Wodospad gniewu przelewał się z Azazaela na mnie. Ulga, nowe siły - kolejny kontrast, przed chwilą czułem zupełnie co innego. Azazaelu... więc i ty upadłeś, łupnąłeś, jak to się wyraziłeś. Przed chwilą wściekły na ciebie za to, że pozostałeś Aniołem, podczas gdy my cierpimy w smrodzie ludzi, teraz współczuję tobie tego, że tu jesteś.
Ale skąd ta moc? Czy zdołałeś ją zachować? Jahwe nie pozbawił cię jej? jak? dlaczego?! Wytłumacz! Czemu twoje ciało trawi ogień, a raczej czemuż jest ono nań odporne?! Jak zdołałeś przeżyć? A morze? Morze... białe, pieniste fale tworzą jego pagórkowatą powierzchnie. Widziałem... Chciałem wypowiedzieć słowo, zdanie, literę w kierunku Anioła, lecz nie mogłem. Wypowiedź moja wisiała w głowie, w umyśle nieprzekształcona na fale dźwiękowe, nie umiałem. Bezsens. Zaśmiałem się w duchu. Twoje pojawienie się dodało mi... otuchy? Zniknął żal, strach, lecz dopiero, gdy uświadomiłeś nas o swym upadku. Jak zwykle władczy, dumny, nawet po upadku zachowujesz się ciągle tak samo. Pyszny. Czy i ja taki jestem? byłem...? czy ciągle będę? uświadomiłem sobie, że zmieniłem się, choć wcześniej nie wiedziałem, jaki jestem. Ma mowa odmieniła się, zachowania, uczucia, reakcje. Człowieczeję... staję się jednym z nich... może, gdy już się nim stanę, ten odór przestanie mi tak przeszkadzać... Pogodziłem się? Chyba... próbując walczyć z tym... czy to nie bezsens? Kolejny... ale on z nami jest. Azazaelu dodasz nam sił? Już dodałeś. Będziemy walczyć! Tak!...chyba. Niezdecydowany ciągle pozostawałem w cieniu, milczący. |