Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2008, 14:27   #3
Bulny
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Mężczyzna zerwał się gwałtownie słysząc przeszywający dzwonek zegarka. życie muzyka nie jest takie złe, bynajmniej nie aż tak bardzo często musiał słuchać tego dźwięku, a zarabiał godziwe pieniądze. Dziś jednak nastał ważny dzień w przygotowaniach do spektaklu - pierwsza próba reżyserska. Choć człowiek miał już obycie z takimi wydarzeniami, to jednak zawsze łapało go uczucie stresu i tremy. Na szczęście nie było ono już tak silne jak na początku. Zbyszek przetarł oczy i usiadł na łóżku. Był na tyle cwany, aby postawić zegarek w przeciwległym kącie pokoju, by musieć do niego wstać i wyłączyć. Skutecznie wypędzało to chęć ponownego uderzenia głową w poduchę, jak to działo się zwykle, gdy miał budzik przy posłaniu. Po pozbyciu się piekielnie głośnego alarmu, skrzypek przeciągnął się jeszcze wyglądając przez okno na ulicę przy której mieszkał. Piękne słońce, rześkie powietrze i idący do pracy ludzie, przysporzyli go o odczucie, że dziś zapowiada się piękny dzień.

Polak założył skórzane kapcie i zszedł na dół. Pierwszym krokiem na drodze do opery była kuchnia. Zrobił sobie porządny omlet, a nie to co jedzą Francuzi. Wyciągnął z chlebaka trzy rogale, i czytając sobie dzieła poetów z jego rodzimego kraju, zjadł wszystko ze smakiem. Postronny obserwator pewnie zwróciłby mu uwagę na tragiczne wydarzenia, które działy się w tym domu rok temu i zapytał, jak muzyk może teraz tak spokojnie zajadać się omletem, śmiejąc się jeszcze z satyr Krasickiego. Mężczyzna szczególnie upodobał sobie "Monachomarchię", w zupełności zgadzając się z poglądami Warmińskiego biskupa. Odpowiedź jest prosta. Każdy kiedyś umrze. Zbyszek już się z tym pogodził. No dobrze, nie zaprzątajmy sobie jakże pięknego dnia takimi smętnymi wspomnieniami.

Po skończonym posiłku skrzypek wrócił na górę. Wspominając dawne czasy, kiedy nie musiał się zajmować takimi sprawami, wyciągnął białą koszulę, spodnie i bieliznę. Nawet nie bawił się w prasowanie tych rzeczy. Nienawidził tej czynności. Założył po prostu wszystko, uprzednio myjąc się i robiąc ogólną poranną toaletę. Nie musiał się na szczęście dziś golić, tak więc uczesał się i związał włosy, leżącą na komodzie, czarną kokardą. Potem z
szedł z powrotem po schodach, niosąc pod pachą futerał ze skrzypcami, oraz partytury. Założył płaszcz i nie zastanawiając się długo wyszedł z domu.

Szedł chwilę pięknymi, choć nieco zaśmieconymi uliczkami Paryża, słuchając śpiewu ptaków i przyglądając się drzewom osadzonym przy alejkach, oraz ładnym kamienicom. Ludzie na około wychodzili z domów idąc na zakupy, spacer, albo do pracy. Większość z nich mężczyzna witał lekkim skinieniem głowy, albo słownie. Przez cały czas szedł wyprostowany. Garbienie się jest zarezerwowane dla dni smętnych, a ten akurat taki nie był. Jak można być smutnym przechadzając się w taką śliczną pogodę. Po chwili uszu skrzypka dobiegła muzyka. Śliczna, choć melancholijna. Jako wielbiciel jakichkolwiek przejawów twórczości muzycznej, mimowolnie obrócił głowę widząc nędzarza siedzącego pod ścianą. Uśmiechnął się serdecznie, ale i z politowaniem podchodząc do człowieka skreślonego przez los. Przez chwilę przysłuchiwał się jeszcze bardziej dźwiękom fletu, potem przerywając tą muzykę. Wrzucił trochę grosiwa do kapelusza żebraka mówiąc:
- Zbyt piękny dziś dzień, aby grać rzeczy stosowne do rozmyśleń. Dziś trzeba żyć. - po czym uśmiechnął się odsłaniając nieco pożółkłe, ale dalej ładne zęby i poszedł dalej. Po chwili zza rogu wyłonił się cel jego podróży.

Na wielkim bulwarze stał ogromny budynek. Paryska opera - jedno z wielkich dzieł architektury francuskiej stolicy. Nie on był jednak celem podróży człowieka. Tuż obok miejsca pracy skrzypka stała mała kafejka. Urocze miejsce spotkań zakochanych par, oraz kontemplujących mędrców. Tam też mężczyzna udał się szybkim krokiem. Kafeteria umiejscowiona była na parterze dość dużej kamienicy i należała do Xaviera DeLonette. Bliskiego znajomego artysty. Przed wejściem stało parę stolików, a właściciel wystawiał właśnie krzesełka. W końcu w taką pogodę żadne miejsce nie może się zmarnować. Zbyszek usiadł na jednym z krzeseł na dworze i poczekał, aż jego przyjaciel zakończy swoją pracę i dosiądzie się do stolika. Trzeba było na to trochę poczekać, więc Sarnecki wyciągnął z bocznej kieszeni małą książkę i zaczął ją powoli czytać. Po chwili jednak, Xavier nieco spocony dosiadł się do stolika. Był człowiekiem w wieku muzyka, może ociupinkę starszym. Był chudy, kościsty a na jego pociągłej twarzy wiecznie widniał typowy francuski wąsik. Nieco zdyszany, powiedział:
- Bonjour. Ty znowu czytasz? Czy Tobie się to nie znudzi?
- Czytanie zbrzydnie mi dopiero wtedy, kiedy twoja, jakże wytrawna ręka skreśli jakieś dzieło. – usłyszał właściciel w odpowiedzi.
- To dlatego prawie nie słucham muzyki. – Powiedział z uśmiechem, po czym wracając do swoich obowiązków dodał:
- To co? Dla Ciebie to co zwykle?
- Oczywiście…

Po kilku minutach mężczyzna otrzymał przepyszną, jeszcze gorącą kawę, oraz rogala w czekoladzie na przegryzkę. Xavier znowu zaczął pracować, tym razem czyszcząc stoły, a Polak rozglądał się wokół. Jego uwagę przykuł zegar. Według niego miał na szczęście jeszcze jakieś dziesięć minut na dotarcie do pracy, więc nie było pośpiechu. Nieco zdziwiło go jednak to, że już coraz mniej osób wchodzi do budynku opery. Na wszelki wypadek wolał więc spytać kolegi:
– Ten zegarek dobrze chodzi?
– Aj… Miałem go przestawić, spóźnia o dziesięć minut. – powiedział DeLonette odrywając się od pracy.
– O ku**a! - Wykrzyknął skrzypek w rodzimym języku. To było chyba jedyne słowo po polsku, które rozumiał właściciel kawiarni. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a muzyk dodał:
– Wybacz, ja muszę lecieć. Do zobaczenia. – po czym dopił napój, wziął rogala w zęby i popędził jak najszybciej do Opery, niemalże gubiąc przy tym nuty. Jak zwykle. Nigdy nie potrafił wejść na czas. Zawsze musiał mieć to kilkuminutowe opóźnienie…
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)
Bulny jest offline