj ich nie mieli, znaczy musieli być gorsi. A ta cała Leah znów coś kręciła. Uroki? Sny? To było za dużo dla Petera, chociaż wiedział, że wszystko prowadzi do tego, by obić mordę temu kapłanowi. To był znacznie lepszy urok. I skuteczniejszy. Nie było nawet snów, głównie przez to, że obita szczęka, często połamana, nie dawała zasnąć.

Ogólnie to nie dawało się tego obejrzeć w spokoju. Nie to żeby chciał, ale ten syczący facet z boku go strasznie wkurwiał. Już miał zamiar trzasnąć go z główki, kiedy dziewczyna rzuciła mu się na szyję. Uniknął, ale potem niemal go znokautowała. Występować w sztuce?! No tego już było za wiele, ale przecież nie mógł jej zostawić. Na szczęście szybko skończyła i mogli stąd wiać, tuż przed całą resztą na całe szczęście. Już odchodzili w stronę zaułka, gdy nagle dostrzegł, że ten obdartus ich ściga! A to menda! Rzucił się biegiem, pociągając za sobą Leah, po czym zaczaił się w zaułku, w którym zostawił wózek, po czym wyjął dębową pałkę i spokojnie poczekał. Gdy obdartus wpadł do zaułka, wyszczerzył się do niego i złapał za fraki.

-Czego, cholero?!
- Ale żeby tak od razu z pałą? Chciałem w gościnę prosić. Na zgodę. Rozumiem konsternację, nie trzeba się do razu decydować
-Nie takich kmiotków jak ty znam! Co za gościnę?
- Moja coś ugotuje, popatrzymy na rzekę.

Zaskoczony Peter spojrzał na Leah nie do końca rozumiejąc.
-Znasz ich? Bo jak mnie znów ta baba zacznie lać...
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, rozumiejąc chyba jeszcze mniej niż on sam.
-Nie
Gościu najwyraźniej wykorzystał chwilę by przejąć inicjatywę.
-To ja wytłumaczę gdzie i jak sie państwo zdecydują serdecznie zapraszam.
-A gdzie meli... mieszkacie znaczy?
- To dom nad rzeką z widokiem, można ryby łowić. W plebejskiej.

Peter stał jeszcze chwilę po tym jak obdartus odszedł. Mówił zdecydowanie za ładnie a ta jego kobita miała zbyt jędrne cycki. Śmierdziało mu to, ale po pierwsze - potrzebował meliny, a tamta dzielnica była idealna - uboga lecz o dziwo spokojna, po drugie - był ciekawski. Bardzo ciekawski.

Spojrzał na Leah. I wyszczerzył się.
-Ładną masz tą gębusie, no. Chodź, idziemy sprawdzić co to za jedni.
-Peter... Może się umyjesz wpierw?
-Co ty z tym myciem znów?! Przecież nie śmierdzę aż tak bardzo!
-Śmierdzisz...
-Nie! Cichaj, nie znasz się dziewko. Normalnie zaraz cię przez kolano przełożę! Chodźrzesz lepiej. Jutro się umyję.

Z tą dyplomatyczną odpowiedzią zagłębiali się bardzo powoli, przy akompaniamencie skrzypiącego wózka i wciąż trajkoczącego o swoich planach Petera.
-...i jak już znajdziemy tą melinę to będziemy mogli składować fanty bo wózek to mało bezpieczny. No. Jak myślisz?
-Nie zmienisz się co? Jak ty chcesz sprzedawać w takim stroju i...
-Och, cichaj! A jutro z rańca tą sprawę twoją załatwimy na osobności z tym klechą. W razie czego mordę mu obiję i od razu przestanie uroki rzucać. Co będzie do mojej dziewczynki startował. A na tych tu to uważaj, dziwaki jakieś.
Niby biedni a mówią jak szlachetki. W razie czego to bijemy lub zwiewamy, o to chyba tu.

Doszli pod podany adres. Peter wzruszył ramionami i zostawiając wózek gdzieś na uboczu załomotał w drzwi.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-04-2008, 09:58   #27
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Chrobotanie w zamku przerwało niespokojny sen estalijczyka. Jedynie co zdążył zrobić, to usiąść na łóżku , gdy drzwi otworzyły się na oścież i stanęło w nich dwóch ludzi oznajmiając, że na życzenie Leticii ma się zbierać.
Diego przysłonił ręką oczy, by obejrzeć sobie nieproszonych gości. Obaj wyglądali na ochroniarzy i sądząc ze strojów dość drogich. Uzbrojeni byli w rapiery i lewaki, ale tylko jeden z nich wyglądał na estalijczyka, drugi bardziej przypominał miejscowego.
Barosso ziewnął potężnie i zamrugał sennie oczyma drapiąc się po głowie zaspany.
- Buenos dias Seniores. Widzę, że nie jestem jedynym estalijczykiem wynajmującym swój rapier w tym mieście. – uśmiechnął się do krajana.
Znał go z widzenie z Bilbali, ale nie kojarzył za bardzo i miał nadzieję, że i na odwrót.
- Por favor. Po co te nerwy. Skoro Seniora Leticia prosi, to nie wypada odmówić. Dajcie mi chwilkę, by się ogarnąć.
Wolno wstał przeciągając się i zakładając ubranie. Będąc przy oknie dyskretnie rzucił okiem na drugą stronę ulicy. Tak jak się spodziewał naprzeciwko stał jeszcze jeden. Uzbrojony i spoglądający na piętro, choć nie dokładnie w jego stronę. Ziewnął, aż zatrzeszczała mu żuchwa. Tym razem nie udawał. Faktycznie nie wyspał się.
- Mogę ? – spytał grzecznie biorąc pistolet w ręce za kolbę i wkładając za pas.
Obserwowali go uważnie, ale nie wykonali żadnego ruchu.
Nie zareagowali gdy uzbrajał się dalej i gdy zbierał resztę swoich rzeczy.
- Jeszcze tylko poranna ablucja i będę gotów. – nalał sobie wody do miski i przepłukał twarz.
Wszystkie ruchy wykonywał wolniej niż zwykle, by nie poczuli się zagrożeni. Wytarł twarz i ręce w ręcznik i wygładził ubranie. Nie zapomniał też o kapelusz, który założył. Spojrzał na spakowaną torbę na łóżku i ...

chwycił gwałtownie za miskę z wodą wylewając jej zawartość na stojącego bliżej estalijczyka, a celując w oczy. W dwóch susach dopadł do okna. Odbił się i chwytając obiema rękoma za parapet zawisł na chwilę na zewnątrz. W tej pozycji jego nogi wisiały o jakieś dwa metry nad ulicą. Puścił się spadając na dół. Uginając kolana zamortyzował upadek tak, że zdołał się utrzymać na nogach.
W następnej chwili wyszarpnął pistolet zza pasa i wycelował na oślep w miejsce grze stał trzeci ochroniarz. Tak jak się spodziewał ten już biegł do niego. Był zaledwie kilka metrów od Diego, gdy estalijczyk opuścił nieco broń celując w nogi i nacisnął spust. Huk wystrzału przerwał idealną cisze poranka odbijając się echem od ścian kamienic. Jednak Barosso nie zwracał na to uwagi. Nie miał czasu. Dobył rapiera i spojrzał w górę, akurat w chwili, gdy estalijczyk wisiał na parapecie zupełnie tak jak on przed chwilą. Najwyraźniej postanowił wykorzystać tą samą drogę.
Diego wziął lekki zamach i ciął po łydkach zwisającego mężczyznę wykorzystując fakt, iż w tej chwili był on praktycznie bezbronny.
Szermierz rzucił się pędem przed siebie. Nie miał pojęcia co robi trzeci ochroniarz, ale podejrzewał, że właśnie zbiega po schodach z piętra.
Skręcił w pierwszy zaułek po prawo w biegu chowając broń. Wiedział, że Ralph trzyma tam puste beczki tuż przy murze z posesją sąsiada kupca bławatnego.
W pośpiechu wspiął się na stertę baryłek i chwycił za szczyt muru. Odepchnął nogami beczkę na której stał tak, iż ta potoczyła się na dół sterty. To nieco powinno opóźnić pościg. Podciągnął się i przeskoczył przez mur na drugą stronę. Znalazł się na podwórcu z bramą, w której znajdowała się zamknięta krata. Wprawdzie zamknięta, ale znakomicie nadająca się do wspinaczki. Na szczęście dookoła było pusto. Domownicy najwyraźniej jeszcze spali. Diego doskoczył do kraty. Wspiął się nieco i ryzykownie odbijając się od niej chwycił za balkon od sypialni kupca. Wgramolił się na niego z wysiłkiem i już miał zamiar zeskoczyć z niego na szczyt muru, w którym znajdowała się brama z kratą, gdy pojął swój błąd.

Nie wszyscy w domu kupca spali. Przekonał się o tym rzuciwszy okiem do sypialni.
W środku stała wysoka, młoda kobieta w niekompletnym stroju kapłanki Shallyi. A dokładniej w samej spódnicy i nakryciu łowy. Prezentując w całej okazałości kształtne i jędrne piersi. Przed nią wypinając tłusty zadek klęczał na czworaka kupiec przyodziany jedynie w różowe pończochy i takiegoż koloru falbaniaste majty z maską najzwyklejszej świni na twarzy. Kobieta miała w ręku pejcz i smagała nim pośladki mężczyzny. Ten zaś wydobywał z siebie radosne pokwikiwania.

Mimo całego pośpiechu Diego stanął na chwilę patrząc z odrazą na całą scenę. Nie zauważony mruknął pogardliwie do siebie :
- Bretończycy.
Po czym nie zajmując się już dłużej wesołą parką zeskoczył na mur, a z niego na ulicę. Ruszył pędem dalej skręcając w prawo i biegnąc przy zamkniętym warsztacie szewskim. Skręcił w lewo pędząc w dół uliczki, potem znów w lewo i w prawo. Mijał zaułki i kierując się losowo wybranymi kierunkami kluczył po wąskich uliczkach starego miasta. Od czasu do czasu przypominał sobie miejsca, które mijał podczas tych kilku dni włóczęgi po mieście.
Zdyszany zatrzymał się za rogiem i ostrożnie wyjrzał chcąc sprawdzić, czy jeszcze go ścigają. Korzystając z chwili spokoju nabił ponownie pistolet. Było już późno najwyższy czas by pójść na spotkanie w parku.
Stąd gdzie się obecnie znajdował nie miał daleko do świątyni Mannana. Jednak musiał się liczyć, że pościg właśnie w pobliżu parku zaczai się na niego. Czujnie z ręką na rękojeści rapiera poszedł w kierunku świątyni. Miasto powoli budziło się do życia. Po drodze spotykał coraz więcej przechodniów. Kramarze powoli otwierali swoje sklepiki.
Diego dotarł w końcu na miejsce i gdy mijał pierwsze drzewa usłyszał za sobą kroki grupy ludzi. Odwrócił się gwałtownie spoglądając za siebie. Czyżby go znaleźli ?
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 17-04-2008 o 10:04.
Tom Atos jest offline  
Stary 20-04-2008, 23:47   #28
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Dom stał bardzo blisko brzegu rzeki. Teren był tu grząski, bujnie porośnięty chwastami. Gdzieniegdzie ocalały pojedyncze domy, ale częściej straszyły ich nędzne resztki. Mimo podmokłych gruntów już 100 metrów dalej kwitło życie w kamienicach plebejskiej dzielnicy. Bądź co bądź Aleja Główna była bardzo blisko stąd.
Łomotałeś w drzwi, gdy Leah wybuchnęła śmiechem.
- Peter, patrz! – pociągnęła cię w prawo, gdzie z boku budynku widać było wielką dziurę, na pół ściany. Z dziury wyłonił się obdartus.
- Witam w moich nieskromnych progach – był cały rozpromieniony – Drzwi nie używamy – mrugnął do Leah.
- Ostrożnie - ostrzegł cię gdy wchodziłeś. Faktycznie słabe światło świecy nie wystarczało by dostrzec pułapkę, podłoga była dobre 20 centymetrów niżej niż powinna. Tam gdzie w ogóle była, bo na środku pustego pomieszczenia straszyła następna dziura. Przy niej stały jedyne „meble” tego „pokoju”, dwie drewniane skrzynki.
- Jestem niezwykle rad, że skorzystaliście z mego zaproszenia, zaraz podam herbatę. Moja jeszcze nie wróciła z teatru. – powiedział do ciebie – Może to i dobrze, trochę nieobliczalna z niej baba i zawsze za dużo gada. Z babami zawsze kłopot. Oczywiście nie mam na myśli takich słodkich panienek jak panienka...
- Leah - powiedziała Leah
- Jak panienka Leah. – uśmiechał się coraz bardziej czarująco. – Zechce panienka usiąść – pokazał na skrzynkę. – Tutaj łowię ryby – w jego głosie zabrzmiała duma.
Zbliżyłeś się do krawędzi podłogi. Obdartus usłużnie podsunął ci pod oczy świeczkę. Ale w sumie we wnętrzu nie było tak ciemno. Przez dziurawa podłogę piętra nad wami, przeświecały gwiazdy. Widać dach też był dziurawy.
Zaś w wyrwie podłogi chlupotała czarna jak smoła woda.
- Jestem pewien, że mam tam suma. Królewskiego. – gospodarz uśmiechnął się do Ciebie. – To dopiero będzie uczta. – podał Leah kijek ze sznurkiem, a ta ochoczo zarzuciła niby wędkę.
- Usiądź Peter – nagle zaczął Ci mówić po imieniu. Ale Ty nie byłeś taki ufny jak Leah, właściwie to byłeś raczej bardzo nieufny. Ze świecą w ręku, wyprzedzając gospodarza, poszedłeś oglądać cały dom.
- Pilnuj się dziewczyno – powiedziałeś jeszcze do wędkującej Leah – jak coś to kop, krzycz i uciekaj.
Na parterze było jeszcze tylko jedno pomieszczenie, z paleniskiem które mogło być kiedyś porządną kuchnią, kilkoma starymi garnkami i paroma obtłuczonymi naczyniami na podłodze oraz z drewnianą ławą, z oparciem z kutymi zdobieniami, zapewne zwędzoną z jakiejś rezydencji. Z tego pomieszczenia na górę prowadziły schody, nieco spróchniałe. Obdartus szedł za tobą nie przestając się uśmiechać. Zaryzykowałeś wejście na schody. Na górze kiedyś musiał być korytarz i trzy pokoje, teraz częściowo wykruszone ściany zmieniły piętro w jedno pomieszczenie. Nie chciało ci się łazić po grożących zawaleniem stropach. Gospodarz rozpalał ogień po kociołkiem z wodą. Wróciłeś do Leah.
Leah poderwała się na twój widok. Coś za siebie chowając. Podszedłeś do niej gniewnie. Nawrzeszczałbyś, ale nie chciałeś by słyszał was obdartus. Stanąłeś nad nią z groźną miną, wyższy o głowę. Kat nad ofiarą. Tylko wyraz twarzy wkurzonej Leah nie pasował.
-To moje – wysyczała. Ale i tak wyrwałeś jej nóż. Już go widziałeś w zaułku. Niewielki, solidny. I bez dwóch zdań potrzebny samotnej dziewczynie do obrony na tym plugawym świecie. Miał kościaną rękojeść, był mokry, ale nadal ubrudzony krwią. Chyba Leah nie zdążyła go umyć. Dziwne, że żelazny. Nie nowy, a wcale nie obkruszony. Im dłużej mu się przyglądałeś tym mniej typowy ci się wydawał. I ta kość jakaś, nie wiadomo z czego.
Jedną ręką trzymałeś nóż, druga próbującą ci go zabrać Leah. A w głowie zaczynały ci się kłębić pytania. Dlaczego wiała z teatru, nie powiedziała ci o nożu, skąd ta krew? Nie zdzierżyłeś. Wsadziłeś nóż za pasek. Chwyciłeś dziewuchę w pół i przełożyłeś przez kolano.
- Najpierw lanie, potem mi wszystko powiesz.

Diego
Kluczyłeś po ulicach z wolna budzącego się miasta.
Wydawało ci się, że zgubiłeś pogoń. Zresztą raniłeś dwóch napastników, cięcie po nogach nie było zbyt głębokie, ale strzał, choć nie miałeś czasu wymierzyć, powinien wyrządzić napastnikowi większą krzywdę. Pistolety to podobno zawodny wynalazek, lecz ciebie jak dotąd nie zawodziły. Choć oczywiście nie umywały się do rapiera, najszlachetniejszej broni. Dobrze, że ten bretoński szlachetka tobie pozostawił wybór, no bo gdyby na przykład wyznaczono dwuręczne miecze... Inna rzecz, że de Baries nie wyglądał na kogoś kto umie walczyć wielką ciężką bronią.
Zdawałeś sobie sprawę, ze pojedynki na śmierć i życie nie należały do powszechnej praktyki. I że możesz mieć kłopoty jeśli zabijesz Augusta. Musiałeś po prostu załatwić to szybko.. Bo wątpliwości co do tego kto wygra nie miałeś. Na twoje oko Leticia z łatwością pokonałaby swojego urodziwego małżonka. A ty z łatwością pokonywałeś Leticię, przynajmniej od pewnego czasu... Dopadały cię niechciane wspomnienia.
Dotarłeś do ogrodów świątynnych. Świtało. Wtedy usłyszałeś kroki grupy ludzi. Błyskawicznie schowałeś się za najbliższym drzewem.
Zobaczyłeś pięciu mężczyzn. Wśród nich był Beraud Loisel, twój sekundant. Wydawał rozkazy.
- Ostrożnie. Nie rzucajcie się w oczy. Macie znaleźć tę akrobatkę. Musi być na terenie którejś świątyni. I nie wywoływać sensacji – zareagował natychmiast na uśmieszek jednego z mężczyzn – Chcę ją całą i zdrową.
Rozeszli się. Loisel usiadł na ławce.

Eryk
Chyba właśnie rozwiały się twoje ostatnie wątpliwości co do natury zapięstka.
Przeprosiłeś zebranych i pobiegłeś za scenę.
- Pójdę z Panem – powiedziała cicho Leticia, już gdy zbiegałeś po schodach
- Ależ najdroższa – zaprotestował August
Ale Leticia wydawała się go nie słyszeć. Podobnie jak próbującego ją zatrzymać Francois.
Twoje przedramię pulsowało uporczywie. Nie był to właściwie ból. Raczej niepokojące wrażenie, że część twego ciała reaguje na inną rzeczywistość niż reszta. Niewiele miałeś w swoim życiu do czynienia z magią i chyba nie tego się spodziewałeś. Och, czytałeś i o magii, przebrnąłeś przez kilka traktatów o jej naturze, napisanych jednak tak mętnym językiem, że chyba autorom chodziło o gmatwanie a nie wyjaśnianie zagadnień. Ale gdzieś w pamięci kołatały ci ostrzeżenia, że magia i chaos są dziećmi tych samych obcych krain, sprzecznych z naturą twojego świata.
Nie miałeś wyjścia. Zaczekałeś na goniącą cię Leticię. Ujęła podane ramię. Nie rozmawialiście.
Widziałeś jak przed wami za kulisy weszła białowłosa staruszka. Znajoma z dzisiejszego ranka.
Za sceną panowało ogromne zamieszanie. Trudno było jednoznacznie określić jego źródło. Artyści szykowali się do ukłonów. Z harmidrem rozbierano dekoracje. Nie ruszono tylko platformy, na której przed chwilą zginął zły charakter.
- Gustaw schodź - usłyszałeś i zaraz potem - Gdzie do licha leziesz?
Na platformę po chwiejnych schodkach wspinała się staruszka. Zdezorientowany mężczyzna, jeszcze w kostiumie strażnika, zwrócił się w waszą stronę.
- W czym mogę pomóc? – zapytał, zatrzymując wzrok na Leticii i momentalnie zapominając o Gustawie i staruszce – chętnie pokażę kulisy naszego wspaniałego teatru
Nie zdążyłeś jednak odpowiedzieć, bo nagle runęła sterta desek ułożonych nieopodal. Jedna z desek uruchomiła mechanizm podnoszący kurtynę, co z kolei wystraszyło osła, który rżąc donośnie potrącił przerośniętego półnagiego mężczyznę, który upadł na ustawione w piramidkę skrzynie, na co znowu zbladł straszliwie wasz aktor w stroju strażnika i wołając wynieście stąd te fajerwerki rzucił się w kierunku osła.
A Leticia korzystając z zamieszania zaczęła wchodzić na platformę. Sam nie wiesz kiedy oboje znaleźliście się na górze. Ręka przestała pulsować. Twoje oszołomienie minęło.
Staliście przez chwilę w lekkim osłupieniu. Staruszka pomagała wstać Gustawowi. Z bliska demoniczny zły charakter miał całkiem sympatyczną twarz.
- Dziękuję – mówił do staruszki – musiałem uderzyć się w głowę.
Leticia osunęła się na ziemię. Złapałeś ją w ostatniej chwili.
- Wszystko w porządku? – zapytał Gustaw - Muszę iść się ukłonić.
I zszedł na dół. Staruszka za nim.
Ocuciłeś Leticię.

Machat
Biłeś gromkie brawa i rozmawiałeś z niziołkami. Z kilku szlacheckich lóż, panowie będący zapewne pod urokiem pięknej sopranistki ruszyli za kulisy. Miedzy innymi Oktawian Maurissaut, co akurat było nieco dziwne, bo nie występowały żadne 10-letnie dziewczynki.
Rudi Cię nie zawiódł. Sam zaproponował wam podwiezienie do domu, o nic nie musiałeś prosić. Liza jeszcze przez kilka minut była bardzo smutna i milcząca, ale wesołość gromady niziołków i jej się w końcu udzieliła. Rudi Gutterdoc długo wyjaśniał swoje powiązania rodzinne z autorką sztuki, kiedy starczyłoby powiedzieć, że jest jej kuzynem, czyli dokładnie tyle ile rozmówca nie będący niziołkiem mógł zapamiętać. Ale uprzejmie wysłuchałeś skomplikowanej genealogii rodu Gutterdoców, co zaowocowało zaproszeniem na uroczystość premierową Jabell.
Liza jak się spodziewałeś odmówiła. Nie byliście nawet zaręczeni, wiedziałeś więc, że nie pójdzie z tobą na przyjęcie. Toteż najpierw odwieźliście familię Rudiego do Piańskich Progów, potem Lizę do domu, na koniec wróciliście sami na ucztę.
Nie zapomniałeś o propozycji Oktawiana, ale perspektywa zarobienia paru ecu na zboczonym paniczyku nie była w stanie konkurować z tą kolacją. Nie wiedziałeś, że możesz tyle zjeść, Nie miałeś pojęcia, że na świecie jest tyle potraw. Nie sądziłeś, że oddawanie czci Esmeraldzie jest taką przyjemnością.
I mimo, że trunku popłynęły całe beczki raptem dwóch halflingów zasnęło na stołach, a i to szybko przywołano ich do porządku.
Wracałeś do „Siedmiu Pokus” tak późno, że już prawie rano. I choć Twój najlepszy przyjaciel Rudi, chciał Cię koniecznie odprowadzić, udało Ci się wyperswadować mu ten pomysł. Bo Rudi już szykował prowiant na drogę, a Ciebie perspektywa dalszego jedzenia zaczynała przerażać.
Wszedłeś tylnymi drzwiami. W karczmie panowała jeszcze całkowita cisza. Starając się nie narobić hałasu szedłeś nieco chwiejnie do swego pokoju, gdy wydało ci się, że słyszysz zza zamkniętych drzwi jakiś dźwięk. Nie wiało, okiennice zostawiłeś zamknięte, a w „Siedmiu Pokusach” nie było nawet kota. Ktoś wyraźnie był w twoim pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 21-04-2008 o 11:42. Powód: sprawa rapiera ;)
Hellian jest offline  
Stary 21-04-2008, 22:58   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakimś dziwnym trafem ciche słowa Leticii przebiły się przez burzę oklasków i dotarły do niego. I chociaż nie był zbyt zadowolony z nieoczekiwanego towarzystwa, dobre wychowanie kazało mu zaczekać. Obrócił się i spoglądając w stronę Leticii czekał cierpliwie, aż ta do niego dotrze. Miał nadzieję, że na twarzy nie maluje mu się zamęt panujący w głowie.
Teraz miał pewność, że jego zapięstek ma dużo wspólnego z magią. Może nawet za dużo, biorąc pod uwagę wrażenia, jakie do niego docierały. Co gorsza, nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób te wrażenia interpretować... I dlaczego czuł się, jakby kawałek jego ręki należał do innego świata.

Mimo pewnego oszołomienia podał Leticii, zgodnie z nakazami etykiety, ramię. Razem, jak prowadzeni jedną myślą, ruszyli za kulisy.
Nikt im nie przeszkadzał w wejściu za kulisy, co Eryk dostrzegł tylko jakąś częścią umysłu. Pozostała część, obojętna na bodźce dopływające z otaczającego go świata, informowała o jakiejś tragedii, która rozegrała się w ostatniej scenie sztuki.
W drodze na platformę, na której powinno spoczywać ciało złego bohatera, wyprzedziła ich staruszka, którą budzące się z wolna poczucie rzeczywistości rozpoznało jako znajomą z dzisiejszego dnia.
- Gustaw, schodź - doleciał go z góry głos staruszki.
- Gdzie do licha leziesz - dobiegł go zza pleców inny głos. Mężczyzny, dla odmiany.
Zdezorientowany Eryk obrócił się. By stwierdzić, że mężczyzna nie zwraca na nich uwagi, tylko patrzy na wspinającą się na platformę staruszkę.
Taka sytuacja nie trwała długo, bowiem czar Leticii zadziałał bez pudła. Aktor-strażnik zapomniał tak o staruszce, jak i o Eryku, wpatrzony w Leticię, która bez najmniejszego wysiłku ze swej strony potwierdziła miano najpiękniejszej kobiety w całym teatrze.
Zapatrzenie "strażnika" nie trwało długo... Pandemonium, jakie zapanowało za kulisami za sprawą jednego małego osiołka skutecznie odwróciło jego uwagę, z czego skrzętnie skorzystała Leticia...

Eryk, wbrew rozsądkowi, który cichutko sugerował złapanie Leticii i wyniesienie jej bez zwracania uwagi na ewentualny opór, ruszył za Leticią po chybocących się schodkach. Na samej górze zatrzymali się oboje jak wryci...
Gustaw, zawodowy szwarccharakter, zamiast leżeć w charakterze zwłok na dywaniku, podnosił się przy pomocy staruszki.
A potem Leticia zbladła, zachwiała się...

Osunęła się wprost w ramiona stojącego za nią Eryka, który zdołał ją chwycić niemal w ostatniej chwili. Zdecydowanie nie wyglądało to na romantyczną scenę pod tytułem "mdlejąca panna w ramionach bohatera". Eryk czuł, jakby zamiast żywej kobiety trzymał w ramionach bezwładny, pełen wody worek.
Gdzieś w podświadomości gromadziły się obrazy - opuszczający platformę Gustaw, idąca za nim staruszka... I świadomość, że coś tu zdecydowanie ie pasuje... Tylko na razie nie wiadomo co...

Platforma udająca gabinet bogacza w żadną sofę czy kanapę nie była wyposażona. Niewielkie biurko, dwa krzesła...
Nie zastanawiając się wiele Eryk ułożył Leticię na dywanie, unosząc nieco jej nogi i kładąc je na krześle. Suknia, zgodnie z prawami wszechświata, osunęła się nieco, odsłaniając skórzane, sznurowane pantofelki oraz dość spory fragment zgrabnych obleczonych pończochy, nóg.
Nie tracąc czasu ani na poprawianie sukni, ani na podziwianie widoków, Eryk przyklęknął przy głowie Letycii. Oddychała, więc sztucznego oddychania nie trzeba było aplikować...
Nie mając pod ręką soli trzeźwiących Eryk poklepał ją lekko po twarzy. Kuracja, widać przeprowadzona zbyt oszczędnie, nie zadziałała. Podobnie jak próba dostarczenia dodatkowej porcji powietrza przy pomocy prowizorycznego wachlarza. Repertuar dostępnych środków kurczył się gwałtownie, pozostawiając coraz mniej pola do manewru...
"Oby tylko nie podniesiono kurtyny" - pomyślał Eryk, sięgając do pierwszego od góry guzika sukni...

W tym momencie Leticia otworzyła oczy...

Zerwała się na równe nogi, omal nie rozbijając Erykowi głowy. Niewygodna pozycja, w jakiej się znajdowała, tylko odrobinę ją spowolniła.
Eryk odsunął się, po raz kolejny błogosławiąc refleks, a potem podniósł się, gotów w razie konieczności ponownie pospieszyć na ratunek.
Leticia wpatrywała się we własne ciało, jakby chciała sprawdzić, czy wszystkie jego części znajdują się na swoim miejscu.
- Niemożliwe... - mówiła jakby do siebie. - Zemdlałam...
W jej głosie dało się słyszeć cień pretensji, jakby skierowanej pod adresem własnego ciała. Jakby była obrażona, że ją zawiodło.
- Ja nie mdleję! - wyjaśniła podnosząc oczy i patrząc na Eryka. W jej wzroku malowało się zaskoczenie.

Eryk z trudem powstrzymał westchnienie ulgi. Na szczęście nie został posądzony o różne niecne zamiary.
- Długo to trwało? - spytała.
Eryk pokręcił głową.
- Tylko chwilkę. Nie...
- Czy ten aktor żyje? - spytała, przerywając mu w połowie zdania.
Skinął tylko głową. Widać było, że Leticia zmaga się z jakimś problemem.
- Czy też, Eryku, czuł pan to przerażenie? Miał pan wrażenie, że go zabijają?
Zbladła odrobinę. Siadła na krześle, które błyskawicznie podsunął jej Eryk. Przysunąłby sobie drugie, ale cały czas miał wrażenie, że Letitia wolałaby, aby się nie oddalał.
- Czy wie pan, co się ze mną dzieje? - spytała nieco bezradnie. Widać było, że to uczucie jest jej całkowicie obce.
- I tak, i nie - odpowiedział cicho. - Nie mam pojęcia, czemu to pani odczuła, Leticio. Ale tak samo czułem przerażenie. I pewność, że za chwilę stanie się coś strasznego. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. A pani?

Na twarzy Leticii pojawiło się wahanie.
- Bardzo bym chciała Panu zaufać. Ale jak to zrobić, gdy nie ufam nawet sobie. Nawet mężowi, nawet... – nie dokończyła
Cisza miedzy nimi trwała kilka sekund.
- Czy ma Pan sny, panie Halsdorf? Ciężkie, rzeczywiste, takie, które mimo, że się ich nie pamięta, pozostawiają ślady. – Ściszyła głos tak, że Eryk musiał się nad nią pochylić. – Krew na rękach.
- Czy to jest odpowiedź, która Pana zadowala? – podniosła głowę i spojrzała Erykowi w oczy - Wracajmy do reszty. August na pewno umiera z niepokoju. – W głosie zadźwięczała gorzka ironia.
- Nie wiem, skąd ma pani te sny. Za sprawą jakich bogów czy demonów się pojawiają. Ale wiem, że moje przeczucie to sprawka magii ukrytej w jednym przedmiocie - odsunął mankiet, pokazując zapięstek. - Nie mam pojęcia, co spowodowało, że ta magia zadziałała. Ale jestem pewien, że to sprawka innej magii...
Nie powiedział, że zrobi wszystko, by sprawę wyjaśnić. To się rozumiało samo przez się.
- A skąd Pan go ma? - wydała się poruszona. - Mogę dotknąć?
- Prezent od Losu - powiedział Eryk. - Znalazłem go - dodał tytułem wyjaśnienia.
Odsunął do końca rękaw.
- Proszę - powiedział.
Nosił go tak długo i nic się nie działo. Był pewien, że jeśli Leticia dotknie zapięstka też nie będzie żadnej reakcji.
I faktycznie nie było.
- Taki spokojny przedmiot... - Na twarzy Leticii pojawił się cień rozczarowania. Rozczarowania, którego w tej chwili Eryk nie potrafił zrozumieć.
- Żałuję, że nie znam sie na magii - dodała po chwili
Eryk kiwnął głową. On też żałował, że wszystkie księgi, traktujące o magii były pisane w taki sposób, by zniechęcić czytelnika do dalszych studiów...

Chwile prywatnej rozmowy dobiegały najwyraźniej końca. Ale została szansa na zadanie jeszcze jednego pytania...
- Leticio, jak pani mąż został ranny?
- Ja go raniłam. - Leticia wyraźnie czekała na reakcję.
I nie doczekała się, bo trudno nazwać reakcją osłupiały wzrok wbity w rozmówcę.
- Wracajmy - powiedziała i zaczęła schodzić na dół.
Eryk dogonił ją dopiero gdy znalazła się u podnóża schodów.
- Więc to są te sny zostawiające ślady - powiedział cicho.
Tylko na karb otępienia spowodowanego działaniem magii mógł złożyć tak opóźnioną reakcję umysłu.
- Leticio - spytał jeszcze ciszej - od jak dawna ma pani te sny?
- I jakich ma pani wrogów? - dodał. - Pani, albo pani mąż?
- Mój mąż to obcy człowiek. Obcy, dobry człowiek - uśmiechem starała się złagodzić wypowiedź. - Znamy się trzy miesiące. Nie mamy wspólnych spraw, a co dopiero wrogów. Pan przynajmniej wie... czuł Pan to co ja, a biedny August sądzi, że poślubił wariatkę.
Zamilkła na chwilę, czekając aż minie ich grupka aktorów.
- Pewnie mam wrogów – kontynuowała. - Ale nie takich. Nie takich, co mogą mi wepchnąć nóż w ręce i kazać robić rzeczy wbrew sobie – drżały jej ręce.
I wtedy za kulisy weszli Beraud Loisel i Oktawian Maurissaut.
Leticia zamilkła.
Po wymianie ukłonów Maurissaut zaczął rozglądać się dokoła, zaś Loisel zatrzymał wzrok na Leticii, a potem spojrzał na Eryka.
Na jego twarzy widniało zaskoczenie, a wzrok zdawał się zadawać pytanie - "A ty co tu robisz?"
I obietnicę - "Zapamiętam cię."
Eryk nie zareagował gestem czy wyrazem twarzy. Wraz z Leticią opuścił kulisy.

Leticia zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę loży, w której czekał, w tej chwili z pewnością bardzo zniecierpliwiony, August de Baries.
Nagle przed oczami Eryka stanęła scena zabójstwa. Okrwawione ostrze, wzniesione do góry w triumfalnym geście. I wielka czerwona plama, widniejąca na koszuli 'zabitego' aktora.
- Jeszcze czegoś nie rozumiem... - powiedział, zatrzymując się nagle.
Leticia wpatrzyła się w niego pytającym wzrokiem.
- Zanim opadła kurtyna, było parę sekund dla widzów, by mogli obejrzeć śmierć złego bohatera...
Leticia obojętnie skinęła głową.
- Padający aktor miał wspaniałą czerwoną plamę.
- I...?
- A pan Gustaw, którego mieliśmy przyjemność zobaczyć, nie miał takiej plamy... Nie miał szans, by się przebrać... Poza tym... Jeszcze jedno mnie zdziwiło. A raczej powinno zdziwić...
- Pamięta pani, jak na pani widok zareagował ten aktor w mundurze strażnika?
Leticia uśmiechnęła się mimo woli i skinęła głową.
- A pan Gustaw nic... Nie dość, że nie rzucił się na ratunek, to minął panią obojętnie. To nie jest normalne... Nawet jeśli biegł po swoją porcję braw...
- Chyba, że... - w tym momencie, nieco zbyt późno, ugryzł się w język...
 
Kerm jest offline  
Stary 23-04-2008, 09:52   #30
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Jazda z Rudim była zdecydowanie męcząca, te jego nudzące opowieści których nie dało się zrozumieć jeśli nie było się hobbitem. I te niezrozumiałe słowa... szwagier, zięć itp. Ale zawsze ktoś coś mówił i nie jechali w ciszy.

Gdy byli już pod domem Liz odezwał się.
- Liz, bardzo się cieszę że mogliśmy być w teatrze razem, dziękuje ci za mile spędzony czas. Do zobaczenia.
Chciał powiedzieć więcej, dużo więcej, ale nie przeszło mu przez gardło. Nie był widać jeszcze gotów na kolejny krok w życiu. Choć bardzo tego chciał.

Na kolacji zapomniał na szczęście o swym problemie i jadł i pił i się radował... Nigdy nie był na podobnym przyjęciu. Jednak niziołki potrafią dużo lepiej gotować niż ludzie. Śpiewali razem, gadali o nic nie znaczących sprawach. Gdzieś pojawił się temat zaginionej dziewczynki, narkotyku krążącego po mieście, topielcu w rzece, i gromkie oklaski gdy ktoś zrobił coś śmiesznego. Takie życie byłoby piękne.

Tuż przed nastaniem ranku Machat wrócił do "Siedmiu pokus". W jego pokoju zdecydowanie ktoś był. Wrócił cicho na dół karczmy i wciął tasak. Podszedł do pokoju lekko tupiąc. Zapukał i szepną zmieniając sobie trochę głos.
- Machacie, czy wszystko jest w porządku? Może jesteś chory. Mam tu takie lekarstwo. - zaczął uchylać drzwi przygotowany do ataku...
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.
zbik_zbik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172