Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2008, 18:52   #20
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Tan Alander Sanssel nigdy nie był dobrym jeźdźcem więc jego przejazd na jucznym koniu wywoływał często cięte komentarze. Wielokrotnie też osoby żałowały później, iż komentowały wygląd tego dziwnego jeźdźca i jego wierzchowca.

Spoglądał z nieufnością na El Turgas nie lubił orków i miał ku temu powody nie należał wszakże on do znienawidzonego rodu Karrar, ale któż to ich tam wie czy nie był z nim spokrewniony. Przypadkowe spotkanie, gdy na zlecenie hierarchów Morglitha odzyskał jeden z cennych przedmiotów czaszkę jednego z ich tfu świętych, też nie poprawiały uczuć jakimi darzył Orki.

Podróż w towarzystwie dwóch niebezpiecznych i oddanych złu osób nie odpowiadała za bardzo magowi, ale wiedział, chociaż czego się można po nich spodziewać, ponieważ zawsze przestrzegają prawa.

„Jak mawia przysłowie Przyjaciół trzymaj blisko wrogów jeszcze bliżej zawsze będę miał na nich oko”.

Humor poprawiał mu towarzystwo dwóch pięknych kobiet. „Zawsze mniej psują wzrok niż brzydkie Pomyślał poganiając swojego wałacha, aby doszedł do oddalających się towarzyszy.

Dziwne też było ponowne pojawienie się Sol, tym bardziej, iż wydawała się zmieniona, niby wszystko się zgadza, ale zachowanie inne.

„Ciekawie czyżby wtedy była pod działaniem jakiegoś uroku lub nie daj borze w tej chwili się pod nim znajdowała. Będę musiał przemyśleć tą sprawę dogłębnie, ale czasu mam jeszcze wiele. Co nagle to po diable”

Przypomniał tez sobie jak p oraz pierwszy spotkał ją był zalękniona nieśmiałą osobą całkowicie różną od Sol, którą spotkał teraz.

************

Któryś z wieczorów po meczącym wszelakim treningu. Niezbyt wesoło się zakończył ten niewielki wypadek spowodował, iż Tan Alander musiał się częściej oglądać po ulicach, bo zdawało mu się, iż wszyscy wiedzą o jego wpadce. Na sali w karczmie nie widział już swoich nowych znajomych lecz spostrzegł starą znajomą, taką nieśmiałą dziewczynę Sol, utrzymankę kupca czy też narzeczoną kupca Yazona.

- Witaj, Sol. Co tam słychać u Yazona. Dalej obawia się duchów?

Dziewczyna popatrzyła na ubranego w błękitne szaty elfa znad pisanego listu.

- On nigdy nie bał się duchów w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu, lecz „eterycznych konstruktów magicznych”, jak to raczył określić kiedyś twój nauczyciel. Co nie ma w tej chwili większego znaczenia – powiedziała cicho. – A jak tobie minęły te lata, Alandrze?

- Owocnie, że tak się wyrażę. W końcu mój mistrz zezwoli mi na wyzwolenie się na samodzielnego maga. Muszę ci powiedzieć, iż wypiękniałaś przez ten czas, Sol. Wydawało mi się, iż używasz teraz drugiego imienia, bo słyszałem jak tak zwracał się do ciebie karczmarz. No to jak tam u niego i co cię sprowadza do tej mieścinki. – po tych słowach Alander roześmiał się. Wyraz jego twarzy wskazywał, iż miał być to żart, co długowieczności elfów.

- U Yazona? Także owocnie – na jej wargach zatańczył cień uśmiechu. – Nawiązał kilka nowych kontaktów, które przyniosły mu satysfakcjonujący zysk, organizuje wesele i niewiele mu brakuje, by schwytać swoje wytęsknione szczęście. Usiądziesz?

Zebrała pergaminy ze stolika i wskazała magowi drugie krzesło.

- Owszem.

Pańskim gestem przywołał służącą i zażyczył sobie Olgriońskiego Wina. Alander spostrzegł, iż wielkie zmiany zaszły w zachowaniu dawnej znajomej, z nieśmiałości przeszła w całkowitą przeciwność. Widywała już takie zmiany u osób szalonych lub pod wpływem uroków gdyby nie długi okres od ostatniego, spotania byłby tego pewny, ale skoro minęło aż dziesięć lat niczego nie mógł być pewien. „Czas zmienia wszystkich” jak mawiał jego pierwszy mistrz.

- Tak, no cóż widać nie byliście dla siebie stworzeni. Zawsze mnie ciekawiło, co cię przy nim trzymało, ale to już historia. Skończmy z Yazonem. Co tam u ciebie słychać.
– powiedział uśmiechając się do rozmówczyni.

- Jak widzisz zwiedzam fascynującą prowincję i zgłębiam tajemnicze obyczaje tubylców – skrzywiła się z niesmakiem. – No i mam interes do Kurta, jak chyba połowa tego miasta.
- No, też do Kurta. Ciekawe swoją drogą co to za człowiek, że tylu osobom podpadł. Aż dziwne, iż mój obecny nauczyciel wysłał mnie tylko po zioła rosnące w pobliżu jego dworu, a nie załatwić coś z tym indywiduum.
- Nie martw się, pewnie określenie „w pobliżu jego dworu” oznacza prywatny, dobrze strzeżony ogródek. Zaraza by to…


Zakręciła i schowała niewielki kałamarz do drewnianej skrzyneczki i wytarła płócienną szmatką palce poplamione inkaustem.

„Pewnie ma rację, co do tego dobrze strzeżonego ogródka, chociaż o niczym takim nie było mowy.”

Szybko przemyślał sprawę. Dalej była przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu tak ja zapamiętał i to się nie zmieniło w zachowaniu Sol. Mag pociągnął głęboki łyk wina delektując się jego smakiem.

- A jak wypada twój nowy nauczyciel w porównaniu do Ellesemmdera? Masz zamiar się go trzymać? – Zapytał nagle Sol, tak iż zaskoczony takim obrotem rozmowy mag odkaszlnął maskując swoje zakłopotanie tak dziwnym pytaniem.

- Z pewnością ma inne zapatrywania na magię niż Ellesemmder. Bardziej odpowiadające moim zapatrywaniom. Więc tak - dopóki będzie mógł mnie czegoś nauczyć, to mam zamiar się jego trzymać.
- Wspaniały… Agoba Wspaniały… Skąd właściwie wziął się jego przydomek?
- Nie wiem, pewnie sam sobie nadał i tak wszyscy przyjęli
- uśmiechnął się do Sol.
Oddała uśmiech.

- Jeśli zostałbyś wielkim magiem pod jakim przydomkiem chciałbyś być znany?
- Jeśli byłbym wielkim magiem nie potrzebowałbym żadnych przydomków wystarczyłoby tylko moje imię
- roześmiał się głośno.
„Wszak sława i czyny stanowiły sławę magów i bardziej znani nie musieli bawić się w dziwne przydomki gdyż byli tak znani, iż samo ich imię wywoływało strach czy też szacunek.”
Po tych słowach na chwilę zamyślił się rozważając tak dziwny kierunek, jaką obrała rozmowa.

- Gdybyś był magiem akademickim z pewnością. Natomiast, jeśli stałbyś się rozpoznawalny, jeśli stałbyś się częścią jakiejś legendy, ludzie i tak nadaliby ci jakiś. Przydomki, określniki – prostym ludziom, i nie mam tu na myśli jedynie chłopstwa, wpasowują się one w wyobraźnię poetycką, że tak to ujmę. Oni ich wręcz potrzebują, żeby „oswoić” bohatera, wpisać go w pewien schemat myślowy.
- W takim razie zostawiam to bardom oni mają lepsza wyobraźnię do słów i z pewnością odpowiedni przydomek mi nadadzą. Czyż tak nie jest przeważnie?
- Oczywiście, że bard może taki wymyślić. Wszelki kunszt najlepszych bardów sprowadza się jednak do tego, by utrafić w tą poetycką wyobraźnię. – Złociste oczy wpatrywały się uważnie w twarz elfa. - Jeśli tego nie potrafią, nikt nie śpiewa ich pieśni, nikt nie zapamiętuje imion bohaterów ich ballad. Zresztą, masz pod ręką elfią bardkę, zawsze możesz zaryzykować i poprosić ją o przydomek
- Czysta abstrakcja. O tak błahych sprawach pomyślę jak już stanę się nieco sławniejszy. Doprawdy teraz nie ma się tym, co zajmować. Nie chcę być śmiesznym z przydomkiem "Wielki". Teraz bardziej mnie pasjonuje sama sztuka magiczna oraz możliwości wiązania ją z zielarstwem.

Sytuacja sugerowana przez Sol była bardzo zabawna więc mag uśmiechnął się promiennie i pociągnął wina z kielicha delektując się jego bogatym bukietem.

- Wybacz, zapomniałam, że więcej w tobie praktyka niż teoretyka – uniosła kielich. – Wypijmy więc za samą sztukę magiczną i praktyczne zielarstwa zastosowanie.

- Owszem, twoje zdrowie. Lecz ciężkie ćwiczenia zmęczyły mnie dzisiaj. Będzie jeszcze czas odnowić znajomość, wszakże mówiłaś, iż też się wybierasz do tego niecnego Kurta.

Alander wstał od stołu i pożegnał się krótkim skinieniem głowy.

- Wybaczysz, iż opuszczę cię teraz.
- Oczywiście, że wybaczę
– mruknęła z kpiącym uśmiechem, gdy drzwi zamknęły się za plecami maga.

**********************

Koń potknął się wyrywając maga z zadumy. „Dobrze, iż cel jest dobrze znany, a i spieszyć się nie musimy.” Poczym dogonił towarzyszy.

[ukryj=kset]Kradzierz wyszła ile ukradłem twoj sprawa [Rzut w Kostnicy: 11] po zakończeniu szkolenia dla zdobycia jakiś funduszy [/ukryj]
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline