Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2008, 22:03   #29
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kątem oka Derrick dostrzegł, jak na twarzy Heleny pojawia się nagły rumieniec. Nie był pewien, czy było to spowodowane niedawnym komplementem, czy też, co byłoby dziwniejsze, prośbą o nocleg...
Zanim zdążył się dokładnie zastanowić nad tym problemem odezwała się pani domu.
- Zaprawdę, los nam pana zesłał, panie Derricku - powiedziała, odpinając od sukni wstążkę. - Przyjąć tak wspaniałego człowieka w gościnę to dla nas zaszczyt.
Derrick miał wrażenie, że gdyby był młodszy, to zarumieniłby się niczym Helena.
A potem pożałował, że po operacji nie pozostał w samej koszuli... Skórzana zbroja, choć prezentowała się nieźle, zdecydowanie ograniczała możliwość odbioru niektórych wrażeń...
I szkoda, że nie mógł odwzajemnić uścisku...
- Helena zaprowadzi pana do pokoju gościnnego. Kiedy obmyje się pan już z krwi - w tym momencie Derrick zauważył, że makiety koszuli, mimo starań, są nieco zakrwawione - zapraszamy na obiad. Zasłużył pan na dobrą strawę.

Z tym ostatnim zdaniem zgadzał się całkowicie.
Ukłonem podziękował za zaproszenie i skierował wzrok na Helenę. Dopiero teraz, gdy nie trzeba było się nigdzie spieszyć, mógł się jej przyjrzeć dokładnie. Mimo mniejszego biustu i nieco dziwnego koloru włosów urodą nie ustępowała matce. I gdyby miał wybierać...
Ale jak na razie nie zanosiło się na to, by miał mieć szanse na jakikolwiek wybór...
- Niech pan pójdzie ze mną - powiedziała cicho Helena.
Derrick podążył za nią. I musiał przyznać, że rewers w niczym nie ustępował awersowi. Przez moment poczuł się jak dziecko, spoglądające na wystawę pełną słodyczy...

Pokój, do którego trafił, znajdował się również na parterze. Choć niezbyt duży, był nad wyraz wygodny i urządzony ze smakiem. Z pewnością nie był przeznaczony dla służby...
- Za chwilę służba przyniesie wodę - powiedziała Helena. Jej głos był ciągle cichy. - I coś do przebrania.
Jej spojrzenie spoczęło przez moment na mankietach koszuli, jednak dziewczyna nawet nie mrugnęła na widok krwi.
- Dziękuję bardzo, panno Heleno - odpowiedział z uśmiechem.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna ponownie się zarumieniła.
Ukłoniła się lekko i zniknęła, pozostawiając za sobą dziwne wrażenie pustki.
>>> Za długo włóczę się samotnie po lasach i gościńcach <<< - przemknęło mu przez głowę.

Dwie służące wparowały do pokoju niemal zanim zdążył odpowiedzieć na pukanie. Wniosły miskę, dzban z wodą i stos ręczników. Oraz śnieżnobiałą koszulę zdobioną koronkami.
- Pani powiedziała - wytrajkotała pierwsza z nich - że z pewnością będzie pasować...
- I żebyśmy wzięli pana koszulę - powiedziała druga. - Do jutra będzie jak nowa...
Obie pomogły, całkiem niepotrzebnie, zdjąć mu zbroję i niemal wydarły mu z ręki koszulę. Ze spojrzeń, jakie rzucały na niego można było niemal wywnioskować, że gdyby pozostał w tym domu jeszcze parę nocy, to z pewnością nie byłyby to noce spędzone samotnie...
Machnięciem ręki odpędził te odczucia, równocześnie wypędzając dziewczyny za drzwi. Jakby nie było mógł się umyć sam. Co innego, gdyby to była łaźnia...
Ubierając wams mógł przyjrzeć się dokładniej wstążce. Jedwab przetykany złotem był najlepszej jakości, a szpilka... Postanowił schować ją, bardzo głęboko, jak tylko opuści gościnne progi.
>>> Złodzieje zlecieliby się jak ćmy do ognia <<< - pomyślał.
Rozbawiony tą wizją ruszył do jadalni.

>>> Uczta godna króla <<< - pomyślał, kontemplując potrawy znajdujące się na stole. - >>> I boskie wprost towarzystwo... <<<
- ...sam hrabia sprowokował te rozruchy - mówiła Teresa. - Gręplarnie i konwisarnie zaczęły podupadać, a przecież jedzenia za darmo się nie dostanie. A hrabia, miast zająć się problemami miasta, sprawiał wrażenie, jakby interesował się tylko swoim zamkiem i szeroką polityką. Ludzie mieli w końcu dość takiego traktowania.
Przerwała na moment.
- Hrabia Wolfgang jest raczej nielubiany - powiedziała milcząca do tej pory Helena. Wyglądało na to, że z trudem przełamywała nieśmiałość. - Nie obchodzi go dobro ludzi, a w dodatku chwalił się bogactwem...
- To prawda - potwierdziła Teresa - choć lepiej tego przy hrabim nie powtarzać.
- Mieszczanie splądrowali kilka kuźni i parę zakładów płatnerskich - opowiadała dalej - i ruszyli na zamek. Wybili strażników i wdarli się do zamku. Ponoć ktoś ze służby otworzył wrota. Splądrowali zamek, opróżnili skarbiec. Hrabia uciekł, ale chodzą po mieście plotki, że hrabianka dostała się w łapy kilku facetów i to pewnie dlatego nie domaga.
Derrick rzucił okiem na Helenę, ale ta tylko trochę spuściła oczy. Najwyraźniej był to temat poruszany już wcześniej.
- Zjawiło się wojsko i przegnało buntowników. Teraz zaś hrabia wyłapuje wszystkich podżegaczy, ponadto sprasza do zamku medyków by pomogli jego córce.
>>> Teraz to jasne <<< - pomyślał Derrick. - >>> W zasadzie niepotrzebnie jechałem. <<<
Chociaż musiał przyznać, że towarzystwo przy stole, tudzież zapłata, z naddatkiem wyrównują wszelkie trudy podróży.
- Nasza rodzina nie miała w buncie żadnego udziału - mówiła dalej Teresa. - Interesy Ottona szły i dalej idą dobrze, jego pracownicy nie mają powodów do narzekań, a posiadłość rodziny nie została splądrowana w zamieszkach. Jak zresztą większość posiadłości.
>>> Zamek był lepszym celem i większy obiecywał łup <<< - przemknęło przez głowę Derrickowi.

- A czym pan się zajmuje, panie Talbitt? - zapytała nieśmiało Helena, kiedy jej matka skończyła opowiadać o Aldersbergu.
- Podróżuję w poszukiwaniu wiedzy - powiedział z uśmiechem. O poszukiwaniu przygód nie wspomniał. - Od czasu do czasu wykorzystuję zdobyte wcześniej umiejętności by pomagać ludziom.
- To bardzo szlachetnie z pana strony - podjęła dziewczyna, jakby trochę śmielej.
Derrick przez moment milczał, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Wziął z tacy parę orzechów i bez wysiłku skruszył je w palcach. Zamyślony nie dostrzegł spojrzeń pań, zaskoczonych tym pokazem siły.
- To nie całkiem tak, panno Heleno. To nie tyle szlachetność, co obowiązek... Ktoś mi tę wiedzę podarował. Jak mógłbym zatrzymać ją dla siebie?
- Ale przecież równie dobrze mógłby pan siedzieć w mieście i za duże pieniądze wycinać czyraki z... - umilkła zrozumiawszy, że o mały włos powiedziałaby o jedno słowo za dużo.
Derrick przygryzł wargi, by się nie roześmiać. Niespodziewanie ujrzał, że dokładnie tak samo reaguje pani domu. Ale ton jej słów nie wskazywał na wesołość.
- Heleno - powiedziała surowo. - Co pan Derrick sobie pomyśli?
Helena spuściła głowę, a 'pan Derrick" postanowił zmienić temat.

Opowiadanie o podróżach, innych krajach oraz obyczajach tam panujących dostarczyło tematu na kolejne minuty biesiady, jako że panie również słyszały co nieco od swego męża i ojca. Ożywiona wymiana poglądów trwała do chwili, gdy Helana wyrwała się z kolejnym pytaniem.
- Czemu pan nie pije wina, panie Derricku? - spytała. - Ledwo pan spróbował. Nawet piwnice hrabiego nie są tak dobrze zaopatrzone...
Pani domu wzniosła oczy do nieba, słysząc takie faux pas, zaś Helena zarumieniła się i spuściła głowę.
Derrick uśmiechnął się, ale uśmiech nie był zbyt wesoły.
- Panno Heleno - odpowiedział. - W zasadzie nie pijam alkoholu. Dawno temu nauczyłem się, że nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebna pewna dłoń. A pijany medyk może narobić więcej szkód, co pijany kapitan statku.
Helena uśmiechnęła się, słysząc to porównanie, ale Teresa tylko skinęła potwierdzająco głową.

- ...gdybym zatem mógł służyć komuś radą lub pomocą, to proszę mi powiedzieć - powiedział Derrick.
- Oczywiście - odrzekła Teresa. - Jeśli coś się stanie, to poprosimy o pomoc choćby w środku nocy.
Odpowiadając uśmiechem na uśmiechy i ukłonem na ukłonem na ukłony Derrick pożegnał się z paniami.
>>> Koniec przyjemności, pora do pracy <<< - pomyślał, odprowadzając wzrokiem panią domu i jej córkę. Potem podążył do pokoju rannego.
Odrzucił na bok koc, przykrywający Ottona i obejrzał bandaż. Wyglądało na to, ze krew nigdzie się nie przesącza. Była zatem nadzieja, że kupiec się wyliże. Zostanie mu najwyżej blizna.
>>> Lepsze to, niż kikut <<< - pomyślał. - >>> A jak mu się nie będzie podobać blizna, to sypnie złotem i dobry mag mu ją zlikwiduje. <<<
Okrył rannego z powrotem kocem, usiadł w fotelu i zaczął się zastanawiać nad jutrzejszym dniem.
>>> Kupiec się obudzi, to się okaże, jak się czuje.<<<
>>> Dokładne instrukcje... Tu ich nikt nie przekręci... Najwyżej zapiszą... <<<
>>> Na zamek trzeba się wybrać... Zgwałconej dziewczynie nic nie pomoże, ale iść trzeba... Wieść o medyku się rozniesie i hrabia dostałby szału... <<<
>>> Trzeba by się wywiedzieć o zielarzy. Otton z pewnością wiele wie... <<<
>>> I trzeba będzie porozmawiać z panią Teresą o pewnych sprawach. Chwilowo Otton musi się oszczędzać... <<< - myśl uciekła, spłoszona cichym skrzypnięciem drzwi. Zaniepokojony spojrzał na wchodzącą dziewczynę, ale na jej twarzy widniał uśmiech.
- Pani kazała powiedzieć, co by pan poszedł spać. Ja mam pilnować pana Ottona - wytrajkotała równie szybko, co przy wcześniejszym spotkaniu, tyle, że znacznie ciszej. - Jakby co, to mam pana zawołać.
Derrick uśmiechnął się.
- Powinien spać do rana, ale jakby się obudził, albo zaczął jęczeć - powiedział - natychmiast mnie zawołaj.
Dziewczyna skinęła głową.
- Mi to nie pierwszyzna siedzieć przy chorym - powiedziała. - Jakby cokolwiek zaczęło się dziać, to zaraz przybiegnę.
Derrick skinieniem głowy pożegnał dziewczynę, zabrał pojedynczą świecę i ruszył do swego pokoju.

Nie przebył nawet połowy drogi, gdy zdało mu się, że z dworu dobiegł jakiś okrzyk. Mało wyraźny, bo stłumiony przez wysokie ogrodzenie i solidne drzwi.
Po chwili jednak okrzyk się powtórzył.
>>> Ktoś ma szczęście <<< - spojrzał w stronę komnaty Ottona - >>> a ktoś pecha. <<<
Jak widać, nieszczęścia chodziły parami, a to po prostu odrobinę się spóźniło. Ale to już nie był jego problem. W mieście nie brakowało medyków.
Sięgał do klamki, gdy w mroku, ledwo rozjaśnianym światłem świecy, zamajaczyła niewyraźna postać.
- Zdawało mi się, że ktoś wołał medyka - usłyszał cichy, znajomy głos. - To prawda?
Derrick odruchowo skinął głową, choć gest ten mógł zostać niezauważony.
- Zgadza się - odpowiedział.
- A pan? - W pytaniu zabrzmiał cień wyrzutu. - Nic pan nie zrobi?
Derrick pokręcił głową. Kolejny odruchowy gest.
- To niemożliwe - stwierdził. Uprzedzając ewentualny protest kontynuował:
- Gdyby coś się stało w tym domu, albo na ulicy, przed bramą, to bym się tym zajął. Ale w tym momencie obowiązek związał mnie z tym domem. I nie chodzi nawet o zapłatę, którą otrzymałem.
- Jest pani córką kupca, panno Heleno. Cóż by pani pomyślała o kontrahencie, który po zawarciu umowy nagle ją zrywa, bo kto inny daje więcej? Nas, medyków, obowiązują podobne zasady... Kodeks, można by rzec...
Nie miał zamiaru jej tłumaczyć, że żaden kodeks medyków nie istnieje, a większość zasad, na które się powołuje, wynika li tylko ze zwykłej uczciwości. Magiczne słowo "kodeks" przedziwnie działało na ludzi...
 
Kerm jest offline