Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2008, 19:04   #42
Kud*aty
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
John Fieldstone

Kierowca dał się spokojnie obwiązać bandażem wypijając przy tym całą butelkę wody. Pić chciało mu się niemiłosiernie. Jakoś tak adrenalina na niego działała. Alex'a zaczęło cisnąć na pęcherz, więc oddalił się trochę. Backer w tym czasie z wielkim zapałem zaczął czyścić łyżeczkę. "Jak mogłem zapomnieć!" - upomniał się w duchu Fieldstone. Szybkim ruchem wyjął ze stacyjki kluczyki i zaczął je czyścić małą ściereczką wyjętą ze schowka.

- Oczodłubaczka jest czysta! - usłyszał z tylniego siedzenia głos brata.

- Brawo Malcolm - odparł John z uśmiechem na ustach by po chwili splunąć na ściereczkę i dalej pucować nią kluczyki. Po skończonym szorowaniu, które trwało bardzo krótko kierowca obejrzał jeszcze lśniące klucze szukając kurzu i brud, którego się już nie dopatrzył. Podczas, gdy Pavlov wchodził do samochodu Fieldstone krzyknął - Turbelbina jest gotowa do dalszej jazdy...! - chciał kontynuować, ale ból w klatce piersiowej mu w tym. Wchodzący towarzysz słysząc te dzikie krzyki o oczodłubłubaczce i turbelbinie zamarł na chwilę w bezruchu, lecz zaraz wsiadł z pytaniem w oczach. Romeo razem z Kmiotem szybko mu wszystko wyjaśnili. Nie obyło się od śmiechów i przedstawienia przez Pavlov'a swego kałacha. Podróż do Detroit należała do przyjemniejszych. No, może oprócz tej przygody w knajpie...

Jechali spokojnie w kierunku miasta wyścigów. Każdy podczas podróży miał jakieś zajęcie. Alieksiej prowadził podśpiewując sobie. Malcolm przygrywał mu przy tym na swoim werbelku. Tak się złożyło, że John spał. Odziwo nie przeszkadzał mu hałas wydawany przez kompanów oraz samochód. Gdy ekipa przestała grać, Baker nawiązał rozmowę. Zaczął o gothic metal’u. To obudziło gitarzystę nie dając po sobie poznać, że wstał przysłuchiwał się rozmowie. Niespodziewanie Pavlov lekko podenerwowany zmienił temat na kobiety. Nagle na zadane pytanie odpowiedział Romeo:

- Trochę ich dużo, co by teraz wyliczać, ale… - nie mógł skończyć, gdyż ojciec zmienił temat na pogodę. Fieldston walczył ze sobą, alby się nie roześmiać zmieszaniem towarzysza. Ostatecznie stłumił w sobie śmiech, podał butelkę alkoholu, o którą ja proszono i ponownie wrócił do błogiego snu…

***

W końcu wjechali do Detroit, rodzinnego miasta, w którym przeżyli tyle ładnych lat. Masa wspomnień zwaliła się teraz na Fieldstona niczym lawina. Pierwsze nauki jazdy, pierwsze dziewczyny, rodzinny warsztat. Mimo tego sprawnie kierował Rosjaninem prowadząc go najkrótszą drogą do znanego baru. Istotnie zaraz się przy nim znaleźli. W środku panowało zupełne poruszenie. Gdy radiu coś zaczęło trzeszczeć momentalnie zrobiło się cicho. Wszyscy wsłuchiwali się w raport. Gdy dobiegł końca odezwał się znajomy głos. „Alan Foster równa się kłopoty” – myślał kierowca – ”zwłaszcza mając pod sobą tych idiotów.” Nawiązała się konwersacja między Bakerem a Fosterem. W tym samym czasie Romeo analizował całą sytuację: "Teoretycznie jest trzech na trzech. Z tym, że Malcolm poradzi sobie bez problemu, Alex raczej też. A ja jak zwykle dostane wpierdól. Tak jak ostatnio z buta, lecz tutaj jeszcze poprawią pałą na tyle dobrze, aby nie być w stanie wstać przez kilka dni. Lepiej uniknąć ewentualnej bójki. Choć jak będzie trzeba… poświęcę się.” Gdy usłyszał o pojedynku ucieszył się. Powodem jego radości nie była perspektywa nie wchodzenia w bójkę, lecz pewność, że przyjaciel spokojnie sobie poradzi. Gdy już miał coś powiedzieć wszedł ze swoją gadką Pavlov. Szczerze mówiąc zaimponował swoim poświęceniem chłopakom. Nie było nikogo, kto by mu mógł wyperswadować mu pojedynek.

***

Samochody zbliżały się do siebie z zawrotną prędkością. Mustang Fostera nie podobał się Fieldston’owi, który prawie całym sercem kochał Plymouth’a GTX. Gdy auta były już naprawdę blisko GTX zaczął skręcać to na prawo to na lewo. Serce zadrżało na ten widok w Johnie, lecz gdy zobaczył butelkę wylatującą przez okno zrozumiał i trochę się uspokoił. Stojący obok brat chyba też trochę przeżywał te chwile. Głośny dźwięk łamanej blachy i części upadających na ziemię obwieściły śmierć – Fostera. Romeo krzyczał z radości biegnąc w stronę zwycięscy. Zanim dobiegł Ruski został już wyjęty z samochodu i „rozrywany”, z kim będzie oblewał swoją Viktorię. Dobiegli cali spoceni. Fieldstone objął staruszka mówiąc:

- Wiedziałem, że Ci się uda!

Piętnaście minut później na dobre rozgorzała impreza. Muzyka, tańczący ludzie i alkohol. Wszystkiego było dużo. Romeo zaraz wypatrzył wśród tłumu dwie ładne dziewczyny. Podszedł do nich i zagadał. Na takich rozmówkach zeszło im z dziesięć minut, po czym we trójkę natknęli się na Malcolma, który wydawał się być całkiem trzeźwy w przeciwieństwie do Fieldstona, który już miał problemy z utrzymaniem równowagi. Wstawiony John przedstawił jedną z dziewczyn Bakerowi. Miała na imię Diana, długie rude włosy, była zgrabna i niska. Druga, wysoka, smukła brunetka o lekko zadartym nosie, na którym widniało kilka piegów została z Romeo. Miała na imię Lily. Jakoś wyszło, że grupka się rozeszła i każdy poszedł w swoją stronę. Mężczyzna postanowił jeszcze trochę wypić. Nie było problemów z alkoholem. Szybko w jego rękach znajdowały się kieliszki. W końcu razem z partnerką udali się do samochodu gdzie można było spokojnie "pogadać". Facet zaczął lasce truć o tym, czego dokonał razem z kompanami spoufalając się z nią coraz bardziej. Zaczął chwalić jej sylwetkę, potem piersi kończąc na pośladkach. Później doszło do małych całusów by skończyć na długim namiętnym pocałunku „miłości” na tylnym siedzeniu…

Godzinę później zaniepokojony nieobecnością Malcolma John zaczął go szukać. „Przepadł jak kamień w wodę” – myślał – „Gdzie on może być? Wybrał się na romantyczny spacer w pełni księżyca?” Po chwili zastanowił się gdzie może znaleźć braciszka. Przypomniało mu się jak ów braciszek czytał jakieś ogłoszenie o walkach na arenie. Kurwa! Areny mu się zachciało – krzyknął. Mężczyzna szybko odnalazł Alexa. Nie było to trudne, gdyż pił w centrum z najbardziej zaprawionymi. Tak naprawdę żaden z nich nie umywał mu się do pięt. Szybko podzielił się z tatkiem swymi obawami o Malcolma. Tak jak się spodziewał Pavlov zaraz odszedł od stołu i szybko ruszył do samochodu.

- Ja poprowadzę – powiedział John – Już się dobrze czuje, a to, że piłem to nic nie znaczy. Ja jestem trzeźwy – upierał się mimo, ze na kilometr było widać, iż, znajduje się w stanie upojenia alkoholowego. Mężczyzna od razu pokierował się w stronę słupa, na którym widniało ogłoszenie. Przeczytał szybko gdzie znajduje się pole walki i ruszył w jego kierunku jadąc umiarkowanie wolno, aby nie narażać na niebezpieczeństwo Alexa. Po pewnym czasie dotarli do hangaru. Po zaparkowaniu auta udali się na trybuny. To, co zobaczyli było dla nich ogromnym ciosem. Bezwładne ciało Malcolma było znoszone z areny na noszach. Starali się przedrzeć przez skandujący imię Kmiota tłum możliwie najszybciej. W końcu udało im się dotrzeć do miejsca gdzie leżał nieprzytomny Baker. Nad nim stał jakiś gość ubrany w spodnie moro, czarny T-Shirt z napisem „I FUCK MOLOCH” na klatce piersiowej natomiast na odwrocie pisało „… AND YOU”. Na łysej głowie miał beret alla „comandos”. Facet na oko miał jakieś pięćdziesiąt lat, ale wydawałoby się, że jego prawy sierpowy zwali z nóg niejednego twardziela. Był dobrze zbudowany, wysoki, szczupły. W rogu pomieszczenia stała jeszcze Diana. Miała zatroskaną minę. „Pewnie chciał się popisać przed tą laską. Idiota…” – myślał John. Razem podeszli do drummera i zaczęli mu się przyglądać. Kupa zadrapań, krwi i siniaków. Tak wyglądał nieprzytomny. Pavlov zaczął krzątać się przy Malcolmie opatrując większe rany oraz robiąc okład na twarz. Po kilkunastu minutach gladiator przemówił. Wszyscy zbliżyli się do stołu, na którym leżał. Fieldston ponownie zdał sobie sprawę z obecności reszty ludzi. Wcześniej wpadł w swego rodzaju letarg. Odciął się zupełnie myśląc o egzystencji swego brata. To jego głos go „obudził”. Później odezwał się tajemniczy nieznajomy. Malcolm wszedł z nim w konwersację. Najwyraźniej się znali. Alex szybko uświadomił Kmiota, dlaczego ten nic nie widzi i przedstawił ogólny stan zdrowia.

Cała piątka wyszła ponownie na pole walki by zobaczyć, co wygrał wojownik. Na środku areny stała duża klatka zakryta kilkoma kocami. Gdy komentator przedstawił zwycięzcę zdjęto koce. W klatce stał ogromny pies rasy Bernardyn. Był masywny a jego wyczesana sierść błyszczała się. Na stwierdzenie Malcolma, że będzie dużo wart John odpowiedział piorunującym spojrzeniem. Wiedział, że to nie on wygrał psa, że to zwierze należy do Malcolma, ale jak można sprzedać takiego misia? Przecież on jest taki piękny i na pewno jeszcze wejdzie do samochodu. Baker widząc spojrzenie towarzysza zmienił zdanie. Ruski szybko to wykorzystał nadając mu imię Borys. „A tak swoją drogą. Ładne imię” – pomyślał kierowca.

***

Fieldston pomagał poruszać się drummerowi, który sam w obecnej chwili dużo by nie zdziałał. Cały czas obok niego szła Diana. W pewnym momencie John zwrócił się do niej:

- Diana, tak? Jesteś samochodem? O to dobrze. Widzisz, Jest nas o jednego za dużo. Mogłabyś zabrać Malcolma? – Gladiator spojrzał na przyjaciela lekko zaskoczony oraz skrępowany. – My musimy zabrać Borysa i tego kaprala, gdyż jest naszym gościem i taki jest nasz obowiązek – kontynuował udając, że nie widzi spojrzenia braciszka - Malcolm już go zna, więc chce dać nam szansę wejść w znajomość z Mahone.

Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą skierował Bakera w stronę samochodu kobiety nie dając dojść mu do słowa. Następnie pomógł mu wejść, puścił oczko i odszedł pozostawiając ziomka sam na sam z kobietą. Przy Plymouth czekał już Aleksiej razem z kapralem pogrążeni w rozmowie.

- John Fieldston – przerwał kierowca wyciągając rękę do kaprala – Wyciągnąłem Malcolma z niewoli jakiś czas temu i od tond podróżujemy razem, a w zasadzie ścigamy się. Nasza trójka uczestniczy w Canonballu.

- Kapral Mahone, szkoliłem Kmiota. To dzięki mnie tak wywija mieczem, rzuca włócznią i tym podobne. Canonball powiadasz. Słyszałem conieco. Podobno można nieźle się wzbogacić. W takim razie życzę powodzenia

- Dziękujemy i zapraszamy, niedaleko jest impreza trzeba będzie oblać zwycięstwo Alexa i Malcolma.

Wszyscy oprócz Johna załadowali się do wozu. Ten czekał na nagrodę, którą tutaj miała zostać odstawiona. Istotnie po paru chwilach napakowany gość wyszedł z psem na smyczy, i przekazał zwierzę Fieldstonowi. Borys był trochę nie ufny. Zdarzyło mu się nawet warknąć, lecz kierowca się tym nie przejął. Wyciągnął z bagażnika kawałek tak bardzo wartościowej w tych czasach kiełbasy i rzucił ją w stronę psa, który pożarł ją momentalnie bardzo się przy tym śliniąc. John nie mógł się powstrzymać by nie rzucić jeszcze jednego trochę większego kawałka. Nie chcąc zdenerwować niecierpliwiących się już pasażerów wprowadził psa na tylnie siedzenie, otworzył mu okno mówiąc przy tym - Jakby Ci było niedobrze brachu to zwracaj tędy - i sam usiadłby po chwili odpalić samochód ruszyć za jadącymi daleko w przedzie Malcolmem i Dianą. Podróż nie trwała długo, lecz Dalkem można było zaobserwować, że wóz nie jedzie idealnie prosto. Mały slalomik – jak to tłumaczył Romeo. Gdy dojechali było już ciemno. Zabawa zdawała się dopiero rozkręcać. Coraz to więcej samochodów zjeżdżało w tę stronę bogatej w używki imprezki.

- Co sądzisz o Tej Dianie tatko? Ładna, zgrabna no i leci na Kmiota. Dasz im swoje błogosławieństwo tej parze? – Pytał Fieldstone wysiadając z samochodu – Zajmiecie się trochę psem? Za niedługo wrócę i was zmienię – i nie czekając na odpowiedź odszedł. Mężczyzna daleko w tłumie wypatrzył kilka znajomych twarzy. Znajomi siedzieli na pace starego Pickupa popijając wódkę, paląc fajki i zioło.

- Siema chłopaki! Można się przysiąść? - zagadnął na powitanie.
- John! – usłyszał odpowiedź od Garego
- Wbijaj – krzyknął Thomas robiąc trochę miejsca

Od razu na wstępie Romeo otrzymał kieliszek jakiejś przedwojennej rosyjskiej wódki. Trochę go wykrzywiło, ale bez wahania wychylił kolejny przydział. Następnie zasiadł w kole, gdzie już krążyły trzy skręty. Każdy ściągał bucha i puszczał zioło dalej w obieg zamknięty. Zaczęto opowiadać niestworzone historie głównie o wyścigach, których w Detroit nie brakowało oraz wspominać dawne czasy. Zielonego było stanowczo za dużo. Przynajmniej dla Johna…

***

Czuł, że na jego klatce piersiowej spoczywa czyjaś głowa. Uchylił lekko oko. Słońce oślepiło go, więc zacisnął powiekę, lecz w tym ułamku sekundy zdążył dostrzec, iż znajduje się w jakimś samochodzie a na klacie spoczywa mu młoda kobieta. "Dobrze, że dziewczyna" – pomyślał śmiejąc się w duchu. Towarzyszka snu zbudziła się. I na "dzień dobry" obdarzyła mężczyznę pocałunkiem. Ten odpowiedział nie otwierając oczu:

- Dzień dobry, Lily.

W aucie zapanowało poruszenie. Nim Fieldston otworzył oczy poczuł otwartą rękę kobiety na prawym policzku. Wcześniejszy pocałunek złagodził ból głowy, jednak to uderzenie spotęgowało kaca. John otwarł oczy. Kobieta, którą zobaczył to nie była Lily. Ta, którą widział była blondynką, mającą, czym oddychać i na czym usiąść. Wyglądała na złą i zbulwersowaną. Mężczyzna nawet jej nie zatrzymywał, gdy wychodziła z zupełnie obcego dla niego pojazdu. Sam poszedł za jej przykładem. Szybko nasunął spodnie, założył koszulę i marynarkę i wyszedł. Dopiero teraz spostrzegł, że spędził noc w jakimś sedanie zaparkowanym przy Pickupie, na którym spali starzy znajomi. Nie chciał budzić kolegów i prosić o trochę alkoholu i palenia, więc sam sobie po cichu wziął i zwrócił się w stronę gdzie ostatnio widział wóz. Przypomniało mu się, co mówił wychodząc z niego – "Za niedługo wrócę i was zmienię". Kierowcą zaczęło targać sumienie. Myśląc o tym jak przeprosić ziomków doszedł do auta, które stało puste. Oparł się o drzwi czekając na kokoś z kluczami. Po pięciu minutach zza krzaków wyszedł Malcolm z Borysem na smyczy.

- Witaj, jak noc? – powiedział John do Kmiota, w którego odpowiedzi nie słychać było urazy – Mi minęła za szybko, nie zdążyłem spamiętać wszystkiego – mówił z niepewnym uśmiechem na twarzy. Nie wiesz gdzie Alex? – kontynuował – bo moglibyśmy ruszać. Mężczyzna wyglądał jakby się lekko kitrał. Widać było, że coś chowa pod marynarką. Gdy Baker otworzył samochód Fieldston szybko do niego wparował i schował w schowku butelkę wódki i nabitą fifkę. Lepiej nikomu nie mówić, że to miałem – skwitował. Kilka minut później jechali między samochodami szukając najstarszego członka drużyny, którego szybko znaleźli. Żegnał się z jakimś równolatkiem. Widząc GTX uścisnął kolesiowi dłoń w skierował się w stronę samochodu. Gdy wsiadał John przemówił nieśmiało:

- Przepraszam tatko, że Cię wczoraj opuściłem. Trochę zadumo wypiłem i jakoś tak wyszło… Jeszcze raz bardzo przepraszam, a to – wskazał na butelkę, którą wyjął ze schowka - to na przeprosiny. Nie pomyśl sobie, że chcę Cię przekupić czy coś. Po prostu myślałem, że będziesz chciał…

***

Jechali do miejscowości „Gary”. John jako jedyny nie spał. Reszta strudzona poprzednim wieczorem zaraz zasnęła. Tylko Borys dotrzymywał mężczyźnie towarzystwa. Fieldston również chętnie by się przespał. Kac męczył go niemiłosiernie a sen na pewno przyniósłby ulgę. Zmęczenie… Powieki stawały się coraz cięższe, ruchy coraz wolniejsze, głowa bezwiednie opadała. Raz jeszcze podniósł ją otworzył oczy. Tylko na chwilę. Potem była ciemność…

***

Jechał swoim GTX około 150 km/h. Wiatr wpadający przez szyby bardzo go orzeźwiał, rozwiewał włosy. Nie był sam. Obok siedziała piękna, wysoka brunetka o długich nogach i zaokrągleniach tam gdzie trzeba. Miała długie falowane włosy, oczy koloru morza, w którym można utonąć bez miary oraz drobny, lekko zadarty nos. Istny ideał. Ubrana była w krótką sukienkę „mini” i koszulkę do pępka ze śmiałym dekoltem. Objął ją ramieniem. Nie wzbraniała się, nawet się do niego wtuliła. Postanowił obdarzyć ją pocałunkiem. Już prawie ich usta połączyły się, gdy jakiś wariat zaczął trąbić. Fieldston rozejrzał się. Nigdzie nie było żadnego auta. Ponownie skierował swą twarz ku twarzy nieznajomej. Znów trąbienie…

***

Obejmował Pavlova, który leżał w niego wtulony. Byli zdecydowanie zbyt blisko siebie. Kierowca mrugał oczami z niedowierzaniem. Musiałem zasnąć – myślał – i zsunął się na mnie. Dobrze, że śpi i nie jest tego świadkiem. Ale by było gdyby… Ponownie usłyszał trąbienie. Rozejrzał się. Dalej jechał drogą, choć już lekko z niej zjeżdżał. Na przeciwnym pasie ruchu jechał wyprzedzający ich Coupe. Siedział w nim młody gość zarykujący się ze śmiechu. "No i mam zszarganą reputację" – pomyślał John

***

Droga do „Gary” była jeszcze długa i gdzieś wypadało odpocząć po wieczornej hulance. Romeo nie mógł sobie pozwolić na kolejne zaśnięcie za kółkiem a nikt nie kwapił się, żeby go zmienić. Postanowił, więc zatrzymać się w małej mieścinie w knajpie by trochę odpocząć, nabrać sił. Do głowy przyszedł mu dość dziwny pomysł. Chciał dać mały występ w zamian za trochę żarcia, picia i czegoś na kaca ewentualnie benzyny. Malcolm poparł plan gdyż dawno nie grali. Szybko ubłagali barmana i zaczęli rozstawiać sprzęt. Samochód zaparkowali możliwie najbliżej okien gdyż potrzebne było źródło energii, którym w tym przypadku był akumulator… Zaraz później rozbrzmiał dźwięki gitary i perkusji. Potem dołączył śpiew.


[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=2ZW8nAYghdc[/MEDIA]
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...

Ostatnio edytowane przez Kud*aty : 20-04-2008 o 23:33.
Kud*aty jest offline